niedziela, 26 kwietnia 2020

Czy Ojciec Rydzyk lubi czytać Matkę Kurkę?


       Zdaję sobie sprawę, że bohater dzisiejszej notki dla wielu z nas może być zbyt egzotyczny, niemniej zapewniam, że warto się w nią wgłębić, bo dotyczy spraw w pewnym sensie podstawowych. Proszę więc o uwagę.
       Otóż jeszcze zanim w ogóle dowiedziałem się, że istnieje coś takiego jak blogosfera, że już nie wspomnę o osobistym zaangażowaniu się w ów projekt, spędzałem trochę czasu w Internecie, śledząc zwłaszcza dyskusje pod różnymi artykułami na Onecie. I tam niemal od razu zwróciłem uwagę na komentarze kogoś kto podpisywał się jako Matka Kurka i robił wrażenie podwójne. Przede wszystkim ów Matka Kurka utrzymywał profil antypisowski na tyle wyrazisty, że trudno było wówczas znaleźć tam coś równie jednoznacznego, a jednocześnie równie agresywnego. Druga rzecz na którą zwróciłem uwagę, to ta, że teksty owego Matki Kurki ukazywały się na tyle często, że nie było żadnego problemu by na nie trafić, napisane były w sposób nadzwyczaj profesjonalny, no i wreszcie każdy z nich miał długość solidnego felietonu, co musiało świadczyć o tym, że ich autor nie pracuje z doskoku, ale to co robi to jego stałe zajęcie.
      Dziś, kiedy sam każdego niemal dnia staram się tu coś zaprezentować, wiem, jak strasznie trudne jest tego typu przedsięwzięcie, tym bardziej jednak zadaję sobie pytanie, jaki interes miał tamten Matka Kurka w roku 2006 czy 2007, by z aż takim zaangażowaniem sprzedawać swój talent – bo to był prawdziwy talent – no i przede wszystkim, sprzedawać komu? Wróćmy jednak do historii. Otóż kiedy sam więc zacząłem się udzielać jako bloger, zorientowałem się, że ów Matka Kurka jest też blogerem, który też, podobnie jak ja, publikuje w Salonie24 i trzyma dokładnie ten sam fason co wcześniej. Dziś już nie pamiętam, jak to się stało i w związku z jakim wydarzeniem, ale Matka Kurka został z Salonu24 karnie wyrzucony, wrócił tam jednak natychmiast pod przykryciem i zaczął się udzielać, przy pomocy, że tak to ujmę, sfałszowanych dowodów osobistych, raz jako rzekomo niesławny Leszek Maleszka, innym razem jako jakaś zakochana, a jednocześnie rozczarowana PiS-em studentka, wszystko wyłącznie w jednym celu: prowokowania awantur. Dziś owa działalność znana jest pod popularną nazwą zwykłego „trollingu”, no ale wówczas to było naprawdę duże przedsięwzięcie.
       I oto wreszcie przyszedł rok 2010. Któregoś dnia Matka Kurka, w swoim internetowym wpisie zaproponował Prawu i Sprawiedliwości, że jest gotów sprzedać partii swoje propagandowe usługi. Ja do dziś mam nadzieję, że propozycja została zlekceważona, nie minęło jednak zbyt wiele czasu jak ów Matka Kurka pojawił się w sieci, przede wszystkim deklarując, że on się dotychczas dramatycznie mylił, natomiast od dziś będzie wspierał zarówno prawo jak i sprawiedliwość, i zaczął to robić z takim samym rozmachem, jak i – co być może nie najmniej ważne – publicystycznym talentem, co poprzednio.
        Powiem teraz zupełnie szczerze, że do dziś nie jestem w stanie pojąć, jak ów Matka Kurka – w dodatku zachowując ksywkę, która mu oryginalnie przyniosła pewną istotną pozycję w antypolskich środowiskach – był w stanie osiągnąć sukces, jakiego świadkiem było wielu z nas. Sukces jednak nastąpił. Matka Kurka najpierw uruchomił platformę pod nazwą „Kontrowersje”, gdzie zaczął prowadzić ściśle prawicową propagandę, przez co niemal równocześnie osiągnął kolejny sukces, którego zupełnie bezpośrednim dowodem było to, że jeden z dwóch najbardziej popularnych prawicowych tygodników, „Do Rzeczy”, zaproponował mu osobne miejsce na felieton. Mało tego. Nie minęło wiele czasu, jak Matka Kurka, przedstawiając się wreszcie jako Piotr Wielgucki ze Złotoryi, stał się niemal internetowym guru prawicowych części publicznej platformy, a pozycję tę przypieczętował serią procesów wymęczonych z Jerzym Owsiakiem. A ja wciąż nie rozumiem, jak – zakładając nawet, że ta przemiana była szczera –  mogło do czegoś podobnego dojść.
         Nie będę ukrywał, że z Piotrem Wielguckim mam swoje osobiste porachunki. W pewnym sensie to ja byłem tym kto ujawnił jego parszywe ścieżki, w związku z czym on mnie znienawidził tak, że do dziś ta niechęć się go trzyma... no i oczywiście wzajemnie. Wspominam o tym jednak nie po to by się tu jakoś szczególnie eksponować, ale po to, by przyznać, że gdy piszę ten tekst nie jestem w żadnym wypadku bezstronny. Moim zdaniem bowiem, przez sposób w jaki zatruł ogromną część gromadzącego się w Internecie prawicowego środowiska, przedstawiając się mu jako internetowy kaznodzieja Prawa i Sprawiedliwości, Piotr Wielgucki stał się jednym z największych szkodników po tej części sceny. Próbowałem wielokrotnie zwracać uwagę na fakt, że mamy do czynienia z oczywistym oszustem, w dodatku oszustem wysłanym nie wiadomo przez kogo – wszystko na nic. I oto dziś nagle okazuje się, że Piotr Wielgucki już nie jest „nasz”. Pisząc jednak, że nie „nasz”, nie jestem w stanie stwierdzić, czyj; nie wykluczam, że on się dopiero znajduje w fazie przejściowej i tego, gdzie w końcu trafi, dowiemy się dopiero za jakiś czas. To jednak co już dziś wiemy na pewno, to to, że Matka Kurka przestał być idolem obecnych w Internecie tak zwanych  „prawych”, a spowodowane to jest tym, że on z dokładnie tą samą swadą co dotychczas prowadzi krucjatę antypisowską, a to się nam oczywiście nie podoba i na tego typu zachowania reagujemy tak jak zawsze: udając, że nas nie dość że przy tym wszystkim w ogóle nie było, to jeszcze o niczym nie wiedzieliśmy.
       Po co ten tekst? Otóż powód jest jeden i wcale nie jest nim ów wynajęty, Diabeł jeden wie przez kogo, kłamca. Ja bowiem chciałbym tylko po raz nie wiem który zwrócić uwagę na fakt, że jesteśmy otoczeni przez wilki, i to ani nie od wczoraj, ani nie od zeszłej wiosny i jeśli kiedykolwiek przyjdzie nam do głowy, by o tym zapomnieć, będziemy mieli grzech. Ciężki. Tak jak ci wszyscy, którzy dali się oszukać na tak zwanego „policjanta”.
        Grzech zresztą i tak już jest. Jak bowiem można się było dać tak zaczadzić, że nie dało się zauważyć tego, że nazwa Matka Kurka to jest oczywiste szyderstwo, i to szyderstwo wyjątkowo bezczelne bo notoryczne, z ojca Rydzyka? Ja na miejscu tych co mu uwierzyli schowałbym się ze wstydu pod łóżko. I to tyle. Proponuje się więc nie nadymać, tylko puknąć się w łeb i przez drobną chwilę pomyśleć. A na koniec zagadka dla wszystkich: kto to jest ten drugi?





      

10 komentarzy:

  1. No właśnie. Z niedowierzaniem śledzę jego karierę na TT.
    A ten drugi, to będzie Galopujący Major. On przynajmniej jest tam, gdzie zawsze był i podejrzewam, że do dziś on i Wielgucki są dobrymi kumplami.

    OdpowiedzUsuń
  2. @Kozik
    Akurat nie. To Azrael. Już nie żyje. Ale przyznaję, mnie oni się też zawsze mylili.

    OdpowiedzUsuń
  3. @Kozik
    Akurat tak. Słusznie mi się mylili, bo jak się okazuje, Azrael i Galopujący Major, to jedna i ta sama osoba.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wolta Kurki zawsze wydawała mi się niewiarygodna. Kompletnie się skompromitował, deklarując kilka tygodni temu wyjazd na wczasy do Włoch.

    OdpowiedzUsuń
  5. @toyah

    Czuję się tutaj odpowiedzialny za obserwowanie piłki, która coraz szybciej krąży wokół ryzyka wakatu po prezydencie Dudzie. Oto bowiem obudziły się media i różne blogi rozglądając się rozpaczliwie (albo życzliwie) co to będzie, co to będzie.
    Poza (wreszcie!) uprzytomnieniem sobie problemu KADENCJI, dotarła do nich także ewentualność ruchu ratunkowego, że prezydent do godz. 24:00 dnia 5 sierpnia może zrezygnować, czym otworzyłby przed marsz. Witek szansę rozpoczęcia NOWEJ procedury wyborczej Prezydenta RP.

    Ale marsz. Witek chyba nigdzie się samolotem nie wybiera, więc trzeba ją usunąć Gowinem – pomyśleli mędrcy poziomu Kierwińskiego, albo i bardziej zaawansowanego. Stąd zaczęła się kooperacja, …eee, korupcja polityczna. Z takim samym zresztą wdziękiem, jak sobą przedstawiała owa posłanka Renata Beger, czy jakoś tak.

    No więc screenplay jawi się taki, że Gowin wyciąga z Dobrej Zmiany paru totumfackich. Z nimi doprowadza do zaakceptowania senackich sprzeciwów kopertowych i już wybory korespondencyjne mogą się bujać.

    Następnie wespół-wzespół uwalają marsz. Witek i marszałkiem Sejmu wybierają Gowina, albo kogoś innego na G. Ten zaś przeprowadza wotum nieufności dla rządu premiera Morawieckiego, nowym premierem wskazują jakiegoś Kierwińskiego, albo innego na K. i już!

    Czy naprawdę już? Ja myślę, że opozycja oraz Gowin powinni zamiary najpierw skonsultować u ruskich szachistów. Jeśli ta gra jest ich własna, to wyraźnie jej nie ogarniają. Jeśli zaś wykonują cudze zlecenie, to powinni żądać jakiejś łaty aktualizacyjnej.

    A dlaczego? No bo powyższy scenariusz zignorował najistotniejszy element, który nazywa się KADENCJA i dlatego scenariusz jest do niczego, a Gowin w szczególności. No popatrzmy:

    1) Warunkiem wstępnym i podstawowym jest zaakceptowanie przez NOWĄ większość sejmową zastrzeżeń senackich do ustawy wprowadzającej wybory korespondencyjne.

    2) Skutkiem tego, w maju wybory na pewno się nie odbędą, a obecny proces wyborczy zostanie przerwany na niczym.

    3) Przejmując nawet funkcje marsz. Sejmu, premiera i rząd cały, puczyści NIE znajdą podstawy nowego rozpoczęcia procesu wyborczego, bo dawno już upłynął ZAWITY konstytucyjny termin związany z terminem końca kadencji prezydenta.

    4) Czy zatem ogłoszą stan jakiś tam nadzwyczajny, czy nie ogłoszą, to nic im nie pomoże. NIE będzie możliwości rozpoczęcia postępowania wyborczego. SZACH!

    5) Co zrobi prezydent Duda? A nic nie zrobi, a już na pewno przed końcem kadencji nie zrezygnuje, bo po co! I tak funkcja prezydenta do niego wróci (pkt 8). Na razie od 6 sierpnia nie będzie prezydenta.

    6) W rezultacie, nowy rząd i nowa większość sejmowa nie będą w stanie skonsumować władzy wydartej PiS, zwłaszcza zaś zakończyć ŻADNEJ swojej akcji ustawodawczej. Zastój w epidemii i w kryzysie!! Ani odwołać 500+, ani wprowadzić 500-. Z predylekcji pozostanie tylko kraść. MAT!

    7) Gdyby zaś kogoś wybrali na chama, bo wbrew Konstytucji, to ciekawe, kto takiego uzna?

    8) Zresztą co w takich wyborach zrobią, jeśli w nich kandydować będzie Andrzej DUDA?

    A co z nami? No cóż, my poczekamy do wyborów parlamentarnych w 2022r. Był czas przywyknąć.

    A co z Gowinem? No cóż, ja myślę, że sam sobie winien. W głowie mi się nie mieści, aby on i jego totumfaccy byli aż tacy durni, by nie rozumieć tego, co wyżej.
    Gdyby zaś, przypadkiem, Gowin był nasłanym przez Jarosława prowokatorem wobec opozycji, to nic by mnie bardziej nie ubawiło.

    Za parę dni zobaczymy. Bedzie fajnie!

    OdpowiedzUsuń
  6. @orjan
    Jak zawsze masz rację. Będzie zabawa.

    OdpowiedzUsuń
  7. Galopek wciąż żyje i pisze.
    https://kultura.gazeta.pl/kultura/7,114528,25856999,galopujacy-major-wydaje-powiesc-pisalem-o-przyszlosci-i-nagle.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @crimsonking
      Wszystko więc wyjaśnione.

      Usuń
    2. @crimsonking
      Zajrzałem tam. Nawet w najgorszych myślach nie spodziewałem się, że oni wylądowali tak nisko.

      Usuń
    3. Ogólnie po "tamtej" stronie wszystko osiągnęło poziom skeczy Monty Pythona ale w polskiej wersji. Kidawa.TV, Hołownia.TV, Kuźniar jeżdżący po pustej Warszawie z wyświetlonym Czarzastym, te wywiady na tle książek no i poziom agresji do jakiej już doszli. Oby te wybory się zakończyły jak najszybciej. Jak Gersdorf poleci to może coś drgnie.

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...