poniedziałek, 25 czerwca 2018

Przepraszam bardzo, czy coś się może stało?


      Pisałem już o tym, ale choćby tytułem wstępu, powtórzę. Choć na sporcie, i to każdej możliwej jego dyscyplinie, nie znam się ani trochę, owym sportem interesuję się od zawsze. Mam w związku z tym parę wspomnień, ale jedno z nich, dziś nadzwyczaj w temacie, związane jest z tenisową karierą Wojciecha Fibaka. Ponieważ to było bardzo dawno temu, część z czytelników pewnie nie za bardzo wie, w czym rzecz, jednak chętnie przypomnę, że był taki czas, kiedy Wojciech Fibak, zupełnie niespodziewanie, został pierwszym tenisistą świata. Prawie. I dla mnie owo „prawie” miało znaczenie podstawowe. Chodzi o to, że ja z prawdziwym zaangażowaniem śledziłem kolejne sukcesy Fibaka, bardzo mu życzyłem owego sukcesu największego… i nigdy nie zaznałem owej prawdziwej radości. No i w momencie, gdy wciąż liczyłem na to, że w końcu się uda, Fibak machnął na ten cały biznes reką, i, jak podały media, postanowił się zainteresować handlem sztuką. I powiem szczerze, był to dla mnie duży zawód.
       Ponieważ lubię oglądać tenis właśnie, jak najbardziej oczywiście śledzę karierę Agnieszki Radwańskiej. I tu również, przyznaję, że od zawsze miałem nadzieję, że przyjdzie taki moment, że Radwańska w pewnym momencie zostanie pierwszą tenisistką na świecie. Ktoś zapyta, czemu tak? Otóż rzecz polega na tym, że w moim rozumieniu, tak naprawdę nie chodzi o to, by być najlepszym w mieście, czy w kraju, ale właśnie najlepszym na świecie. Ja oczywiście wiem, że to nie jest takie „hop-siup”, niemniej skroro już decydujemy się na to, by coś robić, i to robić za ciężkie pieniądze, to naprawdę nie widzę powodu, by podchodzić do tego z takim oto nastawieniem, że wprawdzie cudów nie będzie, ale coś tam z siebie wyciśniemy. No i tu wygląda na to, że moje nadzieje związane z naszą Angnieszką mogę wsadzić sobie w nos. Ona była już tuż-tuż, ale ostatecznie wyszło na to, że więcej jej, a przy okazji i nam, nie trzeba.
      Ktoś powie, że jestem rozczarowany i to jest prawda. Ja byłem rozczarowany, kiedy Fibak nie został największym tenisistą świata i dziś jestem rozczarowany, kiedy wszystko wskazuje na to, że Agnieszka Radwańska niestety zatrzyma się na tym drugim, czy trzecim miejscu. Rozczarowny jestem również tym, że pod pewnym szczególnym względem, a mam tu na mysli owo pragnienie bycia najlepszym, polska drużyna pilkarska okazała się najsłabszą drużyną na ruskich mistrzostwach. Moim zdaniem, oni okazali się gorsi nie tylko od Senegalu czy Kolumbii, ale gorsi i od Maroka, Tuznezji, Panamy i od Arabii Saudyjskiej. Problem jednak nie polega na tym, że nasze Orły nie zagrały tak jak zagrać miały. Faktyczny problem nie polega nawet na tym, że polscy piłkarze są zwyczajnie słabi. Problem – a tak naprawdę czysty zwykły fakt – polega na tym, że my nie mamy szans na to, by być najlepszymi na świecie nie dlatego, że jesteśmy gorsi od innych, ale dlatego, że my Polacy w ogóle nie uważamy że bycie najlepszym na świecie stanowi jakąkolwiek wartość. Dla nas Polaków prawdziwą wartością jest to, by osiągnąć sukces na miarę naszych mniej lub bardziej skromnych możliwości i żeby on nam dał wygodne, ciekawe i dobre życie.
      Odwołałem się tu do kwestii narodowościowych nie bez powodu. I aby pociągnąć tę kwestię, spróbuję nawiązać do czegoś pozornie zupełnie niezwiązanego z tematem, a mimo to, jak najbardziej do rzeczy. Otóż oprócz tenisa interesuję się bardzo angielską piłką nożną i powiem szczerze, że to co mnie w tej mojej fascynacji porywa być może najbardziej, to to, że oni każdy mecz rozgrywają za takim zaangażowaniem, jakby za chwilę mieli umrzeć. I nie chodzi mi o zwykłe zaangażowanie. To co możemy oglądać w przypadku piłkarzy angielskiej Premier League, to jest autentyczne szaleństwo. To są ludzie, którzy, gdyby im ni stąd ni z owąd kazano grać pod artyleryjskim ostrzałem, w dodatku w ulewnym deszczu połączonym z gradem, graliby dokładnie tak, jak tydzień wcześniej, dwa tygodnie wcześniej i jak grają zawsze. I to niezależnie od tego, czy mecz jest o wszystko, czy akurat o nic.
      I teraz powiem coś, wydaje mi się dość, oryginalnego. Otóż, wbrew temu co pewnie niektórzy z nas w tym momencie sądzą, wcale nie uważam, że tak jest dobrze. Wręcz przeciwnie, moim zdaniem to jest coś wyjątkowo niezdrowego. To jest, powiem zupełnie szczerze, jest kompletnie chore. Ja wiem, że dzięki takiemu własnie swojemu zaangażowaniu, tacy Brytyjczycy właśnie osiągnęli naprawdę wiele, jednak wydaje mi się, że w ostatecznym rozrachunku oni sobie będą mogli te swoje zwycięstwa wsadzić w dupę. Dlatego, że od pewnego momentu człowiek, który zaczyna się zachowywać w ten sposób, bardziej przypomina zwierzę, niż człowieka.
      Opowiem jeszcze coś. Niedawno obejrzałem sobie bardzo dobry dokumentalny film o Ronaldo i w pewnym momencie ów Ronaldo opowiada, jak on przez lata miał marzenie, by zdobyć Złotego Buta, czy Piłkę, czy co oni tam rozdają tym najlepszym piłkarzom, jednak zawsze wygrywał Messi. Ale przyszedł rok, kiedy Ronaldo był już absolutnie przekonany, że tym razem to on się okaże najlepszym piłkarzem na świecie, a tu znów wygrał Messi i w tej sytuacji, jak sam mówi, on dostał takiej cholery, że w odruchu serca postanowił, że on już nigdy w życiu nie będzie brał udziału w tej idiotycznej ceremonii. Otóż ja uważam, że Lewandowski nigdy by się nie obraził. Dlaczego? Bo jest póki co normalny.
       A więc mamy naszych polskich piłkarzy, którzy wbrew tej całej kompletnie chorej propagandzie skończyli jak skończyli i ja naturalnie zgadzam się, że to jest wstyd. Jeśli bowiem decydujemy się na to, by wystartować w biegu, to powinniśmy się starać ten bieg wygrać, zwłaszcza gdy tylu obcych nam zupełnie ludzi nam tak bardzo kibicuje.Z drugiej jednak strony, jeśli  niespodziewanie okazuje się, że naprzeciwko siebie mamy bandę wariatów, to, przepraszam bardzo, ale równie dobrze można na ten cały konkurs machnąć ręką.
       I tu też, proszę nie myśleć, że ja umniejszam w ten sposób wysiłek tych, którzy się okazali na tyle ambitni, by osiągnąć sukces. O nie! Wydaje mi się, że wśród nas nie ma wielu takich, dla których talent i sukces znaczą więcej niż dla mnie. Chodzi mi tylko o to, że są granice, poza którymi jest już tylko rezygnacja z człowieczeństwa. Śledzę bardzo uważnie mistrzostwa świata w Rosji i powiem szczerze, że podobają mi się one wyjątkowo. Mam wręcz wrażenie, że to są mistrzostwa najlepsze z dotychczasowych. Patrzę na piłkarzy, oglądam twarze kibiców i widzę, że doszło do tego, że tam już jest albo tonąca we łzach rozpacz, albo wręcz deliryczna radość. Tam wszyscy albo płaczą, albo wręcz konają ze szczęścia. Jak wiemy, jestem akurat na pięciodniowych, i niewykluczone że jedynych w tym roku dla mnie, wakacjach. Mecz Polska – Kolumbia oglądałem tu w stołówce naszego pensjonatu z grupą pomalowanych w narodowe barwy kibiców. Oni, oczywiście podczas meczu darli mordy i rwali sobie włosy z głowy, jednak od czasu do czasu można było zobaczyć, że tak naprawde traktują to jako swego rodzaju rytuał, no a kiedy mecz się skończył i już wszyscy wiedzieliśmy, że polska reprezentacji wraca z Rosji na tarczy, oni wszyscy się uspokoli i zajęli się życiem. Nikt się z nikim nie pobił, nikt sobie nie strzelił w łeb, nikt nawet nie robił wrażenia, że to co się stało to jakaś szczególna tragedia. A potem oglądałem rozmowy z polskimi piłkarzami i oni również, owszem byli smutni, niekiedy wręcz zmartwieni, jednak ostatecznie każdy z nich mówił, że no tak, byliśmy gorsi i dlatego przegraliśmy. I trzeba żyć dalej.
       Do czego zmierzam? Otóż przynaję, że liczyłem na to, że Polacy wleją wszystkim. Okazało się, że wszyscy wlali Polakom i to jest oczywiście wiadomość ponura, jednak moim zdaniem problem polega właśnie na podejściu, które znakomicie widać na przykładzie kiedys Fibaka, potem Radwańskiej, a dziś tych moich kibiców, którzy wszyscy, tak naprawdę jednym głosem, mówią jedno: dobrze jest się zabawić, ale bez przesady. I to jest coś, co ja autentycznie cenię. W końcu, naprawdę nic się nie stało.

Pozdrawiam wszystkich Czytelników z deszczowego nadmorza i zapewniam, że jest czego zazdrościć. Polskie morze to wartość sama w sobie. Podobnie zresztą jak nasza księgarnia pod adresem www.basnjakniedzwiedz.pl, gdzie są do kupienia także i moje książki. Polecam.
     
     
     
     

4 komentarze:

  1. No tak, coś w tym jest, dla nas w sumie to nic się nie stało. A jakby było na odwrót i to Kolumbia by przegrała, to mogliby kogoś tam zastrzelić, jak to było ileś lat temu gdy zastrzelili po Mundialu jakiegoś tam Escobar'a (nie mylić z TYM Escobarem)

    OdpowiedzUsuń
  2. Na początku ten tekst wydał mi się banalny, wręcz głupi. Ot, takie tam zgorzkniałe pitu pitu, bo co tu można mądrego powiedzieć po takiej klęsce? Teraz, kiedy już ochłonąłem i odświeżyłem sobie notkę z wieczora to dochodzę do wniosku, że trafił Pan w dychę.

    Kumpel opowiadał mi ostatnio taką anegdotę na temat Cristiano Ronaldo. Było tak, że zagrał on w ping ponga i przegrał. Następnego dnia kupił stół do tenisa stołowego i ćwiczył tak długo, aż się wyćwiczył na tyle by pokonać każdego kumpla. I to właśnie człowiek z taką mentalnością wiezie na plecach Portugalię w tych mistrzostwach. A gdzie u nas znaleźć takiego świra ? Z tego co wiem to Lewandowski nawet w surogatki nie inwestuje. Bardzo możliwe,że jest właśnie tak jak Pan sugeruje, jesteśmy zbyt normalni by zasiąść na tronie.

    OdpowiedzUsuń
  3. To ja powiem że mi się te mecze podobały a to dlatego że byłem za Senegalem a potem za Kolumbią - to jest dopiero patologia :)))
    Jestem jak Krystyna Janda :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba nie.Przypuszczam,że Pani Janda ma problemy z odróżnieniem reprezentacji Polski od reprezentacji Senegalu.

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...