Z tego co
słyszę, matury rozpoczęły się niemal jak należy, z tym drobnym wyjątkiem, że tu
i ówdzie jakieś głuptaski postanowiły niemal rzutem na taśmę zademonstrować
swój stosunek do Dobrej Zmiany i wysłały do poszczególnych szkół ostrzeżenia o
podłożonych ładunkach wybuchowych, no i tam egzaminy się nieco opóźniły.
Przyznam uczciwie, że tego typu zachowanie mnie zainteresowało i niemal w
jednej chwili pomyślałem sobie, że ci, jak sądzę, nauczyciele, w efekcie owej
utraty zmysłów będą musieli teraz pójść siedzieć, no a jaki będzie tego
zdarzenia uniwersalny efekt, pozostaje wciąż zagadką.
Ktoś zapyta,
czemu mnie wciąż aż tak zajmuje temat wspomnianego strajku, a ja już chętnie odpowiadam.
Otóż parę dni temu, późnym wieczorem, wracałem z wizyty u swojej wnuczki do
domu taksówką i pani taksówkarka
wygłosiła takie oto mniej więcej przemówienie (parafrazuję):
„Normalnie nikomu
o tym nie mówię, bo ludzie różnie reagują, ale panu powiem. Otóż ja jeżdżę na
taksówce od niedawna, a wszystko się zaczęło tak, że jako nauczycielka,
zmuszona przez swoje koleżanki do strajkowania, wiedząc, że w tym miesiącu nie
dostanę normalnej wypłaty, postanowiłam się ratować w ten właśnie sposób”.
Oczywiście spytałem
ową dzielną kobietę, ile ona w tym miesiącu dostała, i usłyszałem odpowiedź, że
500 złotych. A w tej sytuacji nie mogę zamknąć tego tematu inaczej, niż
konkluzją, że to jest właśnie efekt tego szaleństwa. Główni organizatorzy tego
strajku, a więc w pierwszej kolejności politycy, następnie związkowi działacze,
a ostatecznie dyrektorzy szkół, nie ponieśli w związku z tą akcją jakichkolwiek
strat finansowych. Dla nich ów czas stanowił zaledwie kolejny miesiąc w pracy,
z tym wyjątkiem, że tym razem było nieco bardziej wesoło. Faktem natomiast
pozostaje to, że owe pięć stów to – nie przymierzając – dokładnie tyle co
otrzymują co miesiąc polscy rodzice na każde ze swoich dzieci.
Matury zatem,
dzięki odpowiednio szybkiej reakcji Dobrej Zmiany, trwają, a my zostajemy z
pewnym bagażem, w którym można znaleźć
najróżniejsze, niekiedy nie byle jakie ciężary. O jednym z nich napisałem
w swoim ostatnim felietonie do „Warszawskiej Gazety”. Pozwolę sobie dziś go
powtórzyć tutaj.
Gdy swego czasu znana nam dobrze fundacja
„Otwarty Dialog”, pod tytułem: „Niech państwo stanie: wyłączmy rząd”,
zamieściła niesławną instrukcję, wzywając nauczycieli do ogólnopolskiego strajku,
większość z nas z całą pewnością nastawiła czujnie ucha. Wiadomo bowiem, że nie
ma w Polsce środowiska tak zdemoralizowanego, a jednocześnie w swoim zepsuciu
solidarnego, jak nauczyciele właśnie i że naprawdę niewiele trzeba, by
wykorzystując odpowiedni moment, faktycznie wyłączyć nawet nie rząd, ale w
sensie niemal dosłownym, prąd.
Dziś, kiedy piszę ten tekst, wygląda na
to, że
zaproponowane
przez Bartosza Kramka rozwiązanie, mimo pozornego z początku sukcesu, skończy
się spektakularną klapą, a rząd Prawa i Sprawiedliwości, wyjdzie z tego nie
tylko z tarczą, ale wręcz z ognistym mieczem w triumfalnie uniesionej dłoni. I
kiedy wydawać by się mogło, że nie pozostaje nam nic innego jak cieszyć się, że
zło zostało przepędzone, chciałbym dziś zwrócić uwagę na trzy rzeczy, które
zostaną z nami na dobre i które w dalszej perspektywie przynieść mogą wiele złego.
Otóż przede wszystkim, nie ma
najmniejszej wątpliwości, że kiedy już strajk się skończy, a nauczyciele zajmą
się tym co potrafią najlepiej, czyli zbijaniem bąków, zarówno uczniowie, jak i
rodzice, ale też znaczna część społeczeństwa, zrozumieją tę prawdę, że polska
szkoła w swoim obecnym kształcie to fikcja, gdzie uczniowie zasadniczo tracą czas.
Proszę spojrzeć, od trzech tygodni, wydawałoby się w kluczowym dla
uczniów
okresie, szkoły są przed owymi uczniami
zamknięte,
a oni przez to nie są ani mądrzejsi, ani głupsi, ani szczególnie rozczarowani,
ani cierpiący na jakieś wyjątkowe niedouczenie. Gdyby z nimi porozmawiać, w
większości wypadków powiedzieliby nam, że właściwie nic się nie dzieje, poza
tym może, że tej zabawy jest już może trochę za dużo. A to, moim zdaniem, jest
wiadomość wręcz swoim smutkiem porażająca.
Po drugie, przez ów czas, wielu
nauczycieli, w
oczach
uczniów, ich rodziców, ale i tu też znacznej
części
społeczeństwa, swoją bezmyślną nadaktywnością w ogólnopolskich mediach, tak się
skompromitowało, że ja nie widzę, jak – kiedy to już się wszystko skończy –
jedni będą mogli drugim spojrzeć bez wstydu w oczy. I to jest również wiadomość
bardzo smutna.
No i sprawa trzecia. Oto po raz pierwszy
w całej historii polskiej oświaty, tak wyraźnie zaznaczyła się dramatyczna
wręcz przepaść między nauczycielem, a ową bandą uzurpatorów, o których można
powiedzieć, że są jedynie pracownikami szkół. I jestem pewien, że gdy szkoły znów
wpuszczą do klas uczniów i wspomniana fikcja znów zacznie dyszeć, wrogość
między
poszczególnymi grupami będzie tak straszna, że już tylko się modlę, by w jej
efekcie owa uczciwa i kompetentna mniejszość nie zaczęła po kolei składać
wypowiedzenia. A zatem, Dobra Zmiana, w politycznym wymiarze, sobie z nową
sytuacją poradzi, gorzej natomiast będzie z nami.
I z tym niemiłym akcentem życzę wszystkim
słońca na początek maja.
Gdyby ktoś miał
ochotę kupić którąś z moich książek, zachęcam do odwiedzania księgarni www.basnjakniedzwiedz.pl, ewentualnie do kontaktu osobistego pod adresem
k.osiejuk@gmail.com.
Najsmutniejsza jest historia z dobrymi nauczycielami i wychowawcami, którzy brali jednak udział w strajku. Mamy taką panią w przedszkolu naszego dziecka. Wspaniała osoba, która kocha i opiekuje się dziećmi jakby to były jej własne. Wiedząc ile mniej więcej te panie zarabiają, pewnie faktycznie za kwiecień ona dostanie z 500 zł pensji. A dzisiaj rano widziałem, że dalej nosi plakietkę strajkową. Więc kogo o to obwini? Jestem prawie pewny, że niestety rząd. I dalej będziemy mieli to nieszczęsne nieporozumienie, gdzie obie strony nauczyciele i rodzice są ofiarami, a oni toczą sobie brudne gierki naszym kosztem. I to szczególnie kosztem tych nauczycieli.
OdpowiedzUsuń@marcin d.
UsuńCoś co mi się nie mieści w głowie, to to, że ci, którzy tak naprawdę zorganizowali ten strajk, a więc po kolei, politycy, działacze związkowi i wreszcie dyrektorzy szkół - tam gdzie dyrektorem jest osoba przeciwna strajkowi, strajku nie było - dostali pełne pensje. Dlaczego tym biednym nauczycielom do głowy nie przyjdzie że zostali wystawieni?
A to jest pewna informacja, że dyrektorzy szkół dostali normalną pensję za czas strajku? Bo jeśli tak, to nie wiem, albo nauczyciele o tym nie wiedzą, albo wiedzą, ale jakoś to wypierają, bo naturalnie solidaryzują się między sobą, a w środowisku wciąż jeszcze przynajmniej wygrywa narracja lewej strony. Naprawdę żal mi dobrych nauczycieli, serio dzisiaj jak patrzyłem na tą panią, to mi było przykro. Chętnie bym jej nawet jakoś pomógł, bo wiem, że dobrze dba o nasze dzieci.
OdpowiedzUsuń@marcin d.
UsuńOczywiście. Zgodnie z prawem, dyrektorzy nie strajkowali.
No tak, "nie mogli - taka służba". Ale moralnie oczywiście "byli z nimi". Szkoda gadać... albo nie ma z kim.
UsuńDzięki Bogu, że chociaż Episkopat zachował tu właściwą postawę i księża oraz katecheci nie mogli strajkować.