Pewnie część Czytelników
zwróciła na to uwagę, ale przypomnę, że oto właśnie na portalu
szkolanawigatorow.pl, gdzie również
publikuję swoje teksty zamieściłem notkę, w której oskarżyłem Kornela
Morawieckiego, a przy okazji część działaczy tak zwanej “pierwszej
Solidarności”, o rozwiązłość i pijaństwo, czyli o grzechy, na które zwracał
uwagę prymas Wyszyński jeszcze w latach 50. I na to odezwał się publikujący tam
bloger o nicku Telok i ogłosił, że w odpowiedzi na mój tekst, on rezygnuje z
daleszej blogerskiej działalności i się z nami żegna. Jeśli jednak ktoś sądzi,
że bloger Telok uznał, że poziom jego pisarstwa nagle został tak skompromitowany,
że mu sumienie pisać dalej nie pozwala, jest w wielkim błędzie. Otóż jest wręcz
odwrotnie. Telok uznał mianowicie, że jemu sumienie nie pozwala, by się
udzielać w reprezentowanym przez mnie towarzystwie, no i postanowił się
przebranżowić.
W odpowiedzi z kolei na tekst
Teloka, odezwali się inni uczestnicy tej zabawy i zaapelowali do Teloka ogolnym
płaczem: „Panie Teloku, nie odchodź”, „Pisz Teloku dalej”, „Bez Ciebie, Teloku,
tu będzie pusto” i tak dalej w tym stylu. A ponieważ wśród owych pogrążonych w
żałobie czytelników są też i tacy, których dotychczas raczej uważałem za ludzi
mniej lub bardziej przytomnych, chciałbym wyrazić zaniepokojenie, że dochodzi
do jakiejś bardzo poważnej awarii. Otóż ja owego Teloka znam z dwóch tekstów.
Na oba zwróciłem uwagę ze względu na ich tytuły, które mawiązywały do znanych
mi filmów, z których jeden, a mianowicie „Nocny Kowboj” wypełnił część mojego
dzieciństwa. Nie będę już dłużej zwlekał i przytoczę ów tekst in extenso:
„Szanowna Pani Maryla wymusiła na mnie notkę o tomkach i ta notka
spotkała się ze sporym zainteresowaniem. Zasługa autora oczywiście wielka nie
była, bo tomki i Szklarski, dla pewnego pokolenia, to temat młodzieńczych
przygód związanych z wertowaniem atlasów i odkrywaniem egzotycznego świata.
W tej notce chciałem słów kilka napisać
o książce, która mną wstrząsnęła, czyli tytułowym „Nocnym kowboju”. Autorem tej
książki był James Leo Herlihy i jego minimalistyczny biogram na Wiki
tłumaczy nam sporo z tego, co jest w tej książce.
Trzeba oczywiście zauważyć, że książka
została sfilmowana i to jak. Nocny kowboj z Filmweb. Nawet nie
wiedziałem, że film jest z roku 1969.
No i po tym nieco długim wstępie
przystąpię do pisania zasadniczego tekstu.
Chyba jeszcze nie, bo muszę nieco
napisać o moim wykształceniu, które spowodowało taki, a nie inny odbiór tej
książki.
Mam wyksztalcenie techniczne, jeśli
chodzi o szkołę średnią (technikum dla młodych może brzmieć tajemniczo, ale
były takie całkiem przyzwoite szkoły). Na studiach, które praktykowałem u
„Pstrowskiego”, czyli Politechnice Śląskiej trafiłem już na SPR (studenckie
praktyki robotnicze) na ekipę, która była po liceach i oni ciągle gadali o
jakichś książkach, o których ja nawet nie słyszałem.
No i był też ten kowboj. Ja wcześniej
film widziałem i nawet mi się spodobał, z jakiego powodu to nie pamiętam. Może
tata Angeliny J. tak na mnie zadziałał? No, ale wracając do tematu.
Już nie pamiętam, jak wszedłem w
posiadanie tej książki, ale pamiętam traumatyczne wrażenia przy jej czytaniu.
Ponieważ byliśmy młodzi i otwarci na nowe doświadczenia, nie byliśmy świadomi
trucizny, jaką ta książka i film serwują odbiorcom. W zadymiony pokoju, przy
winie, dyskutowaliśmy z pięknymi dziewczynami o samotności głównego bohatera.
Jakoś umykała nam kompletna amoralność tej książki i nieludzkie wykoślawienie
jej głównych bohaterów. Co osobliwe, to aktor, który grał głównego bohatera
książki, czyli Jon Voight, w życiu prywatnym bardzo był podobny do
kreowanej w tym filmie postaci Joe Buck’a”.
Nie będę komentował poziomu tego
czegoś, bo nie jestem w posiadaniu tego rodzaju bezwstydu, natomiast przykro mi
bardzo, ale obawiam się, że część z Czytelników nawet teraz nie wie, o co mi
dziś chodzi, zwłaszcza jeśli zauważymy, że owa notka zdobyła na naszym portalu
ponad tysiąc odsłon i ponad 40 komentarzy. A w tej sytuacji chciałem tylko
powiedzieć, że kiedy autor wyżej zacytowanego tekstu nagle oświadcza, że on w
proteście przeciwko innemu tekstowi decyduje się zaprzestać literackiej
działalności, to ja nie znam innej reakcji, jak skinienie z aprobatą głową.
Natomiast kiedy czytam komentarze pod deklaracją autora zacytowanego wyżej
tekstu – tak naprawdę, obojętnie jakiej treści deklaracją – błagające to
nieszczęście, by zechciało z nami zostać, a tekst owej deklaracji nagle uzyskuje
ponad 4 tysiące odsłon i tym samym staje się jednym z najbardziej popularnych
tekstów, jaki ukazał się w tych dniach na, było nie było poważnym, portalu
szkolanawigatorow.pl, to się zwyczajnie dziwię. Dziwię bardzo. I to dziwię się tak
bardzo, że autentycznie walczę z pragnieniem, by nie pójść w ślady bohatera wspomnianej
notki, blogera Teloka.
Póki co, książki
są tam gdzie zawsze, czyli w sklepie Foto-Mag w Warszawie, w księgarni www.basnjakniedzwiedz.pl no i
częściowo też u mnie pod adresem k.osiejuk@gmail.com.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.