Większość czytelników tego bloga,
zarówno obecnych tu od początku, jak i tych, którzy dotarli do niego z biegiem
czasu, z pewnością zdaje sobie sprawę ze skali, ale też uciążliwości, czegoś co
mu towarzyszy niemal codziennie, a co powszechnie przyjęło się nazywac „hejtem”.
Hejt ów występuje w dwóch podstawowych formach, a więc bezpośredniej, gdzie
mamy do czynienia z różnego rodzaju obelgami, ewentualnie tej ukrytej, czyli
polegającej na tak zwanym trollingu, gdzie wprawdzie nie pojawiają się ani
brzydkie słowa, ani wyzwiska, natomiast gdy chodzi o treść, komentarze
sprowadzaja się do, najwyraźniej zaplanowanych jako niezwykle inteligentne,
osobistych zaczepek.
Również sami autorzy owych komentarzy, dzielą
się, w moim przekonaniu, na dwie grupy. Jedna z nich to pospolici internetowi
wariaci, ludzie, o których czasem potykamy się na ulicy i już na pierwszy rzut
oka widzimy, że mamy do czynienia z osobami bardzo samotnymi i w owej samotności w sposób oczywisty
zaburzonymi, druga to ludzie ogólnie rzecz biorąc tacy sami jak my, tyle że
może nieco bardziej niż my mający ochotę sobie „fajnie” pogadać.
Jak mówię, mam wiarę w to, że większość
czytelników w tym opisie rozpoznaje i swoją diagnozę. Jest jednak coś, co, jak
sądzę, wielu z nas ocenia niewłaściwie. Otóż mam wrażenie, że w powszechnym
przekonaniu, większość ze wskazanych osób, to nasi polityczni przeciwnicy, a
więc jacyś bardzo mocno zaangażowani socjaliści, ateiści, czy po prostu
antypisowcy, którzy nie mogąc znieść tego, co się tu dzieje, nie mogą się
powstrzymać przed ową fizyczną wręcz agresją. Otóż ja mam z każdym dniem coraz
mocniejsze przekonanie, że jest wręcz przeciwnie. Zdecydowana większość owych
komentatorów to są osoby, nawet jeśli niereligijne, to z całą pewnością politycznie
okupujące prawą stronę sceny, i to często jej ów najbardziej prawy zakątek. Są
to w głównej mierze ludzie, którzy z tym, co tu jest napisane, zasadniczo się
zgadzają, a jeśli mają do nas pretensje, to wyłącznie o to, że z tych czy
innych powodów nie chcemy ich traktować poważnie. Właśnie tak. Poważnie. Proszę
zwrócić uwagę na główny ton owych krytycznych komentarzy. Większość z nich
wcale nie dotyczy ani bieżącej polityki, ani kwestii smoleskiej, ani osoby
Prezesa, ani pracy rządu, ale wyłącznie osoby autora. Owe najbardziej agresywne
głosy, jeśli już wykraczają poza proste obelgi, dotyczą wyłącznie tego, że tu
od samego początku panuje cenzura, a główny cenzor to grubas o rozdętym ego,
który niszczy wolne słowo i toleruje wyłącznie bezkrytyczne oklaski. I tu
chciałbym przejść do głównej części dzisiejszej notki.
Otóż mam wrażenie, że od niemal
pierwszego dnia, jak ten blog pojawił się w sieci, tak zwani internauci uznali,
że oto znaleźli miejsce, gdzie będą mogli wesoło i treściwie spędzać czas.
Podkreślam słowo „internauci”, bo to ich właśnie mam na myśli. Nie czytelników,
którzy korzystają z internetu, by poczytać sobie coś świeżego, lecz właśnie
internautów, którzy tu spędzają podstawową część swojego życia i traktują to
miejsce jako niemal klub, ze swoimi prawami, zwyczajami, regułami, a nawet
własnym językiem. To właśnie każdy z nich, w którymś momencie swojego życia trafił
na ten blog, uznał, że tu jest w porządku, rozsiadł się wygodnie, zaczął postępować
dokładnie tak, jak postępuje w każdym innym dotychczas wybranym przez siebie miejscu
w sieci… i w tym momencie dowiedział się, że tu nie dość, że nikt na niego nie
czekał, tu go z jego inteligencją, humorem i podejściem do świata nikt nie potrzebuje.
Dotychczas wszystko świetnie działało, tu się można było pokłócić, tam
poszydzić, tu się zbratać, tam wspólnie pośmiać – jak to „u nas w necie” – gdy
nagle okazuje się, że tu nie ma żadnej rekrutacji, bo też i nie ma żadnego
klubu. On, jak mówię, wszedł, rozejrzał się, pomyslał: „O jakie fajne
towarzystwo! Z nimi się będzie fajnie gadało”, a tu nagle się okazuje, że to
nawet nie jest internet. Już bardziej czytelnia, gdzie jeśli się rozmawia, to
cichutko.
Niedawno, któryś z nich, kiedy spotkał
się z niuprzejmym potraktowaniem, zwrócił mi uwagę, że ja powinienem swoich komentatorów
traktować z szacunkiem, bo jak oni się na mnie obrażą, to przestaną komentować
i w ten sposób tego bloga już naprawdę mało kto będzie czytał. I na nic się
zdały moje tłumaczenia, że zdecydowana wiekszość czytelników tego bloga
przychodzi tu raz, czyta tekst, wraca do swoich codziennych zajęć i wraca następnego
dnia, nie dość że nie komentując, to jeszcze owych komentarzy nawet nie
czytając. Wciąż wracał argument, że jeśli nie ma komentarzy, to blog jest
martwy, ale też że blog jest martwy, jeśli nie ma kontrowersji, bo przecież o
cóż innego chodzi w życiu, niż by sobie, choćby i ostro niekiedy, podyskutować?
Otóż nie. Tu nie ma ani żadnego klubu,
ani kółka dyskusyjnego, ani nawet – czego by niektórzy bardzo chcieli –
towarzystwa wzajemnej adoracji, skupionego wokół jakiegoś samozwańczego chama.
Tu jest blog prowadzony przez pewnego
starszego pana, który ma swoje ambicje i stara się je jak najskuteczniej
realizować, jeśli to możliwe, z pewną bezinteresowną pomocą ze strony
czytelników. I tu naprawdę ostatnią rzeczą, na jakiej komukolwiek powinno
zależeć, jest wzajemne popisywanie się. A każdy kto ma ochotę tu przychodzić
tylko po to, by leczyć kompleksy, swoje i cudze, jest widziany bardzo niemile.
Skąd mi w ogóle dziś przyszło pisać na ten
temat. Otóż przede wszystkim, ja się ostatnio do tego tematu zabierałem
parokrotnie, jednak nie umiałem znaleźć owego środka, na którym można by było
całość oprzeć i oto wczoraj, po raz kolejny pojawił się komentator podpisujący
się Chris Horse i zostawił następujący komentarz:
„Herr Ed-toyah ,
- to powazny kretyn , wystrugany z lipy konik polny na biegunach w 2009 roku , möwiacy z walijskim akcentem , please, i robiacy przy tym stosowne, groznie odwracajace od meritum wrazenie ( sic ! ) min przeciwczolgowych twarzy chorego , nalogowego pacjenta (...) gry bazarowej w trzy karty .
Yeaahhhhh.
Klinika Przemienienia dla uposledzonych Czytelniköw i Czytelniczek inaczej , stanowiacych pozorna klientela targöw ewangielickich bi-seksualnej zakonnicy Rozetty z Zakonu Karmelitek Bosych , na zapleczu stoiska opatrzonego rzymskim numerem XXVII - miejsce akcji wies Kielce pod Radomiem .
- Hanys-artysta (...) chodzacy po prosbie zebrak z ambicjami rycerskosci literackiej drgajacej w umyslach ludzkich jak szwedzki dynamit w kroczu cycatej , greckiej knajpianej blondi o slodkim imieniu Viagra lubiacej irlandzki bezpieczny
seks -bez ograniczen .
*
Dziad roman Ed-toyah ubrany w gumofilce Bossa noszacy przy tym zle skrojone zelazne , barchanowe wojskowe gacie od Armaniego zaopatrzone w gumke-muszke etyki . i starajacy sie utrzymac ( sic ! ) li tylko´liczna rodzine na niestosownym poziomie zycia glonojadöw w Akwarium czytaj POLSKA .
Nieustajace chaltury gazetowe, wierszöwki , ksiazki , publicystyka popularno-naukowa o wyuzdanych kopulacjach koniköw polnych jesienia etc . dopelniaja grafomanskie , licho platne ale jednak dzielo zniszczenia tozsamosci .
- Tak wiec kolezko Abecadlo 3-y... slownie : trzy T R Z Y - chuje w bok od slaskiego patrioty pisarczyka bo moge w ryj dac , z premedytacja i bez afektu .
-
Suweryn (...) konik na biegunach w Klinice uposledzonego dr Snopka z Deblina , ktöremu stoi ego w literatce, zajmuje uprzywilejowana pozycje sluzacego noszacego kaftan z plötna zaglowego i bujajacy sie rozkosznie w gabinecie z kominkiem pod kopniakami dezaprobaty ambitnego doktorka .
Achtung ! ACHTUNG ! luzne tlumaczenie ze sluchu : Uwaga ! UWAGA !
- W chalturze wydawniczej , klinicznej chciwosci dla towarzystwa wzajemnej adoracji Losia mieszajacego beton i podpisujacego faktury nieistniejacej sprzedazy ksiazek to pozycja ....Kamerdynera w Zielonych Rekawiczkach .
Max Otto von Stirlitz .
Ps. Post scriptum .
Hanys - nie nawalaj -dopierdalaj . Nie ma srania po wycieraczkach - szable w dlon !”
- to powazny kretyn , wystrugany z lipy konik polny na biegunach w 2009 roku , möwiacy z walijskim akcentem , please, i robiacy przy tym stosowne, groznie odwracajace od meritum wrazenie ( sic ! ) min przeciwczolgowych twarzy chorego , nalogowego pacjenta (...) gry bazarowej w trzy karty .
Yeaahhhhh.
Klinika Przemienienia dla uposledzonych Czytelniköw i Czytelniczek inaczej , stanowiacych pozorna klientela targöw ewangielickich bi-seksualnej zakonnicy Rozetty z Zakonu Karmelitek Bosych , na zapleczu stoiska opatrzonego rzymskim numerem XXVII - miejsce akcji wies Kielce pod Radomiem .
- Hanys-artysta (...) chodzacy po prosbie zebrak z ambicjami rycerskosci literackiej drgajacej w umyslach ludzkich jak szwedzki dynamit w kroczu cycatej , greckiej knajpianej blondi o slodkim imieniu Viagra lubiacej irlandzki bezpieczny
seks -bez ograniczen .
*
Dziad roman Ed-toyah ubrany w gumofilce Bossa noszacy przy tym zle skrojone zelazne , barchanowe wojskowe gacie od Armaniego zaopatrzone w gumke-muszke etyki . i starajacy sie utrzymac ( sic ! ) li tylko´liczna rodzine na niestosownym poziomie zycia glonojadöw w Akwarium czytaj POLSKA .
Nieustajace chaltury gazetowe, wierszöwki , ksiazki , publicystyka popularno-naukowa o wyuzdanych kopulacjach koniköw polnych jesienia etc . dopelniaja grafomanskie , licho platne ale jednak dzielo zniszczenia tozsamosci .
- Tak wiec kolezko Abecadlo 3-y... slownie : trzy T R Z Y - chuje w bok od slaskiego patrioty pisarczyka bo moge w ryj dac , z premedytacja i bez afektu .
-
Suweryn (...) konik na biegunach w Klinice uposledzonego dr Snopka z Deblina , ktöremu stoi ego w literatce, zajmuje uprzywilejowana pozycje sluzacego noszacego kaftan z plötna zaglowego i bujajacy sie rozkosznie w gabinecie z kominkiem pod kopniakami dezaprobaty ambitnego doktorka .
Achtung ! ACHTUNG ! luzne tlumaczenie ze sluchu : Uwaga ! UWAGA !
- W chalturze wydawniczej , klinicznej chciwosci dla towarzystwa wzajemnej adoracji Losia mieszajacego beton i podpisujacego faktury nieistniejacej sprzedazy ksiazek to pozycja ....Kamerdynera w Zielonych Rekawiczkach .
Max Otto von Stirlitz .
Ps. Post scriptum .
Hanys - nie nawalaj -dopierdalaj . Nie ma srania po wycieraczkach - szable w dlon !”
Ktoś powie, że to jest jakis obłęd, który
należy milcząco ominąć, a ja przyznam chętnie, że, owszem, za tym z całą
pewnością stoi czyjeś osobiste nieszczęście, które jednak na naszą uwagę jak
najbardziej zasługuje. Bo to z czym my tu mamy do czynienia, to właśnie Internet
z całym jego dorobkiem, w tym ową szczególną bardzo elokwencją. Rzecz w tym, że ów Chris Horse, kiedyś występował tu jako
Max Von Stirlitz, przez długie lata był wiernym czytelnikiem tego bloga i
proszę sobie wyobrazić, że nie zawsze był taki. Kiedyś przychodził tu w
głębokim przekonaniu, że jest jak najbardziej członkiem klubu i traktował nas
tu wszystkich bardzo przyjaźnie. Rzecz jednak w tym, że w pewnym momencie jego
komentarze zaczęły robić wrażenie, jakby były pisane po pijanemu i w związku z
tym został poproszony o nie komentowanie. Przyznaję, że naszej prośby grzecznie
wysłuchał, jednak w pewnym momencie owo poczucie odrzucenia najwyraźniej
zaczęło mu tak dokuczać, że od tego zwariował i wrócił tu w stanie, w jakim go
dziś widzimy.
A my się już tylko możemy się zadumać nad
niszczycielską siłą Internetu. Powiem szczerze, że gdyby mi ktoś dziewięć lat
temu powiedział, do czego może doprowadzić niektórych z nas moje niewinne
pisanie – nie wiem, czy bym się zdecydował. Czyżbym się kwalifikował do
wiecznego potepienia z tytułu Przykazania nr 5?
Przypominam, że moje książki można kupować w ksiegarni
pod adresem www.basnjakniedzwiedz.pl.
Zachęcam serdecznie.
"Czyżbym się kwalifikował do wiecznego potepienia z tytułu Przykazania nr 5?"
OdpowiedzUsuńRaczej 5a które brzmi- nie kłam notorycznie i nie wprowadzaj czytelników w błąd!
Banon? Chyba nie miałem okazji. Czy można prosić o parę przykładów owych notorycznych kłamstw?
OdpowiedzUsuń@toyah
OdpowiedzUsuńPo co wzywasz go o przykłady kłamstw. Niech powie, jaka w tych miejscach jest prawda.
Komentatorów należy przecież szanować jako co do zasady zdolnych do czynności intelektualnych, a nie do samych wyzwisk.
@orjan
OdpowiedzUsuńNo własnie ze względu na ów szacunek chciałbym mu ułatwić zadanie.
No nie, Panie Krzysztofie, Internet tylko pomaga w diagnozie. Proszę spać spokojnie:) No może czasami Internet działa jak katalizator. To szaleństwo rodzi się gdzieś indziej. Lub jak zwykle, po prostu trzeba je zaprosić do siebie. I wtedy zaczyna się jazda...
OdpowiedzUsuń@Grek torba
UsuńOd pewnego czasu przychodzi tu czytelnik, który cytuje fahment jakiegos starego komentarza z Salonu odnosnie tego, że ja nie umiem rozmawiać z ludźmi i w ogóle jestem do dupy. Jednoczesnie zagroził mi on, ze jesli ja ów zacytowany komentarz usunę, on go będzie wklejał ponownie, za kazdym razem w kolejnym cudzysłowie. Nie żartuję. Tak było.
I powiedz mi teraz, co ja zrobię, jak oni uznają, że te cudzysłowy są za mało skuteczne i któryś z nich postanowi się w proteście podpalić?
To są ludzie, którzy nie są zdolni do realnego działania. Świat realny ich przeraża. Patrząc na to szerzej, to każdy przejaw ludzkiego działania jest dla nich zagrożeniem.
UsuńZawsze robić dalej swoje.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń@Otto
UsuńPisz dziś jak najwięcej. W końcu jestes bohaterem tej notki, więc sobie zasłużyłeś. Jutro wszystko usunę i będzie jak dotychczas.
@Otto
UsuńWy naprawdę nic nie rozumiecie. Mnie wykresy Alexy nie interesują, a to z tego względu, że to co mam, jest dla mnie w pełni satysfakcjonujące. Żyć za co mam, swoją porcję sympatii z różnych stron również, nawet czasem zdarzy mi się to tu to tam podpisać się na którejś ze swoich książek, które kupują obcy mi ludzie. Mam dobrą i kochająca rodzinę, śliczną wnuczkę, zdrowie, szczęśliwe życie... po co mi więcej? Nawet nie muszę chodzić po obcych blogach i się zapluwać kompleksami. Gdyby ktoś mi to zaoferował 10 lat temu, uznałbym to za żart. A Wy mi tu wyskakujecie z jakąś Alexą. Bądźcie poważni.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń@Otto
UsuńAleż nawet do głowy mi nie przyszło, że to jest coś osobistego. Przecież Wy mnie nawet nie znacie.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZawsze wystrzegam się rozmów z osobami niezrównoważonymi emocjonalnie (mam na szczęście tylko jedną taką osobę na myśli, w realu), bo niczego dobrego z tego nie będzie, a od chrisa h. trąci również siarką. Nie znam się na blogowaniu, więc nie znam odpowiedzi na pytanie: czy jest możliwość skutecznego zablokowania tej osoby na zawsze lub chociażby leczenia jej, oczywiście jak zawsze na koszt podatnika?
OdpowiedzUsuńp.s.
wczoraj wieczorem, tuż po tym, jak sobie przeczytałam historię o panu Whitmanie zaczęło ostro grzmieć, błyskać i lało jak z cebra. I dobrze.
@Jola Plucińska
OdpowiedzUsuńDeszcz bywa najlepszym rozwiązaniem.
Ten blog jest trochę jak uliczka wkoło dworca, albo autobus komunikacji miejskiej. Nigdy nie wiadomo, czy jakiś wariat się nie przyczepi i zwykłym "Dzień dobry, ładna dziś pogoda" nie zacznie pieprzyć głupot. Tam gdzie społeczność, tam też i zawsze jakiś wariat się znajdzie, a Twój blog to miejsce niezwykle ruchliwe, ludzie się gromadzą i patrzą, to i pokusa żeby pokazać się przed oczami świata jest dla niektórych nie do odparcia.
OdpowiedzUsuń@tpraw
UsuńMoże i to jest właśnie tak. Tam gdzie społeczność, tam też i zawsze jakiś wariat się znajdzie.
A ja myślałem że chris horse ma płacone a tymczasem on tak sam z siebie i jeszcze się mu nie znudziło. Zaprawdę dziwnych lokatorów ma dobry pan Bóg na tej ziemi pełnej bólu i łez.
OdpowiedzUsuń@Stary Faryzeusz
UsuńJa nie wyobrażam sobie nikogo, kto by za coś takiego chciał płacić. No może z wyjątkiem jakiejś już najbardziej ekstrawaganckiej artystycznej lewizny. No wiesz, w ramach jakiegoś performance'u.
"Niedawno, któryś z nich, kiedy spotkał się z niuprzejmym potraktowaniem, zwrócił mi uwagę, że ja powinienem swoich komentatorów traktować z szacunkiem, bo jak oni się na mnie obrażą, to przestaną komentować i w ten sposób tego bloga już naprawdę mało kto będzie czytał."
OdpowiedzUsuńWydaje mi sie ze pan traktuje uprzejmie kazdego tutaj, chyba ze trafi sie troll zlosliwy lub cham czy wariat.
Ale mam wrazenie panie Krzysztofie ze tkwi w panu, jak to sam pan kiedys chyba przyznal, belferski nawyk czy jakies zaciecie.
Odnosze wrazenie ze czasami reaguje pan zbyt nerwowo i pochopnie podejmuje decyzje.
Zagozil mi pan kiedys (nie tak dawno) dozywotnim usunieciem z bloga i zakazem komentowania poniewaz
posadzil mnie pan o jakas rzekomo isnsynuacje czy tez zle zrozumienie panskiego tekstu. Chodzilo zdaje sie o katastrofe Smolenska czy film o niej.
Kara ktora mi pan zagrozil wtedy byla okrutna poniewaz lubie pana i szanuje i cenie jako blogera.
Na szczescie wytlumaczylem w swoim komentarzu wtedy o co mi chodzilo i kare mi pan anulowal.
I dobrze, bo pozbawienie mnie przyjemnosci komentowania panskich tekstow to kara dla mnie naprawde okrutna a nigdy nie podejrzewalem pana o nadmierna srogosc.
@Szczodrocha33
UsuńNie pamiętam.Ale, jak mówię, nie prowadzę listy członków. Reaguję sercem.
Proszę pisać dalej. Również dla takich jak ja osób, które czasem tu wpadną, przeczytają, co Autor ma do napisania, czasem się zgodzą, czasem nie, nie skomentują i pójdą dalej do swoich spraw.
OdpowiedzUsuń@Anonimowy
UsuńDziękuję za dobre słowo. Nastepnym razem, jeśli będzie, proszę korzystać z guziczka "nazwa", a nie "anonimowy". To jest tuż obok.
Panie Krzysztofie,
OdpowiedzUsuńProszę nie insynuować że pis to prawica. Zdaje Pan sobie sprawę że tak nie jest, a jeżeli nie to proszę skonsultować się z panem Gabrielem.
@BoaPL
UsuńJa słowa "prawica " uzywam w sensie umownym. Ale przyznaję, gdyby ktoś mnie nazwał "prawicą", to bym się obraził.