czwartek, 10 sierpnia 2017

Jurij Budanow, czyli Rosja

Niestety, sytuacja na froncie rodzinnym zmieniła się póki co o tyle tylko, że ja już świetnie rozumiem, dlaczego prezes Kaczyński musiał się ciężko zapożyczyć, by zapewnić godną opiekę swojej mamie. W tej sytuacji – a mam nadzieję, że Czytelnicy to znakomicie rozumieją – dziś jeszcze nie będę komentował bieżących wydarzeń. Jutro piątek, a wiec niewykluczone, że pojawi się tu najnowszy felieton z „Warszawskiej Gazety”, a dziś pomyślałem sobie, że przedstawie tekst, jaki zamieściłem w poprzednim wydaniu miesięcznika „Bez Cenzury”. Swoją drogą, bardzo polecam. Naprawdę warto.       


       Myślę, że większość z nas ma świadomość, że świat, który przyzwyczailiśmy określać mianem „cywilizowany”, niemal od samych swoich początków podzielony jest wewnętrznie na część, w której obowiązuje to coś, co zwykliśmy nazywać prawem rzymskim, oraz na część, gdzie liczy się wyłącznie prawo pięści. W przestrzeni, w której funkcjonuje prawo rzymskie, mamy państwa, parlamenty, sądy, tak zwane wolne media i wszystko to, co nam dała tak zwana demokracja, a wraz z nią, nasze święte przekonanie, że nawet jeśli od czasu do czasu coś nam nie wyjdzie, to na tego typu kłopoty mamy szereg bardzo skutecznych mechanizmów, które nam pozwolą skutecznie powrócić na kurs i ścieżkę. Po drugiej natomiast stronie, pozostaje coś, co tak pięknie zostało zobrazowane w znanej powieści Josepha Hellera „Paragraf 22”, w znakomitym tłumaczeniu mistrza Jęczmyka: „…kolanem w brzuch z ziemi w zęby w nocy skrycie nożem z góry w dół na magazyn okrętu przez worki z piaskiem wobec przeważającej siły w ciemnościach bez słowa ostrzeżenia. Za gardło”.
      I nie dajmy sobie zawrócić w głowie głupią propagandą. Ów podział obowiązuje pod każdą dosłownie długością i szerokością geograficzną. Nie ma tak naprawdę miejsca na świecie, gdzie człowiek, który postanowił się zaangażować w jakikolwiek sposób w życie publiczne, a jednocześnie uznał, że każdy jest równy wobec prawa, może żyć w bezpiecznym przekonaniu, że dożyje końca swoich dni w spokoju, a to przede wszystkim z akcentem na słowo „dożyje”. Większość z nas, czy to piszący ten tekst, czy ci, którzy go czytają, spędzamy czas w przestrzeni definiowanej przez cztery ściany własnego domu, a zatem nas ów problem niekoniecznie musi dotyczyć, natomiast oglądając choćby takie znakomite amerykańskie filmy, jak „Trzy dni Kondora”, czy „Rozmowa”, możemy spokojnie założyć, że jest świat, gdzie wszystkie reguły są odwrócone, a my nie mamy nic do gadania. Co ja mówię, filmy? Wystarczy wspomnieć zabójstwo prezydenta Stanów Zjednoczonych, Johna F. Kennedy’ego, by wiedzieć, co jest na rzeczy. My Polacy zresztą nie powinniśmy też zapominać, że mając w pamięci choćby rok 2010 i Smoleńsk, w ogóle nie musimy daleko szukać. Wszystko mamy na miejscu.
     Wspomniałem ów Smoleńsk i tym samym naszą uwagę skierowałem na coś znacznie bardziej konkretnego, niż ogólnoświatową walkę służb, a mianowicie na Rosję. Otóż, w żadnym wypadku nie odbierając należnych zasług tajnym służbom takich krajów jak Izrael, Wielka Brytania, Stany Zjednoczone, czy nawet Niemcy, należy przyznać, że ów wspomniany wcześniej podział na tak zwany świat cywilizowany, a świat kontrolowany przez mafię, nigdzie nie jest aż tak widoczny, jak właśnie tam, w Rosji. I powyższe stwierdzenie, dla każdego z nas, który zdołał świadomie przeżyć choćby kilka z minionych lat, jest tak oczywiste, że wręcz aż trywialne. My, ludzie starsi, wciąż pamiętamy owe – dziś już brzmiące, jak żart – opowieści o czarnej wołdze, która jeździ po mieście i zbiera wszystko, co jest wyznaczone do likwidacji, czy o równie czarnym parasolu ze śmiertelną trucizną, a jednocześnie z każdej strony słyszymy kpiące uwagi, że jedno i drugie to zaledwie ludowa plotka, tak samo bzdura, jak ta sprzed lat, a dotycząca polskich dzieci rzekomo przerabianych przez Żydów na macę. Fakt jest jednak taki, że tu akurat znajdujemy się w samym centrum czegoś, co nie jest ani plotką, ani propagandą. Bo mówimy o Rosji właśnie.
      Otóż, wedle oficjalnych bardzo danych, od roku 1992, a więc od czasu, gdy upadł Związek Sowiecki i powstało demokratyczne, uznawane przez cały świat, państwo o nazwie Rosja, na terenie owego państwa doszło znacznie ponad dwustu oficjalnie zarejestrowanych przypadków zabójstw samych dziennikarzy. Proszę pamiętać, że nie mówimy o politykach, biznesmenach o członkach grup przestępczych powiązanych z kontrolowanymi przez rosyjskie państwo biznesami, bo wówczas owa liczba musiałaby być wielokrotnie wyższa. Mówimy o samych dziennikarzach. Od roku 1992, w Rosji, w najczęściej kompletnie niewyjaśnionych okolicznościach, zostało zamordowanych grubo ponad dwustu dziennikarzy, związanych niemal wyłącznie z tak zwaną antysystemową opozycją. Część z tych przypadków znamy bardzo dobrze, jak na przykład ten najbardziej medialnie rozdmuchany, może dlatego, że dotyczący obywatelki Stanów Zjednoczonych nazwiskiem Anna Politkowska, dziennikarki współpracującej z bardzo krytycznie nastawionej do rosyjskiego reżimu „Nową Gazetą”, którą w październiku 2006 roku znaleziono zastrzeloną w windzie domu, w którym mieszkała.
      Nie zapominajmy jednak, że tu nie chodzi tylko o Politkowską i o tych parę jeszcze znanych całemu światu nazwisk, jak choćby to najbardziej z nich znane – nawet nie dziennikarza, ale zwykłego agenta – Litwinienko. My dziś rozmawiamy o ponad dwustu tak naprawdę nieznanych nikomu dziennikarzach, którzy zostali zamordowani przez służby specjalne nadzorowane czy to przez prezydenta Putina, czy akurat Miedwiediewa, w samym centrum mniej lub bardziej cywilizowanego świata, a wśród nich choćby o człowieku o wręcz symbolicznie pospolitym nazwisku Siergiej Iwanow, który w roku 2000 został przez do dziś niezidentyfikowanych sprawców sześciokrotnie postrzelony w głowę przed swoim domem w mieście o mocno nierosyjskiej nazwie Togliatti, skądinąd znanej z produkcji, słynnych przynajmniej u nas w Polsce, samochodów marki Łada.
      Moglibyśmy więc tu się zamartwiać losem kolejnych osób, które, wbrew wszystkiemu, postanowiły walczyć z czymś co niezapomniany Herbert określił mianem Potwora, który „pozbawiony jest wymiarów, trudno go opisać, wymyka się definicjom, jest jak ogromna depresja rozciągnięta nad krajem, nie da się przebić piórem, argumentem, włócznią”, ale to jest bezcelowe choćby z tego powodu, że nie ma naprawdę sensu się zadręczać czymś, na co nie mamy wpływu i co tak naprawdę i tak ginie w gąszczu nazwisk, których nikt ani nie zna, ani nawet, jak zna, to nie pamięta. W tej zatem sytuacji, spróbujmy wspomnieć zdarzenie, które pokazuje nam aż nazbyt wyraźnie, że w tym całym nieszczęściu jest jeszcze żywy człowiek z jego absolutnie autentycznymi emocjami, a przy nim, jeśli spróbujemy spojrzeć na to z pewnej perspektywy, te wszystkie zbrodnie tracą swą całą czarną moc. Bo oto, jak się okazuje, istnieje coś jeszcze, czego nie przemoże wszelkie zło tego świata, a to z tego prostego powodu, że za tym stoi wartość stara jak świat, a mianowicie zemsta.       
        Przypomnijmy więc sobie dziś człowieka nazwiskiem Jurij Budanow. Nie wykluczam, że niektórzy z czytających te słowa osób, odpowiedź na pytanie, co to za gagatek, zna świetnie, niemniej na wszelki wypadek opowiem, kto zacz.
    Otóż jeszcze w roku 2000 na wojnie czeczeńskiej niespełna 40-letni  Budanow dowodził pułkiem czołgów, i tak mu się któregoś dnia przytrafiło, że w miejscowości Tangi Czu wpadł do jednego z domów, uprowadził 17-letnią dziewczynkę o nazwisku Eliza Kungajewa, wymyślił sobie, że uzna ją za ostrzeliwującego Rosjan snajpera, i w konsekwencji, czepiwszy się już tej diagnozy, postanowił to dziecko osobiście przesłuchać, w najbardziej wymyślny sposób je przy tym torturując, następnie w najbardziej okrutny sposób je zgwałcił, a w końcu własnymi rękoma je udusił. Kiedy sprawa jakimś cudem wyszła na jaw i Budanow stanął przed sądem, rosyjska opinia publiczna bardzo mocno wsparła swojego bohatera, a bezpośredni dowódca Budanowa, generał Władimir Szamanow, oświadczył, że osobiście ręczy za swojego oficera i wygłosił dość słynne już dziś zdanie: „Wrogom Budanowa chcę tylko powiedzieć, że nie pozwolimy nikomu, by swoimi brudnymi łapskami plamił honor rosyjskiego żołnierza i oficera”. Przez jakiś czas wydawało się więc, że Budanow za to co uczynił, zgodnie z ruską tradycją, zostanie uznany za narodowego bohatera, a może i dostanie od prezydenta Putina kolejny order, jednak w jakiś przedziwny sposób, dzięki zaangażowaniu przeróżnych broniących praw człowieka organizacji, po trwającym grubo ponad dwa lata procesie, podczas którego Budanowa najpierw uniewinniono, tłumacząc jego zachowanie, chwilowym szaleństwem, w roku 2003 rosyjski Sąd Najwyższy kazał ostatecznie Budanowa wyrzucić z wojska, zdegradować, pozbawić orderów i wsadzić na 10 lat do więzienia. Mimo że przedstawione przez sądowych lekarzy dowody wskazywały, że Kungajewa była przy użyciu różnego rodzaju tępych narzędzi w bardzo wymyślny sposób przed śmiercią, torturowana, Budanowowi nie postawiono zarzutu gwałtu, lecz jedynie porwanie, przekroczenie uprawnień i zabójstwo. Za gwałt natomiast zostali skazani, a następnie wypuszczeni na mocy amnestii na wolność, trzej podwładni Budanowa, dwaj sierżanci, Li En Szu i niejaki Grigoriew, oraz szeregowiec nazwiskiem Jegoriew. Warto przy tym wspomnieć, że sędzia, który skazał Budanowa, niejaki Bukriejew, w roku 2009 został oskarżony o łapówkarstwo i skazany, podobnie jak Budanow, na 10 lat więzienia.
      Tymczasem czeczeńscy partyzanci do tego stopnia przeżyli zarówno samą zbrodnie, jak i ów przedziwny proces, że w pewnym momencie nawet zaproponowali Rosji wymianę Budanowa na 9 przetrzymywanych przez siebie żołnierzy OMON-u. Ponieważ jednak Rosja, zgodnie zresztą ze swoją odwieczną tradycją, na ową propozycję zareagowała jedynie wzruszeniem ramion, cała dziewiątka została natychmiast wymordowana, a sami Czeczeni przyczaili się, by cierpliwie czekać na dalszy rozwój wypadków.
      Już w roku 2004 nastąpiła pierwsza próba zwolnienia Budanowa. Gubernator Ulianowska podpisał decyzję o warunkowym zwolnieniu i przywróceniu Budanowowi wszystkich wojskowych honorów, co zmusiło stronę czeczeńską do wydania oświadczenia, że z ich punktu widzenia, czy to w więzieniu, czy na wolności, Budanow nie jest istotą ludzką i w związku z tym decyzja o jego losie pozostaje niezmiennie w rękach przyjaciół Elizy. W roku 2006 za dobre sprawowanie Budanow został przeniesiony z więzienia o zaostrzonym rygorze do kolonii karnej. W roku 2008 sąd zdecydował o skróceniu kary Budanowa, który w konsekwencji w styczniu 2009 roku wyszedł na wolność. Cztery dni później, prawnik reprezentujący rodzinę Kungajewej, Stanisław Markiełow, który do ostatniej chwili walczył o to, by Budanowa nie wypuszczać, podobnie jak 25-letnia dziennikarka „Nowej Gazety”, Anastazja Burowa, zostali w roku 2009 zamordowani, jak zapewnili rosyjscy śledczy, przez nieustalonych neonazistów.
      Jak głosi wieść, przez całe lata, mimo swojej przeszłości – a może właśnie dzięki niej – był Budanow uważany za bohatera przez wielu Rosjan, którzy nie mogli pogodzić się z tym, że Rosja wykazała się taką słabością wobec Zachodu, że zgodziła się rzucić mu na pożarcie kogoś tak dzielnego i wybitnego, jak ów Budanow. Już podczas procesu Budanowa, przed budynkiem sądu odbywały się nieustanne pikiety, a według starannie przeprowadzonych sondaży, ponad 50% Rosjan deklarowało poparcie dla Budanowa, podczas gdy za tym, by go ukarać, opowiadało się zaledwie 17% i z tego co nam wiadomo, te różnice z biegiem lat się już tylko pogłębiały. Z drugiej jednak strony – i tu będziemy teraz przechodzić do sedna tych refleksji – w samej Czeczenii było mnóstwo ludzi, dla których to, że Budanow został wyrzucony z wojska, że pozbawiono go orderów, że wreszcie spędził te głupie parę lat w więzieniu, i że ostatecznie przepieprzył swoje nędzne życie, to wszystko nie stanowiło żadnej jakościowej różnicy, bo jak już wspomnieliśmy, oni i tak nie uważali go za człowieka. Mam już osobiste dziś wrażenie, że dla nich nie miało nawet znaczenia to, czy on ostatecznie zgubił z tej swojej odsiadki rok, dwa, czy trzy, czy może nawet i cztery lata. Wygląda na to, że kiedy on wychodził na wolność, w Czeczenii wciąż żyli ludzie, dla których nie miałoby żadnego wręcz znaczenia, nawet gdyby Budanow został wtrącony do najbardziej czarnych lochów na lat 50. Tak to właśnie wyglądało.
               I kiedy wydawało się, że w tym momencie czas się zatrzymał, to on nagle gwałtownie przyspieszył. Oto dziesięć lat minęło od roku 2000. Dziesięć lat minęło od czasu jak Budanow zgwałcił i zamordował tamto czeczeńskie dziecko, sam zdążył jeszcze przez chwilę pożyć nadzieją, że jakoś może uda mu się wykręcić, następnie zdążył spędzić te swoje w sumie 9 lat za kratkami, potem jeszcze coś tam pokombinować przy handlu nieruchomościami, no i nastąpiło czyste i krystalicznie jednoznaczne „do widzenia z panem”.
      Dziś, jak niektórzy z nas wiedzą, Budanow nie żyje. Został zastrzelony 10 czerwca 2011 roku przez niezidentyfikowanego zamachowca w centrum Moskwy. Szedł sobie spokojnie ulicą, kiedy obok niego zatrzymał się samochód, z samochodu wyskoczył zakapturzony mężczyzna i z wyposażonego w tłumik pistoletu strzelił do Budonowa sześć razy, w tym cztery razy prosto w głowę.
        7 maja 2013 roku, za zabójstwo Budanowa na 15 lat więzienia skazany został niejaki Jusup Temerkanow, który wedle oficjalnych doniesień pragnął pomścić śmierć ojca, poległego podczas wojny czeczeńskiej w roku 2000. Broniący go adwokat również poszedł siedzieć, oczywiście za łapówkarstwo.
        Taka to jest ta historia, a my już tylko możemy się zastanawiać, jaka z niej nauka płynie dla nas. Otóż powinniśmy mieć świadomość, że ów świat, którym rządzą przede wszystkim interesy, to świat tak samo skomplikowany, jak skomplikowane są owe interesy, najczęściej oczywiście finansowe, ale niekiedy również, jak się okazuje, czysto moralne. A wtedy może się okazać, że w owym świecie znajdzie się miejsce nie tylko dla takiego Budanowa, ale również dla ludzi, którzy naprawdę potrafią czekać. I niech ci, co sądzą, że posiedli wszystko, śpią z jednym okiem otwartym.

Zapraszam wszystkich do odwiedzania księgarni pod adresem www.basnjakniedzwiedz.pl i do kupowania moich książek. Naprawdę warto.


9 komentarzy:

  1. Niech pan przeczyta jeszcze raz co napisał...

    Z pańskiego wpisu wyłania się taki obraz
    - jakiś bandzior morduje 17 dziewczynę ( to już nie dziewczynka i nie dziecko)
    - za swój okrutny czyn zostaje ukarany
    - czczeńskim " partyzantom" jest to jest za mało, więc bestialsko mordują kilkoro zakładników
    Wg. pańskiej oceny zapewne w ramach uprawnionej zemsty?
    Przemawiają do pana " skomplikowane interesy czysto moralne"?
    Jakim prawem o mordercach skupionych wokół zbrodniczych islamskich organizacji pisze pan jako o partyzantach!?
    Mam nadzieję, że nie nadejdzie taki dzień, że ci " partyzanci" nie odetną panu łba...
    Nie zaglądam do pana zbyt często,raz na pół roku mi wystarczy, ale kiedy czytam takie notki jak ta lub stek inwektyw wobec osób powszechnie cenionych jak pan Krajski czy Instytut Piotra Skargi, myślę, że musi być pan mocno zakompleksionym człowiekiem...
    Może czas powrócić do nauczycielstwa, bo ktoś najwyraźniej pana skrzywdził wmawiając mu, że pan literat :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Anonimowy
      Chyba jednak częściej niż raz na pół roku, bo o Krajskim pisałem parę miesięcy temu.

      Usuń
  2. Od kiedy do autor rozmawia z anonimami? :)

    OdpowiedzUsuń
  3. @onetouch
    Nie Twój zasmarkany interes. Rozmawiam z kim chcę, kiedy chcę.

    OdpowiedzUsuń
  4. A komentarze znów bez sensu i związku...
    To jest coś, czego Europa w ogóle nie pojmuje. Dlatego nie boją się "uchodźców".

    OdpowiedzUsuń
  5. Nic dziwnego, ze tak skonczyl. Szkoda, ze nie on jeden.

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytałam wszystko z należytą uwagą, od początku do końca, niektóre zdania po dwa razy, notkę wrzuciłam do ulubionych i będę do niej wracać. Dzięki i Wielki Salut dla Ciebie Toyah.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Jola Plucińska
      Napisz do mnie, proszę na toyah@toyah.pl

      Usuń
  7. Nie wiem dlaczego mój komentarz się nie pojawił. Niby pal go licho, ale nie zdzierżę, jak nie przytoczę tu ostatniego z kilku zdań. "Dzięki i Wielki Salut Toyah"

    p.s.

    Ten tekst jest niesamowity, wrzuciłam go do ulubionych i będę do niego wracać. Pamięć to bardzo wyjątkowe słowo i magiczne. Nie radzę odwracać się do niej plecami

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...