Z
prawdziwym wstydem i żalem stwierdzam, że mimo iż nie było to w żaden sposób
moją intencją, pisząc przedwczoraj o nowym medialnym przedsięwzięciu Kamila
Durczoka, zrobiłem Durczokowi reklamę i efekt jest taki, że dziś już nawet ja
poczułem się zmuszony do tego, by zajrzeć do portalu silesion.pl. A było tak,
że ledwo opublikowałem tu na blogu swój tekst o tym, jak to gwiazdy naszego
dziennikarstwa, nie potrafią pojąć, że w świadomości przeciętnego obywatela są
nikim, córka moja znalazła na Facebooku informację o tym, że Durczok na swoim
portalu właśnie, zamieścił tekst o tym, jak jakaś miejscowa żulownia chciała mu
nakłaść po – jak głosi zresztą tytuł tekstu – „ryju”, z odpowiednim obok tego
komentarzem, że Katowice to dżungla, gdzie porządny człowiek nie zna ani dnia
ani godziny, na policję nie ma co liczyć, władze miasta wszystko mają w nosie,
a Durczok jutro kupuje gaz i groźnego psa, którego będzie prowadzał bez kagańca
i niech mu tylko straż miejska spróbuje coś powiedzieć. Ponieważ do swojego
maila dziecko moje dołączyło właściwy link, kliknąłem w niego, no i w jednej
chwili oczywiście znalazłem się na portalu silesion.pl.
Jak mówię, jest mi z tego powodu wstyd i głupio,
a mimo to uważam, że w sumie – i to w najgorszym wypadku – bilans wychodzi na
zero, a to z tego względu, że po przeczytaniu tego, co Durczok ma światu do
powiedzenia, moja wiedza na temat towarzystwa, jakiego ów człowiek jest
reprezentantem, jest znacznie większa, niż dotychczas, a, jak wiemy, dodatkowa
wiedza nigdy nie zaszkodzi.
Opowiem
krótko może, co, wedle bardzo dokładnej relacji Durczoka, przytrafiło mu się w
tych dniach. Snuł się oto Durczok po okolicy katowickiego rynku, kiedy nagle
trafił na dziewczynę z wózkiem i dwóch żuli. Jeden z żuli, najwidoczniej ojciec
dziecka w wózku, zachowywał się wobec dziewczyny bardzo agresywnie, w związku z
czym Durczok postanowił zareagować i w efekcie mało co nie dostał po wspomnianym
„ryju”. Wciąż wedle relacji samego Durczoka, kolega żula rozpoznał jednak
słynnego dziennikarza i starając się załagodzić sytuację tłumaczył Durczokowi:
„Panie Kamilu, to jego baba, łon jom może prać wiela chce”. Ponieważ żul był
mocno czymś uwalony, informacja, że ma do czynienia z gwiazdą mediów, nie
zrobiła na nim jakiegokolwiek wrażenia i dalej machał Durczokowi pięściami
przed „ryjem”. W związku z tym, jedną ręką osłaniając się przed żulem, drugą zadzwonił
Durczok na policję, policja po pięciu minutach pojawiła się na miejscu, a
ponieważ towarzystwo w międzyczasie poszło zgodnie dalej chlać,
funkcjonariuszom nie pozostało nic innego, jak spisać Durczoka i wrócić do poważniejszych
zajęć.
O co
więc chodzi? Jeśli ktoś chce poznać szczegóły, polecam tekst Durczoka tutaj: https://silesion.pl/po-ryju. Ja natomiast pozwolę sobie już
tylko na komentarz. Otóż, zakładając, że Durczok nie łże, z tego co zrozumiałem
– a on faktycznych powodów swojego zdenerwowania nie jest nawet w stanie ukryć
– on dostał cholery głównie z tego powodu, że, poza kolegą żula, nikt Durczoka tam
nie rozpoznał: ani żul, ani jego dziewczyna, ani zgromadzeni pod Teatrem
Śląskim ludzie, ani przyjmująca zgłoszenie kobieta, ani też policjanci, którzy
przyjechali z interwencją. Co jeszcze bardziej z punktu widzenia Durczoka
wstrząsające, to fakt, że wszystko to miało miejsce pod owym potężnym
billboardem, na którym twarz Durczoka patrzy na każdego jak orwellowski Wielki
Brat. A i to nie pomogło.
Durczok
oczywiście stara się nam wmówić, że wcale nie chodzi o żadne kompleksy i tak
naprawdę jego rozżalenie jest wyłącznie wynikiem tego, że najpierw kobieta, z którą
on rozmawiał przez telefon, zamiast od razu wysyłać patrol, zadawała mu masę
głupich pytań, w tym owo kompletnie absurdalne, czy potrzebna jest pomoc
medyczna, a potem już przybyła na miejsce policjantka miała czelność prosić go
o dowód.
Po
przeczytaniu tekstu Durczoka, ja już wiem, jaki za tym wszystkim stoi intelekt.
Sposób, w jaki Durczok relacjonuje owo zdarzenie, świadczy o tym, że mamy do
czynienia z klasycznym ćwierćinteligentem. No bo przepraszam bardzo, ale co
trzeba mieć w głowie, aby wzywając policję do zdarzenia, zamiast powiedzieć
spokojnie co, gdzie jak, pieprzyć coś o palmach, które ktoś kiedyś wywoził? Co
trzeba mieć w głowie, żeby dostawać cholery na policjantkę, która słysząc o
groźbie pobicia, pyta, czy potrzebna jest pomoc medyczna? Co trzeba mieć
wreszcie w głowie, żeby kląć na policję za to, że patrol zjawił się na miejscu
zdarzenia dopiero po pięciu minutach? To wszystko świadczy o Durczoku jak
najgorszej, natomiast ja nie mam najmniejszej wątpliwości, że ktoś choćby i
nawet tak głupi jak on, nie może nie rozumieć, że policja musi spisać dane
osoby zgłaszającej zdarzenie. Jest dla mnie oczywiste, że podczas gdy w tym
zamieszaniu on faktycznie mógł stracić głowę, to jednak w momencie gdy policjantka
poprosiła go o dowód, on już tylko walczył z pokusą, by na nią wrzasnąć: „Czy
nie widzisz, głupia cipo, kto jest na tym billboardzie?”
A więc
wiedzę, jaką wyniosłem z tekstu Durczoka, uważam za cenną w tym sensie, że nie
wierzę, by Durczok był z nich najgorszy. Po przeczytaniu owej relacji, myślę
sobie, że on jest zaledwie jednym z wielu, i wbrew temu, co się niektórym może
wydawać, to nie Semka zajmuje tu miejsce pierwsze. Ale jest jeszcze coś, co
mnie bardzo ubawiło i jednocześnie ucieszyło. Otóż, jak pewnie większość z nas
zauważyła, ta hołota, która tak zalazła za skórę Durczokowi, nie pochodzi ani z
Sosnowca, ani z Będzina, ani nawet nie z Żywca. To jest jak najbardziej sól tej
ziemi. A w tej zatem sytuacji, ja mam do Durczoka już tylko jedno pytanie: „Nie
sądzi Pan, Redaktorze, że gdyby tak ich wszystkich stąd pogonić, albo
przynajmniej pozamykać, nasze miasto by wypiękniało?”
Ogólnie ma Pan rację,ale z tą "głupią cipą" to Pan przesadził a w tekście Durczoka tego nie ma...
OdpowiedzUsuńWyobraziłem sobie sytuację na policyjnej dyspozytorni, już po tym incydencie. Zażenowaną policjantkę zagaduje kolega:
OdpowiedzUsuń-kto dzwonił?
-Rushmore
@Piotr Bernatowicz
OdpowiedzUsuńPrzecież nie napisałem, że jest.
@2,718
OdpowiedzUsuńNie znam, cholera.