Trafiłem
niedawno na tekst znanej nam tu troszeczkę Peggy Noonan i tak mi się on
spodobał, że, postanowiłem go specjalnie dla czytelników tego bloga
przetłumaczyć. Myślę, że szczególnie dziś, gdy czasem człowiek ma ochotę
pieprznąć tym wszystkim i zanurzyć się w muzyce – czy co tam kogo cieszy – i
próbować przeczekać jakoś ten trudny czas, może być przyjemnie poczytać sobie
tekst taki jak ten. Na pewno bardziej się to opłaci, niż choćby pieklenie się
apelem skierowanym przez pewną feministkę, niejaką Staśko, do innych feministek, by wpłacały pieniądze
na fundację dla ratowania zawodowych kurew, które przez tę zarazę, pozostały
bez środków do życia. A więc zapraszam.
Postanowiłam
ostatnio podjąć wielkie wyzwanie i nauczyć mojego syna bycia dżentelmenem – nadzwyczaj
ciężkie zadanie w dzisiejszym świecie. Zaczęłam od przedstawienia definicji.
Dżentelmen, powiedziałam swojemu dziecku, to przede wszystkim człowiek
uprzejmy. W tym momencie jego oczy przybrały przeszyty desperacją kształt – ma
dopiero 10 lat i bycie uprzejmym nie stoi zbyt wysoko w jego hierarchii
wartości – a więc poinformowałam go, że bycie uprzejmym wymaga prawdziwej
odwagi. Ponieważ w tym momencie zaczął węszyć podstęp, zmieniłam taktykę. W
Anglii, powiedziałam, powszechnie się uważa, że dżentelmen nigdy nie obrazi
nikogo przez nieuwagę. I w tym momencie temat nabrał barw, gdyż mój syn zaczął
się zastanawiać nad sposobami obrażenia kogoś jak najbardziej celowo.
I on i ja,
przez minione lata, omówiliśmy sobie kwestię podstawowej grzeczności. (Jak
głoszą sondaże, większość Amerykanów życzyłaby sobie, by stało się to
powszechnym zwyczajem: wedle tych danych, 67 procent mieszkańców Stanów odbiera
dzisiejszych nastolatków jako „nieokrzesanych” i „chamskich”, podczas gdy 61
procent uważa, że młodzież nie wie, czym jest uczciwość i odpowiedzialność, a
szacunek z ich punktu widzenia nie jest niczym co by zasługiwało na poważne
potraktowanie). Syn mój wie na przykład, że o ile oni sobie tego nie zażyczą, nie
wypada zwracać się do dorosłych po imieniu, że odbierając telefon nie mówi się
„Co?”, lecz „Słucham”, że nie przerywa się innym o ile sytuacja nie jest
naprawdę konieczna, a więc gdy mówimy: „Przepraszam, ciociu Patty, ale pali ci
się nos”. Nie należy też zwracać się do osoby, która właśnie kichnęła słowami:
„O! Masz coś lepszego?” Nie wchodzi się też do kościoła w szortach, a podczas
kazania nie należy się drapać w roztargnieniu po pupie, czego akurat byliśmy
świadkami w minioną niedzielę.
To jednak są
zaledwie zakazy, podczas gdy wypadałoby również przedstawić nakazy, które
zwykle jest znacznie trudniej sprzedać. Mówię więc swojemu dziecku: Dżentelmen
stara się zawsze przepuszczać inne osoby; kiedy wpadnie na kogoś w przejściu,
mówi „Przepraszam” i odsuwa się, by druga osoba mogła przejść; zanim porwie
ostatnią puszkę napoju z lodówki, pyta kolegę „Co dla ciebie?”, a jeśli kolega
ma ochotę na ten właśnie napój, częstuje go, nie zaznaczając jednocześnie, jak wielkie
to było dla niego wyrzeczenie. Dżentelmen podróżujący zatłoczonym pociągiem,
wstaje i ustępuje miejsca starszej osobie. Dżentelmen przytrzymuje drzwi
kobiecie. I muszę przyznać, że choć większość owych zaleceń syn mój przyjął z
umiarkowanym niezadowoleniem, w tym ostatnio wypadku fuknął z oburzeniem. „Mamo”, powiedział. „To
jest tak, jakby uznać, że dziewczyny są lepsze. Jesteś zwykłą... feministką!”
Teraz to ja
prychnęłam. „Owszem, jestem feministką w tym sensie, że uważam iż kobiety
powinny być równe wobec prawa oraz że są równe w oczach Boga, poza tym jednak
uważam, że kobiety i mężczyźni, chłopcy i dziewczęta są bardzo różni i często
potrzebują innego traktowania, i myślę, że tak samo uważa każdy, kto ma oczy by
widzieć i uszy by słyszeć”.
Tu jednak
syn mój postawił sprawę jasno. W telewizji, powiedział, kobiety są zawsze
lepsze i mądrzejsze i wszystko się dzieje wedle ich życzenia. W programie Home Improvement, telewizyjna żona Tima
Allena wciąż go ustawia i jest zawsze szefem. Dziewczyny są wciąż puszczane przodem,
a chłopcy zostają z tyłu.
Mówię mu
więc, że faktycznie feministki uważają, że chłopcy nie powinni się kłaniać
kobietom, bo to by mogło sugerować, że kobiety są słabsze, a poza tym one
rzeczywiście nie chcą, by kobiety były damami; one chcą, by ich traktowano jak
osoby, która wołają: „Jestem kobietą, posłuchaj mojego ryku”. Jednak moim
zdaniem, on akurat powinien traktować kobiety ze szczególnym szacunkiem, a jeśli
tak mu zależy, by dokuczać feministkom, to powinien je przepuszczać w drzwiach jak
najczęściej.
Jednak moje
dziecko upiera się, że niezależnie od wszystkiego dziewczyny i tak nie są
prawdziwymi damami. Dziewczyny są twarde i nieustępliwe; są gwiazdami w
drużynach piłki nożnej; to one najpierw cię upiją, a potem wykorzystają;
owszem, mają babskie zainteresowania, ale ogólnie wcale nie są takie słabe, a
więc powinny być traktowane tak jak wszyscy inni.
Ja zdaję
sobie sprawę, że go namawiam do tego, by przestrzegał zasad świata, który już
przeminął. Wolę jednak owe dawne zasady i uważam, że należy je utrzymać. A
jeśli to stoi w sprzeczności z tym co realne, to niech ów realny świat nauczy
się żyć z naszym sprzeciwem.
Mój syn i ja
doszliśmy do porozumienia. Powiedziałam mu, że faktycznie zapomniałam
zaznaczyć, że grzecznie jest też przytrzymać drzwi również drugiemu mężczyźnie.
Na co on: „Super! To już do końca życia będę wchodził ostatni”.
A ja na to:
„Wcale niekoniecznie. Może się zdarzyć, że i ciebie jakiś mężczyzna zaskoczy i
wpuści przed sobą. A jeśli nawet stanie się tak, że już zawsze będziesz
wchodził jako ostatni, w sercu twojej biednej mamy będziesz zawsze na pierwszym
miejscu, a ponadto zostaniesz wysoko postawionym członkiem niewidzialnej, ale bardzo
szanowanej grupy o nazwie Ludzie Grzeczności, gdzie wszyscy, gdziekolwiek się
spotkają, będą się rozpoznawali i pozdrawiali dyskretnym skinięciem głowy”.
I w ten
sposób będę się dalej upierać. Mam bowiem poczucie, że uczenie manier
przypomina nauczanie Wiary. Nie da się zmusić dziecka by uwierzyło, można
jednak nauczyć je odpowiednich rytuałów i dróg wiary, no i pokazać mu, dlaczego
coś jest właściwe i dobre. Podobnie, nie da się zmusić dziecka do przestrzegania
dobrych manier, gdy akurat nie ma cię w pobliżu, możesz jednak nauczyć je,
dlaczego powinno je zachowywać – no i możesz też spróbować sprawić, by ono ów
styl polubiło.
Dzięki za tłumaczenie.
OdpowiedzUsuń@Mateusz
UsuńZawsze na miejscu.