Wiem, że jest trochę jeszcze wcześnie, ale
wydarzenia przyspieszają tak, że moje komentarze z „Polski Niepodległej” są już
często zdezaktualizowane w momencie, gdy ów fantastyczny twutygodnik trafia do
kiosków, a co dopiero przy dodatkowym tygodniowym przesunięciu.W tej sytuacji
zacznę ten tydzień od kolejnego odcinka „Wezwanych do tablicy” i mam nadzieję,
że będzie dobrze.
Zwykle jest tak, że te nasze wesołe refleksje na tematy różne staram się
rozpoczynać zgodnie z zaleceniem mistrza Hitchcocka, by każda akcja zaczynała
się od wielkiego wybuchu, po czym atmosfera ma się stopniowo zagęszczać i w
związku z tym na pierwszy plan niezmiennie wysuwa się ktoś co najmniej tak
zanczący jak Donald Tusk, Krystyna Janda, Daniel Olbrychski, czy sam
przewodniczący Wałęsa. Tym razem jednak nie mogę się powstrzymać, by już na
samym początku przedstawić Czytelnikom osobę praktycznie anonimową, która w
poświątecznym zamieszaniu wrzuciła na Facebooka rysunek wykonany rzekomo przez
siedmioletnią córeczkę polskich faszystów, o imieniu Zosia, na którym widać
mamę, tatę, Zosię, oraz jej braciszka w wózeczku, z białoczerwonymi flagami,
jak wśród petard demonstrują umiłowanie Ojczyzny pod takimi hasłami, jak: „Śmierć
wrogom Ojczyzny”, czy „Jebać Żyda”. Ponieważ mimo starań autorki, by obrazek
wyglądał jak najbardziej naturalnie, internauci nie dosyć, że natychmiast
zorientowali się, że to jest prowokacja, to jeszcze pojawiły się głosy, że tego
typu fejk być może podpada pod kodeks karny. W tym momencie nasza wesoła
artystka wpadła w popłoch i najpierw błyskawicznie uruchomiła na Facebooku
stronę pod tytułem „Rysunki Zosi”, gdzie szybciutko zamieściła całą serię
podobnych obrazków, tym razem już podpisanych swoim nazwiskiem, a potem, czując
że to nic nie da, wszystko skasowała i dzis pewnie siedzi przerażona wśród
swoich przyjaciół z Komitetu Obrony Demokracji i wszyscy się zastanawiają, co
to teraz będzie.
A ja sobie myślę, że cokolwiek byśmy powiedzieli o naszej prawicy, to nie
wyobrażam sobie, by ktoś z nas okazał się aż tak głupi, by zrobić coś
podobnego, tyle że z hasłami w rodzaju: „Śmierć Kaczyńskiemu”, „Przyłączyć
Polskę do Niemiec”, „Wystrzelać księży-pedofilów” i udawać, że to jest świat
widziany oczami dziecka nowoczesnych Europejczyków.
Czy to możliwe, że w skrajnej desperacji zanikają czynności mózgu?
***
A nie ulega wątpliwości, że wielu z nich, po pierwszej fali radości z
powodu rzekomej klęski Prawa i Sprawiedliwości w wyborach samorządowych,
desperacja zdecydowanie złapała za gardło i nie chce puścić. Weźmy choćby
wspomnianego już wcześniej Donalda Tuska, który zamiast ze swoimi brukselskimi
mentorami świętować w Paryżu zakończenie I Wojny Światowej, przyjechał do
Łodzi, gdzie podczas tak zwanych Igrzysk Wolności popisał się swoją wiedzą
hiistoryczną i poinformował świat, że kiedy marszałek Piłsudski w roku 1920
ruszył na Moskala, robił to „de facto
bronił wspólnoty Zachodu, wspólnoty wolności”. Nie wolnej Polski, ale
europejskiej wspólnoty. Ja wiem, że o Piłsudskim można różnie mówić i często
bardzo słusznie, ale to, że on był europejskim kosmopolitą mogło się wyrodzić
tylko pod tą rudą, wyłysiałą kępką i to właśnie w stanie już najwyższej
desperacji. Przepraszam bardzo, ale odnoszę wrażenie, że już nawet Lech Wałęsa
bardziej się kontroluje.
***
A jemu też przecież łatwo nie jest. Otóż korzystając z tego, że Polacy
uroczyście świętowali odzyskanie niepodległości, wystąpił pan Bolesław na swoim
facebookowym profilu i wyjaśnił zainteresowanym powody swojej nieobecności
podczas Marszu: „Nie mogłem brać udziału
w większym zgromadzeniu z okazji 100 letniej rocznicy. Widząc co się dzieje w
Ojczyźnie musiałbym zachęcić do natychmiastowych działań przeciw. Propozycja ta
na pewno byłby zwycięska ale kosztowałaby za dużo”. No, no! Jakiż to dobry
człowiek z pana Bolka. Wyobrźmy sobie, czegośmy dzieki jego opanowaniu
uniknęli. Idzie ten trzystutysięczny tłum, nagle przed nimi staje On i wzywa do
„natychmiastowych działań” przeciwko faszystowskiej władzy. Przecież to byłaby
istna rzeź podczas której ariegarda marszu splynęłaby krwią. On nie mógł do
tego dopuścić. A przecież powodów do działań jest wystarczająco dużo. Weźmy
chocby świeżo postawiony na Placu Piłsudskiego pomnik prezydenta Lecha
Kaczyńskiego. Znów mówi On: „Nie można się zgodzić na to by bezcześcić plac stawiając
takiej miernocie pomnik. Człowiekowi skazanemu prawomocnym wyrokiem sądu za
pomówienia i kłamstwa”.
Teraz już naprawdę nie wiem, czy słusznie oceniłem Donalda Tuska, stawiając
go niżej Lecha Wałęsy, noa le sami Państwo widzą, że iskrzy nadzwyczaj mocno.
***
Wiem natomiast doskonale, jakie to pomówienia i kłamstwa miał na myśli nasz
bohater, a objasnił nam to znakomicie jak zwykle na swoim Facebooku:
„Wyznaczam 250 000zł nagrody ( które
zamierzam wypłacić przy pomocy moich sympatyków) dla świadka który brał udział
w perfidnej prowokacji wrabiającej mnie w agenturalną działalność i dostarczy
niepodważalnych dowodów wykazujących kto za tym stoi. Moim zdaniem to bracia
Kaczyńscy wykorzystując panią Kiszczak i podrobione przez SB dokumenty, przy
pomocy takich ludzi jak Gwiazda, Cenckiewicz i Wyszkowski próbują na siłę
zrobić ze mnie agenta i wmówić Polakom kłamstwa na mój temat. Prawdę o moich
działaniach w latach 70 tych znajdziecie w książce ‘Wałęsa"’ wydanej bez
mojej wiedzy i zgody przez Wydawnictwo Morskie w 1981r. zanim bracia Kaczyńscy,
Wyszkowski, Gwiazda i Cenckiewicz dla swoich egoistycznych korzyści
politycznych zaczęli zakłamywać fakty i niszczyć fenomen zwycięskiej walki jaką
wtedy stoczyliśmy”.
Kiedy przeczytałem te słowa, w pierwszej chwili pomyślałem, że pójdę śladem
jednego z organizatorów Marszu Niepodległości, który w reakcji na wyznaczoną
przez policję pieniężną nagrodę za wskazanie osoby puszczające podczas Marszu
race, zgłosił swojego kumpla z ONR-u i natychmiast poprosił o pieniądze,
zgloszę się do Lecha Wałęsy z przyznaniem, że to ja brałem udział w owej
„perfidnej prowokacji” i dostarczę niepodważalnych dowodów na to, że za tym
stoi Sławomir Cenckiewicz, a 250 tys. przydadzą mi się zdecydowanie. Wciąż się
jednak waham, bo nie bardzo rozumiem, o co chodzi z tym „wypłacaniem przy
pomocy sympatyków”. Jakoś nie potrafię sobie wyobrazić, by Donald Tusk dał mi
choćby jedno euro.
***
Widzę nagle, że obiecałem, ze atmosfera się będzie zagęszczać, a tu
tymczasem wciąż, jeśli nie Tusk, to Bolek. Już się poprawiam. Otóż proszę sobie
wyobrazić, że polscy europejscy parlamentarzyści zwrócili się do władz w
Brukseli z projektem rezolucji, wzywającej „Komisję
Europejską do zapewnienia dokładnych kontroli procedur i praktyk
stosowanych przez Niemiecki Urząd ds. Dzieci i Młodzieży (Jugendamt) pod
kątem ich niedyskryminacyjnego charakteru w zakresie sporów dotyczących
rodzin międzynarodowych”. I oto w momencie, gdy wszystko rozwijało się w
miarę pomyślnie, do akcji wkroczyła poslanka Platformy Obywatelskiej Julia
Pitera i jak najbardziej skutecznie zgłosiła poprawkę, z jednej strony
wykreślającą ów apel, a z drugiej stwierdzającą, że „w 2011 roku, gdy Komisja Petycji przeprowadziła wizytę rozpoznawczą
w Niemczech, nie znaleziono wówczas przesłanek do stwierdzenia,
że niebędący Niemcami rodzice w małżeństwach międzynarodowych
są przedmiotem jakiejkolwiek dyskryminacji ze strony niemieckiego
Urzędu ds. Dzieci i Młodzieży (Jugendamt)”.
Jako że wielokrotnie mieliśmy okazję odbierać informacje na temat tego, w
jaki sposób działają owe Jugendamty i były to zawsze informacje autentycznie
porażające, powstaje pytanie, czy za gestem Pitery stoi szaleństwo czy metoda.
Otóż przy moim wyjątkowym braku zaufania do intelektualnej sprawności pani
posłanki, tym razem mam silne podejrzenie, że tu ona wiedziała dokładnie, co
robi. I tylko mam nadzieję, ze przyjdzie czas, gdy uda się znaleźć sposób, by z
niej pewne informacje wydusić.
***
No i masz. Miało być jedynie gęściej, a zrobiło się zwyczajnie straszno. W
tej sytuacji dla odzyskania oddechu i być może nawet lekkiego uśmiechu, informacja
naprawdę zabawna. Otóż, jak doniosły media, dziennikarze
tefauenowskiego Superwizjera, Bertold Kittel, Anna Sobolewska i Piotr Wacowski,
autorzy niesławnego reportażu "Polscy neonaziści", w którym
zaprezentowali całemu światu, jak polscy naziści świętują gdzieś w lesie
urodziny Adolfa Hitlera, zostali laureatami nagrody Radia ZET. Rzecz w tym, że
jak się ostatnio wysypało, ów reportaż od początku do końca był zamówioną przez
wspomniany Superwizjer ustawką. Sprawa jest aktualnie sprawdzana przez
prokuraturę, pętla wokół tych cwanych karków się zaciska, a Radio ZET przyznaję
im nagrodę za reportaż roku. No, no! To dopiero będzie zabawa, jak w tej
sprawie zapadną wyroki i trzeba będzie wszystko odszczekiwać. Szkoda tylko, że
wtedy już prawdopodobnie tego strasznego TVN-u już dawno nie będzie.
Jak zawsze namawiam wszystkich do kupowania moich
książek. Adresy każdy kto będzie chciał z pewnością znajdzie. Dziękuję za
uwagę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.