Wczoraj byłem w Krakowie i od głębokiej nocy czuję, że powinienem na ten temat napisać osobny tekst. I o Krakowie i o samej Polsce i o paru innych rzeczach – w tym przede wszystkim o człowieku, który był jedynym powodem mojej wizyty w tym mieście, a więc o naszym koledze Przemku Gintrowskim. I mam kłopot. Bo o Krakowie już tu kiedyś pisałem i mam wrażenie, że z tego nic nigdy sensownego nie wynika, o Polsce piszę zawsze i nie ma powodu, żebym miał wymyślić coś mądrego przy okazji gapienia się na te masy bezdomnych zalegających odremontowywany, a i tak już podobno piękny, krakowski dworzec PKP, a właśnie samo PKP też jest celem zbyt łatwym w sytuacji, gdy o nim już nawet otępiała klientela przydworcowych galerii w całej Polsce wie wszystko. A żartować, że Kaczyński jak rządził to jego służby wprawdzie szybkości kursowania pociągów nie zwiększyły, ale przynajmniej – jak głosi popularny mit – odstrzeliły jednego komunistę, a kliku poważnie nastraszyły, i to co istotne, bez pomocy Rosjan, z kolei, ze względu na powagę śmierci, nie wypada.
Oczywiście, można pisać – a nawet trzeba – o Przemku Gintrowskim. Ale tu też mamy kłopot. Gintrowski jest artystą, a wczoraj w Krakowie miał swój występ, więc wypadałoby napisać recenzję z koncertu. Z drugiej strony, jest jednak tak zwanym artystą zaangażowanym, i to zaangażowanym, z naszego punktu widzenia, jak najbardziej właściwie, w dodatku naszym kolegą z bloga, więc co to za recenzja, kiedy będziemy o nim pisać, że był świetny, że ma wciąż potężny głos, i że kiedy siedzi, taki pochylony i tak pozornie malutki z tą swoją starą gitarą, to aż słychać jak przesuwa się powietrze? Od razu nam powiedzą, że jesteśmy nieobiektywni i się zwyczajnie nakręcamy Herbertem. No, można by było też stwierdzić fakt oczywisty – a więc najpierw to, że Gintrowski ma ten swój głos, który jest dokładnie jak kiedyś, przed laty, a to się nawet Dylanowi nie przydarzyło, ma cudowny futerał do gitary, jakiego nikt nigdzie na całym świecie z całą pewnością nie ma – a który w swojej przestrzeni symbolicznej mówi wszystko – no i ma piękną, przepiękną i przemiłą żonę. No dobra – to by można było zrobić. To właśnie powiedzieć. I to niniejszym czynię.
Tymczasem ja jestem wciąż pod wrażeniem wczorajszego występu i bardzo chcę choć parę słów na ten temat. Otóż, żeby tę sprawę załatwić, powiem, o co poszło. Mianowicie, jacyś studenci z Krakowa urządzili sobie w tak zwanych Jaszczurach jakąś swoją zamkniętą imprezę, na którą zaprosili własnie Przemka Gintrowskiego. Nie wiem, co to za studenci, z jakiej okazji ta impreza, i nie wiem też, czemu akurat, żeby im umilał czas, zaprosili Gintrowskiego. Wiem natomiast, że byli to zwykli, najbardziej typowi studenci, tacy co jak idą w weekend do klubu, to piją piwo, to tańczą, to hałasują, całują się i ostatnią rzeczą jaka ich interesuje to ta, żeby słuchać jak ktoś – a tym bardziej taki Gintrowski – śpiewa piosenki.
I było tak, że kiedy Przemek Gintrowski zaczął śpiewać, w klubie panowała atmosfera jak w ulu. Oczywiście, na krzesłach naprzeciwko sceny siedzieli widzowie, ale hałas był tak nieprawdopodobny, że to bzyczenie przykrywało niemal każde jego słowo. W krzesłach siedzieli widzowie, z tyłu stali rozgadani chłopcy z dziewczynami i dziewczyny ze swoimi koleżankami i z piwem, przy barze kłębił się zwykły przybarowy tłum, po schodkach do toalety sunęły nieustannie zastępy dziewcząt, by albo sobie pogadać w ciszy, albo coś sobie przypudrować, a Przemek Gintrowski śpiewał Herberta.
I otóż w pewnym momencie, kiedy za nami było już parę dobrych chwil tego szczególnego występu, pojawiło się skupienie. Oczywiście, bar ciągłe pozostawał w swoim zwykłym standardzie, schody do toalety wciąż były zajęte przez elegancko ubrane dziewczyny, ale pojawiło się też skupienie. To wcześniejsze bzyczenie zniknęło i cała ta przestrzeń między Gintrowskim z jego piosenkami i i tymi często jeszcze dziećmi, których miał przed sobą i obok siebie zamieniła się w słuch. Nie potrafię opisać wrażenia, jakie robili ci chłopcy i dziewczęta, siedzący przed sceną, i stojący z tyłu, właściwie cały czas rozbawieni i rozgadani, jak zawsze w piątkowy wieczór, i tak intensywnie wsłuchani w to co płynęło do nich z tej skromnej sceny. Nikt nie gadał, nikt się nie śmiał, nikt nie robił typowych głupich min. A ja sobie myślałem, że nagle znaleźliśmy się w tym wszystkim tak blisko tej wawelskiej krypty.
Gintrowski skończył występ, poszedł sobie, a później jeszcze wrócił, bo, jak się okazało, ta pozornie tak bardzo typowa młodzież chciała go słuchać dalej i dalej. I kiedy powiedział, że na bis, nie zagra ani Murów, ani Obławy, ale jeszcze raz Guziki i zadedykuje je „poległym pod Smoleńskiem”, to hałas przy barze i na schodach prowadzących do toalety właściwie był już kompletnie bez znaczenia. Guziki. Jakaż to króciutka piosenka. Jaki to krótki tekst. I jakże długo ona w tym momencie trwała. Jak dobrze było tam być i to widzieć. Patrzeć na tych krakowskich studentów i wiedzieć, że kiedy przyjdzie ten moment, to nie będziemy sami.
Guziki. Nasz kolega Przemo1 już tu kiedyś cały ten wiersz wkleił. Myślę, że jest dobry moment, żeby zrobić to raz jeszcze. Proszę bardzo.
Tylko guziki nieugięte
przetrwały śmierć świadkowie zbrodni
z głębin wychodzą na powierzchnię
jedyny pomnik na ich grobie
*
są aby świadczyć Bóg policzy
i ulituje się nad nimi
lecz jak zmartwychwstać mają ciałem
kiedy są lepką cząstką ziemi
*
przeleciał ptak przepływa obłok
upada liść kiełkuje ślaz
i cisza jest na wysokościach
i dymi mgłą katyński las
*
tylko guziki nieugięte
potężny głos zamilkłych chórów
tylko guziki nieugięte
guziki z płaszczy i mundurów
Potrafisz wlać nadzieję w serce! Te dwie etykiety powinny być naszą ideą: nadzieja i pamięć.Tak , w tej właśnie kolejności.
OdpowiedzUsuńP.S Zazdroszczę Ci wczorajszego przeżycia.
@toyah
OdpowiedzUsuńczytałem to ze ściśniętym sercem...
jakże Ci zazdroszczę!
kiedyś chyba w 1976 roku byłem ma koncercie Ich całej trójki w Warszawie obok Placu Na Rozdrożu w jednym z budynków będącym pozostałością Szpitala Ujazdowskiego, do dziś mam bilet na ten koncert.....
dziękuję
http://www.youtube.com/watch?v=YEbbTcg7gHo MOC!
OdpowiedzUsuńWyobrażam sobie atmosferę.
Swoją drogą co z tym futerałem?
@Toyah
OdpowiedzUsuńJuż wiesz, jak bardzo Go cenię. Za muzykę i za wierność.
I właśnie, co z tym futerałem?
No tak, te guziki.
OdpowiedzUsuńWidziałem dwa zdjęcia ze mundurem wiceadmirała Karwety.
Otóż na tym zdjęciu
http://www.se.pl/s/photos/thumbnails/98137/Mundur_wiceadmira_a_Karwety_580x467.jpg
, wykonanym przez ruskich fotografów na jakieś podłodze, ten zniszczony admiralski mundur ma prawie wszystkie guziki.
A na tym
http://img710.imageshack.us/img710/8018/p1030020r.jpg
, zrobionym w zacumowanym przy nabrzeżu w Gdyni muzeum Marynarki Wojennej (ORP Błyskawica), są tylko dwa. Taki bowiem został nam przez ruskich zwrócony.
Jest taka opinia, że metalowe guziki są najlepszymi świadkami ewentualnej eksplozji.
To byłem ja, don esteban, co denerwuje swoją żonę teoriami spiskowymi, i wszelkimi innymi.
@kryska
OdpowiedzUsuńNo bo to co tam się działo, dawało nadzieję. Po prostu.
Cieszę się, że to poczułaś.
@raven59
OdpowiedzUsuńSzkoda tylko że on tak mało występuje. No, ale tak to jest.
@Obliveon
OdpowiedzUsuńFuterał? Stary. Piękny, stary, ledwo żywy futerał.
Wzruszyłem się.. dziękuję za piękny tekst.
OdpowiedzUsuń@don esteban
OdpowiedzUsuńLink do pierwszego zdjęcia nie działa. Możesz to jakoś poprawić, proszę?
Tak czy inaczej, świetnie wiem, co do mnie mówisz.
ten link jest dobry, u mnie działa
OdpowiedzUsuń@Andrzej
OdpowiedzUsuńRacja. Działa. Przykleiłem go we fragmencie. Moje gapstwo.
@Toyah
OdpowiedzUsuńTobie dziękuję za wzruszający tekst.
Ciekaw jestem, czy Przemek zaśpiewał na tym koncercie "Śmiech" (tekst Krzysztofa Marii Sieniawskiego).
Wiedząc, że On to On, i że tutaj z nami bywa, nie mógłbym za wzruszenia z tą piosenką doznane nie podziękować.
Niedawno dowiedziałem się, że Autor najpiękniejszego i najsmutniejszego i ze znanych mi tekstów piosenek (nie pasuje tu to słowo) nie żyje.
http://www.youtube.com/watch?v=2GX1RodazZM
Jeszcze raz dziękuję,
Wątek, widzę, że nostalgiczny, wisi w powietrzu. No to co, nie będziem se żałować.
OdpowiedzUsuń24 maja 1990 r. byłem we Wrocławiu na koncercie, czego dowodem autografy Jacka Kaczmarskiego, Zbigniewa Łapińskiego i... Stanisław Elsner Załuski. Zamiast.
Bo Przemysława Gintrowskiego wtedy tam, i nie tylko tam, nie było.
"Szkoda, do jasnej cholery!"
Trza posłać młodego po wódeczkę na wieczór.
Nie, trza sie na te wódeczke umówić, jak już wiesna na dobre przyjdzie, co nie?
@toyah
OdpowiedzUsuńZapomniałbym. Co tam tryb przypuszczający, zapomniałem na amen. Dopiero Kol. Traube mi przypomniał.
Otóż, dzięki, szefie, za ten kawałek o Gintrowskim. O koncercie, odczuciach i w ogóle. Kraków jest przedziwny. Powiedzieć o sprzecznościach, to mało. Sam nie wiem.
Cieszy, że i takie rzeczy umiesz pisać (tylko promowanie młodych talentów Ci tak dobrze nie wychodzi, jeśli wiesz, co mam na myśli).
Pozdrowienia dla Kol. Przemo1.
No, nostalgiczny.
OdpowiedzUsuńPrzemka i Jacka Kaczmarskiego mogę tylko słuchać, gdy siedzę sam, w nocy.
Żeby nikt mnie nie widział.
Taka moja trauma.
@Traube
OdpowiedzUsuńGłowy nie dam, ale tego akurat nie było.
@don esteban
OdpowiedzUsuńWódencji nie, bo nie lubię. Za bardzo mnie trzepie. No i za mało żółte.
Ale wiosna - owszem. Brzmi przekonująco. O ile mnie Toyahowa za nieumiejętność utrzymania rodziny nie zamknie w ciemnicy.
@toyah.
OdpowiedzUsuńCo do wódeczki, to nawet Cię rozumiem.
Nie chwytam tylko owej żółtości. Nie kojarzę, jakaś odmiana rakiji? Advocaatem będziem przypijać? W sumie może być, ale tego rodzaju trunek wcześniej czy później strasznie wali w tył głowy, więc...
W tey wielce życiowey kwestyi, jaką jest woda życia (po fhąsusku l'eau de vie, po ludzku okowita), należy jednak zauważyć, że wódka jest jedynym bodaj trunkiem wyskokowym, którego nie pije się z lubości, tylko z obowiązku stanu, męskiej dumy, ułańskiej fantazji i z czego tam jeszcze, lecz przecież nie dlatego, że jest smaczna!
Co zaś się tyczy pomysłu resocjalizacyjnego Wielce Czcigodnej Pani toyahowej, to w sumie nie stanowi on jakiegoś wielkiego novum w polskiej tradycji politycznej.
Zastanawiam się tylko (w czym wielka zasługa don estebanowej z kolei żony) czy to rozwiąże jej, Pani toyahowej, problem? Bo mnie się zdaje, że w tej ciemnicy, to Ty, szefie, nawet łódek nie będziesz mógł strugać, by je np. w Sukiennicach na straganach sprzedawać, a co dopiero zarobić na utrzymanie rodziny w wyuczonym zawodzie.
Niezawodny don esteban.
OdpowiedzUsuńI co do wódeczki pełna racja. Najlepszy trunek do picia dla mężczyzny - w odpowiednich ilościach oczywiście.
Szkoda tylko, że teraz fińska jest lepsza od polskiej.
A w koło mam pełno tłustych i zadowolonych, popijających 18-letniego single malta i popalających 15 centymetrowe Monte Cristo i z nimi człowieku się nie napijesz.
Chyba rzeczywiście z tych żółtych ajerkoniak najlepszy.
@toyah @don Esteban
OdpowiedzUsuńGintrowski - tylko sie poklonie z szacunkiem. Jesli to nasz kolega z bloga, to jest to dla nas zaszczyt. Natomiast, coz, ja z ta sztuka juz malo obcowalem. To jeden z obszarow gdzie moje pozne urodzenie jest obciazeniem w relacjach z doswiadczenszymi kolezankami i kolegami. Moim Gintrowskim jest Staszewski, i tak to juz musi byc.
Krakow - tu mam problem. Z tym Majchorwskim, ktory mowi o sobie ze oni jest z lewicy ale ma odchylenie prawicowo-nacjonalistyczne (wyjatkowo ponury zart w ustach komunisty), z tym pozalowania godnym Gowinem, no i last but not least - z naszym exkolega Sowincem, prawdziwym polskim patriota (to nie jest ironia), ktory poparl Kwasniewskiego w wyborach prezydenckich, a Lecha Kaczynskiego pryncypialnie krytykowal za pojednanie z Ukraincami jako zdrajce stanu. A wiec - klopot z ocena. Kiedym ostatnio mial dwa dni wolne, spedzilem jeden w Katowicach a drugi w Krakowie, i na Slasku lepiej sie czulem, bynajmniej nie tylko ze wzgledu na wyborne towarzystwo Ginewry i toyaha, ktorym sie tam cieszylem.
Przechodzac do dyskusji o trunkach: w 100% podzielam ocene don Estebana. Do spraw powaznych - tylko wodka, z przyczyn jakze klarownie przez Mecenasa wylozonych. Ja mam przyjemnosc obcowania z nia srednio raz na rok, wiec jest to relacja tylez rzadka co intensywna. Oraz wielce satysfakcjonujaca.
Na koniec o spotkaniach - toyahu, przyjade jakos w marcu. Nie wiem kiedy i pod jakim pretekstem, ale na pewno. Drogi don Esteban - okolo 20. maja ponownie jest to wydarzenie ktore mnie poprzednio przywiodlo w rodzinne strony, wiec jak da Bog ze dozyjemy, a kraj sie nie rozleci, to biesiada na zamku Kliczkow musi byc.
Serdecznosci!
Toyahu
OdpowiedzUsuńBardzo pocieszająca jest sytuacja, którą opisujesz.
Ja od dawna uważam, że to pokolenie nie jest jeszcze stracone, jest tylko zaczadziałe, pozbawione wiedzy na wiele istotnych kwestii, a przede wszystkim wystawione na pastwę fałszywych autorytetów.
Jak rozmawiam ze studentami na temat dziennikarskich manipulacji, to oni wykazują bardzo wiele zdrowego rozsądku i właściwie wyłapują wszystkie sztuczki i machlojki. Mają tylko taką wszczepioną przez media manierę, że na wszystko trzeba patrzeć z dwóch stron politycznej barykady, a wiec jeżeli opisują manipulacje prorządowych mediów, to natychmiast szukają podobnych zjawisk w tych jakże niszowych mediach opozycyjnych wobec władzy.
Jest to pokolenie wychowane w III RP, a więc mają wszczepione pewne klisze w opisie niektórych postaci, a więc czymś oczywistym dla nich jest to, że Macierewicza nie można traktować poważnie, no bo - wiadomo - to człowiek kontrowersyjny, zbyt radykalny w swoich wypowiedziach i osłabiający wiarygodność Kaczyńskiego i całego PiS-u.
Mam wrażenie, że oni są w odbiorze rzeczywistości zaprogramowani przez media, chociaż pewnie też wiele zależy od domu rodzinnego, co potwierdza chociażby przykład Twoich dzieci.
Pewnym optymizmem napawa mnie fakt, że jednak ci młodzi ludzie dostrzegają tę czarną robotę dziennikarzy, ale chyba jeszcze nie dojrzeli do tego, żeby zauważyć, jak te wszystkie sztuczki wpłynęły na ich własne myślenie.
Naszym zadaniem jest zasianie w ich umysłach wątpliwości i widzę, że jak się im da do ręki pewne narzędzia analityczne, to całkiem nieźle sobie z tym radzą.
Takie koncerty jak ten, w którym uczestniczyłeś, dają im z pewnością dużą dawkę emocji, a to jest równie ważne jak myślenie. Reakcja tych studentów pokazała, że takie emocje są im bardzo potrzebne, a uczucia patriotyczne nie ograniczają się do kibicowania polskim sportowcom.
@don esteban
OdpowiedzUsuńNie chodzi o żółtość, lecz o więcej żółtego, a więc jajo w spirytusie odpada. Rakija może być. Może być śliwowica i bimber.
Ja zdaję sobie sprawę z tego, że prawdziwi wojownicy piją wódkę, ale mimo to, ja nie potrafię. Niektórzy nie lubią marchewki lub buraków, a ja nie lubię wódki. Jest wstrętna i kropka
@jazgdyni
OdpowiedzUsuńNo popatrz jak trafiłeś. Ja też jestem tłusty i zadowolony. I też lubię single. Im starsze tym lepsze.
@LEMMING
OdpowiedzUsuńMarzec jest okay. Trochę trzeba czekać, ale jest okay.
I przestańcie już z tą wódką. Jestem wstrętna. Każda. Fińska, ruska, niemiecka, nasza - każda. Fuj!
@Ginewra
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że sam wciąż do końca tego nie rozumiem. Chyba są zwyczajnie bardziej otwarci.
Poza tym, ja sądzę, że my mamy rację w sposób całkowicie oczywisty. I każdy kto nie jest kompletnie nakręcony, musi to od czasu do czasu przynajmniej widzieć.
@Wszyscy
OdpowiedzUsuńWstawiłem te Guziki na youtuba. To jest jeszcze to pierwsze wykonanie, gdzie słychać ten hałas. Ale tym bardziej robi wrażenie kontrast, o którym pisałem. Popatrzcie sobie.
http://www.youtube.com/watch?v=pXV8_deUxXc
Toyahu
OdpowiedzUsuńOwszem, robi wrażenie.
Ale dożyliśmy czasów, że bard śpiewa na tle reklamy Żywca. Należy się cieszyć, że nie dali tam zimnego Lecha.
@LEMMING, toyah
OdpowiedzUsuńBardzo mi się komentarz Kolegi spodobał, dniosę się, pozwólcie Szanowni, do paru zaledwie, ale za to smakowitych kawałków.
W sprawie Gintrowskiego to mogę jedynie powiedzieć, że szkoda, że Kolega nie obcował.
Ale z pewnością Staszewski (rozumiem, że Kazik Staszewski, bo gdyby Stanisław, to by Kolega był półkę wyżej, a nie niżej, w drabinie pokoleń, a przecież fejsbuk - dziękuję za zaproszenie - twierdzi, że Kolega dopiero 37-mą wiosnę rozpoczął*), a więc z pewnością Kazik Staszewski to dobry wybór. Właściwie najlepszy, bo jedyny, jak sądzę.
Zgadzam się wyjątkowo mocno (bo zazwyczaj zgadzam się tak normalnie, bez fanatyzmu), z Kolegą, iż teza, że nasz exkolega Sowiniec to prawdziwy polski patriota nie jest ironią. Od siebie dodam jedynie, że nie to jest także, niestety, poranna końcówka koszmaru sennego po ostrym piciu do kaszanki i salcesonu, lecz fakt, tak klarowny i jednoznaczny jak powrót Freddiego Kruegera. Jest to zjawisko, nazywane w Pasie Biblijnym jako teksańska masakra piłą łańcuchową.
"w 100% podzielam ocene don Estebana."
------------------------------------------
W zasadzie cieszy mnie ta wspólnota poglądów z Kolegą. Tzn. cieszyłaby, gdybym od czasu do czasu usłyszał słowo pochwały od Szanownego Gospodarza. Tymczasem spotykają mnie z jego strony ostatnio same despekty, w tym najboleśniejszy, tj. niezaliczenie do grona wartościowych polemistów imć Dembińskiego, podczas gdy, po pierwsze iest to fausz, bom merytorycznie zareagował na te pocieszne farmazony (no nie mogie sie powstrzymać), i tylko emocje przesłoniły toyahowi jasność oceny, a po drugie to temi rencami don esteban nabił trzeci wynik tego bloga w konkurencji ilości komentarzy. To się nie liczy?
I dajże spokój, Szanowny Kolego, z tytułami. Ludzie to czytają, i na co im to.
W temacie wódeczki to oczywiście bardzo uwzględniam zastrzeżenia i gusta toyaha. Dla mnie to on może pić szampon do włosów, zamiast finlandii. Zresztą, osobiście wysoko cenię lubianego przez niego Jack Daniel's Tennessee Whiskey. I może być.
Peem tak: marzec iest okay i may iest okay. Każdy pretekst iest okay.
---------------------------------------------
*Na marginesie. Widzę, że Kolega też jest, jak to mówią w kręgach oświeconych, panną, znaczy virgo. No to witam w klubie nieznośnych perfekcjonistów.
Toyahu,
OdpowiedzUsuńwlałeś nadzieję w moje skołatane serce.
A requiem rozbiorowe śpiewał?
@Ginewra
OdpowiedzUsuńOczywiście, to jest okropne. Choć, moim zdaniem, zawsze to lepiej, niż na tle lekarstwa na podwyższony poziom cholesterolu, lub na hemoroidy.
Nie mówiąc już o tym wspomnianym przez Ciebie Lechu.
@don esteban
OdpowiedzUsuńNo bo jestem rozdarty między siekierką, a kijkiem. No ale skoro się domagasz wyraźnej deklaracji, to proszę: wybieram komentarze. Zawsze i bezwzględnie.
@Agnieszka Moitrot
OdpowiedzUsuńJest mi, powiem szczerze, trudno powiedzieć, boi - podobnie jak LEMMING - jestem na innym kierunku. Ale wydaje mi się, że nie spiewał.
Nie komentuję zbyt często, rzekłbym nawet sporadycznie. Ale na takie dictum muszę się odezwać. Mianowicie z Gintrowiskim wiąże się pewna historia. Kiedy parę lat temu pewne indywiduum o bardzo zaniżonym poczuciu wartości objęło władzę, przeczytałem wywiad w Rzeczpospolitej z, jak się dzisiaj okazało z regularnym czytelnikiem/komentatorem tego bloga, Przemysławem Gintrowskim, gdzie dowiedziałem się o istnieniu blogów, na których wypowiadają się ludzie o poglądach co najmniej zbliżonych do moich. Ten fakt bardzo mnie ucieszył, i w ten właśnie sposób trafiłem tutaj i nie tylko. Pamiętam jeden z pierwszych toyahowych tekstów jakie przeczytałem, a dotyczył on śp. Sebastiana Karpiniuka (od razu zaznaczam że żal mi go, choć wkurzał mnie jak cholera), po zaznajomieniu się z rzeczoną notką, byłem zmuszony wyczyścić monitor. Stwierdziłem, że ten toyah to musi mieć niesamowite poczucie humoru, a to jest już coś.
OdpowiedzUsuńGitrowskiego jako barda zawsze lubiłem (wszak osobiście go nie znam), jeszcze jako uczeń liceum kupowałem nagrania koncertów, których był współwykonawcą.
Nasza ulubiona stacja telewizyjna pracuje pełną parą, aby zasłużyć na miano lekkiej i najdowcipniejszej.
OdpowiedzUsuńDlatego też szpera po całym świecie, by pokazać jakże zabawne i radosne kretyństwa.
Przedwczoraj było to: jazda nowojorskim metrem bez spodni. To ci dopiero!
Przed chwilą zaprezentowano z LA wyścig ulicami w przebraniu goryli. Boki zrywać.
Ale wszystkie te zagraniczne wynalazki przebija codzienny krótki wywiadzik z posłem Stefanem Niesiołowskim. Pawłow, rosyjski uczony byłby dumny z takiego ucznia. Szczególnie wspaniała jest reakcja na krótkie hasło - pis!
@jazgdyni
OdpowiedzUsuńOn nawet interesująco reaguję na słowa 'marchewka', 'wiosna', 'dom', 'pociąg', 'ciastko'. Pada któreś z tych słów, a on od razu 'Kaczyński'. Tak ma.
A może dałoby się namówic Przemka Gintrowskiego żeby zaśpiewał dla całej gromady Toyahowych blogerów i sympatyków wspierających ten blog ?/czas i miejsce do uzgodnienia/Trafiłam na Twój blog rownież dzięki wywiadowi z panem Gintrowskim w Rzepie. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń@opornik
OdpowiedzUsuńTo załatwiaj.
Ale tak na serio może w Warszawie jak śniegi spłyną.Ja mogę zrobic ciasto.Pana Gintrowskiego osobiście nie znam żeby Go namówic. Liczymy na Ciebie.
OdpowiedzUsuń@opornik.
OdpowiedzUsuńKolego. Tu nie ma niczego do osobistego znania. Przemysław Gintrowski to zawodowy pieśniarz, którego można, nie czarujmy się, wynająć na występ. Jak zechce, będzie miał czas, ochotę, i co tam jeszcze, to przyjmie zaproszenie, tak samo, jak jakiś Andrzej Piaseczny, tyle, że, jak sobie wyobrażam - Panie Przemysławie z całym szacunkiem - za mniejszą kasę.
Tak więc - organizuj.
Don esteban do Warszawy się raczej nie wybierze, no chyba, że i toyah tam będzie, ale w to wątpię. Więc powiem Ci, Kolego więcej, zorganizuj koncert w Katowicach, toyahowym mateczniku. Wtedy może nawet i umiłowany LEMMING przyjedzie, popatrzeć, jak się styropian hartował.
W tym miejscu ze swojej strony deklaruję współudział w sponsoringu.
Tyle.
@opornik
OdpowiedzUsuńTo znajdź miejsce, czas i chętnych, a ja go wtedy poproszę, żeby nam zaśpiewał. Na razie jesteśmy tylko Ty i ja.
Zorientuje się nad miejscem w Warszawie . Katowice są mi zupełnie obce.Tak w ogóle to jestem kobietą.
OdpowiedzUsuńAvec plaisir. Koleżanko.
OdpowiedzUsuńW Katowicach generalnie każdy czuje się obco. Taki genius loci.
Nie o to zatem chodzi.
Chodzi o to, że do Warszawy, która jest stolicą Polski, więc nie jest nam obca ex definitione, jest dalej niż do Berlina, Pragi, Bratysławy, Budapesztu i Wiednia.
Zresztą, co ma być to będzie. Życzę powodzenia. Deklaracja aktualna.
Toyahu
OdpowiedzUsuńW kwestii koncertu ja też się piszę. I na uczestnictwo, i na sponsoring.
Toyahu.
OdpowiedzUsuńTym wpisem zrobiłeś wielką krzywdę Przemkowi.
M.
@Gemba
OdpowiedzUsuńSkąd wiesz? Gadałeś z nim, czy trzymasz swój normalny poziom?
@Gemba
OdpowiedzUsuńNie męcz się tym. Wyjdź do ludzi, pogadaj sobie, bo ja wiem, może z Sewerynem, on ma ciepły, kojący głos...
@Gemba
OdpowiedzUsuńNo co TY - spoko.
Pozdr.
-------------------
GW nie kupuję.
TVN nie oglądam.
TOK FM nie słucham.
Na Rysiów, Zbysiów i Mira nie głosuję