Zakończyła się kolejna edycja
targów książki „Rozetta” w Bytomiu i moim najuczciwszym zdaniem, wszystko, co
się udało tam osiągnąć – i to osiągnąć już po raz drugi – to oczywisty sukces
wszystkich osób, które w ich organizację były zaangażowane, a przede wszystkim
Piotrka Szeligowskiego, który je wymyślił, w znacznym stopniu sfinansował, ale
też swoim ambitnym wysiłkiem poprowadził owe targi do szczęśliwego finału. Ja
oczywiście zdaję sobie sprawę, że i to wydarzenie, podobnie zresztą jak każde
inne, które jest w jakikolwiek sposób skażone nie dość że ludzką determinacją
zachowania pełnej niezależności od tego wszystkiego, co tworzy wszelki
mainstream, a więc zarówno ten oficjalny, jaki i ów bardzo starannie
zakamuflowany, to jeszcze przez obecność projektów przez ów mainstream z całą
stanowczością tępionych, musiało zostać odebrane przez niektórych jako impreza w
gruncie rzeczy peryferyjna, a więc nieważna. Nie zmienia to jednak faktu, że
ona się odbyła dokładnie tak jak się odbyć miała, a ci, którzy w niej przez owe
dwa dni brali udział, przyjeżdżając do Bytomia często z całego kraju, a
niekiedy i świata, z całą pewnością wezmą w niej udział za rok, i że z każdą
kolejną edycją, będzie ich coraz więcej. Wbrew owemu milczeniu, pełnemu zalęknionej
wrogości, no i tym bardziej, im bardziej oni będą kopać, jak to określiła pięknie
jedna z koleżanek, kogoś, kto w ich chorym przekonaniu, już leży.
O szczegółach, ubarwiając
swoją relację różnego rodzaju anegdotami, zapewne opowie ze swoim
niepowtarzalnym talentem Coryllus, ja bym natomiast chciał wspomnieć o czymś,
co dla mnie ma znaczenie zupełnie wyjątkowe i co w związku z tym musi zostać
wspomniane. Otóż jednym z pomysłów naszych targów było to, by przez cały okres ich
trwania Czytelnicy mogli głosować na „najlepszego wydawcę”, „najlepszego
autora”, no i wreszcie „najlepszego blogera”. Zgodnie z przewidywaniami i, moim
zdaniem, jak najbardziej zasłużenie i sprawiedliwie, kolejne „Rozetty” przypadły:
wydawnictwu Klinika Języka, Gabrielowi Maciejewskiemu jako najlepszemu autorowi,
oraz autorce być może w ogóle najważniejszego bloga w całej historii
blogosfery, Pink Panther.
Proszę sobie zatem wyobrazić,
jak się poczułem, kiedy jak grom z jasnego nieba spadł na mnie gest Coryllusa,
który swoją Rozettę dla najlepszego autora – jak mówię, w mojej opinii,
całkowicie zasłużoną – odstąpił mi. Ponieważ zrobił to w taki sposób, w jaki
sposób od lat się ze mną komunikuje, a więc na boku i bez zbędnych słów, czuję
się zobowiązany, by poinofrmować o tym w najbardziej naturalnej dla mnie
formie, a więc na blogu. W tej jednak sytuacji i ja się ograniczę do podobnej
dyskrecji i więcej na ten temat nie powiem ani jednego zdania więcej, poza może
tym jednym: To już chyba bardziej sprawiedliwie byłoby, gdybyś mi, stary, oddał
tę drugą – dla najlepszego wydawcy.
I już na koniec. Ponieważ kończąca targi tak zwana „debata blogerów” się
mocno przedłużyła, w dodatku tuż po niej Coryllus poszedł udzielać wywiadu dla
telewizji, a ja się musiałem zająć obsługą czytelników, no i sprzedażą, nie
udało mi się pożegnać z całą kupą przyjaciół, którzy musili pędzić do swoich
domów. A więc tą drogą wszystkich pozdrawiam i – do następnego razu! Dziękuję.
Oczywiście
księgarnia, w której można kupować moje książki jest tam gdzie zawsze, a więc
pod adresem www.basnjakniedzwiedz.pl. Zachęcam.
Byłem tu przed południem i nie chciałem być pierwszy. I wciąż brak komentarzy? Chyba jako jedyny nie byłem na targach ;) Czego szczerze żałuję i miałem zamiar przyjechać, ale jednak małe dzieci i inne sprawy zwyciężyły kolejny raz. Te nagrody to trochę trudna sprawa, z jednej strony dawanie samym sobie to klasyczne TWA. Z drugiej akurat na tych targach z tą ofertą i jej historią to obaj Panowie powinni dostać wspólnie. Więc gest Coryllusa ma jak najbardziej sens :)
OdpowiedzUsuńGratuluję drugiej już imprezy i oby rosła dalej w siłę razem z całą Waszą misją, bo chyba można tak to oprócz biznesu nazwać (na całe szczęście).
Wszystkich zatkało. Katastrofa targów przerosła oczekiwania pretensjonalnych literatów i aspirującego TWA
UsuńMuszę Cię zmartwi, durniu. Ten miesiąc jest najlepszy od lat.
Usuńi nie wstydzisz się swojego chamstwa od lat, kołtunie
Usuń@Nowakowski
UsuńNie. Wstyd zostawiam tobie, nieszczęśniku.
to fakt, wstydu nie znasz szczęśliwy kabotynie
UsuńNa powyższym, widać jak na dłoni, bezsilność głupca wobec mądrego. I głupiec inaczej nie potrafi, bo po prostu jest głupi. Cwaniactwo nie zastąpi sprytu i błyskotliwości!
UsuńCzas kończyć waść!!!
To nie może być prawda?
OdpowiedzUsuń@Wandam
OdpowiedzUsuńCo nie może być prawda?
Szanowny Toyahu! Zgódźmy się, że Coryllus wie
OdpowiedzUsuńco robi :)))
Gratuluję, czekam na ciąg dalszy na blogu i w postaci książek.
"Kto się boi angielskiego listonosza" podarowałam niedawno jedynej anglistce w rodzinie (rocznik 80-ty), ciekawam jej wrażeń.
@emi
UsuńMoje doświadczenie, gdy idzie o anglistów jest jak najgorsze.
nie jesteś wyjątkiem, bo to bardzo prosty język dla prostaków. Do mordowania i grabieży wystarczy.
UsuńGolliwog! Takie rarytasy na polce! Nie jeden emerytowany pulkownik armmi imperium zaparzylby dla Pana najlepsza herbatke... Jaka jest historia tej lalki?
OdpowiedzUsuń@TM
UsuńNormalnie. Wyemigrowała do Polski i została przygarnięta za parę złotych.