niedziela, 10 czerwca 2018

O strasznych snach mecenasa Giertycha


Mamy końcówkę pięknego, przynajniej tu w Katowicach, weekendu, a więc pewnie nie zaszkodzi, jeśli dziś właśnie wrzucę tu swój najnowszy felieton dla „Warszawskiej Gazety”. Dziś o ministrze i mecenasie Giertychu. Z radością.


      Pisałem o tym niedawno na blogu, jednak ponieważ pojawiły się nowe, moim zdaniem nadzwyczaj ciekawe, elementy, spróbuje sprawę pociągnąć dla czytelników „Warszawskiej”. Dla wyjaśnienia, gdyby ktoś sprawę przegapił, krótko przypomnę w czym rzecz. Otóż kiedyś sławne, a dziś już wyłącznie niesławne, wydawnictwo „Znak” zdecydowało się wydać biografię Antoniego Macierewicza, w znacznym, jak się zdaje, stopniu zbudowanej na dawnych esbeckich jeszcze podsłuchach, w której opublikował między innymi zapis awantury, jako ponad czterdzieści lat temu pani Macierewiczowa zrobiła swojemu mężowi awanturę za to, ze on, poświęcając się dla Ojczyzny, zaniedbuje ją i dom. Awantura jest, jak to mówią, karczemna, taka, jaką każdy niewątpliwie mąż miał okazję doświadczyć wielokrotnie, natomiast autorzy „Znaku” przedstawiają ją, jakbyśmy mieli do czynienia z ciężkim małżeńskim kryzysem, na tyle zresztą ciężkim, że warto o nim opowiedzieć choćby i po czterdzieściu latach.
      Kiedy wydawało się, że sprawa jest na tyle jasna, że wystrczy ją skomentować jednym siarczystym, staropolskim splunięciem, odezwał się, kiedyś sławny jak wydawnictwo „Znak”, a dziś równie jak „Znak” niesławny adwokat, Roman Giertych, i oświadczył, że osobiście „nie znosi Macierewicza, uważa go za wybitnego szkodnika, ale publikowanie podsłuchów SB z jego domowych awantur z żoną jest podłe i niezgodne z prawem”. I to jest, moim zdaniem, niezwykle ciekawe, że Roman Giertych – człowiek, o którego instynktach moralnych mamy pojęcie więczej niż wystarczające – nagle, dowiedziawszy się o tym, że wydawnictwo „Znak” opublikowało ubeckie donosy w sprawie małżeńskich kłótni jeszcze bardzo młodego małżeństwa Macierewiczów, postanawia odłożyć na bok wszystkie swoje aktualne interesy związane z bronieniem gangesterki, która przez osiem lat niszczyła Polskę, i zaprotestować przeciwko wykorzystywaniu esbeckich taśm przeciwko współczesnym elitom, określa jako podłe. Owszem, niezgodne z prawem, ale również podłe.
      Czemu tak się owej, wydawałoby się nadzwyczaj potrzebnej, refleksji czepiam, poza tym że jej autorem jest sam Roman Giertych? Otóż fakt iż pojawia się to nazwisko i imię stanowi wystarczający powód, jednak tu akurat chodzi mi o coś znacznie więcej. Problem z taśmami Macierewicza nie polega na tym, że owe elity postanowiły wykorzystać zapis małżeńskich awantur, ale na tym podsłuchiwani państwo mieli do siebie zwykłe codzienne małżeńskie pretensje. Gdybyśmy jednak stanęli w obliczu esbeckich nagrań rejestrujących rozmowy takiego Michała Boniego i jego małżonki, której nazwiska powolę sobie tu ze względów estetycznych nie cytować, a dotyczących jego współpracy z komunistycznymi służbami antypolskiej przemocy, to ja jestem jak najbardziej za. Dlaczego? Bo to jest część naszej historii. Nie jest natomiast częścią jakiejkolwiek historii, poza historią jednego z wielu szczęśliwych małzeństw, zapis kolejnej z całej serii rodzinnych kłótni.
      I tu dochodzimy do sedna problemu. Jeśli bowiem nagle Roman Giertych, człowiek zły, choć  jak najbardziej cwany, ni stąd ni z owąd postanawia działać, to znaczy, że chodzi wyłącznie o niego samego. Czekajmy więc, co nam przyniesie przyszłość.

Gdy chodzi o książki, wszystkie są na swoim miejscu, a więc w księgarni pod adresem www.basnjakniedzwiedz.pl. Zachęcam szczerze i gorąco.  
      

2 komentarze:

  1. Z tym Giertychem jest coś na rzeczy. Kojarzą mi się z nim mundurki gimnazjalne i nie tylko. Pomysł całkiem dobry. Ale wykonanie fatalne, mówię o szkole mojego dzieciaka. Rodzice zapłacili, nasze ukochane bachoreczki pochodziły w nich z wielkim niesmakiem. Takie tam tandetne bzdety. Nieprzywiązujące, ośmieszające szkołę. O pozaszkolnym działaniu pana Romana G. nie wspominam, bo jutro idę do roboty i mam zamiar się bezstresowo wyspać. Ta jego krecia robota jakoś nijak nie spowodowała zaniknięcia więzi międzyludzkich. I tak oto, mój pierworodny Tomasz jest zaproszony na ślub Justyny - koleżanki z gimnazjum - 7 lipca. Cztery tygodnie temu został powiadomiony o ich szczęściu. Życzę młodym wszystkiego dobrego. Wierzę, że oprócz rodziców i mnie - wszyscy też.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Jola Plucińska
      Pozdrawiam młodą parę i przypominam: Skały bramy piekielne nie przemogą.

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...