Mam nadzieję, że przynajmniej ci z nas,
którym udało się choć na chwilę przestać się rozglądać za wirusem, który
nieoczekiwanie wyskoczy na nich zza rogu i ich zabije, zwrócili uwagę hejt jaki
spadł na grupkę warszawskich nauczycieli, którzy zgodzili się zamienić klasę
szkolną na telewizyjne studio i tym samym dokonali czegoś na kształt
środowiskowego harakiri. Mam też nadzieję, że przynajmniej części z nas udało
się obejrzeć choć część wspomnianych występów i na tyle dobrze wiedzą, co mam
na myśli mówiąc o harakiri, że nie będę musiał opisywać tego nieszczęścia, z którym
mieliśmy do czynienia. A nadzieja moja związana jest przede wszystkim z tym, że
nie mam najmniejszego zamiaru znęcać się nad tymi biednymi nauczycielami i
dołączać się do szyderstw, których dziś już jest wokół dużo za dużo, ale
zwrócić uwagę na coś, co mogło stać się dziś tematem numer dwa – koronawirus
pozostaje oczywiście niepokonany – niestety jednak zostało skutecznie
przysypane kolejnymi popisami tych, którzy na temat stanu w jakim się znalazła
polska szkoła – a o tym, że nie tylko polska wiem stąd, że miałem do czynienia z
nauczycielami z Francji, Niemiec, Węgier, Hiszpanii i innych miejsc w Europie i
wszystkiego doświadczyłem osobiście – nie mają bladego pojęcia, a co
gorsza, sami się owego pojęcia przez swoje zgnuśnienie skutecznie pozbawili, i
którzy jedyne co dziś wiedzą, to to, że oto PiS przedstawił właśnie publicznie
swoje kadry.
Przyznaję, że sam z przygotowanych przez
TVP lekcji miałem okazję jedynie obejrzeć lekcję języka angielskiego. W dodatku
– ze względu na obawę, że każda kolejna chwila tego czegoś spali mnie ze wstydu
– zaledwie kilka pierwszych jej minut do momentu pojawienia się owej pszczoły.
Natomiast przede wszystkim dotarły do mnie wszystkie ciekawsze relacje ze
wspomnianego wydarzenia, a poza tym mam swoje osobiste doświadczenie, więc co
mam wiedzieć to jak najbardziej wiem. A wiem choćby to, że jeśli poziom
zaprezentowany przez owe telewizyjne nauczycielki w jakikolwiek sposób odbiega
od poziomu, który ja jako nauczyciel od lat siłą rzeczy znam, to tylko w tym
zakresie, że one nie dłubią podczas lekcji w nosie i mają ambicję wymyślić coś
ponad to co jest w podręczniku, w tym wypadku tę nieszczęsną pszczołę. Problem
bowiem polega na tym, że poziom zawodowy – ale i nie tylko ten – prezentowany
przez dzisiejszych nauczycieli jest bliski mułu, a kto wie, czy nie skalistego
dna. Jak mówię, oglądałem tylko fragment lekcji języka angielskiego i ze wstydu
nie byłem w stanie tego doświadczenia dłużej kontynuować, natomiast wiem, że ta
biedna kobieta przynajmniej się starała; ona coś na tę lekcję przygotowała; ona
przez cały ten czas stawała na głowie, by te dzieci, które jej słuchały jakoś
zainteresować. Czy ich czegoś nauczyła? Oczywiście że nie, ale przepraszam
bardzo, czego dziś nasze dzieci uczą się od swoich nauczycieli gdy na świecie
nie szaleje pandemia?
Od kilkunastu lat jestem egzaminatorem
maturalnym i jak dziś pamiętam jak to wszystko dopiero się zaczynało i
musieliśmy zdać egzamin kwalifikacyjny. Dostaliśmy odpowiednie arkusze
maturalne oraz zadanie poprawnego ich ocenienia i proszę sobie wyobrazić, że te
wszystkie nauczycielki – ja tam byłem chyba jedynym mężczyzną – najzwyczajniej
na świecie od siebie odpisywały. Prowadząca egzamin pani wciąż je upominała, by
nie zgapiały – bez efektu. One wciąż, wbrew podstawowemu poczuciu wstydu,
łypała za ramię, by sprawdzić, jak daną kwestię rozwiązała koleżanka, a ta z
kolei odwrotnie. Od tego czasu – jak mówię od kilkunastu już lat – sprawdzam tę
matury, rok w rok mam do czynienia z tymi nauczycielkami, które wówczas uzyskały
stopień egzaminatora i widzę, jak one sobie radzą, no i, co nie najmniej ważne,
co to za ludzie. I w związku z tym wiem wszystko.
Mam troje dzieci, z których każde
przeszło w swoim życiu szkolny – czy też uniwersytecki – kurs języka
angielskiego; mam uczniów, którzy zdają mi relację z tego, co się wyprawia na
lekcjach w ich szkole; mam znajomych nauczycieli, którzy przynoszą mi anegdoty
ze zdarzeń jakich oni z kolei byli świadkami. I wniosek z tego mam jeden: nawet
wykładowcy uniwersyteccy z tytułami doktorskimi mają mniejsze kompetencje niż
ta biedna kobieta od pszczoły, którą TVP wystawiła na pośmiewisko.
(Jeden z moich uczniów – co warto
zauważyć uczeń jednej z najbardziej renomowanych szkół w mieście – poinformował
mnie właśnie, że ich pani od historii notorycznie popełnia błędy, które
regularnie dostrzegają nawet ci mniej zainteresowani tematem uczniowie, tyle że
nie mają odwagi, by jej zwracać na nie uwagę).
Dziś, kiedy przeglądam komentarze w
Internecie, widzę że te nieszczęsne nauczycielki nie mają życia, a co gorsza,
jeszcze nawet telewizja im za tę ich kompromitację nie zapłaciła. To co mnie
jednak najbardziej w tej reakcji porusza, to fakt, że większość z komentujących
nawet nie dopuszcza do siebie myśli, że ich dzieci, spędzające całe dnie w
szkole na lekcjach, ale też po lekcjach na tak zwanych „korkach”, są
niezmiennie wystawieni na ten sam rodzaj oszustwa. I to jest coś, co bym
proponował jako temat ogólnopolskiej debaty, a nie jakieś urojone kompromitacje
publicznej telewizji.
Na koniec mam pewne wspomnienie. Otóż swego czasu trafiłem na
matematyczno-fizyczną zagadkę polegającą na tym, by odgadnąć jaką grubość
będzie miała zwykła higieniczna chusteczka złożona pięćdziesiąt razy. Znałem w
życiu kilka nauczycielek matematyki i dwóm z nich zadałem ową zagadkę. Jedna z
nich wzięła do ręki kalkulator i obliczyła, że to będzie odległość od Ziemi do
Słońca, druga natomiast uznała, że odpowiednią odpowiedzią będzie osiem metrów.
To są zaledwie dwa egzemplarze z całej tej sfory, jednak nie mam najmniejszych
wątpliwości, że ja tu akurat miałem wyjątkowe szczęście, bo mogę przynajmniej uznać, że sytuacja jest pół na pół.
Widziałem, że część komentatorów w internecie, tłumaczyła to brakiem obycia z kamerą(telewizją), które spowodowało taki stres że nawet jakby te nauczycielki miały się tylko przedstawić, w takim stanie, to mogłyby zapomnieć własnego imienia.
OdpowiedzUsuńTak też mogło być.
@toyah
OdpowiedzUsuńDwie sprawy, a może aż trzy:
1) Ja ze swoich lat szkolnych najżyczliwiej wspominam tych nauczycieli, którzy popełniali gafy.
2) Ileś lat temu szukałem gimnazjum dla syna, a ze względów materialnych właściwie obojętne było mi, ile będzie wynosić ew. czesne. Dlatego uzyskałem wtedy przegląd sytuacji we wszystkich edukacyjnych sektorach własności.
Mistrzostwo świata zyskało u mnie gimnazjum tzw. społeczne, w którym p. dyrektor wprost zakomunikowała synowi w naszej tj. rodziców obecności: "wiele to się może tu nie nauczysz, ale na pewno przyjemnie spędzisz czas".
Opowiadam o tym, aby wytłumaczyć, że edukacja jest dzisiaj wyłącznie sposobem spędzenia czasu. Przy tym, określenie: "spędzanie" należy tłumaczyć wprost. Gdy zaś ten niuans zauważymy, to cała ta krytyka danej telewizyjnej oferty koronawirusowej po prostu wali się w proch i pył.
3) skoro zaś mowa o waleniu, to np. taki humbak, eee, humbug, ..., a o co właściwie chodzi? Zawsze taki TVN może pokazać, jak to się fachowo robi. Wtedy sprzeda reżymowej telewizji te kontenty i jeszcze zarobi jakieś 2 miliardy zł.
Starsi z nas pamiętają pewnie z dawnych czasów różne telewizyjne wykłady studiów, czy liceów wieczorowych. TVP powinna kawałek pokazać dla porównania. Tam nigdy i nikt nie krytykował strony merytorycznej, ale tego nie dało się oglądać z przyczyn wyjaśnionych w pkt 1 wyżej.