O
konieczności ochrony życia poczętego pisałem tu wielokrotnie i każdy, kto miał
ochotę, z moimi poglądami mógł się zapoznać od początku do końca. Jednocześnie
jednak, co też ci, którzy tu zaglądają, wiedzą, z wyjątkowym dystansem
podchodziłem zawsze do ludzi zajmujących się tym problemem niejako zawodowo, a
więc do tak zwanych „koncesjonowanych katolików”, oraz do działaczy różnego
rodzaju organizacji pro-life. Skąd ta podejrzliwość? Otóż przede wszystkim
jestem szczerze i głęboko przekonany, że problem aborcji jest tak politycznie
wrażliwy, że dopóki nie mamy pewności, że nasza publiczna działalność przyniesie
trwałe zwycięstwo, nie wolno nam podejmować jakichkolwiek akcji, poza
ewentualnym strzelaniem do lekarzy przeprowadzających aborcję, tyle że w tym
wypadku, już tylko na własną odpowiedzialność. Wszystko co poza tym, to albo
głupota, albo wynik prowokacji, albo, co gorsza, i jedno i drugie. Wszystko co
po za tym, ani nie zmienia nic absolutnie w obowiązującym stanie prawnym, ani
nie naprawia naszych sumień, a wręcz odwrotnie, u ludzi wątpiących wyłącznie
budzi złość. To po pierwsze. Drugi powód, dla którego na ludzi zajmujących się
zawodowo obroną życia poczętego patrzę podejrzliwie, to ten, że, moim zdaniem,
wielu z nich to są ludzie w których życiu owa działalność stanowi jedyny
szlachetny element. Poza tym, oni są dokładnie tak samo źli, głupi i gnuśni,
jak większość z nas. A zatem, nie widzę powodu, dla którego miałbym się
przyłączać do organizowanych przez nich akcji. Zwłaszcza gdy te akcje są jak
psu na budę. Patrz wyżej.
Proszę zresztą zwrócić uwagę, jaką mamy
sytuację po akcji przeprowadzonej przez stowarzyszenie krakowskich prawników
Ordo Iuris. Nie trzeba być zbyt spostrzegawczym, by widzieć, że jedynym
beneficjentem tej awantury nie są ani dzieci poczęte, ani nawet ruch na rzecz
ich obrony, lecz owa czarna masa tępych morderców.
Co więc proponuję? Otóż moja rada jest
prosta. Dopóki nie uda nam się opracować planu, który pomoże nam osiągnąć pełne
zwycięstwo, jedyne co nam pozostaje, to, jak to ładnie wyraził Herbert, być
wiernym, iść, no i dawać świadectwo. Co ja akurat niniejszym czynię.
Oto, proszę sobie wyobrazić, obejrzałem
wczoraj zupełnym cudem całą rozmowę, jaką w telewizji TVN24 z jedną ze
wspomnianych przez mnie działaczek, znaną nam już tu nieco Kają Godek, oraz na
doczepkę, aborcjonistką Wandą Nowicką, przeprowadził Andrzej Morozowski. Poszło
o to, że na fali obecnej awantury o prawo do bezkarnego mordowania
nienarodzonych dzieci, telewizja TVN24 postanowiła wrócić do pewnej szczęśliwie
już zapomnianej sprawy sprzed dwóch lat. Otóż, mówiąc bardzo krótko, dwa lata
temu do jednej z klinik przeprowadzających zabiegi in vitro zgłosiła się parka
pragnąca mieć dziecko i mimo że wpłaciła odpowiednie pieniądze, doszło niestety
do jakiegoś błędu, no i już wkrótce okazało się, że dziecko, jakie klinika
wyprodukowała, jest do tego stopnia kalekie, że nawet jeśli się urodzi,
prawdopodobnie nie będzie w stanie żyć. Wtedy to – jak podejrzewam, bardzo
celowo – ktoś doradził naszej parce, by udała się do kliniki, której szefuje fanatyczny
obrońca życia, doktor Chazan i zwróciła się do Chazana, by abortował to
dziecko. Chazan przeprowadzenia aborcji naturalnie odmówił, w związku z czym
prezydent Gronkiewicz -Waltz pozbawiła go stanowiska, natomiast kobieta,
zamiast udać się do miejsca bardziej zaprzyjaźnionego, ciążę donosiła, dziecko,
krótko po urodzeniu, zmarło, a my przez pewien czas mieliśmy powód do kolejnych
awantur.
I kiedy wydawało się, że sprawa
ostatecznie została zapomniana, oto nagle telewizja TVN24 odszukała rodziców
owego dziecka i poprosiła ich, żeby opowiedzieli, jak to wtedy było, co oni
czuli, co przeżywali, no i żeby to wszystko zrobili możliwie plastycznie.
Rozmowa została nagrana, następnie wyemitowana, no i wtedy, aby sprawę z
odpowiednim hukiem zamknąć, Andrzej Morozowski zaprosił do studia Kaję Godek,
żeby ona nam wszystkim powiedziała, jak się czuje wobec tego nieszczęścia, do którego
ona i jej towarzystwo doprowadzili. I proszę sobie wyobrazić, że w tym momencie
stało się coś, czego ja ani się nie spodziewałem, ani tak naprawdę przez
minione lata nie miałem okazji zobaczyć. Otóż pani Kaja Godek, zamiast złapać
haczyk i zacząć się z Morozowskim i siedząca obok Nowicką spierać na tematy,
które już wielokrotnie zostały omówione i których póki co nikt z nas nie jest w
stanie okiełznać, przede wszystkim nawrzeszczała na Morozowskiego i jego
telewizję, że ci złamali wszelkie zasady etyki dziennikarskiej, wykorzystując
ludzką tragedię do bieżącej walki politycznej. Wykrzyczała mu tę prawdę w jego
zakłamaną mordę i mimo że on i tamta pańcia próbowali ją wciąż namawiać na
rozmowę na temat tragedii, jaka spotkała tamto małżeństwo, ona wciąż
powtarzała, że jest wstrząśnięta postępowaniem Morozowskiego i jego stacji,
którzy ludzką tragedię traktują tak instrumentalnie. A jeśli na chwilę wracała
do samego tematu, to wyłącznie po to by powiedzieć: „A zatem przyznajcie, że
chcieliście to dziecko zamordować. Powiedzcie to otwarcie”. Trzeba było widzieć tę bezsilną wściekłość.
Kaja Godek w ciągu tych paru minut doprowadziła Morozowskiego – o Nowickiej nie
wspominam, bo jej tam zwyczajnie nie było –
do takiego stanu, że gdyby on wywiesił transparent z napisem „jestem
idiotą”, wyszedłby na tym znacznie lepiej.
Powiem tu zupełnie szczerze, że Kaja Godek
mnie zwyczajnie wczoraj zachwyciła. Ona zrobiła mianowicie to, czego, o ile się
zdołałem zorientować, żaden z nich dotychczas nawet nie próbował. Ona zrobiła
to, co tak pięknie wyraził Norwid w swoim słynnym wierszu, kiedy to do
człowieka przychodzi nieszczęście, a on, zamiast się zacząć z nim przepychać,
zwyczajnie spogląda mu w oczy, „jak gdy artysta mierzy swego kształt modelu”, a
owo nieszczęście zwyczajnie wieje gdzie pieprz rośnie.
Informuję więc wszystkich, że wczoraj,
działaczka na rzecz obrony dzieci nienarodzonych, Kaja Godek w ciągu paru
zaledwie minut przepędziła to zło raz na zawsze. Czy wygrała coś, czego można
dotknąć? Oczywiście że nie. O tym, co ona zrobiła, podobnie jak o tym tekście, poza
nami tutaj, nie będzie wiedział nikt, ale za to dała świadectwo, a świadectwo,
jak wiemy, istnieje już poza czasem.
Jeśli wśród czytających ten tekst
są jeszcze tacy, co nie kupili sobie książki z listami od Zyty Gilowskiej,
powiem szczerze, że ich nie rozumiem. A tych, których rozumiem, to akurat nie
szanuję. Zapraszam więc do księgarni pod adres http://coryllus.pl/?wpsc-product=o-samotnej-wyspie-zapomnianej-lodzi-i-oceanie-bez-kresu.
Tu jest link do całości materiału z TVN24:
OdpowiedzUsuńhttp://www.tvn24.pl/prof-chazan-odmowil-im-aborcji-dzis-opowiadaja-swoja-historie,685587,s.html