Sam się bardzo zdziwiłem, kiedy
nagle zajrzałem do statystyk tego bloga prowadzonego od ośmiu już chyba lat pod
adresem toyah.pl i zobaczyłem, że całkowita liczba liczba odsłon wyniosła
właśnie 3 987 573, co oznacza, że pewnie w ciągu najblizszych tygodni
będziemy obchodzić okrągłe 4 miliony. Ja oczywiście mam świadomość, że owe cztery
bańki to sukces bardzo umowny, zwłaszcza gdy się weźmie pod uwagę, że choćby
taka córka Donalda Tuska osiąga tyle, jak się zdaje, w ciągu jednego dnia. Z
drugiej strony jednak, jeśli tu z kolei weźmiemy pod uwagę fakt, że jedyne praktycznie miejsce, gdzie można się
dowiedzieć o istnieniu tego adresu, to właśnie tu na blogu i że jego
czytelnicy, w zdecydowanej swojej większości, to nie są klasyczni internauci,
którzy każdą wolną chwilę spędzają na blogach, głównie po to by sobie pogadać,
ale osoby, które jeśli tu, choćby i nałogowo, zaglądają, to na ogół raz
dziennie, aby przeczytać kolejny tekst i wrócić dopiero następnego dnia, to
wspomniane 4 miliony robią pewne wrażenie.
A więc dość dziwny jest ten
blog, choćby przez to, że tu się nie toczy jakakolwiek debata, a liczba
komentarzy z trudem przewyższa liczbę notek. Nie zawsze tak było. Jeszcze kilka
lat temu zdarzały się tu naprawdę długie i poważne dyskusje, które z biegiem
czasu stopniały do niemal zera, w zamian za co jednak – i to jest kolejna
zagadka – wzrosła znacznie liczba odsłon. A więc jest jak jest. Mamy ten blog,
który codziennie czyta jakieś 1000 do 2000 osób – i mam tu na myśli odsłony tak
zwane unikalne, bo nie może być inaczej, skoro ze względu na to, że tu poza
głównym tekstem najczęściej nie ma nic więcej – no i te dziś już niemal 4
miliony odsłon.
Ale jest też coś jeszcze. Otóż napisałem
wcześniej, że komentarzy tu praktycznie nie ma, jednak to jest nie do końca prawda.
Otóż one są, jednak przede wszystkim w formie klasycznego spamu rozsyłanego
przez jakieś automaty, no a obok tego od kilku stałych, wciąż tych samych
hejterów, którzy piszą codziennie wyłącznie po to by mi powiedzieć, że jestem
opasłym durniem. I to jest dla mnie bardzo ciekawy powód, dla którego
postanowiłem dziś napisać ten tekst. Dlaczego mianowicie jest tak, że ci,
którym to co ja piszę najwyraźniej bardzo się podoba, nie pojawiają się tu ze
swoimi uwagami, choćby po to, by mi powiedzieć, jaki jestem zdolny, dowcipny i
mądry, natomiast, owszem, ludzie, którzy mną gardzą i życzą mi wyłącznie
zaawansowanego raka, nie mogą przeżyć dnia, jeśli nie będą tu przychodzić dzień
w dzień i pisać, pisać, pisać, jaki ten blog jest beznadziejny.
Wydaje mi się, że przynajmniej
część odpowiedzi na to pytanie znalazłem niedawno przyglądając się relacjom ze
spotkań, jakie ostanio w całej Polsce organizuje Prawo i Sprawiedliwość, gdzie
znaczną część publiczności stanowią zorganizowane grupy antyrządowego protestu,
których jedynym celem jest rozbijanie owych spotkań. Mamy jakąś wiejską salkę
na powiedzmy pięćdziesiąt osób, stół prezydialny, za którym siedzi któryś z
ministrów i próbuje coś powiedzieć, a przed nim, wśród ludzi, którzy zapragnęli
przyjść i zobaczyć kogoś, kogo znali dotychczas z telewizji, stoi banda
rozhisteryzowanych wariatek z transparentami, które drą mordy tak, by nikt
niczego ani nie mógł powiedzieć, ani tym bardziej usłyszeć. Zastanówmy się więc
teraz, dlaczego żaden z tych często twardych przecież wieśniaków nie wstanie,
nie powyrywa im z rąk tych tabliczek i nie wyrzuci ich na drogę wraz z ich
posiadaczami? Przecież popularna opinia jest taka, że to właśnie po stronie,
którą oni zajmują, panuje dzika nienawiść i tępa agresja. Otóż moim zdaniem
jest wręcz odwrotnie: dzika nienawiść i tępa agresja, a przy okazji
nieprzytomne wręcz zainteresowanie tak zwana „bieżącą sytuacją polityczną w
Polsce, w Europie i na świecie”, panuje po tamtej własnie stronie. To ludzie
siedzący w tamtym kącie sali są dziś najbardziej społecznie aktywni. Popatrzmy
na mnie. Gdybym się dziś dowiedział, że tu w knajpie obok już jutro odbędzie
się otwarte spotkanie czy to z marszałkiem Kuchcińskim, czy z przewodniczącym
Schetyną, to jeśli bym tam poszedł, to wyłącznie ze względu na Kuchcińskiego,
który jest moim kolegą, a i w to wątpię, bo pewnie zwyczajnie nie chciałoby mi
się ruszyć z domu. A to żeby pójść na spotkanie ze Schetyną i się tam
wydzierać, że on jeżdzi na pasku Niemiec, w ogóle nie wchodzi w grę, bo by mi było
wstyd, że jeszcze ktoś mnie tam zobaczy i się będę musiał do końca życia
czerwienić.
Na koniec polecam – niestety
tylko tym, którzy potrafią zrozumieć przekaz w języku angielskim – wręcz
fantastyczny program telewizji FOX, gdzie człowiek nazwiskiem Tucker Carlson
rozmawia z przedstawicielami najbardziej głośnych lewackich ruchów w Stanach
Zjednoczonych. Plan jest taki, że oto gdzieś w Stanach pojawia się profesor
któregoś z uniwersytetów i na przykład ogłasza, że należy karać więzieniem
każdego, kto o tak zwanej osobie transgender mówi „on” lub „ona”, Tucker go
natychmiast zaprasza i każe mu gadać, a widzowie mają zabawę; oto nagle jakiś
inny profesor twierdzi, że należy zabijać policjantów, Tucker ma go natychmiast
u siebie i jemu też każe gadać. A on oczywiście gada i karuzela się kręci.
Naprawdę zachęcam do obejrzenia tych egzemplarzy. To wszystko jest na youtubie,
gdzie dla ułatwienia można sobie włączyć napisy, a ja gwarantuję, że po kilku
zaledwie prezentacjach, każdy normalnie myślący człowiek ujrzy kosmos w całej
swojej nieskończoności. Bo tak to własnie wygląda. Po drugiej stronie mamy
bowiem od zawsze ten sam typ człowieka. Albo nazistę, albo komunistę, albo tak
zwanego intelektualistę. I nie miejmy złudzeń. Każdy z nich, gdyby tylko mógł,
to by nam wyrwał z piersi serce i rzucił je na pożarcie krokodylom.
Tu na zachętę, jeden z nich.
Jestem pewien, że on by nie chciał, by o nim mówić „jedna z nich”. No i jeszcze
coś. Gdyby on jakimś cudem trafił na ten blog i zrozumiał, co tu jest napisane,
to by z całą pewnością od razu mi powiedział, co myśli na temat mojej urody.
Przekazuję informację tak na marginesie wpisu
OdpowiedzUsuńhttps://gwarek.com.pl/gwarek/artykul/proboszczowie-przeciwko-koncertowi
Pozdrawiam serdecznie Jacek
Świetny jest odcinek o karmieniu piersią - klasyka :)
OdpowiedzUsuń