Dziś nieco
wcześniej niż zwykle, ale za to jak najbardziej w porę, przedstawiam swój
najnowszy felieton dla „Warszawskiej Gazety”. Mam nadzieję, że będzie ciekawie.
Nie mam wątpliwości, że uwadze większości czytelników „Warszawskiej Gazety”
nie umknęło wystąpienie Donalda Tuska na tak zwanych Igrzyskach Wolności w
Łodzi, z którym zaprodukował się on w przedzień Dnia Niepodległości. Myślę, że
wielu z nas zna wielki finał owego wystąpienia, który trafiło na czołówki
medialnych doniesień, ja bym jednak chciał tu zacytować całość owej mądrości:
„Nie mamy co tu czekać na żadnego jeźdźca na białym koniu. Pamiętacie,
jak to było z gen. Andersem. Miał być generał na białym koniu - jest pani
senator w business class. Tak się to marzenie skończyło. Więc liczcie przede
wszystkim na siebie. Wtedy kiedy Polacy liczyli na siebie, na wspólnotę, na
solidarność, wtedy zawsze wygrywali. Zresztą słuchajcie, kochani, Józef
Piłsudski, kiedy pokonywał bolszewików, a więc kiedy de facto bronił wspólnoty
Zachodu, wspólnoty wolności, bo nie tylko naszej niepodległej ojczyzny, przed
taką polityczną barbarią ze Wschodu w sensie politycznym, nie mówię tu teraz
tylko o geografii, to miał trochę trudniejszą sytuację niż my dzisiaj. Kiedy
Lech Wałęsa pokonywał bolszewików w jakimś symbolicznym sensie, kiedy wydobył z
nas to co europejskie, wolnościowe, także narodowe, to miał o wiele trudniejszą
sytuację, niż my dzisiaj. Słuchajcie, jeśli oni mogli pokonać bolszewików, to
dlaczego wy nie mielibyście dać radę współczesnym bolszewikom?”
Zanim przejdę do sedna
dzisiejszych refleksji, zupełnie na marginesie chciałbym zwrócić uwagę na
emocjonalny stan w jakim znajduje się ten człowiek, gdy najpierw sugeruje, że bijąc
bolszewika w roku 1920, czynił to Józef Piłsudski z myślą nie tyle o Polsce, co
o dzisiejszej brukselskiej paczce. Mało tego, kiedy wspomina bijącego
bolszewików Wałęsę, to również się chwali, że Wałęsie chodziło o tę samą co
Piłsudskiemu brukselską ferajnę. I to jest, moim zdaniem, coś, co ustawia
historyczną perspektywę, jaką żyje Donald Tusk w pozycji porównywalnej jedynie
do politycznej myśli największych zdrajców Ojczyzny.
Ale, jak już wspomniałem, nie o
tym dziś mówimy, bo rzecz dotyczy uwagi Tuska na temat „współczesnych
bolszewików”, czyli tych, którzy rzekomo są zwróceni w stronę Wschodu, a nie
Zachodu. Otóż widząc, że jego bon mot nie wywołał poza Łodzią oczekiwanej fali
entuzjazmu, postanowił wycofać się z tych słów rakiem, udając, że on nie miał
na myśli, jak to było w przypadku bohaterskiej walki Wałęsy, bolszewików w
sensie symbolicznym, lecz bolszewików prawdziwych. A jeśli którykolwiek z
nie-bolszewików wziął to do siebie, to świadczy tylko o jego zastanawiających
bardzo kompleksach.
W tej sytuacji nie pozostaje mi
nic innego jak przyklasnąć Tuskowi w jego jak najbardziej usprawiedliwionym
szyderstwie i zapewnić go, że ile razy ja wzywam do tego by „bić kurwy i
złodziei”, wcale nie mam na myśli ani szanownego Pana Przewodniczącego, ani tym
bardziej wielce szanownego prezydenta Wałęsy, ani nawet jeszcze bardziej
szanownego posła Kierwińskiego, lecz wyłącznie złodziei i kurwy.
Precz z głupią podejrzliwością!
Jak zawsze
bardzo serdecznie zachęcam do kupowania moich książek. Mamy do tego głównie
trzy miejsca: księgarnię pod adresem www.basnjakniedzwiedz.pl, sklep Foto-Mag w Warszawie, oraz mój adres mailowy
k.osiejuk@gmail.com. Będzie mi bardzo
miło.
A to bardzo ciekawe. Czyżby pan Tusk jako jeden z naczelnych sługusów dzisiejszych bolszewików chciał ich teraz pokonać? Czyli kogo, samego siebie? Brawo, to się nazywa rozpoznanie rzeczywistości.
OdpowiedzUsuńKiedyś Pan Donald chciał pocisnąć Prezydentowi Dudzie i powiedział żeby Polska stanęła po jasnej stronie mocy.
OdpowiedzUsuńBiorąc pod uwagę scenariusz tego filmu ciężko uznać że Polska to Imperium a UE to rebelianci.
Gdy byłem dzieckiem chodziło takie powiedzonko: kto się tak przezywa - sam się tak nazywa.
Hasło na zawsze: Precz z głupią podejrzliwością. I z głupimi skojarzeniami:) Jak ja się mam z tym wszystkim. Dziś wróciłam z Opola, zahaczyłam o Kędzierzyn Koźle, bo tam od zawsze mieszka taka jedna Bożena z akademika. Przywędrowała stamtąd aż na samą północ Polski. Jest tak wyalienowana, że nie mogłam się z nią dogadać. Ale źle nie było, chociaż oczywiście nienawidzi tego PiSSkraju, na mnie się nie wyładowała, mniemam, że to tak po starej znajomości.
OdpowiedzUsuń@Jola Plucińska
OdpowiedzUsuńKędzierzyn Koźle to nie byle jakie miejsce. Prawie jak Gogolin, czy Krapkowice.