O
wyborach we Francji pisać nie mam najmniejszej ochoty, w Polsce w
ostatnim czasie sytuacja stała się zarówno intelektualnie jak i
emocjonalnie nieciekawa do tego stopnia, że wyszukiwanie na siłę
kolejnych tematów stało się wręcz krępujące, a do tego ostatnio
trochę choruję i w ogóle ciężko mi znaleźć w sobie siłę do
interesowania się czymkolwiek, pomyślałem więc sobie, że opowiem
znów o zbrodni i karze. Poniższy tekst napisałem dla wydawanego
przez Piotra Bachurskiego miesięcznika „Polska bez Cenzury”
jeszcze jesienią zeszłego roku, jednak przez to, że kwestia prawa,
sprawiedliwości, oraz często tak fatalnie nieskutecznego
egzekwowania jednego i drugiego chodzi mi wciąż po głowie,
pomyślałem, że może przypomnę tu ową historię w nadziei, że
ci, którzy szukają na tym blogu jakiejś inspiracji, znajdą ją
choćby w czymś tak pozornie niskim, jak prosta kryminalna historia.
Zapraszam więc.
Opowiadaliśmy
tu sobie już jakiś czas temu o niesławnym masowym mordercy
Richardzie Specku i o tym, jak mimo potworności swojej zbrodni,
dokończył on swego żywota w więzieniu, oglądając telewizję,
czytając pornograficzne magazyny, chlając i zapruwając się na
śmierć amfetaminą, kokainą, psychotropami, czy cokolwiek udało
się jemu i jego kumplom przemycić do celi. Napisałem ów tekst i
właściwie od samego początku miałem przekonanie, że brakuje w
nim czegoś, bez czego on pozostaje faktycznie niedokończony, a
mianowicie bliższego spojrzenia na życie Specka w więzieniu,
wyjaśnienia, w jaki sposób było go stać i na alkohol i na
narkotyki, no i wreszcie, czy rozwiązanie tej zagadki nie zmusi nas
do zweryfikowania naszej opinii, jakoby życie Specka w więzieniu
było aż tak bardzo słodkie.
No
ale wróćmy do dnia, kiedy amerykański sąd skazał Specka za jego
zbrodnie na karę śmierci i umieścił go jednym z najcięższych
więzień w kraju, czyli w Stateville w stanie Illinois, gdzie ten
miał już sobie spokojnie czekać na dzień, w którym ostatecznie
spłonie na krześle elektrycznym. Od początku też jednak troską
władz więzienia było to, by inni więźniowie –wśród których,
o czym należy pamiętać, były osoby zaledwie nieco mniej zasłużone
dla świata zbrodni –sami nie postanowili Specka wysłać do
piekła. Dlaczego tak? Otóż powinniśmy wiedzieć, że, cokolwiek
byśmy sobie myśleli na temat osób spędzających życie w murach
więzień, oni mają swój wewnętrzny kodeks, którego jedna z zasad
jest taka, że kobiet – zwłaszcza kobiet Bogu ducha winnych –
się ani nie zabija, ani nie gwałci, a Speck był winien obu tych
występków. Siedział więc Speck w więzieniu Stateville, mając
świadomość, że każdy dzień może być jego dniem ostatnim,
kiedy nagle, skutkiem apelacji obrony, Sąd Najwyższy zwrócił
uwagę, że ława przysięgłych, która ostatecznie uznała Specka
winnym zarzucanej mu zbrodni, została wyznaczona niezgodnie z
Konstytucją i zamienił karę śmierci na 1200 lat więzienia. Od
tego też momentu rozpoczął Speck w Stateville Penitentiary swoją
walkę o przeżycie.
Trudno
powiedzieć, czy dziennikarz Bob Greene, który jako pierwszy zwrócił
uwagę na fakt, że Speck w więzieniu praktycznie nie wychodzi ze
stanu alkoholowego i narkotycznego upojenia, zadawał sobie pytania
odnośnie tego, jak owa kontrabanda jest organizowana i za jakie
zasługi Speck może sobie pozwolić na owe przyjemności. Faktem
jest, że we wspomnianym wywiadzie jednego słowa na temat owej
zagadki nie znajdziemy. Wprawdzie w pewnym momencie sam Speck
przyznaje, że jego jedynymi kumplami w celi są członkowie czarnych
gangów, co, biorąc pod uwagę fakt, że sam Speck był biały,
powinno u każdego spowodować włączenie się ostrzegawczej lampki,
jednak dziennikarz pyta Specka tylko, czy nie boi się, że przez
ujawnienie kontrabandy, będzie miał kłopoty, na co ten ze śmiechem
odpowiada: „Kłopoty? Jakie kłopoty można mieć przez 1200 lat?”
W
maju 1996 roku jedna z chicagowskich stacji telewizyjnych ujawniła
zapis video jeszcze z roku 1988, otrzymany od anonimowego adwokata,
na którym widzimy przede wszystkim, jak więźniowie Stateville,
najwyraźniej nie mając nic przeciwko temu, że są filmowani,
oddają się najróżniejszym seksualnym uciechom, swobodnie handlują
narkotykami, bez zachowywania jakichkolwiek pozorów przekazując
sobie pieniądze. W pewnym momencie na filmie widzimy również
Specka, z powiększonymi hormonalnie piersiami i ubranego w
jedwabne, damskie majtki, jak uprawia oralny sex z czarnym
współwięźniem, wciąga porcję kokainy i oświadcza do kamery:
„Gdyby wiedzieli, jak mi tu dobrze, to by mnie wypuścili”.
Nie
wiemy, czy po tym, jak owe taśmy ujrzały światło dzienne, władze
Illinois podjęły jakieś kroki na rzecz oczyszczenia sytuacji w
Stateville, wydaje się jednak, że wszystko zostało skutecznie
zamiecione pod dywan, a powód tego był taki jak zawsze – podobnie
jak nie ma sensu kopać się z koniem, nie ma też sensu wszczynać
walki z więzienną subkulturą, gdzie wszystkie reguły są
odwrócone, a i tak najważniejsze jest to, by nikomu nie stała się
krzywda na zewnątrz.
To
co jest istotne dla nas, to fakt, że, jak zgodnie potwierdzają
wszyscy komentatorzy, aby przeżyć, Speck przyjął jedyne sensowne
rozwiązanie, a więc zgodził się świadczyć seksualne usługi
czarnej społeczności Stateville. To dla nich powiększył sobie
piersi, to dla nich zaczął nosić damską bieliznę, to im wreszcie
postanowił służyć, jako owa szczególna „gumowa lala”.
Dodatkową nagrodą oprócz życia był jeszcze darmowy alkohol i
narkotyki. Czy zatem możemy faktycznie uznać, że Speck w istocie
rzeczy nie poniósł kary, że jego życie za murami Stateville było
lekkie jak piórko? Oczywiście nam tu, gdy siedzimy w naszych
ciepłych i wygodnych fotelach, trudno jest to oceniać, i choć z
naszego punktu widzenia, nie jest to los, który by nam jakoś
szczególnie odpowiadał, to z jednej strony, wciąż pozostaje obraz
owych biednych ośmiu dziewcząt tak okrutnie zamordowanych, a z
drugiej, słowa wypowiedziane przez Specka na wspomnianych taśmach:
„Gdyby wiedzieli, jak mi tu dobrze, to by mnie wypuścili”.
A
z drugiej strony, nie każdemu z nich się aż tak poszczęściło.
Niektórzy z nas zapewne słyszeli o kimś, kto, niewykluczone, że
gdy chodzi o potworność swojej zbrodni, Specka znacząco
przewyższył, a mianowicie człowieka nazwiskiem Jeffrey Dahmer.
Czym się ów Dahmer zasłużył dla tej bardziej mrocznej części
świata? Otóż, mówiąc bardzo krótko, bo tak naprawdę nie o nim
przede wszystkim, traktuje dzisiejszy artykuł, był on nekrofilem i
kanibalem, który w latach 1978–1991 zabił, następnie zgwałcił
co najmniej 17 chłopców. Urodził się w Milwaukee w stanie
Wisconsin. Niedługo potem jego rodzina przeniosła się do Bath w
Ohio. Jak ujawniło późniejsze śledztwo, od dzieciństwa
fascynowały Dahmera martwe zwierzęta. W sobie tylko znanej kryjówce
trzymał ukrytą czaszkę psa. Potrafił spędzać całe dnie
obserwując rozkładające się szczątki zwierząt. Mimo oczywistego
opętania, przez pewien czas bez sukcesu próbował studiować na
uniwersytecie stanu Ohio, przez kolejne dwa lata służył w wojsku,
jednak z powodu ciężkiego alkoholizmu został z wojska wyrzucony,
wreszcie w roku 1982 przeniósł się do swojej babci do West Allis w
stanie Wisconsin, gdzie mieszkał przez sześć lat. W sierpniu 1982
został aresztowany za obnażanie się w miejscu publicznym. Cztery
lata później aresztowano go ponownie za masturbowanie się w
miejscu publicznym przed dwoma chłopcami. Tym razem został skazany
na rok więzienia, z czego odsiedział 10 miesięcy. W 1988 został
aresztowany za molestowanie seksualne 13-letniego chłopca, skazany
na rok prac społecznych i zarejestrowany jako przestępca seksualny.
Obronie udało się jednak przekonać sąd, że Dahmer jest
psychicznie chory i wymaga leczenia, więc na pięć lat został
skierowany do otwartego ośrodka psychiatrycznego. Jak znów wykazało
późniejsze śledztwo, mniej więcej w tym samym czasie mordował
już średnio raz na tydzień.
Wreszcie,
22 lipca 1991 roku, 31-letni wówczas Dahmer został ujęty przez
policję, postawiony przed sądem i za 15 udowodnionych zabójstw
otrzymał 15 wyroków dożywotniego więzienia, co w sumie dało mu
937 lat więzienia. Nie zmienia to jednak faktu, że, jak już
wspomnieliśmy, istnieje bardzo duże podejrzenie, że przez
wszystkie te lata Dahmer mordował niemal bez przerwy.
I
tu się pojawia główny bohater dzisiejszej opowieści, człowiek
nazwiskiem Christopher Scarver. Urodzony jako drugie z pięciorga
dzieci w pierwszej z brzegu czarnej rodzinie w Milwaukee w stanie
Wisconsin, kiedy dorósł, przez pewien czas próbował żyć, jak
większość jego kolegów, jednak – również jak część z nich
– popadł w alkoholizm, a jego bezkompromisowa mama wyrzuciła go z
domu. W wieku 21 lat zdobył pracę w Cywilnym Korpusie Ochrony
Przyrody i obietnicę zatrudnienia na pełen etat. Tak się jednak
niefortunnie zdarzyło, że chwilę później dotychczasowy szef
został zastąpiony przez niejakiego Steve’a Lohmana, który
najpierw odmówił Scarverowi etatu, a następnie przy najbliższej
okazji kazał mu wypłacić zaledwie 15 dolarów, w związku z czym
oburzony Scarver, z rewolweru, który miał ze sobą, palnął
Lohmanowi w łeb. Następnie zwrócił się do obecnego na miejscu
kierownika odcinka, Johna Feyena, i zwracając się do niego „panie
Hitler” zażądał od niego pieniędzy. Przerażony Feyen najpierw
wypisał Scarverowi czek na 3000 dolarów, po czym uciekł, sam
Scarver natomiast został skazany na dożywocie i skierowany do
Columbia Correctional Institution w miejscowości Portage w stanie
Wisconsin. Jak się wkrótce miało okazać, to tam też właśnie od
paru lat spędzał swój czas Jeffrey Dahmer.
Podobnie
jak to było w przypadku Richarda Specka, służby więzienne bardzo
troszczyły się o bezpieczeństwo Dahmera i przez równy rok kazały
mu żyć w odosobnieniu, jednak po tym czasie, kiedy uznały, że już
nic mu nie grozi, a sam Dahmer bardzo prosił, by mu pozwolić żyć
wśród ludzi, przyznały mu łagodniejszy reżim, a nawet pozwoliły
mu dbać o czystość toalet. Nie wiadomo, czy to kontakt z ludźmi,
czy praca przy czyszczeniu kibli, coś jednak sprawiło, że któregoś
dnia Jeffrey Dahmer poprosił o to, by mu dostarczyć do celi
egzemplarz Biblii i już po krótkim czasie nie dość że ujrzał
Boga, nie dość, że jako członek jednej z tysięcy działających
w Stanach protestanckich dominacji przyjął Chrzest, to jeszcze
zawarł bliską przyjaźń z pastorem, który udzielał mu Chrztu i
od tego czasu systematycznie odwiedzał Dahmera w więzieniu.
I
oto rankiem 28 listopada 1994 opuścił Dahmer swoją celę, by jak
co dzień zabrać się za sprzątanie toalet. Towarzyszyło mu dwóch
innych więźniów, niejaki Jesse Anderson odbywający karę
dożywocia za zabójstwo żony, oraz… tak, tak – Christopher
Scarver. W pewnym momencie – trudno powiedzieć, czy
intencjonalnie, czy przez przeoczenie, choć są źródła, które
twierdzą, że cała akcja była starannie zaplanowana – cała
trójka została na chwilę pozostawiona bez opieki i wówczas przy
pomocy stalowego pręta Scarver zatłukł na śmierć najpierw
Dahmera, a potem, na dokładkę jeszcze, Andersona.
W
wyniku swojego czynu, Scarver otrzymał dodatkowy wyrok dwóch kar
dożywocia, co, jak pewnie wszyscy rozumiemy, nie zrobiło na nim
jakiegokolwiek wrażenia, natomiast nie ulega najmniejszej
wątpliwości, że wdzięczność rodzin osób, które zostały
zamordowane przez Dahmera, owe dożywocia mu w pełni rekompensuje. A
co wcale nie jest tu najmniej istotne, nie ulega najmniejszej
wątpliwości, Christopher Scarver, który, w odróżnieniu od swoich
ofiar, wciąż żyje w Columbia Correctional Institution, jest z całą
pewnością szanowany przez swoich zarówno czarnych jak i białych
kumpli i z całą pewnością ani nie musi powiększać sobie
hormonalnie piersi, ani tym bardziej udzielać się towarzysko
lepszym od siebie. Bo są sytuacje, kiedy prawa i sprawiedliwości
nie jest w stanie pokonać nic. No może z wyjątkiem systemu pod
nazwą ADX Florence. Ale o tym już było.
Może
przyjdzie taki czas – a liczę na to mocno – że uda mi się te
wszystkie historie wydać w jednej książce, tymczasem jednak
zostało jeszcze w naszej księgarni wystarczająco dużo egzemplarzy
książek wcześniejszych, by starczyło dla każdego. Zachęcam więc
do odwiedzania strony pod adresem www.coryllus.pl
i przemyślanych jak zawsze zakupów.
Te notki z pewnym suspensem podobaja mi sie najbardziej. Moim zdaniem w nich sie Pan najlepiej realizuje. Jak w calym 39 kregu - ma analogiczny charakter, choc oczywiscie nie tak mroczny.
OdpowiedzUsuńPs. I sa nieprzesadnie bogate w zaimki, na co dosc czesto cierpia notki o innych tematach ;)
@Krzysztof
OdpowiedzUsuńSą tacy co te zaimki sobie bardzo chwalą. To z myślą o nich ja je tak często używam.
Zdania są podzielone. Myślę, że druga połowa z nich woli, jak z myślą o nich Pan ich tak często używa :)
UsuńJak zwykle świetnie. Żeby chociaż z 10% polskich "pisarzy" potrafiło tak jak Ty.
OdpowiedzUsuń@Andres Krzysztowski
UsuńBardzo mi Twoje słowa pochlebiają. Dziękuję.
Całkiem poza tematem. Ale nie mogłam się powstrzymać :-)
OdpowiedzUsuńDziś po południu słyszałam w TVP Info J. Kaczyńskiego mówiącego o Z. Gilowskiej. Był to prawie pean, pełen uznania dla Niej, a jednocześnie pełen ciepła.
To bardzo porządny człowiek - J. Kaczyński - pomyślałam...
@Ogrodniczka
OdpowiedzUsuńWydaje się, że on ją lubił i szanował zupełnie wyjątkowo. Tym bardziej jest przykro, że on jest tak odcięty od świata zewnętrznego, że nawet nie wie o tych jej listach do mnie. Przecież to by dla niego była lektura zupełnie fascynująca.
@toyah
UsuńPrzy okazji pogadam z jednym takim z naszej okolicy - a może będzie spotkanie opłatkowe/inne z M. Błaszczakiem - wtedy mogę spróbować przemycić tę książkę. A może ją ma?
@Ogrodniczka
OdpowiedzUsuńGdyby ja miał, to byśmy o tym wiedzieli. Moim zdaniem akcja przemilczania książek wydawanych przez Klinikę Języka jest powszechna i kontrolowana.
Ja także jestem fanem tych notek z rozbudowaną fabułą, jakkolwiek nie towarzyszy im aż tak głęboka refleksja, objawiają one Twój talent do snucia ciekawej opowieści. Dodatkowo część z nich zawiera pewien morał, z tą różnicą, że niewypowiedziany wprost.
OdpowiedzUsuń