Myślę że nie tylko ja, ale i znaczna
grupa czytelników tego bloga pamięta czasy, gdy kardynał Wojtyła został
ogłoszony papieżem i po pierwszych kilku latach pewnego chaosu poznawczego, bardzo
już wyraźnie zaznaczył się podział na tych, którzy z jednej strony uważali, że misją
Jana Pawła II jest reprezentowanie tej części Narodu, która pragnie prawdy i
wolności, a z drugiej strony na tych, dla których głównym zadaniem Papieża miało
być głoszenie tak zwanej „prawdy o Jezusie”. Wydaje się, że kulminacyjnym
momentem owej konfrontacji, kiedy to już nikt nie mógł mieć choćby cienia
wątpliwości, o co tu w tym wszystkim chodzi, był rok 1995, kiedy to papież Jan
Paweł II, z okazji 50 rocznicy istnienia „Tygodnika Powszechnego” wysłał do
jego naczelnego Jerzego Turowicza list, w którym uznał z konieczne napisać co
następuje:
„Odzyskanie
wolności zbiegło się paradoksalnie ze wzmożonym atakiem sił lewicy laickiej i
ugrupowań liberalnych na Kościół, na Episkopat, a także na Papieża. Wyczułem to
zwłaszcza w kontekście moich ostatnich odwiedzin w Polsce w roku 1991. Chodziło
o to, ażeby zatrzeć w pamięci społeczeństwa to, czym Kościół był w życiu Narodu
na przestrzeni minionych lat. Mnożyły się oskarżenia czy pomówienia o
klerykalizm, o rzekomą chęć rządzenia Polską ze strony Kościoła, czy też o
hamowanie emancypacji politycznej polskiego społeczeństwa. Pan daruje jeżeli
powiem, iż oddziaływanie tych wpływów odczuwało się jakoś także w ‘Tygodniku
Powszechnym’. W tym trudnym momencie Kościół w ‘Tygodniku’ nie znalazł,
niestety, takiego wsparcia i obrony, jakiego miał poniekąd prawo oczekiwać;
‘nie czuł się dość miłowany’ – jak kiedyś powiedziałem. Dzisiaj piszę o tym z
bólem, gdyż los ‘Tygodnika Powszechnego’ i jego przyszłość bardzo leżą mi na
sercu”.
I znów, myślę, że i tu wielu z nas wciąż
pamięta, jaka była reakcja na te słowa adresatów tego listu, oraz ich akolitów.
Kiedy już nie dało się dłużej owych słów zamilczeć, oni w najmniejszym stopniu
nie poczuli się w obowiązku potraktować słowa Jana Pawła II jako napomnienia,
lecz wręcz przeciwnie, uznali, że ponieważ mają do czynienia ze swoim dawnym
kolegą, to co on do nich mówi, to jest takie sobie duszpasterstwo, które jeśli
czegokolwiek od nich wymaga, to ewentualnie drobnych korekt na dotychczasowej
ścieżce wiary. I od tego momentu było już oczywiste, że Jan Paweł II
będzie do samego końca traktowany
wyłącznie jako polityczny argument, gdzie z jednej strony będzie wolność i
prawda, a z drugiej Jezus Chrystus i jego nauka.
Jak to się stało, że, mimo iż wydawało
się, że kwestie naszej Wiary mamy już załatwione, temat ów wraca jak bumerang?
Otóż jeden z Czytelników, jak rozumiem zanspirowany wcześniejszą dyskusją,
podesłał mi link, którego głównym bohaterem jest osoba dotychczas mi kompletnie
nieznana, jednak, jak się okazuje, tu i ówdzie kultowa, a mianowicie niejaki ojciec
Augustyn Pelanowski. Poszukałem jego biogramu w Wikipedii i dowiaduję się, że
ów Pelanowski to „paulin,
długoletni ojciec duchowny w Wyższym Seminarium Duchownym Zakonu
Paulinów w Krakowie na Skałce, rekolekcjonista, kaznodzieja,
spowiednik, autor książek, publicysta, artysta malarz.
[…]
Stał
się znany w środowiskach chrześcijańskich dzięki uczestniczeniu w nawróceniach
znanych polskich muzyków rockowych, m.in. Tomasza
Budzyńskiego (Armia, 2Tm2,3), Darka
Malejonka (Armia, Houk, 2Tm2,3), Piotra „Stopy”
Żyżelewicza (Armia, Voo-Voo) i Grzegorza „Dzikiego” Wacława,
związanego z warszawskim środowiskiem anarchistycznym. Użyczył swojego głosu na
pierwszej płycie zespołu 2Tm2,3 – Przyjdź, w piosence Getsemani. Wystąpił w filmie Programu Poświęconego Frondy Dzyń (1994) według scenariusza Tomasza Budzyńskiego i Andrzeja
Wasilewskiego. Jego rysunki zostały wykorzystane w booklecie płyty Houk Generation X (1995)”.
Zainteresowałem się więc osobą owego
wybitnego duchownego i oprócz tego, że to jest w istocie rzeczy postać dla tak
zwanych „środowisk radykalnych” prawdziwie kultowa, dowiedziałem się również
tego, że on parę miesięcy temu w którymś
z publicznych wystąpień powiedział co następuje:
– Czasem ktoś mnie
pyta, jak to teraz zrozumieć w związku z tymi wszystkimi niejasnościami jakie
pojawiają się w Kościele, kogo tu słuchać? Proste: zejdź mi z oczu szatanie.
Inaczej mówiąc: dopóki mówisz Piotrze prawdę o Mnie – jesteś Kefasem, papieżem,
ale gdy kłamiesz o mnie, gdy manipulujesz moją Prawdą, to jesteś pod wpływem
szatana, a szatana się nie słucha tylko egzorcyzmuje. Pan Jezus nie odrzucił
Piotra. Wyegzorcyzmował go i Piotr zgodził się z Prawdą, spokorniał i poprawił
się, przyjął korektę, Correctio fraterna”.
I dalej:
I dalej:
„Nauczanie papieża jest bezbłędne jedynie wtedy, gdy
jest zgodne z nauczaniem Jezusa”.
I proszę sobie wyobrazić, że to co na
mnie zrobiło największe wrażenie, to nawet nie to, że ów ksiądz w sposób niemal
jednoznaczny sugeruje, że papieza Franciszka należy egzorcyzmować, ale to, że
jako podstawowy argument przeciwko jego nauczaniu używa owego śmierdzącego już
wręcz trupem tekstu: „Zadaniem Kościoła jest głoszenie Słowa Bożego, a wszystko
co ponad to, to polityka”.
Jak się dowiaduję, po tej, i jak się
domyślam, również innych jego wypowiedziach, bo trzeba nam wiedzieć, że ojciec
Pelanowski mówić bardzo lubi, kierownictwo zakonu paulinów przeniosło go w
bardziej odpowiednie dla niego miejsce i objęło go nakazem powstrzymania się od
owych popisów. W jednej chwili oczywiście w środowisku fanów Pelanowskiego
podniósł się odpowiedni rwetes, któremu towarzyszył apel o zwieranie szeregów w
obronie owego świętego męża przed agresją ze strony watykańskiej reakcji. I
oto, proszę sobie wyobrazić, że w tym momencie Kościół, zamiast zacząć się
tłumaczyć, wyjaśniać i prosić o zrozumienie, głosem wszystkich zainteresowanych
osób, ogłosił, że mu nie jest nic wiadomo o tym, by ojciec Pelanowski został
jakoś szczególnie ukarany, no i żeby w ogóle działo się coś szczególnego. Co
ciekawe, nawet sam Pelanowski położył uszy po sobie, odmówił jakichkolwiek
komentarzy, a sprawa została ostatecznie zamknięta i pozostawiona nic nie
znaczącym plotkom.
Jedyne co po tym krótkim zamieszaniu
pozostało, to wciąż krążące gdzieś w czeluściach Internetu, opublikowane przez
samego Pelanowskiego widzenie, w którym sam Jezus ogłosił mu co następuje:
„Czy wasz
prezydent nie nazwał mnie królem? To czemuż się lęka i uśmiecha do władców tego
świata? Powinien płakać przede Mną, a wysłucham go, a nie uśmiechać się do
władców zaprzedanych kłamstwu. Nie musi nikomu się podobać, tylko Mnie, a
wzmocnię wasz kraj i wywyższę! Ja swoją Krwią wybielam wszystko. Dałem wam dwa
znaki, i inne, lecz dlaczego nie rozumiecie, po co uczyniłem te cuda
eucharystyczne?”
Ktoś powie, że głupia sprawa i że dobrze
by było to wszystko jakoś skomentować, no bo my chyba, jako wierny lud, mamy
prawo do informacji. Otóż nie. My wszelkie informacje, jakich potrzebujemy, znajdziemy
w Katechizmie Kościoła Katolickiego. A w związku z tym, nie będzie żadnego
komentarza, poza tym jednym: to jest Skała, której bramy piekielne nie
przemogą, a nam nic do tego, poza gorliwą modlitwą za grzechy nasze i tego
świata. Zwłaszcza nasze.
Przypominam, że mam tu u siebie
paręnaście egzemplarzy mojej książki „Rock and roll, czyli podwójny nokaut”.
Polecam serdecznie. Kontakt, gdyby ktoś nie znał: k.osiejuk@gmail.com.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.