poniedziałek, 12 czerwca 2017

O tym, jak nie zostałem najlepszym wydawcą

      Zakończyła się kolejna edycja targów książki „Rozetta” w Bytomiu i moim najuczciwszym zdaniem, wszystko, co się udało tam osiągnąć – i to osiągnąć już po raz drugi – to oczywisty sukces wszystkich osób, które w ich organizację były zaangażowane, a przede wszystkim Piotrka Szeligowskiego, który je wymyślił, w znacznym stopniu sfinansował, ale też swoim ambitnym wysiłkiem poprowadził owe targi do szczęśliwego finału. Ja oczywiście zdaję sobie sprawę, że i to wydarzenie, podobnie zresztą jak każde inne, które jest w jakikolwiek sposób skażone nie dość że ludzką determinacją zachowania pełnej niezależności od tego wszystkiego, co tworzy wszelki mainstream, a więc zarówno ten oficjalny, jaki i ów bardzo starannie zakamuflowany, to jeszcze przez obecność projektów przez ów mainstream z całą stanowczością tępionych, musiało zostać odebrane przez niektórych jako impreza w gruncie rzeczy peryferyjna, a więc nieważna. Nie zmienia to jednak faktu, że ona się odbyła dokładnie tak jak się odbyć miała, a ci, którzy w niej przez owe dwa dni brali udział, przyjeżdżając do Bytomia często z całego kraju, a niekiedy i świata, z całą pewnością wezmą w niej udział za rok, i że z każdą kolejną edycją, będzie ich coraz więcej. Wbrew owemu milczeniu, pełnemu zalęknionej wrogości, no i tym bardziej, im bardziej oni będą kopać, jak to określiła pięknie jedna z koleżanek, kogoś, kto w ich chorym przekonaniu, już leży.
       O szczegółach, ubarwiając swoją relację różnego rodzaju anegdotami, zapewne opowie ze swoim niepowtarzalnym talentem Coryllus, ja bym natomiast chciał wspomnieć o czymś, co dla mnie ma znaczenie zupełnie wyjątkowe i co w związku z tym musi zostać wspomniane. Otóż jednym z pomysłów naszych targów było to, by przez cały okres ich trwania Czytelnicy mogli głosować na „najlepszego wydawcę”, „najlepszego autora”, no i wreszcie „najlepszego blogera”. Zgodnie z przewidywaniami i, moim zdaniem, jak najbardziej zasłużenie i sprawiedliwie, kolejne „Rozetty” przypadły: wydawnictwu Klinika Języka, Gabrielowi Maciejewskiemu jako najlepszemu autorowi, oraz autorce być może w ogóle najważniejszego bloga w całej historii blogosfery, Pink Panther.
      Proszę sobie zatem wyobrazić, jak się poczułem, kiedy jak grom z jasnego nieba spadł na mnie gest Coryllusa, który swoją Rozettę dla najlepszego autora – jak mówię, w mojej opinii, całkowicie zasłużoną – odstąpił mi. Ponieważ zrobił to w taki sposób, w jaki sposób od lat się ze mną komunikuje, a więc na boku i bez zbędnych słów, czuję się zobowiązany, by poinofrmować o tym w najbardziej naturalnej dla mnie formie, a więc na blogu. W tej jednak sytuacji i ja się ograniczę do podobnej dyskrecji i więcej na ten temat nie powiem ani jednego zdania więcej, poza może tym jednym: To już chyba bardziej sprawiedliwie byłoby, gdybyś mi, stary, oddał tę drugą – dla najlepszego wydawcy.
     I już na koniec. Ponieważ kończąca targi tak zwana „debata blogerów” się mocno przedłużyła, w dodatku tuż po niej Coryllus poszedł udzielać wywiadu dla telewizji, a ja się musiałem zająć obsługą czytelników, no i sprzedażą, nie udało mi się pożegnać z całą kupą przyjaciół, którzy musili pędzić do swoich domów. A więc tą drogą wszystkich pozdrawiam i – do następnego razu! Dziękuję.



Oczywiście księgarnia, w której można kupować moje książki jest tam gdzie zawsze, a więc pod adresem www.basnjakniedzwiedz.pl. Zachęcam.
     
    
      

14 komentarzy:

  1. Byłem tu przed południem i nie chciałem być pierwszy. I wciąż brak komentarzy? Chyba jako jedyny nie byłem na targach ;) Czego szczerze żałuję i miałem zamiar przyjechać, ale jednak małe dzieci i inne sprawy zwyciężyły kolejny raz. Te nagrody to trochę trudna sprawa, z jednej strony dawanie samym sobie to klasyczne TWA. Z drugiej akurat na tych targach z tą ofertą i jej historią to obaj Panowie powinni dostać wspólnie. Więc gest Coryllusa ma jak najbardziej sens :)

    Gratuluję drugiej już imprezy i oby rosła dalej w siłę razem z całą Waszą misją, bo chyba można tak to oprócz biznesu nazwać (na całe szczęście).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkich zatkało. Katastrofa targów przerosła oczekiwania pretensjonalnych literatów i aspirującego TWA

      Usuń
    2. Muszę Cię zmartwi, durniu. Ten miesiąc jest najlepszy od lat.

      Usuń
    3. i nie wstydzisz się swojego chamstwa od lat, kołtunie

      Usuń
    4. @Nowakowski
      Nie. Wstyd zostawiam tobie, nieszczęśniku.

      Usuń
    5. to fakt, wstydu nie znasz szczęśliwy kabotynie

      Usuń
    6. Na powyższym, widać jak na dłoni, bezsilność głupca wobec mądrego. I głupiec inaczej nie potrafi, bo po prostu jest głupi. Cwaniactwo nie zastąpi sprytu i błyskotliwości!
      Czas kończyć waść!!!

      Usuń
  2. To nie może być prawda?

    OdpowiedzUsuń
  3. @Wandam

    Co nie może być prawda?

    OdpowiedzUsuń
  4. Szanowny Toyahu! Zgódźmy się, że Coryllus wie
    co robi :)))
    Gratuluję, czekam na ciąg dalszy na blogu i w postaci książek.
    "Kto się boi angielskiego listonosza" podarowałam niedawno jedynej anglistce w rodzinie (rocznik 80-ty), ciekawam jej wrażeń.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @emi
      Moje doświadczenie, gdy idzie o anglistów jest jak najgorsze.

      Usuń
    2. nie jesteś wyjątkiem, bo to bardzo prosty język dla prostaków. Do mordowania i grabieży wystarczy.

      Usuń
  5. Golliwog! Takie rarytasy na polce! Nie jeden emerytowany pulkownik armmi imperium zaparzylby dla Pana najlepsza herbatke... Jaka jest historia tej lalki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @TM
      Normalnie. Wyemigrowała do Polski i została przygarnięta za parę złotych.

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Gdy Ruch Ośmiu Gwiazdek zamawia świeżą dostawę pieluch

      Pewnie nie tylko ja to zauważyłem, ale gdybym to jednak tylko ja był taki spostrzegawczy, pragnąłbym zwrócić naszą uwagę na pewien zup...