Jak pewnie przynajmniej
tu na blogu dość dobrze wiadomo, uważam się za osobę religijną
i nawet dość pobożną, natomiast chyba nigdy specjalnie nie
dyskutowałem faktu, że owa pobożność ma charakter wybitnie
ludowy, w tym sensie, że najlepiej się czuję w takim kościele,
gdzie nikt ani przez chwilę – a ksiądz przede wszystkim – nie
próbuje się zachowywać w taki sposób, jakby chciał pokazać Panu
Bogu, kto tu jest najbardziej bez grzechu. Powiem wręcz, że jeśli
ze wszystkich znanych mi kościołów upodobałem sobie swój kościół
garnizonowy, to dlatego, że tu, jak chyba nigdzie indziej, można
poczuć ową niezwykłą zupełnie solidarność w wierze, ale też i
w grzechu, który nas łączy wcale w nie mniejszym stopniu niż
nasza wiara. To tu, w moim kościele, ksiądz nie będzie się
zżymał, jeśli zobaczy że połowa wiernych albo przysypia, albo
myśli o wszystkim tylko nie o tym, co się akurat dzieje, i
odwrotnie, nikt z wiernych nie będzie się szczególnie przejmował,
jeśli ksiądz będzie odprawiał mszę tak jakby wieczór wcześniej
wrócił z urodzinowego przyjęcia w zaprzyjaźnionej parafii. I on i
my bowiem, mając świadomość swojej małości, gdzie trzeba to
wstaniemy, gdzie wypada to usiądziemy, jak przyjdzie czas na
śpiewanie, to pośpiewamy, a jak trzeba będzie się pomodlić, to
się pomodlimy, a wszystko z nadzieją, że Pan tą naszą tak
szczerą przecież skromnością nie pogardzi.
Z drugiej strony trzymam w
sobie bardzo silną niechęć do tych religijnych środowisk, gdzie
do kościoła się chodzi przede wszystkim po to, by przeżyć chwile
prawdziwego uniesienia, spowodowanego z jednej strony przez to, że
kazanie było jeszcze lepsze, ludzie śpiewali jeszcze piękniej, a
owo napięcie, jakie powoduje siła prawdziwie głębokiej wiary,
prowokowało jeszcze większy dreszcz, niż miało to miejsce tydzień
wcześniej. Ale nie chodzi tylko o postawę podczas Mszy Świętej.
Mam tu na myśli ludzi, którzy na co dzień zachowują się tak,
jakby uznali, że ich każdy krok jest nieustannie oceniany przez
Pana Boga i ani im do głowy nie przyjdzie, że choćby nie wiadomo
jak często wznosili oczy ku niebu, nic im to nie da jeśli nie będą
sobie w stanie poradzić choćby ze swoim złym charakterem.
Niedawno oglądałem rozmowę
ojca Szustaka z rockowym gitarzystą Robertem Friedrichem. Otóż w
pewnym momencie Friedrich, człowiek, jak powszechnie wiadomo, tak
pobożny, że żadnemu z nas nawet nie wypada spojrzeć w jego
stronę, opowiedział, jak to on bardzo chamsko potraktował muzyków
z zespołu, z którym przyszło mu występować na wspólnym
koncercie. Czemu był chamski? Powiem szczerze, że nawet dokładnie
nie pamiętam, ale chyba on się na tamtych zdenerwował, że grali
za długo i on musiał bez sensu czekać aż się zdoła sam
zaprezentować. Nieważne. Chodzi bowiem o to, że on ich potraktował
tak jak potraktował, im się zrobiło przykro, no ale on się w
międzyczasie pomodlił, no i wtedy Pan go oświecił i Friedrich
zrozumiał, że źle postąpił. Poszedł więc do kolegów-muzyków,
przeprosił ich i od razu poczuł się lepiej. Otóż w czym rzecz? W
tym mianowicie, że zdaniem Friedricha doszło do spięcia między
nim, a Panem Bogiem, tymczasem prawda jest taka – i jemu to nawet
nie przyjdzie do głowy – że spięcie nastąpiło wyłącznie
między nim samym, a jego paskudnym charakterem, i lepiej by zrobił,
gdyby akurat Pana Boga do tego nie mieszał.
No ale niech już mu z tą
jego pobożnością będzie jak najlepiej. Nie mój i w ogóle nie
nasz to problem. Jest jednak coś, co mnie doprowadza do ciężkiej
cholery, a mianowicie ten rodzaj religijności, gdzie już w ogóle
nie ma miejsca dla człowieka, bo jestem tylko ja i Bóg. Oto
redaktorzy „Gościa Niedzielnego”, w jego świątecznym wydaniu,
uznali za stosowne oddać głos jakiejś Kasi, która opowiada o tym,
jak jej ukochany mąż i ojciec jej dzieci zachorował nagle na raka
i jak ona sobie świetnie z tą sytuacja poradziła. Proszę
posłuchać:
„Od razu powiedzieliśmy o tym wspólnocie […] i tak jak tańczyliśmy na początku naszej znajomości z Kubą, tak na spotkaniach modlitewnych tej wspólnoty mogliśmy wyskakać Jezusowi nasze cierpienie. […] Kuba stał się piękniejszy. Potrafił wstać rano, wziąć różaniec i się modlić, choć wcześniej miał z tym problemy. Kolejnym krokiem było dostrzeżenie swoich grzechów, zwłaszcza materializmu, który obydwojgu nam zawrócił w głowach, wpędził w kredyty.
[…] W szpitalu okazało
się, że ma przerzuty do mózgu. Byłam w szoku, ale do końca
wierzyłam w uzdrowienie Kuby. Śpiewałam mu, była we mnie radość.
[…] Zadzwonili z informacją, że jego serce przestało bić.
Przyjechałam. Stanęłam w drzwiach i – wielka łaska! -
zobaczyłam mojego męża, który był taki piękny!
[…] Bałam się tej
sytuacji, w której będę musiała przekazać dzieciom (3 i 9 lat),
że tata umarł. Powiedziałam im: ‘Mam dwie wiadomości: jedna
bardzo smutną i jedną bardzo radosną. Bardzo smutna jest taka, że
tatuś już nie zagra z wami w piłkę, nie połaskocze was. Tatuś
zmarł. A bardzo radosna jest taka, że tata jest w niebie’. Wtedy
stało się coś, czego się nikt nie spodziewał: dziewczynki
zaczęły tańczyć. I ja zaczęłam tańczyć. Była radość”.
Ja wprawdzie już tylko się zastanawiam, czy zanim nasza pani Kasia zakomunikowała swoim córeczkom ową radosną wiadomość, że tata umarł, nie zapytała ich wcześniej, tak jak się to robi w tego typu zabawach, czy wolą najpierw usłyszeć wiadomość złą czy dobrą. No ale tu właściwie też, podobnie jak wcześnie w przypadku Friedricha, nie mam potrzeby tego komentować ani żartem, ani słowem poważniejszym. Każdy robi to co chce i czuje co czuje. Nawet jeśli pragnie zwariować, to jest to wyłącznie jego wybór. Natomiast uważam za coś absolutnie nie do zniesienia, kiedy jedno z największych i najbardziej prestiżowych katolickich pism w Polsce uważa za konieczne propagowanie postawy, wobec której blednie nawet niesławne „nie płakałem papieżu”. Obraz tej nieszczęsnej kobiety i jej dwojga małych dzieci tańczących z radości, bo ich mąż i tatuś właśnie umarł, robi wrażenie bardzo szczególnego szyderstwa. Jak mówię, zdaję sobie sprawę z tego, że różni ludzie znajdują różne drogi i sposoby, by sobie radzić ze swoją wiarą i że ich droga nie musi się choćby krzyżować z naszą. Jedni czują się członkami Kościoła „otwartego”, inni „zamkniętego”, jednego z nas wypełnia „Boża miłość”, kogoś innego „Boża bojaźń”, a nam nic do tego. Uważam jednak, że jedną rzeczą jest szukanie własnej drogi, inną natomiast zanurzanie się w cywilizacji, w której ludzie się cieszą, bo zmarł drugi człowiek. Taka bowiem cywilizacja, to cywilizacja obca i ja sobie nie życzę, by to ona właśnie urządzała nam swoje popisy, zwłaszcza w dniu, kiedy nasz Pan i Zbawiciel został umęczony i złożony w ciemnym grobie i, jak uczy nas Kościół, aby po trzech dniach zmartwychwstać, musiał najpierw „zstąpić do piekieł”. A jeśli ktoś jest tak wrażliwy, że owa perspektywa go wyłącznie wypełnia radością, niech ją sobie łaskawie zachowa dla siebie.
Jak
wiemy, póki co nie mamy żadnej nowej mojej książki, natomiast to
co jest powinno zdecydowanie wystarczyć. Zachęcam więc do
odwiedzania księgarni pod adresem www.coryllus.pl
i kupowanie tego czy owego.
Modlitwa o wschodzie słońca
OdpowiedzUsuńKażdy Twój wyrok przyjmę twardy, przed mocą Twoją się ukorzę.
Ale chroń mnie Panie od pogardy, od nienawiści strzeż mnie Boże.
Wszak, Tyś jest niezmierzone dobro, Którego nie wyrażą słowa.
Więc mnie od nienawiści obroń, i od pogardy mnie zachowaj.
Co postanowisz, niech się ziści, niechaj się wola Twoja stanie.
Ale zbaw mnie od nienawiści - ocal mnie od pogardy, Panie.
autor: Natan Tenenbau
wersja muzyczna: www.youtube.com/watch?v=ooOFIMVFET0
@Anonimowy
OdpowiedzUsuńJasne. "Chroń mnie Panie przed nienawiścią, a jeśli ona mnie znów pokona, to wiesz przecież, że to tylko mój podły charakter. Sorry".
Następnym razem proszę się podpisywać, bo anonimowych komentarzy ja tu otrzymuje dziesiątki.
Ja to rozumiem tak.
OdpowiedzUsuńNie emocje zamiast wiary, ale jak to gdzieś kiedyś u kogoś mądrego przeczytałem "Wiara to świadomy akt woli".
Bardzo mi to uporządkowało rzeczy w głowie.
PS. Ciekaw byłbym do tego komentarza Mniszyska - może kiedyś go zapytam.
@Krzysztof
UsuńMniszysko tu nie komentuje. Pewnie lepiej się czuje w tłumie.
@toyah
UsuńA nie przyszło Panu przez myśl, że może nie warto ??? Albo że nie ten poziom?
TenNieKtóry...
@Anonimowy
UsuńProszę się podpisywać. Nie jestem w stanie rozmawiać z ludźmi, którzy przychodzą tu z zasłoniętą twarzą.
@toyah Charakter to zespół nawyków powodowanych naszym zachowaniem oraz zasady,
OdpowiedzUsuńw zgodzie z którymi działamy.Charakter trzeba zbudować samodzielnie.
Nikt tego nie zrobi za nas.Osobowość może się zmieniać, charakter jest bardziej stały, choć i jego można (i trzeba!) kształtować. Nasz Pan zawsze nas będzie wspierać w kształtowaniu jego. Osobiście, z wdzięcznością przyjmuję dary codzienności.
Daję sobie i innym dowody mądrej miłości.
Działam w spójności z duszą- tego życzę Panu!
@Anonimowy
UsuńA ja nie będę z Tobą gadał dopóki się nie podpiszesz jak człowiek.
@Nowakowski
UsuńBo jesteś jak niechciana ciąża, psycholu.
Popatrz, że u mnie nigdy nie ma żadnego anonimowego
OdpowiedzUsuń@Lucyna
UsuńSpróbuj tylko wprowadzić opcję "komentarz anonimowy", to zobaczysz, co znaczy mieć trzy tysiące komentarzy.
"na spotkaniach modlitewnych tej wspólnoty mogliśmy wyskakać Jezusowi nasze cierpienie" -> ee.... nie bardzo wiem co powiedzieć. Skoro jej mąż zmarł to może za mało skakała? może za dużo? To nie podpada pod grzech pychy?
OdpowiedzUsuń@glicek
UsuńTego niestety się nie dowiemy, ale z tego co ona opowiada, można przyjąć też taką ewentualność, że to że jego śmierć była nagrodą za to, że skakała dokładnie tyle ile trzeba.
Jako żywo, Kościół to nie jest ośrodek psychoterapii, a wiara nie jest uczuciem. Co nie znaczy, że wiara nie może pomagać w terapii, albo wywoływać uczuć. Ta pani z GN jest osobą z poważnym problemem psychicznym, choćby nawet i świętą. Ale oficjalnie świętym można być tylko pośmiertnie.
OdpowiedzUsuń@Jarosław Zolopa
UsuńJeśli tu ktoś jest święty, to wyłącznie jej biedny mąż. I to też tylko pod warunkiem, że ona nic nie zmyśla.
To prawda.
UsuńGość Niedzielny, a ściślej jego katowicka centrala, ma dziwną słabość do pachnącego protestanckimi sektami neokatechumenatu. Pani Kasia jest chyba produktem tego ostatniego. Nie chcę nikogo oceniać, ale taka postawa przypomina nie tyle wzmacnianie wiary przez rozum, co jej psychologizację. I traktowanie religii jako psychoterapii z użyciem niemal magicznych zaklęć. To jest rzeczywiście nieludzkie, bo wyprane z uczuć. Każdy z nas mówi niby: bądź wola Twoja, ale drży, żeby to nie było cierpienie własne lub najbliższych. A rozum jeszcze dopowiada: i żebym umiał znieść "po Bożemu" wszystko, co mnie spotka.
OdpowiedzUsuńAni Hiob, ani Maryja nie skakali z radości. Przyjmowali swój los z bólem i pełną świadomością straty, jednak bez buntu. Stabat Mater dolorosa. I to "stabat" jest tu kluczowe.
@Tropiciel
UsuńTam w tym tekście jest nawet taki fragment, gdzie ona opowiada, że kiedy jej mąż już prawie umierał, to przyszedł do domu z jakimiś ewangelikami (ona nie wiedzieć czemu to podkreśla). Popatrz jak to jest opisane: "Cieszył się, zajadał się pierogami. Po wyjściu gości powiedział, że boli go głowa. Potem juz tylko bełkotał". Ta kobieta jest straszna. Mam nadzieję, że oni ją wymyslili.
@Tropiciel
UsuńJose Maria Escriva jest świętym Kościoła Katolickiego, statuty Drogi Neokatechumenalnej są zatwierdzone przez Papieża, czemu więc obrażasz nazywając "sektami protestanckimi". To jest "po bożemu", tego "Kościół uczy"? (nie jestem z Neo, wręcz przeciwnie)
Skąd wiesz, co czuła Matka Boża, Maryja Matka Jezusa trzymając w ramionach Ciało po zdjęciu z krzyża? Ile razy towarzyszyłeś umieraniu bliskiej osoby, ile ciał właśnie zmarłych osób tuliłeś tuż po ich śmierci i co wtedy myślałeś?
Jeśli jesteś bez grzechu, chwyć kamień, rzucaj śmiało!
TenNieKtóry...
@Anonimowy
Usuń"TenNieKtóry" to jest jakiś bełkot. Proszę się podpisywać. Czemu to jest taki problem?
Nie widziałem nigdy, żeby w obliczu śmierci kogoś bliskiego tańczono i skakano. Mówię o realiach, nie filmach.
UsuńToyah
UsuńMuszę to przeczytać w całości. Obawiam się, że jej nie wymyślili, a nawet byli zachwyceni. Tam jest kilku (kilka) takich zaklinaczy rzeczywistości, którzy muszą sami przed sobą usprawiedliwić swój katolicyzm. Z ich tekstów przebija fałsz i niepewność.
Panie Krzysztofie Osiejuk
UsuńWidzę, że wybrał Pan swoją ulubioną zagrywkę - trolowanie. Sposób trolingu - nieistotny, cel - zrobienie głupka z interlokutora. Mam nadzieję, że się Pan dobrze bawi.
TenNieKtóry nie jest żadnym bełkotem - jest oczywistym nawiązaniem do TegoKótryNieOpuszcza... i nie jest gorsze od Mąciciela, Bluepilla czy PaniZeni.
Pański tekst jest kolejnym przykładem, że na świecie nie brakuje ludzi, którzy - nie mając do tego żadnych upoważnień - chcieliby nakazywać albo choćby sugerować, jak inni mają się zachowywać w kościele, jak inni mają przeżywać taką czy inną sytuację, jak wyrażać swoją wiarę itd.
Kilka przykładów.
Moja siostra wujeczna miała zaplanowany ślub na sobotę (w kwietniu 1990r). W piątek - dzień przed ślubem zmarł nasz ukochany dziadek Stanisław. Ślub i wesele się odbyło, choć bez tańców. Z wesela poszliśmy prosto na pogrzeb dziadka.
Wczoraj zmarł mój wuj Jan - był bardzo dobrym człowiekiem. Choć przeżył ponad 80 lat, świetnie się czuł i co rok chodził na pielgrzymkę do Częstochowy (około 200km). Czy jego nagła śmierć powinna mi odebrać radość przeżywania Zmartwychwstania Pańskiego, radość spotykania razem z uczniami Zbawiciela nad Jeziorem Tyberiadzkim?
W zeszłym tygodniu byłem w szpitalu. Starszy mężczyzna (po 70-tce) płakał przy mnie jak dziecko, bo lekarze nie dają mu zbyt dużej szansy. Powinienem mu powiedzieć, żeby "nie mazał się jak baba"?
Opis umierania św Teresy z Liseux:
(za http://www.voxdomini.com.pl/duch/mistyka/tl/12a-ter.htm)
"O wpół do piątej rozpoczęło się konanie. Gdy ujrzała wchodzące do infirmerii Zgromadzenie, podziękowała siostrom wdzięcznym uśmiechem; po czym, ściskając krucyfiks w słabnących rękach, skupiła się do ostatniej walki. Pot obfity oblewał jej czoło; dreszcz przebiegał ciało... Ale jak żeglarz, który widząc się blisko portu nie traci nadziei pośród najgwałtowniejszej nawet burzy, tak i ta dusza wierna, dostrzegając tuż przed sobą światła wiecznej przystani, mężnie dobijała do portu.
Gdy zadzwoniono w klasztorze na wieczorny Anioł Pański, skierowała pełne niewysłowionego wyrazu spojrzenie ku Gwieździe Morza, Dziewicy Niepokalanej. [...]
O godzinie siódmej z minutami, zwracając się do matki przeoryszy rzekła: Moja Matko, czyż to jeszcze nie konanie?... Czy jeszcze nie umieram?...
— Tak, drogie dziecko, to konanie, ale Pan Jezus może je przedłużyć do kilku godzin”. Odpowiedziała mężnie: A więc... dobrze... dobrze... O, nie chciałabym krócej cierpieć.
A potem spoglądając na krucyfiks: O!... KOCHAM GO!... MÓJ BOŻE, JA... KOCHAM... CIĘ!
To były jej ostatnie słowa. Zaledwie je wyrzekła, gdy ku wielkiemu naszemu zdziwieniu opadła nagle na poduszki i przechyliła głowę na prawo, jak malują dziewice bohaterskie, ofiarujące się same pod miecz katowski; a raczej jak ofiara miłości, czekająca, aż Boski Łucznik przeszyje ją strzałą, od której pragnie umrzeć... "
BŻ
@Jarosław Zolopa
UsuńPodobno gdzieś w okolicach Borneo był dawno temu zwyczaj obcinania ludziom głów w przekonaniu, że to jest dla nich wielkie szczęście.
@Tropiciel
UsuńA czemu oni mają potrzebę go usprawiedliwiać?
@Biały Żagiel
UsuńA dlaczegoście na tym weselu nie tańczyli? Trzeba było urządzić podwójne święto.
Jest wiele takich przekonań dotyczących zapewniania bliźnim szczęścia ich kosztem.
UsuńToyah 16:33
UsuńTo tylko moja opinia, ale mam wrażenie, że chcą w ten sami siebie do wiary przekonać.
@toyah 21 kwietnia 2017 16:52
UsuńA dlaczegoście na tym weselu nie tańczyli? Trzeba było urządzić podwójne święto.
No właśnie nie pamiętam - dawno to już temu było, byłem młody. Orkiestra chyba była. Jedliśmy i piliśmy. Dużo gadaliśmy. Zrobiło się z tego takie rodzinne spotkanie.
BŻ
Parę dni temu kupiłem na ulicy, z ceraty, kilka kompaktów, między innymi pierwszą płytę Houk, dla nieznających tematu, dawny zespół Darka Malejonka, płyta ma 25 lat. Przyniosłem do domu, włączyłem i aż zadrżałem, jakie to wciąż jest dobre. Ja wiem, że to nie tylko zasługa Malejonka, ale mimo wszystko, porównanie z tym, co teraz robi nawrócony Maleo, kosmos.
OdpowiedzUsuńNiedawno poszły newsy, że nawróciła się Marika, przestała nosić warkoczyki i nie świeci gołym brzuchem, wygląda, jak katechetka. Coś mnie podkusiło zobaczyć na Tubie, co ona teraz wykonuje i trafiłem na tak straszliwą chałę o jakimś hejtowaniu i lajkowaniu, że czym prędzej wyłączyłem.
Mógłbym tu próbować wyciągać wnioski z tych dwóch przypadków, ale zostawię to Gospodarzowi, bo i tak będą jak zawsze.
Posłuchaj lepiej dzieciaków, które robiły oprawę ŚDM.
Usuń@redpill
UsuńTo prawda. Houk był bardzo dobry. Podobnie jak wczesna Armia. Tyle że oni tak nie uważają. Taki Litza też pewnie myśli, że dopiero mu ta Luxtorpeda się udała.
Nie chodziło mi o to, że nie mam co słuchać...
Usuńredpill
Ani mi. Chodziło mi o to, że to burzy hipotezę.
UsuńTyle, że ja żadnej hipotezy nie postawiłem, nawet dałem w tej sprawie mały disclaimer. To tylko spostrzeżenia. Ale dobrze, teraz dam. Chodzi mi o to, że artysta, co postanawia zerwać z grzeszny życiem, nie może liczyć na to że od teraz będzie takim samym wielkim artystą, tyle że pobożnym, i będzie śpiewał tak samo dobre, tyle że pobożne piosenki. Tak się nie da, co pokazuje wiele przykładów. Myślę, że to jest sytuacja opisana w Ewangelii, o zaparcia się siebie i o odcięciu gorszacej kończyny. Jak widzisz, dzieci o których pisałeś, nie maja z tym nic wspólnego.
UsuńOK. Po prostu wyciągnąłem wniosek odwrotny - że jak te dzieci odejdą od wiary to będą śpiewać jeszcze lepiej, co jest raczej bzdurne. Ale tak, jak teraz uszczegółowiłeś, to zgoda.
UsuńBardzo mi się podoba dzisiejszy Pana felieton i trafia w sedno. Chyba nie tylko ja tak mam, że mnie odrzucają te wyznania tzw. gwiazd o odnalezionej drodze do Boga. Jak już Muniek Staszczyk zaczyna opowiadać o wartości różańca, a Edyta Górniak z buddyzmy odeszła i jest teraz świętobliwą (w swoim mniemaniu) niewiastą to ja w tym wyczuwam czysty koniunkturalizm. Jeśli faktycznie ci ludzie się nawrócili to dobrze, ale po owocach ich poznamy.
OdpowiedzUsuń@telok
UsuńTeraz to już tylko zostaje Peszek.
@toyah
Usuńa Darski??? to dopiero byłaby radość w niebie, a rozpacz w piekle...
Tak przy okazji Pana opisu kościoła do którego Pan uczęszcza, to w moim księża lubują się w gitarach amatorskich. Już nawet moja Córka stwierdziła, że Ona idzie do kościoła się modlić, a nie brać udział w promowaniu szmiry. Chwalić Pana publicznie to chyba powinno się na najwyższym możliwym poziomie artystycznym.
OdpowiedzUsuń@telok
UsuńObawiam się że najwyższy poziom artystyczny zarezerwował sobie Diabeł.
W każdym razie uznaje tylko wysoki.
UsuńAnonimowy z 13:52
OdpowiedzUsuńNie rozmawiam z anonimami, ale w tym jednym wypadku robię wyjątek.
Bo nie widzę związku między moim komentarzem i Waścinymi uwagami. Nic na to nie poradzę, że mnie takie istoty, jak p. Kasia zwyczajnie nie przekonują i kojarzą się z jak najgorszą praktyką niektórych wspólnot neokatechumenalnych, które chcą być bardziej papieskie od papieża i swoich proboszczów pouczają, kiedy dzień święty obchodzić, albo jak Eucharystię przyjmować. Takie błędy i wypaczenia słusznych z pewnością zamierzeń św. Escrivy...
Część drugą Waścinego komentarza pomijam milczeniem, bo jest w najlepszym wypadku objawem
braku empatii...
Część drugą Waścinego komentarza pomijam milczeniem, bo jest w najlepszym wypadku objawem braku empatii ...
UsuńNa pewno? Wie Pan co czuła, myślała, jak się modliła Maryja, Matka Jezusa, Niepokalana? Wie Pan co ja odczuwam w Wielki Piątek całując Krzyż, klęcząc przed Grobem Pańskim? Na pewno Pan to wie?
BŻ
Że też jeszcze nie poruszył pan Biały żagiel tematu jałmużny, którą daje ubogim
Usuńco ma sw Josemaria Escriva do Neokatechumenatu???
Usuń@Lucyna
UsuńBo ja bardzo chytry jestem.
@Anonimowy 16:46
UsuńNo właśnie o to chodzi, że niewiele (oprócz tego, że też jest z Hiszpanii i też był/jest kontrowersyjny). Jose Maria to Opus Dei, a Neokatehumenat to Kiko i Carmen
BŻ
Wtrącę się, ale jakie to ma znaczenie, co Acan wtedy czujesz?
Usuń@Jarosław Zolopa
UsuńWtrącę się, ale jakie to ma znaczenie, co Acan wtedy czujesz?
Dla Pana - żadnego.
Dla istoty tematu - żadnego.
To nie ja napisałem:
Ani Hiob, ani Maryja nie skakali z radości. Przyjmowali swój los z bólem i pełną świadomością straty, jednak bez buntu. Stabat Mater dolorosa. I to "stabat" jest tu kluczowe.
Hiob mówił: "Bóg dał, Bóg wziął, nie Bóg będzie UWIELBIONY".
A Maryja Niepokalana mogła odczuwać (uwaga: empatia) przede wszystkim "Wykonało się" i "Nadzieję graniczącą z pewnością na zmartwychwstanie trzeciego dnia"
BŻ
Ale to nie są emocje, tylko stany ducha. Nawet w głębokiej depresji można wielbić Boga. A tu rozmowa jest o skakaniu w obliczu śmierci bliskiej osoby - to jest patologia, ta dziewczyna cierpi najpewniej na depresję (tzw."białą"), potrzebny jest jej psychiatra, nie rekolekcje. Człowiek zdrowy psychicznie się tak nie zachowuje. Matka Boża też nie skakała pod krzyżem, tylko właśnie bolała - w milczeniu, bo miała większą niż zwykli śmiertelnicy świadomość sensu tego cierpienia i przyszłych wydarzeń. Cieszymy się w Niedzielę Wielkanocną, ale nie w Wielki Piątek - chociaż wiemy, że Niedziela nastąpi.
UsuńOdniosę się tylko do części o Litzy. Oglądałem całą serię tych rekolekcji, w tym też odcinek o którym Pan napisał. I generalnie wg mnie całkiem sympatyczne są te rozmowy i dają ludziom jakiś chyba dobry przykład do postępowania. Zresztą obu panów lubie, a Litzę to właściwie już od prawie 30 lat, kiedy grał jeszcze w Acid Drinkers.
OdpowiedzUsuńTeż uważam, że pewny sposób opowiadania o religii czy własnych przeżyciach i Bogu jest dla mnie osobiście dziwny może zbyt przegadany - w każdym razie sam bym tak nie zrobił. Niemniej to co robią teraz z Hansem i chłopakami w Luxtorpedzie uważam za naprawdę coś dobrego. Chodzi o teksty oraz muzykę, która dociera do ludzi i to głównie młodych, bo jest naprawdę niezła w swoim gatunku. Polecam np. utwór 44 dni, zaiste chwyta za serce i zadedykowałbym go np. paniom, które pozbywają się dziecka w ciąży, bo mają za małe mieszkanie:
https://www.youtube.com/watch?v=rA4VH1wQKjA
I jeszcze ważne jest, by nie mieszać Litzy do obecnych masowych "nawróceń" celebrytów. Ten człowiek jest po dobrej stronie już od wielu lat i to na początku kosztowało go dużo w jego środowisku.
Poza tym z tekstem Pana Krzysztofa pozostaje tylko się (jak to zwykle bywa) w pełni zgodzić.
@marcin d.
UsuńTeż mi się te rozmowy podobają, natomiast nie uważam żeby Friedrich był jakoś szczególnie sympatycznym człowiekiem. A Luxtorpeda nie robi na mnie wrażenia. I to nie z powodu tekstów.
Mnie się wydaje, że może miała dość tej całej sytuacji z umieraniem męża. Po prostu nie miała siły aby ją mężnie znieść. Stąd ta dziwaczna reakcja. Często zdarzało mi się obserwować wybuchy śmiechu ludzi obserwujących smutne lub tragiczne sytuacje. Kiedy pytałam, czemu mieli taką postawę - odpowiadali: nie wiem, to było silniejsze od nas. Mimo, że potem szczerze współczuli. Tak też bywa...
OdpowiedzUsuń@Ogrodniczka
UsuńNie. To nie był wynik szoku. Tam jest to powiedziane jednoznacznie.
Strata ojca, syna, matki, brata, najbliższej rodziny to najboleśniejsza sprawa. Ja myślę, że ta historia jest jak najbardziej prawdziwa, ale ta kobieta jeszcze nie zrozumiała co się stało. Po prostu wyparła się tej prawdy, że jej mąż, ojciec dzieci, zmarł. Jej biedne dzieci również nie zrozumiały. Nie znam się na psychologii, ale ona w końcu zapłacze, tak jaj jej dzieci, ale dopiero gdy to zrozumie. Dopóki nie zrozumie i będzie wmawiała sobie, że się nic nie stało, to niestety będzie to trwało. To niestety wymaga czasu i podczas tego może robić szereg głupot. Możliwe też, że jest chora psychicznie. A my nie bierzmy z niej przykładu i nie dajmy się zwariować, prawdę trzeba przyjąć i nią żyć, choćby była ciężka.
OdpowiedzUsuń@tpraw
UsuńPowtórzę. Sens tego reportażu jest taki, że to jest wszystko bardzo przemyślane.
@Anonimowy, @Tropiciel
OdpowiedzUsuńNie wrabiajcie św. Escrivę w Neokatechumenat. On nie ma z tym nic wspólnego. Założył prałaturę Opus Dei, system kierownictwa duchowego dla świeckich.
Ja niewiele wiem na temat neokatechu, pamiętam tylko, że jak jest jakiś zjazd lokalny ruchów świeckich to faktycznie oni tylko śpiewają i tańczą. W ogóle nie da się z nimi pogadać. Podejdziesz zaproponujesz takiemu limoniadę, a on ci zaśpiewa i zatańczy. Do rozmowy z nimi trzeba przećwiczyć jakąś śpiewogrę. Ty go pytasz, on ci śpiwo, to ty mu tyż zawyjesze "Singing in the rain". Tacy minstrele jacyś katolscy.
@Toyah
OdpowiedzUsuń"Obawiam się że najwyższy poziom artystyczny zarezerwował sobie Diabeł."
Czysta prowokacja. Jak rękawicą w pysk. Na pewno podstępnie świadoma.
Nie zgadzam się.
Po prostu Najwyższemu trudno okazać miłosierdzie potępieńcom w innym sposób jak tylko dając im to czego pożądają na tym świecie. W końcu jak już zemrą nie będzie miał już takiej możliwości.
Nadto, mimo że łaska buduje na naturze, to jednak natura lubi wierzgać i często woli bez łaski. Natura musi zasmakować w łasce.
Pobożni artyści mają tendencję do traktowania sztuki jako daru łaski, a to jest coś naturalnego. Łaska, owszem, udoskonala go, ale najpierw potrzebne jest rzemiosło, naturalne udoskonalenie. Nic, nawet łaska, nie zastąpi 'ciesiółki'. Trzeba terminować długie lata. I, do jasnej cholery, trzeba mieć mecenasa. Popatrzcie się na Buonarottiego, Rafaela i da Vinciego, El Greco i Pousina, w muzyce Bacha, Mozarta, i Bethowena, zawnego męczennikiem muzyki klasycznej. Bez kościelnego sponsoringu nie byłoby ich. Dzisiaj nie ma szans na taką muzykę. Lumen coś tworzy, ale najbardziej w ich wykonaniu podobało mi się Te deum na 25 lecie Radia Maryja, odlot po prostu, mistrzostwo, zresztą cała zgromadzenie do tego się przyłożyło, zasadnicza była jednak aranżacja Małkowicza ( 2h:36' w tym nagraniu https://www.youtube.com/watch?v=dkUEx27d0Rs )
Nie wiem kto sponsoruje Małkowicza, ale chyba coś ma z kurią krakowską, przepraszam jeśli w czymś mu uchybiam.
I jeszcze doskonała interpretacja Gorzkich Żali w wykonaniu zespołu zebranego przez Jacka Korabitę Kowalskiego, z oryginalnym staropolskim tekstem, odlot.
Teraz większość mecenasów na zachodzie i wschodzie to sekciarze, fani czarnej mszy. Sztuka kościelna nie ma szans na sponsoring. Kościół z trudem znajduje kasę na własne programy duszpasterskie. A co dopiero na sztukę. Vide muzyka chrześcijańska.
Nadto napisać dobrą powieść z wiodącym wątkiem religijnym, i to jeszcze ortodoksyjnym, nie łatwo, bo pisarz też grzesznik i od razu wszystko mu się kojarzy i zjeżdża np. na amory albo na mordobicie.
Nadto jak tu zrozumieć świętego, jak człowiek grzeszny, żeby przekonująco opowiedzieć np. o św. Stanisławie Męczenniku? Ale dobre powieści katolskie są np. Kossakowa "Błogosławiona wina", "Dziedzictwo", cały ten cykl o krucjatach, Bernanos "Pod słońcem szatana", Julien Greene "Franciszek", Micheal O'Brian, ale tylko chyba jedna jego mi się podobała "Zaćmienie", Włodzimierz Sołowiow "Krótka opowieść o antychryście i Dwa dialogi o końcu świata".
Może łatwiej z poezją, bo święci rzadko mają czas na grzebanie się w fikcyjnych historiach. W zasadzie nie mają tego czasu. Łatwiej im pisać poezję, czyli św. Jan od Krzyża i św. Wojtyła.
Trzeba by może przetłumaczyć św. Belarmina, nie powieść, pisał kim będzie Antychrystus. Niestety znam tylko streszczenie.
@Magazynier
UsuńCi wszyscy sataniści dostali talent od Pana Bogu, żeby im nie było tak smutno, że są satanistami? No wiesz!
Wszyscy mamy jakieś talenty od Boga. I wcale nie musimy ich rozwijać na Jego chwałę, także przeciw niej. To wolna wola. Ale zgadzam się, że nie oznacza to, że na chwałę Boga nie możemy w nich osiągnąć mistrzostwa. Tylko: a.) to jest znacznie trudniejsze, b.) Bóg tego od nas nie wymaga dla Siebie samego, to ma służyć bliźnim, a do tego nie jest konieczna doskonałość.
UsuńÓsmy dzień nowenny.
OdpowiedzUsuń"...Dziś sprowadź Mi dusze, które są w więzieniu czyśćcowym i zanurz je w przepaści miłosierdzia Mojego; niech strumienie krwi Mojej ochłodzą ich upalenie. Wszystkie te dusze są bardzo przeze Mnie umiłowane, wypłacają się Mojej sprawiedliwości. W twojej mocy jest przynieść im ulgę. Bierz ze skarbca Mojego Kościoła wszystkie odpusty i ofiaruj je za nie. O, gdybyś znała ich mękę, ustawicznie byś ofiarowała za nie jałmużnę ducha i spłacała ich długi Mojej sprawiedliwości..."
I to chyba jest najważniejsze Kościół jest pełen skarbów nie zależnie od tego czy w nim przysypiamy czy wyskakujemy cierpienie. A swoją drogą jeszcze niedawno w niedzielnych czytaniach Ewangelia mówiła o wielkim wzruszeniu Pana Jezusa gdy dowiedział się o śmierci Łazarza i nic o skakaniu.
Jeśli cierpienie ma być źródłem radości, to nie jest cierpieniem.
OdpowiedzUsuńJa się na tym szczegółowo nie znam, ale w ujęciu teologicznym cierpienie jest rodzajem i doświadczeniem próby. Chrystus nie błogosławił cierpienia, lecz cierpiących.
@orjan
OdpowiedzUsuńZ tego co ona opowiada, to cierpiał on, a nie ona, więc może ona się czuła fantastycznie.
@toyah
UsuńW takim razie, u niej mielibyśmy do czynienia z kwestią empatii, a nie wiary.
Zgoda, cierpienie innej osoby wierzący powinien widzieć w kategoriach celu znanego Bogu, ale nie celu znanego jemu przecież! Inaczej wychodzi jakieś podpinanie się pod sprawy boże.
@Toyah
OdpowiedzUsuńNo można sobie pożartować trochę z mojego nadęcia artystyczno-teologicznego. Ale poważnie mówiąc o tej ekonomii darów Jezus mówi wprost św. Faustynie. Zapiekłym grzesznikom daje to co chcą, bo inaczej ich obdarować się nie da. Nie pamiętam czy mówi tak dosłownie ale taki jest tego sens.
Wszak Judaszowi też drogi nie zagradza. Mówi: Idź i czyń co chcesz czynić.
@Magazynier
OdpowiedzUsuńTo by dopiero był figiel. Oni proszą Szatana o jakąś super inspirację, w tym momencie przychodzi Pan Bóg i sprawia, że są najlepsi. A oni głupi dalej chwalą Belzebuba.