Wczorajszy dzień minął nam na
roztrząsaniu zdarzenia, podczas którego w Tel Avivie jakiś Żyd opluł
ambasadora Magierowskiego, następnie został aresztowany, jednak już po krótkiej
chwili miejscowy sąd go odesłał do domu. Stało się tak, ponieważ, wedle zeznań
samego zainteresowanego, on przede wszystkim nie wiedział, że ma do czynienia z
ambasadorem Rzeczpospolitej, no a poza tym się zdenerwował, bo ten,
przejeżdżając swoim autem, na niego zatrąbił. W tej sytuacji Żyd podszedł do
samochodu ambasadora, otworzył drzwi i, tak jak to zwykle robi w tego typu
sytuacjach, go opluł.
Liberalne media oczywiście sprawę
bagatelizują – co mnie nie dziwi – natomiast – i to już mnie dziwi bardzo – tak
zwani „nasi” okropnie się podniecają myślą, że oto Żyd opluł polskiego ambasadora
i świat milczy, podczas gdy w odwrotnej sytuacji już dziś Donald Trump,
uruchamiając naturalnie potężną lawinę, niewątpliwie odwołałby wizytę
prezydenta Dudy w Waszyngtonie, a kto wie, czy premier Morawiecki nie musiałby sięgnąć
po jakieś skrywane dotychczas rezerwy budżetowe.
A ja sobie przypominam, jak jeszcze w
późnym PRL-u, kiedy jeszcze normalny człowiek nie znał słowa „Holocaust”, w
„Tygodniku Powszechnym” ukazał się tekst na temat tego czegoś, gdzie jego autor
tłumaczył, że tu nie chodzi ani o zwykłą nazwę, ani o historyczny fakt, ani
nawet o jedną z lokalnych idei, ale o coś, czego zwykły nie-Żyd nie jest w
stanie pojąć. I kropka. Koniec. Szlus. Od tego więc czasu, mój stosunek do
kwestii żydowskiej oscyluje pomiędzy szacunkiem, jaki się ma w stosunku do
wszystkiego, co nieogarnione, a zwykłym splunięciem, a więc nieuchronnym
efektem obcowania z owym nieogarnionym. Jednocześnie jednak, kiedy tylko
pojawia się jakakolwiek kontrowersja – a tu mamy do czynienia z oczywistą
kontrowersją – ostatnią rzeczą, jaka mi przychodzi do głowy, jest wpisywanie
się w dyskusję, gdzie pierwszym argumentem jest pytanie „A co by było gdyby?”
Otóż nie ma żadnego „gdyby”. Mieliśmy Holocaust i ktoś kto tego nie rozumie – a
to, że tego nie rozumie, jest oczywiste – ma siedzieć cicho i czekać na
instrukcje.
W tej zatem sytuacji, pozwolę sobie, jak
mówię, pierwszy temat dnia sobie zlekceważyć i przejść do kolejnego, moim
zdaniem o wiele bardziej dla nas przystępnego. Otóż proszę sobie wyobrazić, że
obok Donalda Tuska, tegoroczną nagrodę Człowieka Roku „Gazeta Wyborcza”
przyznała Barbarze Engelking. Kim jest Barbara Engelking? Otóż ona publicznie
funkcjonuje w dwóch odsłonach: pierwszej, jako była żona Michała Boniego, a
druga, jako autorka książki, gdzie zostało powiedziane, że Polacy zamordowali
więcej Żydów niż Niemcy. O co chodzi? Otóż odbierając ową nagrodę, Barbara
Engelking się przejęzyczyła i – dwukrotnie – zamiast powiedzieć „Gazeta
Wyborcza”, powiedziała „Gazeta Żydowska”. Z tego co możemy obejrzeć w telewizji
wynika, że ani Adam Michnik ani Donald Tusk się tą omyłką szczególnie nie
przejęli, wręcz przeciwnie, ona ich autentycznie rozbawiła, natomiast to co nas
moim zdaniem powinno zdecydowanie bardziej zainteresować, to nie tyle reakcja
prawicowych mediów – bezlitośnie szydercza – co to, co nastąpiło potem, a co owe
media, jak to one, najwyraźniej potraktowały ze zwykłą dla siebie gnuśnością.
A proszę sobie wyobrazić, że kiedy już
zamilkł perlisty śmiech zgromadzonej w sali publiczności, a Engelking pozornie
doszła do siebie, padły słowa kolejne:
„Nie
wiem czy państwo wiedzą, że ‘Gazeta Żydowska’ to był taki periodyk, wydawany
podczas wojny dla wszystkich Żydów w Generalnej Guberni. Niezwykle ciekawe źródło historyczne,
bezcenne, pełne ciekawych informacji, ciągle nie dość jeszcze używane przez
badaczy Zagłady. To jest moje naturalne środowisko, ale bardziej moim
naturalnym środowiskiem jest ‘Gazeta Wyborcza’, której jestem czytelniczką od
pierwszego numeru”.
Jako ktoś, kto lubi mieć pojęcie o
rzeczach dotychczas przed nim skrywanych, sprawdziłem, co to takiego ów
„bezcenny, pełen ciekawych informacji periodyk”, stanowiący dla Barbary
Engelking „środowisko naturalne”. I oto co znalazłem. Gdyby ktoś mi zarzucał
nierzetelność, informuję, że jesteśmy na stronie pod nazwą jewish.krakow.pl, a
tam następująca informacja:
„‘Gazeta
Żydowska’ była jednym z dwóch ukazujących się legalnie czasopism wydawanych dla
Żydów w czasie drugiej wojny światowej, od 23 lipca 1940 do 28 sierpnia 1942
(dwa-trzy razy w tygodniu). Redakcja mieściła się w Krakowie i Warszawie, ale
dystrybucja odbywała się na terenie całego Generalnego Gubernatorstwa. Gazeta
ta była narzędziem niemieckiej propagandy, jednak żydowscy autorzy mieli pewną
swobodę w zakresie tekstów o kulturze i życiu społecznym”.
A zatem już wiemy, jak wygląda owo
„naturalne środowisko” Barbary Engelking, Człowieka Roku „Gazety Wyborczej”. To
już wiemy. W tym momencie ktoś mi powie, żebym nie manipulował, bo tu jak byk
stoi napisane, że „Gazeta Żydowska” miała „pewną swobodę”. A ja oczywiście
bardzo chętnie przyznam, że ja ową wolność uznaję i szanuję, a nawet chętnie
przyznaję, że „Gazeta Wyborcza”, całkiem podobnie, również posiada bardzo
znaczącą autonomię. Niedawno myłem okna i wszystko sprawdziłem osobiście.
Zachęcam oczywiście do kupowania
moich książek. Najprościej jest kliknąć w obrazek tuż obok i jesteśmy w domu.
Oczywiście część z nich już jest nieaktywna, co oznacza, że tytuł się sprzedał,
natomiast reszta wciąż jak najbardziej jest w ofercie księgarni
basnjakniedzwiedz.pl. Oczywiście, zawsze można pisać do mnie na adres
k.osiejuk@gmail.com.
Panią Barbarę Engelking znamy z wielu przełomowych ocen:
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=Tyyi-NimsJU
@AdrianR
OdpowiedzUsuńPamiętam, owszem.
Wygląda na to, że trzeba zaktualizować antyczny dowcip o teściowej:
OdpowiedzUsuń- Mamusia mnie opluje!
- No co ty, zgłupiałeś?
- Mamusia mnie opluje!
- Ale dlaczego?
- Bo lekarz mówi, że może mi pomóc tylko jad żmii.
https://www.youtube.com/watch?v=ycRnO-nECNw
@orjan
OdpowiedzUsuńNie znałem.
Pawła ze Stefkiem? Nie żartuj.
OdpowiedzUsuń@orjan
UsuńNo nie. Pawła ze Stefkiem oczywiście znałem. Nie znałem dowcipu o jadzie żmii
.
Jak zwykle bardzo ładny tekst. W nagrodę zagadka z czasów prylu; Czarne na czerwonym jedzie po zielonym.
OdpowiedzUsuń@Unknown
UsuńZnam. Murzyn na jawie jedzie po trawie.