poniedziałek, 11 maja 2020

Kukiz vs. Kazik - nokaut w piątej


      Nie mam najmniejszego pojęcia, ilu z czytelników tego bloga interesuje się polską piosenką popularną, a tym samym, ilu z nich zainteresuje się też tym, co mam zamiar tu dzisiaj przedstawić, na tyle mocno by znieść tę notkę od początku do końca, no ale bywa i tak, że trzeba sobie stawiać pewne wyzwania. Podobnie zresztą było ponad już dziesięć lat temu, kiedy napisałem zatytułowany po prostu „Kukiz” i który jako jeden z pierwszych tu umieszczonych obciął liczbę  tego bloga sympatyków o połowę. O co poszło? Otóż wówczas jeszcze nie polityk, ale  zaledwie wyjątkowo nieudany artysta estradowy Paweł Kukiz, uznawszy, że patriotyzm zaczyna być w cenie, nagrał piosenkę o dwóch ruskich żołnierzach, chlejących nad zwłokami polskich oficerów, których osobiście chwilę temu zastrzelili. Piosenka ta, ponieważ przede wszystkim na poziomie czysto muzycznym przypominała wcześniejszy przebój tego samego Pawła Kukiza, w którym on wyszydzał jedną z najpiękniejszych pieśni eucharystycznych, a przy tym nawet nie ukrywała tego, że jej autor jest głęboko przekonany, że cokolwiek by przedstawiał, to przed sobą i tak ma bandę idiotów, którzy kupią wszystko, co im się przedstawi, zrobił na mnie takie wrażenie, że napisałem tamten tekst, w którym Kukiza zmieszałem z błotem. Pozwolę sobie tu przypomnieć owego tekstu najbardziej istotny fragment:       
      Piszę dziś o nim bez najmniejszego wstydu i poczucia tracenia czasu, ponieważ właśnie w dniu rocznicy sowieckiej zbrojnej agresji na Polskę, Kukiz powtórzył swój manewr sprzed lat. Nie po raz pierwszy zresztą. Kiedy komunistyczna agentura zaczynała tracić grunt pod nogami i nawet ktoś kompletnie niezorientowany w polityce wiedział, że Miller, Kołodko, Oleksy, Kwaśniewski i cała reszta tej bandy powoli zaczyna odchodzić w niebyt, i kiedy Lech Kaczyński swoją popularnością zaczął dystansować nawet Aleksandra Kwaśniewskiego, Paweł Kukiz odnowił swoją publiczną pozycję piosenką, w której obrzucał komunistów najbardziej obelżywymi epitetami. I wtedy również, wystąpił kilka razy w mediach, wyjaśniając jak to on po prostu nie mógł się powstrzymać od tego gestu serca. Zarówno jednak ów stary greps z parodią dziecięcej piosenki eucharystycznej, ani późniejsze plucie na naszą rodzimą bolszewię, nie mogą się równać z tym, co Kukiz wykroił nam obecnie. Wykorzystując, z jednej strony, społeczny sukces historycznej polityki, niestrudzenie i wbrew bardzo ciężkiej agresji z różnych stron, prowadzonej przez Lecha Kaczyńskiego, a wcześniej również przez rząd PiS-u, a z drugiej, 70. rocznicę sowieckiej napaści na Polskę, napisał i zaprezentował nową piosenkę, tym razem o dwóch pijanych sowieckich żołnierzach strzelających w lesie katyńskim do polskich oficerów.
      Podobieństwo między wczesnym przebojem Kukiza, a tym, co on odstawił dziś, jest uderzające. Przede wszystkim identyczny jest sam pomysł muzyczny. zarówno piosenka sprzed lat, jak i ta dzisiejsza, to jarmarczne parodie. Śpiewając przed laty o zapijaczonym księdzu wyłudzającym pieniądze od głupich i bezmyślnych religijnych wieśniaków, Kukiz przygrywał sobie tanimi kościelnymi organami, w taki sposób by ta stara kościelna pieśń brzmiała maksymalnie śmiesznie i szyderczo. Dzisiejszy szlagier Kukiza korzysta z identycznych środków . Wprawdzie tym razem, zamiast organów, słyszymy akordeon, ale też używany w taki sposób, żeby opinia publiczna błyskawicznie skojarzyła, że mamy do czynienia z ruskim dziadostwem i jarmarkiem.
       Ja oczywiście rozumiem, że sposób, w jaki Kukiz komponuje swoje dzieła, jest w pewnym stopniu na nim wymuszony. On nie ma wystarczająco dużo talentu, żeby stworzyć coś autentycznie oryginalnego, więc siłą rzeczy musi się odwoływać do najbardziej prymitywnej, sztubackiej estetyki. To mu gwarantuje, że i będzie miał łatwo, a i jednocześnie, najbardziej bezmyślna i niewrażliwa część jego publiczności szybciej to wszystko przyjmie.
       No ale i to nie jest najważniejsze. Najgorsze, co się tu wydarzyło, a przy okazji najbardziej oburzające, jest to, że on do promowania swojej nędznej osoby, wykorzystał akurat ten dzień. Mało tego. Niechby i robił on sobie, co mu przyjdzie do tej jego brudnej głowy, gdyby tylko nikt na to nie zwrócił uwagi. Tu jednak nastąpiło coś zupełnie porażającego. Telewizja TVN24, najpierw w ciszy i w całości puściła klip z tą piosenką, a później pojawił się Rymanowski z Kukizem i z po chwili śmiertelnej, pełnej wzruszenia ciszy, obaj, ze ściśniętymi gardłami zaczęli swoją pełną patriotycznych uniesień rozmowę. Oczywiście, ani razy nie padło słowo ‘piosenka’. To już była ‘pieśń’, a Kukiz już oczywiście nie był zwykłym, walczącym o przetrwanie, upadłym popowym artystą do wynajęcia, lecz tym Pawłem Kukizem. Głosem polskiego, narodowego sumienia. Oto choroba w postaci najczystszej”.
      To było już dziesięć lat temu z górą i sprawa dotyczyła artysty wyjątkowo miernego. Każdy kto choć trochę interesował się polską muzyką rozrywkową, wiedział że na tle tego, z czym mieliśmy do czynienia przynajmniej przez minione 40 lat Kukiz akurat to było kompletne zero. Mało tego, on był  zerem nawet na tle wykonawców, którzy okupowaliby ową zerową pozycję, gdyby nie Kukiz właśnie. A zatem, jeśli ja się w ogóle zajmowałem wówczas Kukizem, to nie przez to, że on mnie interesował jako artysta estradowy, ale wyłącznie przez tego Rymanowskiego i TVN. Sam Kukiz jako artysta już wówczas był dla mnie dokładnie nikim.
        Czemu więc dziś po latach, w czasie gdy on nie to nawet że nie jest popularnym piosenkarzem, ale nawet jako polityk, pomaga już tylko Kosiniakowi-Kamyszowi w utrzymaniu się na politycznej scenie, postanowiłem o nim wspomnieć? Otóż on mi tu dziś służy wyłącznie jako ów dawny punkt zero. A stało się tak, że pokazał się nam w tych dniach nie kto inny, jak artysta Kazimierz „Kazik” Staszewski, i zamiast zaimponować nam swoim kolejnym artystycznym gestem, postanowił machnąć na tę całą sztukę ręką i się zwyczajnie, pardon me french, zesrać.
       Muszę przyznać, że gdy chodzi o polskich artystów estradowych, to ja mam zaledwie kilku, których toleruję, by nie powiedzieć – podziwiam. Są to przede wszystkim Wojciech Młynarski, Marek Grechuta, Polanie, Chochoły, wczesna Siekiera, Skaldowie, Dezerter ze swoją piosenką „Jestem głupi mam pierdolca”, Ewa Demarczyk, Republika, no i wreszcie ostatnio ów Kazik, czy to indywidualnie, czy ze swoim projektem o nazwie Kult. Dla mnie Kazik, choć jako jeden z nas, po prostu przeciętny bałwan, jednak jako artysta znaczył od zawsze naprawdę coś. A zatem, jeśli dziś wspominam Kukiza, a jednocześnie Kazika, to wyłącznie po to, by pokazać, że kiedy Kukiz spadał z poziomu zespołu Piersi, czy nawet Aya RL, który swoją drogą nie był nawet jego projektem tylko pewnego zdolnego Rosjanina, to tak naprawdę ów upadek był taki sobie. Jeśli jednak idzie o Kazika, to tu każda możliwa kompromitacja ma znaczenie potrójne. I nie chodzi nawet o to – choć tu, owszem, jego fani mają powody, by się zamartwiać – że on od pewnego czasu zdecydowanie traci dotychczasową energię. To samo akurat spotkało nawet kogoś tak wielkiego jak zespół Led Zeppelin. Rzecz natomiast w tym, że Kazik, co mieliśmy okazję niedawno zaobserwować, stoczył się nawet poniżej poziomu dotychczas zajmowanego przez Pawła Kukiza z jego zaangażowanymi społecznie kawałkami. Mało tego. On się stoczył poniżej Kukiza również na poziomie czysto muzycznym. Mało i tego – on od Kukiza zwyczajnie zgapił, a tym sposobem udowodnił, że stał się zwykłym tanim plagiatorem i dziś szoruje po dnie.
        Proszę mnie dobrze zrozumieć. Ja nie mam pretensji do obywatela Kazimierza Staszewskiego, że on nie lubi Prawa i Sprawiedliwości. To mnie akurat obchodzi najmniej, a poza tym, nie wykluczam, że już jutro mu się odwidzi i uzna, że ten Kaczor to jednak prawdziwy mistrz. Polityczne poglądy Kazika obchodzą mnie w stopniu żadnym. To co mnie natomiast martwi, to fakt, że jeden z moich absolutnie topowych polskich artystów, artystycznie właśnie, stoczył się poniżej Pawła Kukiza. A to jest naprawdę wydarzenie.
       Kazik, jako artysta, miał mnóstwo możliwości, by wyrazić swój stosunek do ogólnie rzecz biorąc polityki. I robił to wielokrotnie w sposób absolutnie mistrzowski, by wspomnieć choćby takie piosenki jak z jednej strony „Lewy Czerwcowy”, czy z drugiej „Wałęsa dawaj moje 100 milionów”, czy wreszcie „12 groszy”. I oto nagle dziś, kiedy wychodzimy z tej dziwnej pandemii, on nagrywa piosenkę o tym, że Jarosław Kaczyński poszedł na cmentarz. No ale niech będzie i to. Niech będzie, że to jest coś choć w części tak  potężnego, jak choćby ów „Lewy czerwcowy”. Tymczasem co my tu mamy? Parodię Kukiza we własnej osobie, z jego osobistymi talentami, jego gnuśnością i jego rzekomym cwaniactwem.
       Wspomniałem już na początku tej notki, że Kukiz nawet nie miał za bardzo z czego spadać, a jeśli mu poświęciłem swój dawny tekst, to tylko dlatego, że czułem wtedy jakiś poważniejszy smród, który nam zresztą towarzyszy do dziś. Gdy chodzi o Kazika, śmierdzi już tylko upadek kogoś, kto dawał nadzieję na to, że co by się nie działo, to pozostaje sztuka. Dziś okazuje się, że sztuki nie ma. Jest już tylko cień Kukiza.
       Jest jednak coś, co osobiście odbieram jak znak bardzo pozytywny. Otóż to, że oni postanowili walczyć na takim poziomie, to znaczy, że innego albo nie znają, albo nie mają do niego dostępu. A skoro tak, to należy podejrzewać, że po raz pierwszy od nie wiem jak dawna oni stracili to, co się nazywa „pop”. I teraz już nawet Zenek w Zakopanem ich nie uratuje.





2 komentarze:

  1. Podobnie dzisiaj na TT skomentowałem ten kawałek i w odpowiedzi zostałem nazwany pisowskim partyjniakiem. Czyli już nie poziom z polityczne zaangażowanie po tej czy innej stronie robi prawdziwą sztukę. Marazm jest biznesowy to artyści koniunkturalnie nawiązują ale mocy w tym nie ma żadnej. Ogólnie pop kuleje nawiązując do serialu Karino. Nie wiem czy oglądałeś te koncerty robione po domach, kawałki widziałem i tylko A. Rojek trzymał poziom, z reszty jakby ktoś powietrze spuścił i zabrał wzmacniacze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja się trochę interesuję polską piosenką popularną i zgadzam się z każdym zdaniem Twojego tekstu, Toyah. Tomek (mój syn) w 2015 roku uzyskał po raz pierwszy w swoim życiu czynne prawo wyborcze (21 latek już miał). Przyjechał do domu, żeby z nami głosować. Kukiza nigdy nie traktował poważnie (i większość jego znajomych też), więc ten temat mamy z głowy, ale Kazika z trudem przełykam. Chociaż każdą rewoltę w wykonaniu celebrytków traktuję tak samo poważnie, jak oni mnie.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...