sobota, 11 kwietnia 2020

Ten Years After, czyli co nam pokazuje Bóg


Powiem szczerze, że nie umiem sobie przypomnieć, kiedy dokładnie poniższy tekst się na moim blogu ukazał, ale wiem, że był to jeszcze Salon24 oraz wiosna 2010 roku, chwilę po Smoleńskiej Katastrofie, a ja do dziś traktuję go jako coś niemal najmocniejszego, a jednocześnie najważniejszego, co się kiedykolwiek tu ukazało. Ponieważ te 10 lat minęło jak z bata strzelił, a my wbrew pozorom jesteśmy już tylko mądrzejsi, dobrze jest sobie przypomnieć tamte słowa naszego dobrego księdza Rafała, jakże głębokie, przenikliwe oraz przede wszystkim prawdziwe.       


     Najpierw dorzucę swój kamyczek do metafizycznych interpretacji Katastrofy. Jest odwiecznym zwyczajem, że od 5 niedzieli Wielkiego Postu, w naszych świątyniach zakrywa się krzyże, albo wręcz wynosi się je z kościoła. Istnieje wiele interpretacji tego zwyczaju (zasłona jako znak tajemnicy, którą jest Boża miłość do człowieka; „post dla oczu”; znak uniżenia się Syna Bożego), ale mnie osobiście zawsze odpowiadała ta, której sensem było pytanie: „Wyobraź sobie, co by się stało ze światem, z ludźmi, z Tobą, gdyby nie było tego wszystkiego, co krzyż sobą wyraża?
      Ta myśl o braku obecności krzyża i wynikających z tego konsekwencjach, przyszła mi do głowy w sobotę, 10 kwietnia, gdy w telewizyjnych relacjach opisujących mordercze cechy smoleńskiej mgły, pokazywano katyński krzyż, jego cień i te puste krzesła, na których nikt już nie usiadł… Przyszła mi ta myśl do głowy, bo ktoś powiedział, że w prezydenckim samolocie była cała Polska. Była tam cała Polska (taka, jaką Ona w swej różnorodności jest, w wymarzonych przez śp. Prezydenta ideowych proporcjach, oraz z tym, co z owych proporcji może wynikać), ponieważ Lechowi Kaczyńskiemu – i pewnie Bożej Opatrzności – zależało, by cała Polska (właśnie taka!) pokłoniła się Ofiarom Katynia i by cały świat to zobaczył. No i zobaczył…
      I ta Polska została zasłonięta, zabrana. Pozostała pusta przestrzeń (albo jak chce Lech Wałęsa: Polska z obciętą głową i wyrwanym sercem, tzn. trup), w którą żałobnie się wpatrujemy, mając okazję by zastanowić się, co się stanie ze światem, z Polakami, jeśli Polski (z wiadomymi ideowymi proporcjami i różnorodnością) nie będzie i nie będzie tego wszystkiego, co taka Polska sobą stanowi.
      I Pan Bóg w dobroci swojej pokazuje nam co się stanie.
      Pokazuje, że Polska bez głowy i serca (tzn. trup), jest wreszcie państwem, które tak dobry człowiek jak premier Putin, traktuje z należytą atencją. Może to już czynić, ponieważ – jak to wczoraj ocenił moskiewski dziennik „Kommiersant” – po tragedii w Smoleńsku powstała sytuacja, w której możliwy jest prawdziwy przełom w stosunkach między Rosją i Polską, a – cytuję: „ci politycy w Polsce, którzy opowiadają się za pojednaniem z Rosją, otrzymali taką swobodę manewru, o jakiej tydzień temu mogli tylko marzyć”.
      Prawda, że to jest piękne?
      Bóg pokazuje, że Polska bez głowy i serca (tzn. trup) może być zarządzana bez głowy i serca, co unaocznia nam wszystkim biedny i jakoś taki zdziwiony premier Tusk (dlaczego zdziwiony? Przecież jako dobry chrześcijanin, głęboko przeżywający w niedawnym Wielkim Tygodniu tajemnice Męki Pańskiej, powinien był wiedzieć, że gdy dzieje się jakieś zło, to działa wtedy ręka szatana, posługująca się niekiedy ręką całkowicie materialną, oraz Ręka Bożej Opatrzności, która – z szacunku dla ludzkiej wolności – zło dopuszczając, z tego zła dobro wyprowadza. Czyżby Pan Premier poczuł się zaskoczony obecnością ręki, pisanej z małej litery?). Oczywiście, premier Tusk osobiście bardzo się stara i na pewno bardzo dba o zachowanie Majestatu Rzeczypospolitej. Stąd też tylko i wyłącznie głupocie jego niefrasobliwych, pozbawionych wyobraźni doradców można przypisać fakt, że wszystkie asy dzierży w swych dobrych dłoniach premier Putin.
      Skoro jednak ambasador Polski w Moskwie, razem ze wszystkimi swoimi ludźmi nie rozpoczął „okupacji” smoleńskiego lotniska, skoro nie podjęto próby (być może naiwnej), by jak najszybciej polskimi siłami to lotnisko zabezpieczyć, skoro nikt z rządu Pana Tuska nie zwrócił się z prośbą o powołanie międzynarodowej komisji (choćby NATO-wskiej) d.s. zbadania okoliczności śmierci Zwierzchnika Sił Zbrojnych RP i najwyższych polskich dowódców wojskowych, no to co tak prostolinijny i szczery człowiek jak premier Putin miał zrobić? Pozwolić, by we wraku zderzonego ze smoleńską mgłą prezydenckiego samolotu, grasowały jakieś cmentarne hieny? Oczywiście, że nie mógł na coś takiego pozwolić. A to, że przy okazji wpadła mu w ręce możliwość by sprawić (np. sugestią, iż w smoleńskiej katastrofie, miały swój „ręczny” udział polskie służby specjalne), aby premier polskiego rządu przytulał się do niego skwapliwie, ufnie i na zawołanie, świadczy tylko o tym, że Premier Rosji wie doskonale, iż polityka to m.in. sztuka wykorzystywania możliwości.
      Bóg pokazuje, że Polska bez głowy i serca (tzn. trup), jest już gotowa na to, by usłyszeć rosyjskie „przepraszamy za Katyń”. Co prawda, do niedawna oficjalne stanowisko Kremla (równoległe do klękania premiera Putina w Katyniu) wyrażone przed sądem w Strasburgu było następujące: „Nie udało się potwierdzić okoliczności schwytania polskich oficerów, charakteru postawionych im zarzutów i tego, czy je udowodniono, ani też tego, czy Polaków w ogóle rozstrzelano” – ale cóż, sytuacja rozwija się w sposób dynamiczny.
      Gdy w minioną sobotę, o godz. 8:56 pojawiła się owa wspominana już, a wymarzona swoboda manewru, nic nie stoi na przeszkodzie (nawet zagrożenie dla bezpieczeństwa Rosji, ze strony bezczelnych i chciwych potomków katyńskich ofiar, chcących swymi roszczeniami oskubać biedne rosyjskie państwo na sumę przynajmniej 22 miliardów dolarów), by prezydent Miedwiediew mógł powiedzieć, że katyński mord został dokonany z polecenia najwyższych władz radzieckich, w tym Józefa Stalina. Możemy tylko domniemywać, dlaczego sobotnia katastrofa w sposób tak nagły zwiększyła bezpieczeństwo naszych rosyjskich przyjaciół, ale tak czy inaczej czują się bezpieczniejsi i już.
      Bóg pokazuje także i to, że Polska bez głowy i serca, jest znakomitym, pragmatycznym i elastycznym partnerem gospodarczym. Wymarzona swoboda manewru, która jakże niespodzianie (żeby nie powiedzieć: szczęśliwie) pojawiła się w minioną sobotę, daje możliwość chociażby sfinalizowania polsko-rosyjskiej umowy o dostawy gazu ziemnego do Polski. Dzięki temu obecny i następne polskie rządy, nie będą sobie musiały zaprzątać głowy dywersyfikacją dostaw (te wszystkie kosztowne, nie mające ekonomicznego uzasadnienia gazoporty, azerbejdżańskie rury, czy mityczne łupkowe gazy), bo i faktycznie, sama myśl o innych źródłach paliw niż rosyjskie, jest nadużyciem zaufania i wielką krzywdą wobec tych, którzy okazują nam tak wielkie zrozumienie i solidarność.
      Na tę nową, ekonomiczną jakość Polski, rynki finansowe zareagowały pozytywnie, czego znakiem było to, iż w miniony poniedziałek, na warszawskiej giełdzie „WIG20 po spokojnej sesji wzrósł o prawie 1 proc., czym ustanowił nowy rekord zwyżki i pokazał swoją siłę”. I trzeba się z tego cieszyć, bo jak mówi jeden z finansowych analityków (Piotr Kuczyński), po sobotnich wydarzeniach „rządząca koalicja (przez rynki odbierana jako dla nich korzystna) umocniła się. Pamiętać też trzeba, że wybór nowego szefa NBP zapewni jednolitość opinii na linii RPP – NBP – rząd. Znikną swary. Dlatego też, brutalnie mówiąc, inwestorzy zagraniczni mogą niedługo jeszcze lepiej oceniać sytuację w Polsce”.
      Coś pięknego!
      No i na koniec, a propos – jak to taxer nieco wyżej ładnie ujął: „obrzydliwej w treści, a ślicznej w formie” notki Toyaha, Bóg pokazuje nam, że Polska bez głowy i serca, będzie Polską ruskich buców (powodowany ostrożnością procesową wyjaśniam, że określenie „ruski buc”, jest na blogu toyaha terminem technicznym, opisującym coś co jest bardzo osobiste, intymne, wręcz ontologiczne - a skutkujące mentalnością charakteryzującą się wewnętrzną pustką, kulturowym wykorzenieniem, pobłażliwym stosunkiem do fałszu i lekceważeniem dla prawdy, swego rodzaju bezwzględnością i innymi tym podobnymi przymiotami).
      Oczywiście, biorąc pod uwagę to, co napisałem wyżej, należy zauważyć, że te nasze swojskie, ruskie buce, to jednak druga liga, w porównaniu ze wschodnimi mistrzami. Tym niemniej pomysł, propagowany przez tak wiele znakomitych autorytetów, by nienawiść i szaleństwo w imię jedności społeczeństwa podnieść do rangi normy powszechnej, ze wszech miar zasługuje na uznanie.
      Czy to już wszystko, co dobry Bóg nam pokazuje? Oczywiście, że nie. Bóg pokazuje także i to, że nadszedł czas, by się na coś zdecydować: albo na żywą (w wiadomych ideowych proporcjach i różnorodności) Polskę Kaczyńskiego, (i tu trzeba się liczyć chociażby: z zimnym wiatrem i mgłą z Rosji, niezadowoleniem inwestorów zagranicznych, rechotem i fuckami ruskich buców), albo na święty spokój Polski martwej, nie mającej wpływu na bieg spraw politycznych, gospodarczych czy społecznych.
      Nie wiem dlaczego właśnie teraz nadszedł czas wyboru. Ale wiem, że Bóg pokazując nam to wszystko pragnie, byśmy wybrali dobrze. Już wkrótce zasłona będzie zdjęta. Czas namysłu minie. Polska nie jest jeszcze trupem. Na razie śmierć dotknęła Jej symbole. To jest bolesne, ale Polska jest, żyje. Patrząc na tłumy chcące pokłonić się Prezydenckiej Parze, jestem optymistą. Tych ludzi żadne wulkaniczne pyły nie przykryją.
      No i jest Pan Jarosław, który owych ludzi – daj Boże! – poprowadzi.




3 komentarze:

  1. odrzuciło mój wcześniejszy komentarz, ja tylko chciałam dodać, że ten tekst jest mistrzowski:) Wesołych Świąt Wielkanocnych życzę

    OdpowiedzUsuń
  2. @Jola Plucińska
    Takich komentarzy system odrzucać nie powinien.

    OdpowiedzUsuń
  3. Już to kiedyś pisałem, że rzeczywiście "wulkaniczne pyły nie przykryły" tych ludzi, sprawdziło się.

    Wszystkiego najlepszego z okazji Świąt Zmartwychwstania Pańskiego.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Gdy Ruch Ośmiu Gwiazdek zamawia świeżą dostawę pieluch

      Pewnie nie tylko ja to zauważyłem, ale gdybym to jednak tylko ja był taki spostrzegawczy, pragnąłbym zwrócić naszą uwagę na pewien zup...