Czytelnicy tego bloga, a już
zwłaszcza ci, co są tu z nami od wielu lat, doskonale zdają sprawę z tego, że
my tu na kardynała Kazimierza Nycza mamy oko szczególnie wytężone. Oczywiście,
od momentu gdy w Polsce doszło do zmiany władzy i ów pobożny mąż mógł się na
spokojnie zająć sprawami mniej doczesnymi, my też mieliśmy dobry powód, by się i
nim nie zajmować, niemniej pamięć nie umarła i gdzieś tam z tyłu głowy tliła
się wciąż myśl, że być może on nie powiedział jeszcze swojego ostatniego słowa.
I oto wystarczyło wydarzenie pozornie tak bardzo dla historii naszego narodu
błahe, jak ostateczne zamknięcie prezydentury Hanny Gronkiewicz-Waltz, by
Ksiądz Kardynał odzyskał swoją dawną polityczną werwę i zabrał publicznie głos w
tym akurat temacie. A ja powiem zupełnie uczciwie, że - przepraszam bardzo, ale
nie mogę się powstrzymać - pies go drapał co do czy to jego ukrytych
zobowiązań, czy jak najbardziej szczerego opętania, gdyby wszystko się zamknęło
w czysto politycznych deklaracjach. Tymczasem jednak nasz ksiądz uznał za
stosowne opisać politykę przy pomocy języka Ewangelii i wyszło z tego coś, co i
mnie zmusiło do zabrania głosu.
A wszystko zaczęło się od tego,
że - Diabeł jeden wie, z czyjej to czarnej inicjatywy - zamknięcie prezydentury
Gronkiewicz-Waltz postanowiono ukoronować Mszą Świętą dziękczynną,
koncelebrowaną wspólnie z naszym Kardynałem przez księży Andrzeja Lutra,
Kazimierza Sowę, Wacława Oszajcę SJ, Władysława Dudę, Mirosława Kreczmańskiego,
Andrzeja Gałka, oraz Aleksandra Seniuka, który zaznaczył, że nie wszyscy
zaprzyjaźnieni z panią prezydent kapłani mogli przybyć i wymienił tu ks. Adama
Bonieckiego. W kościele pojawili się również politycy, wśród nich sam prezydent
Komorowski z małżonką, oraz premier Hanna Suchocka. I to do nich między innymi
swoje słowo skierował kardynał Nycz. Zachęcam do tego, by każdy się złapał
tego, co tam kto ma pod ręką.
„Dziś w tej świętej Eucharystii dziękujemy Panu Bogu za lata bycia
prezydentem naszego miasta, Warszawy, pani Hannie Gronkiewicz-Waltz.
Kładziemy te kolejne kadencje, cały jej wysiłek, na ołtarzu, aby Panu Bogu
podziękować za to wszystko, co stało się w tym czasie, pod jej kierownictwem i
z jej inspiracji. Myślę, że stać nas na takie szersze spojrzenie, które pozwoli
sprawiedliwie, prawdziwie i serdecznie popatrzeć na lata minione. Tylko
człowiek, który widzi dalej, potrafi ocenić to, co się dokonuje czasem dzięki
życiu i pracy jednego człowieka, który potrafi już tu na ziemi budować
Królestwo Boże, do czego zostaje powołany”.
Odnosząc się do obecności zaprzyjaźnionych
kapłanów powiedział Ksiądz Kardynał: „To
jest efekt tego, że pani prezydent zawsze była zaprzyjaźniona z Panem Bogiem i
Kościołem. Zaprzyjaźniona w tym najgłębszym wymiarze, gdzie w sumieniu, w
sercu, dokonuje się moment decyzji człowieka, gdzie się dokonuje ta święta
inspiracja, z którą się nie wychodzi na zewnątrz i nie chwali się nią, ale
także nie wyraża poprzez słowa i gesty, i za to także chcemy w tej
świętej Eucharystii Panu Bogu i pani prezydent podziękować”.
W momencie gdy dotarła do mnie wiadomość o tym niezwykłym spektaklu, napisałem komentarz na Facebooku, gdzie owszem, ostatnio się dość intensywnie udzielam, w którym zauważyłem, że gdyby prezydent Waltz właśnie umarła i kardynał Nycz wygłaszał tego typu słowa na Mszy Świętej błagalnej w intencji jej zbawienia, to ja bym właściwie się w to wszystko nie wtrącał. No może z wyjątkiem uwagi, że nie byłoby źle, gdyby Ksiądz Kardynał, dziękując „Panu Bogu za to wszystko, co stało się w tym czasie, pod jej kierownictwem i z jej inspiracji”, dodał, że może nie za „wszystko”, ale za „wszystko dobro”, no i oczywiście, żeby dziękując Panu Bogu, nie dołożył do tego jednocześnie podziękowań dla prezydent Waltz. W końcu nie przesadzajmy. Nawet z punktu widzenia politycznych emocji kardynała Nycza i nawet z zachowaniem świętej zasady, że o zmarłych mówi się wyłącznie dobrze, Hanna Gronkiewicz-Waltz nie jest jeszcze choćby osobą beatyfikowaną, że już nie wspomnę o tym, że ona póki co jest, jak to mówią Anglicy, alive and kicking.
A zatem ów właśnie fakt, że
Hanna Gronkiewicz-Waltz wciąż żyje i to żyje na tyle dobrze, że dla niej
zwrócić z dnia na dzień ukradzione 7 milionów to jest tyle co splunąć, sprawia,
że kazanie kardynała Nycza odbieram wyjątkowo źle. I przyznam, że bardzo
chętnie bym tu zbudował jakiś mocny komentarz, nawet ryzykując, że w ten sposób
zbluźnię, na szczęście uczynił to za mnie - na wspomnianym Facebooku - i to w sposób pod każdym względem bardziej
właściwy, mój serdeczny przyjaciel ksiądz Piotr Płonka. I proszę mi pozwolić,
że to jego słowa zakończą mój dzisiejszy wpis, tak by nam łatwiej było wytrwać
w wierze w Święty Kościół Powszechny:
„Przez 30 lat nauczałem, że o Chrystusie mamy świadczyć słowem i czynem,
a tu się okazuje, że najlepiej jak z tą świętą inspiracją nie wychodzi się na
zewnątrz, że nie wyraża się ona poprzez słowa i gesty. Ale jeśli nie przez
słowa i gesty, to przez co? I za to mamy Bogu dziękować? Już sobie wyobrażam
jak Pan Bóg po prostu rozpływa się ze szczęścia, że czcimy Go w największej możliwej
konspiracji. Nie wiem ile lat trzeba studiować teologię, żeby dojść do takich ‘subtelności’".
Już za kilka dni pojawię się ze swoimi książkami w Warszawie na Targach Książki Hostorycznej. O szczegółach będę informował na bieżąco. Tymczasem jak zawsze zachęcam do kontaktu pod adresem k.osiejuk@gmail.com.
Najwyższa konspiracja z wszelkimi możliwymi aktywnościami zmylającymi przeciwnika. I to aż do ostatniej kropli krwi.
OdpowiedzUsuńDodam jeszcze, że czytając ten cytat i patrząc na to zdjęcie naprawdę można uwierzyć w nieskończoność Bożego miłosierdzia. A kiedyś się mówił "Panie widzisz i nie grzmisz". Ano nie grzmisz, bo jesteś dla nas niepojęty.
OdpowiedzUsuń@toyah
OdpowiedzUsuńNasz ogląd tego zdarzenia religijnego jest w pewien sposób niekompletny. Mianowicie nie wiemy, czy przed tym zdjęciem stawiła się do spowiedzi.
Możliwe bowiem, że ze względu na stanowisko spowiadać się nie musi z tej samej spiżowej racji, co nie musi zeznawać wobec komisji sejmowej.
@orjan
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem ona się nie spowiada. W najlepszym wypadku ewentualna spowiedź sprowadza się do pogawędki z kardynałem Nyczem przy herbatce.
To jest na odwrót.
OdpowiedzUsuńReligijność tej postaci jest na pokaz więc K. Nycz musi powiedzieć że nie jest.
Robienie z ludzi wariatów.
Ciekawe też jest co myślą jak widzą ludzie którzy potracili mieszkania.
UsuńTeż chciałem coś napisać, ale komentarz ks. Płonki chyba jednak wystarczy.
OdpowiedzUsuńKler.
OdpowiedzUsuńW takich przypadkach u ich świadków powstaje dezorientacja: "jak to tak?" I właśnie to ona wywołuje sprzeciw.
OdpowiedzUsuńPotrzebne jest wtedy pytanie podstawowe: co się właściwie zdarzyło? Nie kto, nie jak, nie dlaczego, tylko co?
Otóż w tym przypadku mamy do czynienia z zakończonym publicznym powodzeniem staraniem b. prezydent Warszawy o udzielenie jej absolutorium z zakończonego sprawowania władzy. Oczywiście nie takiego wymaganego prawem, ale jeszcze silniejszego, bo absolutorium moralnego.
Cel: przejście do panteonu ludzi porządnych. Może nawet - kto to teraz przewidzi - ściganych przez prawo, ale porządnych. Jak się z tym ściganiem uda, to nawet do grona męczenników.
Ja w sumie machnąłbym ręką, gdyby nie to zdjęcie z przyjmowania św. Komunii. Zapewne nie pierwszej, stąd uzasadnione jest założenie, że oboje, w tym kapłan wiedzą jakie są warunki do dobrej spowiedzi.
Już nie czepiam się wszystkich warunków; zresztą, co ja tam wiedzieć mogę, czy i co omówiono w konfesjonale, ewentualnie przy herbatce. Jak by jednak nie patrzeć, nie widać u niej żadnej skruchy, czyli żalu za już bezspornie wykazane jej grzechy przy sprawowaniu władzy.
Nazywam je bezspornymi grzechami, bo wszak w związku z przyjmowaniem św. Komunii chodzi o rachunek sumienia, a nie o rozlicznie się z ustawami. Niemniej, w obu sferach ludzkiej odpowiedzialności odpowiada się nie tylko za uczynek, ale także za zaniedbanie.
Skoro więc jej rządy bezspornie doprowadziły do krzywdy wielu ludzi, a także do szkód moralnych w zakresie podkopania zaufania do władzy, to wprawdzie ona może się czuć (a innym wmawiać), że osobiście jest niewinna uczynków. Jednak im bardziej tak wmawia sobie i innym, to tym bardziej grzęźnie w grzechu zaniedbania. Przynajmniej za to wypada oczekiwać skruchy.
Gdzie więc ona skrucha jest? Bo jeśli jej brak, to załatwione absolutorium moralne samo skruchy wymaga.
Mogę się założyć, że gdyby HGW nagle zmarła (czego jej nie życzę) Kardynał raczyłby powiedzieć, że oto ona, właśnie patrzy już na nas z góry...:-(. Zawsze padam ze śmiechu, jak coś takiego słyszę, a słyszę coraz częściej.
OdpowiedzUsuńKiedyś, bardzo poróżniła mnie z Autorem tego bloga dyskusja na ten temat, po śmierci jakiegoś celebryty. Wtedy Autor prezentował pogląd, że i owszem...teraz jednak może się ze mną zgodzi? Że po śmierci idzie się na sąd szczegółowy i możemy mieć tylko nadzieję, że zmarły trafił do czyśćca, więc powinniśmy się za niego po prostu gorliwie modlić.
@Elżbieta Połomska
OdpowiedzUsuńJa - przyznaję, że trochę we własnym interesie - codziennie modlę się o zbawienie dla WSZYSTKICH dusz. A szczególnie dla tych, które Zły sobie szczególnie upatrzył.