Do napisania tego tekstu zainspirował mnie ostatnio nasz kolega z Gdyni, który w swoim komentarzu pod wpisem o kieszeniach Leszka Balcerowicza zasugerował, że powinniśmy się przestać zajmować jakimś Balcerowiczem, czy Owsiakiem, bo ich tym tylko dowartościowujemy. Wcześniej jeszcze, cos podobnego usłyszałem od naszej koleżanki Ginewry, która napisała, że dla niej nie istnieje TVN, a w związku z tym, teksty, które się tu z TVN-em w treści pojawiają, są jej obce i obojętne. Te dwie opinie – plus może jeszcze zalinkowany przez naszego marynarza tekst Ściosa – kazały mi się zastanowić, po co my tu w ogóle jesteśmy. Po co ja wciąż piszę te teksty i co za potrzebą ich pisania stoi. A przede wszystkim może to, jaki ma sens szarpanie się z tą straszną materią, kiedy widzimy jak na dłoni, żeśmy fatalnie przegrali. I to przegrali już nie tylko z Systemem, ale również ni stąd ni z owąd okazało się, że wlała nam Polska.
Polska? Owszem. Parę dni temu oglądałem – właśnie w TVN-ie, moja droga Ginewro – niezwykle poruszającą rozmowę Sekielskiego z wdową po zamordowanym pod Smoleńskiem Krzysztofie Putrze. Wygląda na to, że jedyną publiczną wypowiedź pani Putra od tamtej strasznej soboty. Z rozmowy tej najbardziej zapamiętałem fragment, jak ona opowiada, że z mężem zawsze starali się wychowywać dzieci na dobrych i dumnych Polaków, i jedno z nieszczęść które ta katastrofa im przyniosła, to to, że dzieci już nie kochają Polski. I to mam mniej więcej na mysli, kiedy mówię, że przegraliśmy najwidoczniej również z Polską. Po co więc tu wciąż sterczeć i pisać? Żeby dowartościować zło?
Kiedy trzy lata temu zacząłem umieszczać na tym blogu pierwsze teksty, robiłem to wyłącznie z czystej potrzeby wypowiedzenia się. A więc to pisanie było czymś na kształt wierszy, jakie ludzie – nie poeci, lecz zwykli ludzie – piszą, nie po to by zdobyć popularność, lub dotrzymać terminu umowy, czy nie wypaść z rynku, ale tylko dlatego, że po głowie chodzą im różne słowa, a oni chcą je tylko urealnić. Kiedy dziś myślę o tym jak to się wszystko zaczęło, wiem, też, że ta pierwotna przyczyna jest wciąż ze mną, i jeśli coś się tu zmieniło, to wyłącznie to, że jest ona jeszcze bardziej intensywna. A więc piszę tak jak oddycham.
Żeby pokazać, jak to działa, opowiem pewną przygodę. Jechałem sobie któregoś dnia z panią Toyahową tramwajem i nagle zaczął mi się układać w głowie cały nowy tekst. Po chwili, wiedziałem dokładnie, jak on się będzie zaczynał, jak się będzie rozwijał, jak go zakończę, jaki będzie długi; miałem go w głowie, każdy jego szczegół, i już potrafiłem tylko myśleć o tym, że dopóki nie wrócę do domu, nie napiszę go i tu go nie wrzucę, to on będzie taki biedny, bezużyteczny i nikomu na nic. Denerwowałem się jak wszyscy diabli, żeby jak najszybciej przyjechać do domu i to co miałem w głowie, napisać. A więc tak to wyglądało. Ten blog był jak wiersz, który staje się dopiero wtedy, gdy go usłyszy czyjeś ucho.
Jednak już po niedługiej chwili, stało się tak, że poza czystą potrzebą powiedzenia tych kilku słów prawdy, pojawiła się walka. Prawdziwa walka, z prawdziwym wrogiem i z prawdziwymi ofiarami. I oczywiście ta część tego pisania też jest wciąż ze mną. A zatem mamy i walkę i potrzebę ekspresji. Jest jednak jeszcze coś, a co pojawiło się mniej więcej w tym samym czasie, kiedy pojawiła się walka. Mam na myśli to wszystko, co sprawiło, że te teksty przestały być potrzebne tylko mi, ale również – a nie wykluczone, że może i bardziej nawet – innym. I tu znów muszę coś opowiedzieć. Od czasu gdy to pisanie stało się oprócz wszystkiego, jeszcze sposobem na utrzymanie mojej rodziny, otrzymuję za te teksty – i za to wojowanie – pieniądze. Żywe pieniądze. I to co mnie wiecznie zadziwia, to to, że wiele osob, na tyle hojnych by ten blog wspierać, z niezwykłym uporem potrzebuje wciąż zaznaczać, że dla nich to co tu mogą sobie przeczytać jest jak woda, powietrze i tlen. I że kiedy oni mi dają swoje pieniądze, to mi przy tym dziękują. I tu już nie ma żartów. Jeśli jest tak, jak oni piszą, to sprawa się robi zdecydowanie bardzo poważna.
Nie pamiętam, kiedy się stało tak, że te teksty zacząłem traktować jako walkę. Wiem, że kiedy jeszcze w Salonie zamieściłem notkę numer 300, zatytułowałem ją tą liczbą, a w samym już tekście nawiązałem do komiksu pod tym samym tytułem i, żeby już zupełnie nie było wątpliwości, o co chodzi, zakończyłem ją zdaniem o zasłoniętym słońcu i walce w cieniu. A więc już wtedy z całą pewnością ten blog służył do zabijania złych ludzi i ich złych myśli, i do niszczenia ich złych dróg. Ale też już i wtedy miał na celu niesienie nadziei, nawet jeśli ta nadzieja miała się sprowadzać tylko do zapewnień o naszej gotowości do walki w cieniu.
Ale to było już dawno, dawno temu, kiedy wszystko – a w tym nawet ten cień – wyglądało zupełnie inaczej. Pozwolę sobie tu przyznać się do pewnych szczególnych myśli, które wówczas chodziły mi po głowie. Otóż był rok 2009, niemal każdy dzień przynosił kolejne wydarzenia, kolejne nadzieje i kolejne porażki, a na tle tego wszystkiego wiele osób namawiało mnie, żebym spróbował opublikować wybór tych tekstów w formie książki. No więc próbowałem, i cały czas przy tym myślałem, że byłoby dobrze, żeby z ewentualną publikacją zdążyć przed wyborczym rokiem 2010. Przede wszystkim dlatego, że jeśli mamy rzeczywiście traktować te teksty jako ten słynny już nóż o sześciu ostrzach, dobrze by było je wykorzystać jako pewnego rodzaju broń. Po drugie jednak, bałem się, że jeśli jakimś cudem i kolejny rok okaże się dla na porażką, to później każda z tych notek przestanie mieć jakiekolwiek znaczenie, i będzie mogła już budzić wyłącznie pogardliwe uśmiechy. Że jeśli Lech Kaczyński nie zostanie ponownie prezydentem, to większość tego cośmy tu przez te wszystkie lata wygadywali, można będzie wyrzucić na śmieci.
Nikt oczywiście nie zechciał wydać tych tekstów w formie książki, nikt nie zgodził się zorganizować im zwyczajnej dystrybucji, nawet Rzeczpospolita nie zgodziła się żadnego z nich wydrukować… więcej, nawet NASZA Gazeta Polska je fatalnie zlekceważyła. A więc zostały sobie wszystkie tu gdzie są i dziś. W Sieci. Ale też przyszedł kolejny rok i pamiętnej kwietniowej soboty wszystko się zmieniło. Kolejne miesiące, to wciąż była walka - jeszcze bardziej pełna nadziei i pewności ostatecznego zwycięstwa – i ta walka, wedle wszelkich danych, skończyła się kompletną porażką. Stoimy tu dziś, wykończeni, potłuczeni, zmarnowani, bez nadziei i bez uśmiechów, pokonani w sposób absolutnie modelowy. A jest jeszcze gorzej, niż można się było spodziewać. Bo o ile wcześniej wydawało się, że możemy przegrać lub wygrać jako naród, to dziś wiele wskazuje na to, że naród wygrał jak najbardziej. Naród ma pełną satysfakcję. Przegraliśmy my. I nagle się okazało, że chyba nie do końca możemy mieć pewność, czy nasze rozeznanie w sytuacji kiedykolwiek było dobre na tyle, żeby się mądrzyć.
Kiedy to piszę, przychodzi mi do głowy nasz kolega Gemba, który kiedyś bardzo dużo tu bywał i w pewnym momencie stał się jednym z podstawowych elementów tego bloga. Po smoleńskim mordzie, a już ostatecznie po lipcowej porażce i po tryumfalnym zwycięstwie Narodu, złożył nasz kolega uroczyście broń, a następnie popełnił rytualne samobójstwo. Odejście Gemby z tego bloga – podobnie zresztą jak uderzający spadek aktywności wielu innych z naszych przyjaciół – każe mi się coraz częściej zastanawiać, o co dziś w gruncie rzeczy walczymy i po co? Coraz częściej zastanawiam się, czy nie jest tak, że z pewnego punktu widzenia, wszystkie te notki, które tu niemal każdego dnia się rodzą, budzą już tylko z jednej strony obojętne wzruszenie ramion, a z drugiej szyderczy śmiech. I czy znów, nie jest tak, jak było na początku, że ja wszystko tu piszę wyłącznie dlatego, że muszę? I że nawet jeśli wciąż są tu ci wszyscy ludzie, którym to pisanie jest naturalnie potrzebne, jest ich coraz mniej, a w końcu i oni stąd odejdą?
Jedno – i to dla sprawiedliwości trzeba tu podkreślić – przynajmniej w tym wszystkim jest pocieszające. Jestem szczerze przekonany, że żadna z notek tu zamieszczonych przed 10 kwietnia nie straciła na znaczeniu i sensie. Wręcz przeciwnie, każde słowo, jakie zostało tu powiedziane ma swoją aktualną moc, a ta moc jest tym większa im większa pewność, że źli ludzie – po to by nam udowodnić, że nie mamy racji – musieli posunąć się do rozwiązania ostatecznego. A więc do eliminacji fizycznej. 10 kwietnia udowodnił nam bardzo jasno, że oni wiedzieli równie dobrze jak my, że jeśli nie uda się zabić Lecha Kaczyńskiego – on najbliższe wybory może bardzo łatwo wygrać. Musieli to wiedzieć. Inaczej , nie posunęliby się do aż tak dramatycznych gestów.
Ale jest jeszcze coś, i to coś tak ważnego, że daje nam szansę na wypełnienie przynajmniej ostatniej części tego dzisiejszego wpisu pewną nadzieją. Otóż wszyscy wiemy, kim jest nasz kolega LEMMING. On tu wprawdzie ostatnio mało komentuje – bo praca i dzieci i w ogóle wszyscy jesteśmy coraz starsi – ale wiem, że u nas bywa i to bywa bardzo często. On to co my tu piszemy czyta i, jak mam prawo podejrzewać, potrzebuje tych słów tak samo, jak bardzo wielu z nas. A kiedyś tak nie było. Trzeba oto tu dziś powiedzieć, że – o czym dowiedziałem się od samego LEMMINGA – kiedy on tu zaczął przychodzić, jemu to wszystko cośmy tu wypisywali, bardzo się nie podobało. Powiedział mi kiedyś LEMMING, że na samym początku, on tu przychodził wyłącznie po to, żeby dostawać na nas cholery. A więc, jeśli on tu potrzebował wciąż wracać, to dokładnie tak samo, jak to wciąż próbują tu wracać jakieś chore ze złości trolle. I po pewnym czasie – tak mi opowiedział LEMMING – on uznał, że bez tego bloga nie umie żyć, i że – co gorsza – on tu znalazł prawdę. Tak było. Jeśli mnie LEMMING nie buja – tak było. Jeśli mnie LEMMING nie buja, on po raz pierwszy w zyciu głosował na Jarosława Kaczyńskiego w czerwcu i lipcu minionego roku. Jeśli mnie nie buja – w głównej mierze dzięki temu blogowi.
A więc to by była pierwsza pocieszająca wiadomość, jaką udało mi się przekazać w tej notce. Jeśli przyjąć, że jest jakieś ziarno prawdy w myśli, że jeśli to co robimy przynieście choć jedno dobro, to warto było. Dla tego jednego dobra – było warto. Żeby dać naszemu koledze dobry powód do refleksji. W tym momencie muszę wrócić do pierwszego pytania, po co? Czemu wciąż tu jestem i czemu wciąż tyle osob chce, żeby ten blog trwał? Oczywiście może być tak, że ta walka wbrew pozorom wcale się nie skończyła. Że to co pisałem wcześniej, a więc, że kto wie, czy wszyscy ci, którzy tak bardzo ulegli rozpaczy, że uwierzyli w to, że to już nie my jesteśmy narodem, ale ci co wygrali na tamtej kwietniowej masakrze, nie jest wcale prawdą. Że trzymamy się nadal mocno i przed nami już tylko lepsze czasy. Wtedy odpowiedź jest prosta – jesteśmy tu by nadal walczyć.
Ale załóżmy, że dopiero teraz zaczyna się ciężki czas. Że ma rację Rymkiewicz, kiedy mówi, że trzeba czekać aż czterdzieści następnych lat, żeby Polska odrodziła się z tego nieszczęścia. Co wtedy? Co można powiedzieć komuś, kto zapyta, po jasną cholerę ja tu przychodzę codziennie, żeby rzucać te słowa dla tych paru już tylko osob, które też nie za bardzo wiedzą, po co im one. Czy ja nie zauważyłem, że tu się ostatnio robi naprawdę pusto? Co można powiedzieć komuś, kto – jak być może nasz kolega Gemba – wie, że to już koniec i nie ma się co nadymać. Otóż odpowiedź jest chyba jednak dość prosta. Tak naprawdę od samego początku chodziło jedynie o to, żeby dawać świadectwo. I tylko o to. A z dawaniem świadectwa jest tak, że kiedy ono pozornie już nikomu nie jest potrzebne, to tym bardziej je trzeba dawać. Chodzi o dawanie świadectwa. Z tą jedna nadzieją, że na jego drugim końcu znajdzie się choć jedna osoba, której to świadectwo ułatwi życie, a – kto wie, kto wie – może też i ktoś, komu to życie uratuje.
Bo wygląda na to coraz bardziej, że ten blog to ani nie klub dyskusyjny, ani nie towarzystwo wzajemnej adoracji, ani tym bardziej nie kolejna intelektualna przygoda na peryferiach nowego, dzielnego świata. Ten blog to miejsce gdzie się daje świadectwo i liczy, że ono dotrze tam, gdzie jest najbardziej potrzebne. I bez względu na to, czy ktoś już z tej potrzeby sobie zdaje sprawę, czy dopiero ma się o niej dowiedzieć.
Tak właśnie jest - jesteś tu po to by dawać świadectwo. I przypominać to co pamiętam i to co chciałbym już zapomnieć, pokazywać widzialne i niewidzialne, uczyć i pouczać, pocieszać i odbierać nadzieje... i po prostu pięknie i mądrze pisać. Nikt Ci nie obiecywał że będzie łatwo, a że sam chciałeś więc nie narzekaj. Bo sam chyba nie zdajesz sobie sprawy jak ważne, szczególnie teraz, jest takie miejsce jak to - gdzie zawsze można wrócić. Zbudowałeś dom.
OdpowiedzUsuńŚwiadectwo...
OdpowiedzUsuńA i ja, drogi Toyahu, zaliczyłem solidny okres lemingowy. Solidny w sensie długości (będzie jakieś 10 lat) jak i intensywności. Cenę przyszło zapłacić.
Zwrot nastąpił znacznie jeszcze przed odkryciem Twojego bloga. Wiele zawdzięczam dobrym ludziom.
A teraz wiem, że nie jestem sam i że nie zwariowałem. I dobrze mi tu, u Ciebie z tą tak zacną ekipą.
Więc dziękuję.
Dziekuje ze piszesz w miare regularnie
OdpowiedzUsuńTo o dawaniu swiadectwa przypomina mi niesamowita postac bl.Karola Foucauld. Zdolal w Afryce nawrocic jednego czlowieka, ktory potem odszedl od wiary chrzescijanskiej.
OdpowiedzUsuńMysle ze jedna z przyczyn tego, ze mniej osob u Ciebie komentuje jest ta sama, ktora powoduje spadek aktywnosci na Salonie24. Zreszta, jezeli Cie dobrze zrozumialem, sam o tym napisales podajac przyklad Gemby.
Inna przyczna to ta sama nasza klotliwosc i brak wzajemnego szacunku, ktore niszcza relacje miedzy wieloma sposrod nas, nie tylko wystepujacych w roli komentatorow, blogerow; dobry przyklad to dzisiejszy konflikt miedzy Warzecha a Sakiewiczem.
Bylem u Ciebie jakies pol roku temu pod moim starym nickiem, spotkal mnie dosc cierpki komentarz ze strony Gospodarza, po czym podalem tyly... (zapewniam ze moja wypowiedz nie nalezala do tego samego gatunku co naprawde kretynskie jak n/t wymordowania PZPR-owcow i ich rodzin, wypowiedzi "Studenta" czy codziennie ladujacego tutaj ktoregos z ormowcow - nie, dzis juz jest malo ormowcow, to raczej fejsbukowcy)
Zbyt wysoko Cie cenie, aby przestac Cie lubic i czytac po jakichs (ewentualnych) nieprzyjemnych komentarzach pod moim adresem. Zwlaszcza ze jestes i mnie potrzebny "ku pokrzepieniu serc"....
Po tym, jak proboszcz naszego polskiego kosciola w niedalekim miescie w niedziele 11 kwietnia zachowal sie w stylu milosciwie panujacego w Polsce prezydenta, Twa rola wirtualnego Piotra Skargi uzupelnia te sienkiewiczowa..
Mam wrazenie, ze ostrosc wypowiedzi na Twoim blogu spadla i nie chodzi mi tu o odpowiedzi wpadajacym do Ciebie ormowcom (ban, ban i tylko ban), lecz nam - swoim.
Byc moze wlasnie rozmowa, przynajmniej miedzy nami po tej stronie lustra, ma szanse, i nie bedzie ciagle wpadala w takie koleiny, jak wyglada to np. na blogu M.Migalskiego czy na blogach S24 .....
Pozdrawiam serdecznie w Nowym Roku
@krzychoppp
OdpowiedzUsuńJa nie narzekam. Nie mam najmniejszego powodu. Bardzo bym się jednak martwił, gdybyście to Wy zaczęli narzekać.
@Kozik
OdpowiedzUsuńTo prawda. Ekipa jest w porządku. Mam tylko wrażenie, że ostatnio jakby nieco przyklapnięta.
@AdamAnd
OdpowiedzUsuńCo znaczy "w miarę"? Bardziej chyba by się nie dało.
Ja też Ci dziękuje.
Czytam wszystkie Twoje blogi, choć komentuję tutaj po raz pierwszy. Pomagają mi zrozumieć niektóre mechanizmy w dzisiejszej naszej polityce. Jest to dla mnie ważne. Możemy nie szanować niektórych osób, a nawet gardzić nimi, ale dopuki mają one wpływ na Nasze Państwo i Nas należy się nimi interesować. Trzeba patrzeć im na ręce, może wtedy mniej zaszkodzą.
OdpowiedzUsuń@RR
OdpowiedzUsuńAktywność na moim blogu jest stale mniej więcej taka sama. Raz większa, raz mniejsza, później znów większa. Nie mam powodu narzekać.
Boję się tylko, że ten nowy rok jakoś wielu z nas przygnębił. A tego bym bardzo nie chciał.
Co do Twojego starego nicka, to go nie znam, podobnie jak w ogóle nie bardzo wiem, kim jesteś, więc trudno jest mi się odnosić do Twoich uwag. Jeśli zostałeś tu potraktowany szorstko, jestem pewien, że się wystawiłeś. I to mnie ani nie dziwi, ani nie martwi. Zastanawia mnie tylko, co złego w szorstkim traktowaniu. Wszyscy tu od czasu do czasu traktujemy się jak koledzy. Normalnie. Nic takiego.
@wiktoriaa7
OdpowiedzUsuńTo dobrze, że masz z tego naszego pisania jakiś pożytek. O to by mniej więcej chodziło. Komentuj więcej.
@toyah
OdpowiedzUsuńTekst pasujący do atmosfery końca roku, bo mocno rozrachunkowy. Wielowątkowy.
Nowy Rok jednak już trwa dni parę i nie zamierza się zatrzymywać. Gna do przodu.
Dotykasz w notce spraw wielu, w tym także dylematu, który pojawia się tu i ówdzie. Nie chcę wprost napisać, o co mi chodzi, dlatego zestawię ze sobą dwa znane wiersze i poproszę łaskawie o porównanie...
---------
*** (Trzeba z żywymi naprzód iść)
Asnyk Adam
Trzeba z żywymi naprzód iść,
Po życie sięgać nowe,
A nie w uwiędłych laurów liść
Z uporem stroić głowę
Wy nie cofniecie życia fal!
Nic skargi nie pomogą:
Bezsilne gniewy, próżny żal!
Świat pójdzie swoją drogą!
----------------------
Jarosław Marek Rymkiewicz: Do Jarosława Kaczyńskiego
Ojczyzna jest w potrzebie – to znaczy: łajdacy
Znów wzięli się do swojej odwiecznej tu pracy
Polska – mówią – i owszem to nawet rzecz miła
Ale wprzód niech przeprosi tych których skrzywdziła
Polska – mówią – wspaniale lecz trzeba po trochu
Ją ucywilizować – niech klęczy na grochu
Niech zmądrzeje niech zmieni swoje obyczaje
Bo z tymi moherami to się żyć nie daje
I znowu są dwie Polski – są dwa jej oblicza
Jakub Jasiński wstaje z książki Mickiewicza
Polska go nie pytała czy ma chęć umierać
A on wiedział – że tego nie wolno wybierać
Dwie Polski – ta o której wiedzieli prorocy
I ta którą w objęcia bierze car północy
Dwie Polski – jedna chce się podobać na świecie
I ta druga – ta którą wiozą na lawecie
Ta w naszą krew jak w sztandar królewski ubrana
Naszych najświętszych przodków tajemnicza rana
Powiedzą że to patos – tu trzeba patosu
Ja tu mówię o sprawie odwiecznego losu
Co zrobicie? – pytają nas teraz przodkowie
I nikt na to pytanie za nas nie odpowie
To co nas podzieliło – to się już nie sklei
Nie można oddać Polski w ręce jej złodziei
Którzy chcą ją nam ukraść i odsprzedać światu
Jarosławie! Pan jeszcze coś jest winien Bratu!
Dokąd idziecie? Z Polską co się będzie działo?
O to nas teraz pyta to spalone ciało
I jest tak że Pan musi coś zrobić w tej sprawie
Niech się Pan trzyma – Drogi Panie Jarosławie
Milanówek, 19 kwietnia 2010 roku
Jest taki, kiepskawy, film pt. Wodny Świat (Waterworld).
OdpowiedzUsuńDookoła woda a ludzie żyją tam bez sensu stale szarpiąc się w śmieciach i w tandecie. Sens ich życiu nadają ulotne legendy, że gdzieś jest stały ląd.
Właściwie legenda trwa tylko dzięki wysiłkom i klęskom poszukiwaczy. Ale w końcu okazuje się prawdą.
Wiara pokona nawet bandę Spaliniarzy.
@Toyah
OdpowiedzUsuńCo do naszego kolegi Gemby, to on się chyba dość mocno wyłączył z blogosfery.
Tydzień temu dokonał na S24 wpisu, z którego wynika (także z komentarzy), że on się nie zorientował, że zlikwidowałeś swojego salonowego bloga i że od dawna tam nie pisujesz.
http://gemba.salon24.pl/
Przy okazji pozdrawiam Gembę, a także wspomnianego przez niego tayfala.
Ja bym nie narzekała, że mało tu komentarzy. Przynajmniej są sensowne: przemyślane, o czymś, a przede wszystkim szczere. Czasem ktoś szczerze bąka puści ale nie często. Znów powtarzam, jak kiedyś: w salonie nie byłoby lepiej.
OdpowiedzUsuńPrz okazji dziękuję wszystkim, którzy tu piszą, bardzo serdecznie.
Ja mam teraz cichy sezon ale to nie ma nic wspólnego z Wami, po prostu dużo zajęć i niewiele siły, nic szczególnego. Staram się porządnie żyć i uczciwie pracować, a bliźni nie zawsze to wspierają i raczej konsumują niż doceniają - ale nie jest źle!
MODLITWA JEST WAŻNA, TO JEST NAJWAŻNIEJSZE DZIAŁANIE CZŁOWIEKA. Takie jest moje świadectwo, nie tylko zawodowe, bardzo osobiste.
I na koniec - mam zamiar tu wpadać, tak często jak zdołam. :))
Ważne,że jest miejsce,gdzie można dać upust swojej wściekłości, bezradności z pewnością ,że to tutaj zrozumie kazdy uczestnik tego bloga. Szalenie ważne jest teraz nie zalamać się! Ale jak trudno (patrz polemiki Łukasza Warzechu z bloggerami na s24)!Czyli pisz, a my dopóki można będzie nie damy Ci z głodu paść!
OdpowiedzUsuńSursum Corda!! Mieliśmy swój cud w postaci Jana Pawła, teraz przychodzi czas Hioba.
Pozdrowienia z Gdańska opanowenego przez PO w całości!
"zamordowanym pod Smoleńskiem "
OdpowiedzUsuńWill this never cease?
I have a signed book and bottle of fine Irish single malt for your collection.
M.
Z okazji Nowego Roku wszystkim uczestnikom tego bloga życzę wszelkiej pomyślności,radości ,zdrowia i spełnienia marzeń a Tobie Toyah-u dodatkowo odporności.
OdpowiedzUsuńKiedyś uprawiałem wyczynowo sport.Jest taki moment na treningu leżąc na podłodze krańcowo wyczerpany fizycznie mówisz do siebie - koniec nie dam więcej rady.Wtedy podnosisz się aby dalej .... trenować.
Styczeń jest miesiącem w gdzie słońce jest coraz dłużej na niebie .Co już widać!.
I powoli nasze akumulatory zaczynają się ładować wzmacniając ciało i ducha.Razem z silniejszym duchem rośnie nadzieja a ona potrafi przenosić góry.
Myślę, ze obecnie wszyscy jesteśmy wyczerpani. Ale musimy powstać i iść dalej.
Na tym blogu Toyah-u napisałeś wiele mądrych słów i pokazałeś wiele ukrytych ścieżek.Jedna z nich zaprowadzi do Naszego Celu.Nie wiem kiedy i czy wszyscy razem Tam dojdziemy ale wiem na pewno ze Ci którzy Tam dojdą powiedzą, iż warto było.
Prowdz Toyah-u i bierz z nas sile jak my bierzemy z Ciebie.
Dla mnie TY jesteś Jednym z Wielkich.
Dziękuje
Drogi toyahu,
OdpowiedzUsuńZ wdziecznoscia potwierdzam kazde slowo na moj temat. I dosc o tym. Teraz ad rem.
Zagadnienie wydaje mi sie banalnie proste, ale skoro tyle osob pyta...
Zacznjmy od tego, ze nikt poza cechowymi historykami epoki nie wiedzialby dzis, kto to byli faryzeusze i saduceusze, gdyby nie swiadectwo Ewangelii. Nie bylo wsrod nich szegolnie wybitnych person jak sie zdaje, jedni chcieli sie jakos ustawic w okupowanym panstwie, drudzy jak sekta przezywali meandry swojej doktryny. A jednak Jezus Zbawiciel wiele razy o nich mowi, dyskutuje z nimi, ostrzega przed nimi? Czy to znaczy ze ich wywyzsza?
Zgodnie z genialna w swojej prostocie obserwacja Hanah Arendt zlo jest banalne. Zlo tylko w filmach ma fascynujaca w swej grozie twarz Hannibala Lectera, zlo na codzien ma zmeczone oczy premiera Tuska (na wyrost nazwal je Jaroslaw Kaczynski "wilczymi", wilki to jednak inna liga). Zlo dzis, wczoraj i jutro to najczesciej zbieranina zalosnych typkow, obecnosci prawdziwych macherow za ich plecami najczesniej mozemy sie tylko domyslac.
Czy to jednak znaczy, ze mamy milczec? Mozemy akademicko rozwazac czy toyah nie nobilituje Balcerowicza swoja krytyka, ale obiektywnie trzeba zauwazyc ze w naszym tu i teraz to Balcerowicz byl wicepremierem, szefem NBP, przywodca znaczacej partii i wiele wiele innych, a z tego puntku widzenia patrzac toyah, ja i w zasadzie wszyscy z nas jestesmy nikim.
A wiec o czym tu gadac? Prosta madrosc trenera Gorskiego glosi ze gra sie jak przeciwnik pozwala, i, co naturalnie z niej wnika, z takim przeciwnikiem jakiego akurat mamy. To jest nasz przeciwnik, chodzcie, nastrzelajmy im goli. Oni mysla ze sa dobrzy w pilke. Ale oni w nic nie maja prawa byc dobrzy, nawet w pilke; pokazmy im.
Serdecznosci!
@LEMMING
OdpowiedzUsuń"obiektywnie trzeba zauwazyc ze w naszym tu i teraz to Balcerowicz byl wicepremierem, szefem NBP, przywodca znaczacej partii i wiele wiele innych, a z tego puntku widzenia patrzac toyah, ja i w zasadzie wszyscy z nas jestesmy nikim"
Nigdy nie przyjmuję takiego punktu widzenia i nie zgadzam się na takie stawianie sprawy. Tak już jakos mam. W związku z tym: ani Toyah nie jest nikim, ani Ty, ani np. ja.
Gdyby się tu taki Balcerowicz pojawił na tym blogu, powtórzyłbym mu to samo :)
Ten blog jest dla mnie bardzo ważny. Dla mnie polityka (politykowanie) zaczęła się od wyborów w 2005. To był niesamowity czas, kiedy wyrwałem się z kompeltnego politycznego marazmu - wcześniej nie obchodziło mnie prawie nic z tej materii, jedynie zwyczajnie dbałem o swoje sprawy jak każdy. Od wyborów 2005 zacząłem się tym wszystkim mocno interesować. Denerwowało mnie tracenie czasu na analizowanie sytuacji, wychwytywanie kłamstw i manipulacji w mediach tylko po to, by - mimo tych starań! - zupełnie bezskutecznie tłumaczyć tzw. lemingom jak są robieni w konia przez wciąganie w ten idiotyczny antykaczyzm. A jednak poświęcałem czas na czytanie gazet, poznawanie różnorodnej problematyki związanej z funkcjonowaniem państwa. Podkreślam, że cała ta moja wiedza była na nic - oni okazali się impregnowani na wiedzę - i jeszcze okazywali wyższość powtarzając różne komunały z GW i TVN24. Każdy ich argument (dosłownie!) byłem w stanie przewidzieć z wyprzedzeniem. W jednej z dyskusji praktycznie straciłem kolegę, bo zasugerowałem, że jego postawa to coś, co jest określane mianem "pożyteczny idiota".
OdpowiedzUsuńTeraz wracam do tego, co zyskałem dzięki Toyahowi. Dopiero tutaj zrozumiałem, że to co robi system to nie jest jakaś tam debata merytoryczna, przekomarzanie się, kto ma wyższy wzrost czy zna więcej języków obcych. Zrozumiałem, że to jest walka na emocje, w której merytoryczne argumenty są zupełnie na nic. Już wcześniej zacząłem przeczuwać, że na tym to polega, ale dopiero tu zrozumiałem to w pełni. A ja nie jestem dobry w walce na emocje. Ja mogę przeanalizować dogłębnie jakąś konkretną sprawę, dziedzinę. Jako pierwszy z brzegu przykład polecam ten wpis Zestrzelić polskiego uciekiniera! (zresztą niektóre wątki z tego wpisu z 2009 teraz dziwnie splotły się z 10. kwietnia). W kwestiach mniej uchwytnych nie mogę polegać na swoich zdolnościach analitycznych, może to jakiś mój feler. W każdym razie znalazłem tu przewodnika i dlatego ciągle wracam na ten blog i czytam go zafascynowany przenikliwością autora.
Dziękuję za tę pracę, Toyahu.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń@kazef
OdpowiedzUsuńDla mnie sprawa jest jasna. Wybieramy Rymkiewicza.
@kazef
OdpowiedzUsuńDla mnie sprawa jest jasna. Wybieramy Rymkiewicza.
@Filozof grecki
OdpowiedzUsuńDopiero tutaj zrozumiałem, że to co robi system to nie jest jakaś tam debata merytoryczna, przekomarzanie się, kto ma wyższy wzrost czy zna więcej języków obcych. Zrozumiałem, że to jest walka na emocje
To jest walec poprzedzony tabunem młotków. Wielki, bezwzględnie miażdżący wszystko walec a przed nim młotki tłukące bezlitośnie i rozmnażające się przez pączkowanie.
A co my tu jeszcze robimy?
Ano nie milczymy. Nie milczymy wspólnie z Toyahem.
@orjan
OdpowiedzUsuńWiara, powiadasz? W takim razie będziemy cierpliwie wierzyć.
@Traube
OdpowiedzUsuńToż właśnie o tym mówię. Że Gemba odpadł. A ja się wystraszyłem, że zaledwie jako pierwszy.
@Yo
OdpowiedzUsuńTo ja powiem jeszcze raz. Nie chodzi o komentarze, ale o to że ten początek roku wydał mi się okropnie depresyjny. I że pomyślałem sobie, że byłoby okropnie, gdyby część z nas doszła do wniosku, że nie warto się dłużej szarpać.
@kryska
OdpowiedzUsuńBardzo mi mimo Cię znów widzieć.
@Michał Dembinski
OdpowiedzUsuńYes, it will. One day it will. But not until you have acknowledged the fact that they actually did it.
The other thing now, sure we are coming. I'll ring you.
@Samotność na peronie
OdpowiedzUsuńNam nadzieję, że tak się stanie. Że wraz z dłuższym dniem nabierzemy nowych sił.
Dziękuję za obecność.
@LEMMING
OdpowiedzUsuńNo to udało mi się Cię zmusić, byś się odezwał. I to jeszcze jak! A więc nie jest najgorzej. Dziękuję.
@filozof grecki
OdpowiedzUsuńW tej sytuacji już mamy z górki. Prawie.
Dziękuję.
@Toyah
OdpowiedzUsuńObudziłem się ze świadomością, że muszę napisać jak mi jest przykro, że wzbudziłem w tobie smutek i zwątpienie. Lecz gdy zobaczylem tą lawinę komentarzy i obecność osób już dawno nie piszących tutaj, to mi przeszło a serce się uradowało.
Ty dobrze wiesz, że MUSISZ to pisać, i to nie tylko by dać świadectwo. Ważniejsze jest, że ty tutaj trzymasz nas do kupy i utworzyłeś coś nowego, coś co w nauce czy w sztuce byłoby nową szkołą.
Więc masz bardzo poważne obowiązki.
I jestem przekonany, że ta szkoła będzie się rozrastać a nie kurczyć, jak się obawiasz.
Gdy tylko spotykam odpowiednią osobę, to ją kieruję tutaj, do ciebie na blog.
Pesymizm ciężkiej zimy i końca roku niewątpliwie wpłynął na ostatnie komentarze. Ale gdy ty osiągnąłeś to swoje ekstremalne zwątpienie, to ja już czuję nowy wiatr i widzę wstający świt. Coś się zaczyna. Gdy codziennie jadę kawałek z naszymi stoczniowcami, to kpina i szyderstwo z obecnych władz i systemu zaczyna przypominać te wspaniałe chwile przedsierpniowe.
Myślę, że przesilenie się zbliża.
I w dużej mierze dzięki tobie.
I wtedy zobaczymy, kto nie będzie chciał wydać twojej książki.
Ja się cieszę, że piszesz. I czytam regularnie, chociaż to mój pierwszy komentarz.
OdpowiedzUsuńW 2005 głosowałem na PO. Potem... Potem wyjechałem za granicę na 2 miesiące i otrząsnąłem się z morowego powietrza z kraju - wyrzucony poza przekaz medialny kraju zobaczyłem jakim byłem głupcem i jak mocno dałem się zwieść. Twojego bloga czytuję gdzieś od 2 lat. Rzadziej lub częściej - ostatnio częściej. By się wzmocnić, bo w tym jest cała nadzieja, że kłamstwo jest doskonale rozpoznane i widoczne. Oni mogą nie wiedzieć, że my wiemy, ale my wiemy, że oni najzwyczajniej w świecie kłamią. I wiemy, kim oni są. To na razie wystarczy. Prawda wyzwala.
Pozdrawiam
G.
Toyahu, w tych ciężkich zimowych dniach twoje pisanie jest jak ożywczy powiew wiosny (wybacz patos). Zarażam twoim blogiem bliższe i dalsze otoczenie i śpieszę donieść, że mam sukcesy! Przyjdzie czas, że się policzymy i nie będzie nas jeno garstka! Z dumą piszę, że moi synowie (tzw. wykształceni z Dużego Miasta) czytają gazetę polską i unikają wszelkich TVN-ów jak ostatniej cholery! Dlatego nie upadaj/my/ na duchu, czuwajmy. Serdeczne pozdrowienia dla całej toyahowej społeczności.
OdpowiedzUsuń@jazgdyni
OdpowiedzUsuńMiło słyszeć, że jakoś sobie radzisz. I że my sobie radzimy.
I oczywiście, dziękuję za dobre słowo.
@grot
OdpowiedzUsuńO tak! Prawda jest dobra.
Bądź tu z nami.
@melania
OdpowiedzUsuńDziękuję za wszelkie uprzejmości. Co do TVN-u, to ja jednak bym, polecał. TVN, a jednocześnie ćwiczenie odporności. Jedno z drugim dają świetne rezultaty.
I ja się z wami łączę. Najlepsza ekipa. Prawie nie komentuję ale czytam każde słowo. Trwajcie!
OdpowiedzUsuń@kazef
OdpowiedzUsuńOczywiscie troche retorycznie przehiperbolizowalem. Ale tylko troche. Chcialem powiedziec tyle: nowa Polska, jaka mamy od 20 lat, dokonala takiego podzialu w ktorym Walesa byl herosem, a Walentynowicz byla nikim. W ktorym Kuczynski jest autorytetem moralnym i wybitnym komentatorem, a toyah jest zamkniety w calkowitej niszy, i zadne mainstreamowe pismo (wlaczajac "nasza" Gazete Polska) nie chce go drukowac. Swiat w ktorym Balcerowicz byl przez lata osoba o dominujacym wplywie na finanse, a ktos tak wybitny jak Gilowska do dzis jest medialnie gnojony za pare miesiecy swego urzedowania (ktore oceniam jako wybitnie udane). W ktorym historykiem jest Nalecz i Gross, a nie Ty ze swoim wybitnym przygotowaniem.
A wiec taki jest porzadek w naszym kraju, i jesli chcemy sie tym zajmowac w dyskusji, a przeciez chcemy bo po to tu jestesmy - to musimy ten fakt przyjac do wiadomosci.
Serdecznosci!
@LEMMING
OdpowiedzUsuńNo teraz już lepiej.
Poza tym, podobnie jak toyahowi udało mi się zmusić Cię do napisania paru zdań :)
Wiem, że Ty trochę o czym innym mówiłeś, ale muszę dodać dwa słowa do mojej poprzedniej wypowiedzi.
Ja właściwie od dziecka nie czułem tego dreszczyka, który towarzyszy ludziom na widok kogoś znanego, ogladanego w TV, albo kogoś kto ma jakies stanowisko, ma tytuł naukowy itp. Nie wiem zresztą, czy za komuny nie było to celowe działanie systemu, żeby zwykli ludzie czuli się mali obok tych wszystkich sekretarzy, dyrektorów, szefów zjednoczenia itp. Podczas gdy wiadomo było, jaki był mechanizm awansu za komuny, i gdzie znaleźli się ci prawdziwie niezłomni. Uogólniam, ale tak właśnie było.
Zostało mi to do dziś. Czy czułem coś w pobliżu Rokity, Tuska? Gadając z Korwinem-Mikke... że na tych trzech nazwiskach się zatrzymam? Nic. A znam takich, co do dziś wspominają, że widzieli Donalda na żywo z odległości 3 metrów.
Szczerze mówiąc, o wiele ciekawsze byłoby spotkać LEMMINGA.
Na krotko włączyłam radio zet.Nawet Graś nie wydal mi się tak odrażający, gdy mówil z obrzydzeniem: a kto to jest jakiś Opara. jak niejaki nałęcz ( nie poprawiać).Dziś na pytanie o tryb przejęcia władzy przez Komorowskiego odpowiedział tak:Pan Marszałek znał precedenś z 1922 roku (chyba po smierci Narutowicza ) i go wykorzystał.Śmiech mnie pusty ogarnął:pan marszałek zna historię II RP na wyrywki!! Hi,hi hi!Puszczają im nerwy, dobrze.Wiec trzymajmy się i robmy archiwa tych wypowiedzi, bo mogą się przydać,żeby jak skunksy uciekali przedwłasnym slowami.
OdpowiedzUsuń@kryska
OdpowiedzUsuńWszystko będzie pamiętane. A nawet jak większość z tego zapomnimy, to co zostanie - wystarczy w pełni.
To uczucie z tramwaju, które Pan przywołuje - ono opisuje istotę prawdziwego, dobrego bloggingu. Kiedyś też tak często miałem, że bym rzucał wszystko i pisał. Potem czasu na pisanie było coraz mniej i te napady ispiracji stawały się coraz rzadsze, ale na szczęscie nadal się trafiają. Gorzej, że jak Pan zauważył, proza codziennego życia i natłok obowiązków często odrywają nas od dyskusji na blogach.
OdpowiedzUsuń@StudentSGH
OdpowiedzUsuńMnie, na szczęście, samo pisanie tekstu zabiera mało czasu. Czasem wręcz tyle, ile trwa samo pisanie.
No i oczywiście, dzięki odpowiedniej społecznej atmosferze, obowiązków też mam mniej, niż bym chciał.
jak mam inspirację to pisanie (mimo obcego języka) też mi zajmuje "tyle co samo pisanie", jak piszę z obowiązku jest gorzej - wolniej i efekty są gorsze.
OdpowiedzUsuńNie zazdroszczę i nie chciałbym się z Panem zamienić na mniej obowiązków. Z tego samego powodu piszę jako student SGH, chociaż jak mi robili background screening w czerwcu zeszłego roku to się dokopali do obu blogów na których piszę i jak mi będą robić w tym miesiącu też się dokopią. Korporacja wie, że się udzielam i póki nie jest o mnie za głośno i nie wspominam o sprawach zawodowych nie ma nic przeciwko. Chociaż gdybym pracował jako analityk w PTE i by wiedzieli o moim blogu mógłbym długo miejsca nie zagrzać.
Społeczna atmosfera? Zwykła ludzka podłość, o ile to co Pan pisze o tym co Pana spotkało to prawda i nie było żadnych innych aspektów...
@Student SGH
OdpowiedzUsuńDa Pan radę. Przynajmniej na razie. Nie wiadomo natomiast, co będzie za rok, czy za dwa. W końcu wszystko się zmienia. Proszę popatrzeć na Polskę sprzed 3 lat. Było źle, ale pewnych sytuacji przewidzieć było nie sposób. Taki Smoleńsk, na przykład...
Co do tej podłości, o której Pan wspomina. Gdyby to tylko o nią chodziło, jakoś byśmy sobie z nią poradzili. Tu niestety sprawa jest znacznie trudniejsza. To nie chodzi o podłość. Niestety.
Toyahu
OdpowiedzUsuńCieszę się, że napisałeś ten tekst.
Pobudziłeś nim do zabrania głosu kilka osób, które zrobiły to po raz pierwszy. Mogłeś się jeszcze raz przekonać, że ten blog jest dla wielu osób ważny i potrzebny. Może nie dla tak wielu, jak byś chciał i jak na to zasługuje, ale jest to grupa o wiele liczniejsza niż by wynikało z liczby komentarzy.
Powiem Ci, że mnie ta niewielka liczba komentarzy też zadziwia i irytuje. Może dlatego, że pamiętam czasy "salonowe", kiedy wytworzyły się sympatyczne więzi między komentatorami i kiedy pod każdym Twoim wpisem przynajmniej kilkanaście stałych osób czuło się zobligowanych do zabrania głosu. Czasami wynikały z tego ciekawe dyskusje, czasem nawet dochodziło do spięć, ale największą wartością było wytworzenie się pewnej wspólnoty myśli i wrażliwości. Dzisiaj tej dawnej wspólnoty już nie ma, przynajmniej w tamtym składzie. Większość stałych komentatorów zamilkła albo odzywa się sporadycznie. Każdy ma pewnie swoje powody.
Patrząc z perspektywy, oczywiście żal tego wszystkiego.
Wartością największą jest to, że Ty wciąż trwasz i się nie zniechęcasz (poza drobnymi chwilami frustracji) oraz to, że pojawiają się co jakiś czas nowi komentatorzy, a przede wszystkim nowi czytelnicy, dla których Twoje teksty są ważne i potrzebne.
Jak już się odwołujesz do mojej opinii, to muszę sprostować, że nie uważam, aby Twoje teksty na temat TVN były mi obce i obojętne. Ja po prostu nie za bardzo mogę je komentować.
Każdy z nas ma jakąś potrzebę wyrażenia niezgody na otaczającą nas rzeczywistość oraz jej kreowanie przez media. Ty wyrażasz to pisaniem (i chwała Ci za to), inni komentowaniem, a jeszcze inni odcinaniem się od tego całego badziewia.
To, że ja nie oglądam TVN i w ogóle żadnych programów "informacyjnych" i publicystycznych, nie oznacza, że odcinam się od rzeczywistości, ale w ten sposób wyrażam swój bunt przeciwko komentowaniu tej rzeczywistości przez fałszywe "elity", a raczej przez medialnych celebrytów z kręgów nauki, Kościoła i show-biznesu.
Dopóki będą w tych mediach promować "autorytety" typu prof. Krzemiński, ks. Sowa i Hołdys, będę się tym mediom sprzeciwiać chociażby moim nieoglądaniem.
Wiem oczywiście, że Twój sposób polegający na komentowaniu tego wszystkiego jest znacznie skuteczniejszy, chociażby dlatego, że większość z nas dowiaduje się z Twojego bloga, co się tam dzieje i jak się zmieniają nastroje.
Dlatego proszę Cię, abyś dalej rozprawiał się z tym wszystkim w sposób dla Ciebie najwłaściwszy i abyś pamiętał, że my zawsze czytamy Twoje teksty z przyjemnością, nawet jak nie komentujemy.
Dear Michael Dembinski,
OdpowiedzUsuńplease read the following paragraph. It is one of the gems you find sometimes within the vast blogosphere, and privately my favourite one.
(Just think of something you know very well. Say, cars. No Clarkson, just lorries, the big ones. Shall we?)
…teraz się będę popisywał fantazją
:)
TIR uderzając lusterkiem w drzewo, złamał drzewo, przekoziołkował po 100-kroć wbijając się w asfalt kabiną, z której została tylko "książka serwisowa" a naczepa na której przewoził sarny przemieliła się s asfaltem i szczątkami saren tak, że została tylko
rejestracja i ciało jednej sarny gotowe do pochówku.
Właśnie w taką teorię uwierzyłeś!
Well, if you did started to believe the above conspiracy theory, as disclosed by an unknown blogger, or Mr. Tusk, then I shall wish you happy believing.
I abstain from believing utter nonsense. May Mr. Sikorski, Mr. Graś or whoever back you in your beliefs, I shall not.
Sincerely,
YBK
Na Twojego bloga trafiłem niedawno, wcześniej blogi właściwie mnie nie interesowały. Zmieniło się to wówczas, gdy zacząłem zaglądać na blog Kataryny a później salon24. Jak łatwo się domyślić zaczęło się po katastrofie. Zorientowałem się po pewnym czasie, że są blogerzy, którzy kiedyś pisali na salonie i z jakichś powodów zaczęli pisać w innych miejscach. W ten sposób "jak po nitce do kłębka" trafiłem na Twój blog. I bardzo sobie chwalę to miejsce. Analizujesz i piszesz celnie.Dziękuję i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń@YBK
OdpowiedzUsuńNow you've got me hitting the roof.
Leaving out the hapless birch (I haven't seen any such tree 40-centimetres thick 20 or 30 metres above the ground.
Seconds before the crash the plane accelerated and smashed into the ground at 300 kmph. How high are, in your opinion, the chances of surviving such a smash? Would you like to have your face rearranged by a newspaper flying at such speed? Just like when it comes to road accidents the higher the speed is, the more shattered vehicles are. Have you ever seen a TV footage of a written-off car carrying teenagers returning from discotheque on Sunday morning? A car hits a tree at the speed of 150 kmph (speedometer stops there) and you can't even recognise what make it is; but even despite this books, CDs, teddy bear and other small objects remain intact (that is why quite often small children are the only survivors of plane crashes). Plus the scale of damage is not linearly correlated with the speed - if a car does 30 kmph and hits a tree, it's no good, but chances of surviving are high, but if it does 60 kmph and hits a tree, it's not two times worse, it's at least four times worse...
Of course many times plane passengers survive an impact, but then a plane surely flies at much lower speed, during touchdown attempts...
Powiem, tak; Jeśli przez jeden dzień nie odnajduję nowego wpisu, zaczynam poważnie się martwić
OdpowiedzUsuń@ student
OdpowiedzUsuńRelax.
The birch you write about was hit some 5..6m above ground level. It was around 20..30cm thick at this height.
The impact of the crash of a 100t (metric tons) airframe with the birch must have been next to nonexistent. Even if a part of the wing was damaged, or came off, the trajectory of the aircraft would not change. Its speed would be slightly reduced; that's all.
You talk pencil and mean a double-handed sword here. Care for a family sedan? Have your way. Take tall grass for a birch, and go on speaking of impacts, and crashes. I'll nod every time you try to explain me a car hitting a straw. Yes, my dear Watson, the impact would be fanfkingtastic.
We agree, see?
Now for the speed. A landing tupolev is moving at 140..180kmh just before it hits the runway. The one we talk about was landing, albeit slightly to the left of runway. Its true air speed must have been around 200kph, or a little more (or a little less) than that, but not much more. Speed of 300kph at touch down is a bloody layman's fantasy.
Some guys read some figures somewhere, and keep on repeating them happily ever after. Makes them experts, or elongates some bodily charms. Or something. None of my business, I'm sweet enough.
After the plane hit the bushes (it did) and even trees (it did) its speed diminished to the said 140..180kph. Now, compare the other two crashes that happened lately in Russia. Reportedly there were some minor injuries, but all crew and all passengers on the plane which overshot the runway and landed among small trees survived. The other one which broke into three parts on hard concrete killed 3, yet some 160 survived.
Polish Air Force 101 would survive comparable landing as well, or even more easily, were it not for an external device, which has reduced it to the tail section, two turbines, and a small heap of scrap metal. The rest dissolved into thin air. You name the external device for us, pretty pretty please?
Mind you, there should have been full THREE engines, not meager two, but Russian air is very thin at times… and very corrosive, or should I say - explosive?
Anyway, 2 is enough! Turbines are said to be extremely volatile. The third one apparently was. Alas!
In the last words of your last sentence you write about "touchdown attempts". I am proud of you, no, really. Not all is lost on you. Now think again, think hard on what had happened there in Smolensk to the plane an its crew; what must had happened to the passengers.
Keep my fingers crossed!
Greetz,
YBK
Do Michał Dembiński: Komentarz Miedwiediewa: " Mam nadzieje. że polskim kolegom starczy rozumu i woli do przyjęcia odpowiednich wniosków, bez jakichkolwiek zbytecznych komentarzy." Czy to Panu, Panie Michale starczy?? Pewnie nie. Jakie to smutne. Darien
OdpowiedzUsuń@Andrzej
OdpowiedzUsuńRównież dziękuję. I też pozdrawiam.
@Ginewra
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za każde słowo. Jak idzie o komentowanie, mnie mała liczba komentarzy jako taka nie martwi. Boję się tylko, że kiedy zamiera rozmowa, może to świadczyć o zamieraniu nadziei. A to by było okropne. Wiesz o co mi chodzi? Że przyjdzie z końcu ten moment, kiedy wielu z nas powie, że to nasze gadanie nie na żadnego sensu. Bo tak czy inaczej zostaliśmy sami.
@nemrod
OdpowiedzUsuńNo właśnie o tym mówię. To by świadczyło o czymś bardzo niedobrym. Podobnie ja się martwię, jak tu się robi cisza.
Drogi Toyahu,
OdpowiedzUsuńjestem tu codziennie i nie wyobrazam sobie, ze mogloby byc inaczej. Dobiero dzis sie zarejestrowalam, ze moc umiescic ten wpis. nigdy nie komentuje i pewnie tak zostanie, ale chce zebys wiedzial, ze stoje murem za Toba.
pozdrawiam
@Zosia
OdpowiedzUsuńA ja bym jednak Cię prosił, żebyś tu komentowała. To działa na dwie strony. Wiesz?