W reakcji na poprzednią notkę o potworze Herberta, otrzymałem słowo od naszego księdza. Bardzo oczekiwane to słowo. Jestem pewien, że nie tylko przez mnie. A może i nawet nie najbardziej przez mnie. Dziękuję i proszę o uwagę.
Zbigniew Herbert: „Potwór Pana Cogito”
1
Szczęśliwy święty Jerzy
z rycerskiego siodła
mógł dokładnie ocenić
siłę i ruchy smoka
*
pierwsza zasada strategii
trafna ocena wroga
*
Pan Cogito
jest w gorszym położeniu
*
siedzi w niskim
siodle doliny
zasnutej gęstą mgłą
*
przez mgłę nie sposób dostrzec
oczu pałających
łakomych pazurów
paszczy
*
przez mgłę
widać tylko
migotanie nicości
*
potwór Pana Cogito
pozbawiony jest wymiarów
*
trudno go opisać
wymyka się definicjom
*
jest jak ogromna depresja
rozciągnięta nad krajem
*
nie da się przebić
piórem
argumentem
włócznią
*
gdyby nie duszny ciężar
i śmierć którą zsyła
można by sądzić
że jest majakiem
chorobą wyobraźni
*
ale on jest
jest na pewno
*
jak czad wypełnia szczelnie
domy świątynie bazary
*
zatruwa studnie
niszczy budowle umysłu
pokrywa pleśnią chleb
*
dowodem istnienia potwora
są jego ofiary
*
jest dowód nie wprost
ale wystarczający
2
rozsądni mówią
że można współżyć
z potworem
*
należy tylko unikać
gwałtownych ruchów
gwałtownej mowy
*
w przypadku zagrożenia
przyjąć formę
kamienia albo liścia
*
słuchać mądrej Natury
która zaleca mimetyzm
*
oddychać płytko
udawać że nas nie ma
*
Pan Cogito jednak
nie lubi życia na niby
*
chciałby walczyć
z potworem
na ubitej ziemi
*
wychodzi tedy o świcie
na senne przedmieście
przezornie zaopatrzony
w długi ostry przedmiot
*
nawołuje potwora
po pustych ulicach
*
obraża potwora
prowokuje potwora
jak zuchwały harcownik
armii której nie ma
*
woła -
wyjdź podły tchórzu
*
przez mgłę
widać tylko
ogromny pysk nicości
*
Pan Cogito chce stanąć
do nierównej walki
*
powinno to nastąpić
możliwie szybko
*
zanim nadejdzie
powalenie bezwładem
zwyczajna śmierć bez glorii
uduszenie bezkształtem
Dobry wiersz. Pełen pytań i prostych ontycznych konstatacji („coś jest, albo czegoś nie ma”), czyli taki, jaki być powinien: tajemniczy. Krytycy literaccy mówią, że Herbert uwrażliwia i moralizuje (dlatego zdaniem niektórych – tak wielbicieli, jak i antagonistów – nadaje się na pałkę), lecz według mnie – literackiego laika – wartość Jego twórczości (jak zresztą wartość każdej poetyckiej twórczości) polega przede wszystkim na tym, że mało – w sensie epistemologicznym – wyjaśnia. Uważam bowiem, że każdy poeta jest „dzieckiem”, które zadaje trudne pytania, a odbiorca wiersza „dorosłym”, który z tymi pytaniami musi sobie poradzić. I Herbert to, co do niego należy wykonuje bardzo dobrze.
Wystarczy przyjrzeć się znakomitym wierszom Herberta, czy też jego równie znakomitym esejom by zrozumieć, że On owszem, potrafi dostrzec to, co ważne dla ludzkiej kondycji (a więc np. Prawdę, Dobro, Piękno), potrafi to wychwycić, zdziwić się tym, a potem to opisać, ale nie sądzę, by był w stanie to wyjaśnić – tzn. nie ma pojęcia dlaczego np. Piękno jest dla nas ważne i na czym polega dobroć Dobra. Herbert, dzięki swej wrażliwości znakomicie wychwytuje gdzie jest np. Prawda i potrafi to słowem kunsztownie wyrazić, ale nie jest pewny, dlaczego coś jest dobre albo złe, prawdziwe bądź fałszywe, piękne lub brzydkie. I to jest normalne. Poeta nie musi tego wiedzieć.
Oczywiście może się zdarzyć, że poeta chce uciec od swej dziecięcości i zaczyna udawać dorosłego, który zna odpowiedź na każde – również to „najgłupsze” – pytanie. Także Herbert ulegał pokusie dorosłości i od czasu do czasu, zamiast w zadziwieniu stawiać pytania, próbował dawać wyjaśnienia. Robił to bardzo efektownie, ale niestety, mało przekonująco. Najlepszy tego przykład widzimy w słynnym wierszu „Potęga smaku”. Owszem, ładnie opisał prostą korelację wartości estetycznych i etycznych, ale wynikającą stąd definicją: „Przyzwoitość jest kwestią smaku”, nie rozwiązał przecież żadnych moralnych dylematów i zawiłości tego świata (inna rzecz, czy jakimikolwiek definicjami można to uczynić?). Bo co z tego wyjaśnienia ma wynikać? Przecież i bez Herberta wiemy, że łatwiej się oprzeć pokusie, którą niosą ze sobą „bardzo brzydkie dziewczyny o czerwonych rękach”, niż pokusie przekazywanej przez słane przed nami „różowe kobiety, płaskie jak opłatek”.
To wszystko jest czystej wody wchodzeniem małego chłopca w buty swego ojca! Nic z tego nie będzie. Bo naturalny porządek rzeczy jest następujący: poeta/dziecko pyta, a my – dorośli – udzielamy odpowiedzi.
To wszystko jest czystej wody wchodzeniem małego chłopca w buty swego ojca! Nic z tego nie będzie. Bo naturalny porządek rzeczy jest następujący: poeta/dziecko pyta, a my – dorośli – udzielamy odpowiedzi.
My, to znaczy kto?
Niedawno miałem okazję przypomnieć sobie film o pewnej bitwie „w miejscu, którego nasz kraj nie pamięta, w wojnie, której nie rozumie”. To film „Byliśmy żołnierzami”, z Gibsonem w roli głównej. Film o wojnie w Wietnamie. Filmów o wojnie wietnamskiej nakręcono już mnóstwo. Ich zasadniczy przekaz (tzn. przekaz pop-kulturowy, najbardziej skuteczny) jest następujący: w tej wojnie brali udział albo nieszczęśliwi i przerażeni pacyfiści, na siłę wcieleni do armii jako armatnie mięso, albo uważający siebie za „high-tech debeściaków” pijani, naćpani, dobrze umięśnieni, głupi sadyści w amerykańskich mundurach, gustujący w „zapachu napalmu o poranku” (że takie przedstawienie wojny szargało honor amerykańskich żołnierzy? A co to jest honor?). Ten przekaz był/jest kierowany do amerykańskich (i nie tylko amerykańskich) dzieciaków i jest konstruowany przez dzieciaki (mentalne). Tak się bowiem porobiło, że z pewnych względów Ameryka i świat się zinfantylizowały. Te „pewne względy” są tutaj bardzo ciekawe i może kiedyś o tym sobie porozmawiamy. W tym momencie chciałbym tylko zwrócić uwagę na znany skądinąd fakt, że tzw. wojna kulturowa (przynajmniej w USA), to m.in. wojna między dziećmi, które nie chcą dorosnąć, choć za dorosłe się uważają, a dorosłymi, którzy nie chcą zauważyć dziecięcości swych adwersarzy.
„Byliśmy żołnierzami” to film, który bardzo ładnie to diagnozuje, tzn. jest to film dla dzieci, robiony przez dorosłych. Ktoś tam wreszcie zrozumiał, że dorośli w wojnie kulturowej muszą ze swoimi przeciwnikami rozmawiać jak z dziećmi i tłumaczyć im wszystko jak dzieciom. Bo dzieci są ciekawe świata, ale nie wszystko są w stanie swoimi małymi rozumkami pojąć. I wtedy zadają – jak poeta – pytania.
W filmie tym, obfitującym w testosteron, adrenalinę, pot, krew, łzy i śmierć, kluczową dla mnie sceną jest rozmowa Gibsona ze swoją małą córeczką. Dziecko pyta: „Tatusiu, co to jest wojna?”. Gibson po chwili namysłu odpowiada: „Wojna jest czymś, czego nie powinno być, a jest. Wojna jest wtedy, gdy gdzieś źli ludzie zabijają innych ludzi i chcą zabijać dalej. I my musimy tam jechać, żeby ich powstrzymać.”
Kunszt tej sceny polega na tym, że widz utożsamiony jest z dzieckiem i to jemu, widzowi, Gibson odpowiada. Bo niestety, widz najczęściej tego wszystkiego – podobnie jak filmowa córka Gibsona – nie wie (choć oczywiście bywa, że wydaje mu się, że wie).
Kilka dni temu, jak wielu z nas, denerwowałem się sejmową debatą na temat smoleńskiej katastrofy. Miałem wielki żal – i mam go do dzisiaj – do tzw. „pisowskiego planktonu”, że w pytaniach kierowanych do premiera Tuska i jego amatorskiej drużyny, plankton ów nie wychodził w zasadzie poza pytanie: „Panie Premierze! Czy Pan wie, co to jest honor?”
Rzecz nie w tym, że to pytanie jest złe. Chodzi o to, że nie można zadawać go dzieciom. Przecież jest to pytanie niesamowicie trudne. Gdyby Toyah był premierem, to odpowiedziałby na to pytanie, że honor jest tożsamy z prawdą. I bez względu na to, czy jest to odpowiedź prawidłowa, czy też nie, jest to odpowiedź dorosłego człowieka. Bo dzieciom nawet nie przyjdzie do głowy (exemplum Pan Prezydent Komorowski), że honor może z prawdą mieć cokolwiek wspólnego. To zupełnie nie ten poziom.
Powie ktoś, że to nie dzieci, lecz bezwzględni cynicy. W takim razie, po co im w ogóle pytania o honor zadawać? By ich rozśmieszyć?
Powie ktoś, że to nie dzieci, lecz bezwzględni cynicy. W takim razie, po co im w ogóle pytania o honor zadawać? By ich rozśmieszyć?
Trwa wojna kulturowa. Tu nie chodzi o wojnę dwóch narodów, ani o wojnę społeczeństwa wolnych Polaków ze społeczeństwem postkolonialnym. To wojna między dorosłymi a dziećmi. A teatrem wojennym nie jest tylko Polska (choć można domniemywać, że Ojczyzna nasza stała się z jakiegoś powodu ulubionym poligonem doświadczalnym, na którym testuje się nowe rodzaje uzbrojenia), lecz także cały tzw. zachodni świat. Śledzony przez nas System, będący jednym (jedynym?) z twórców zinfantylizowanego społeczeństwa, robi wszystko co może, by dzieci pozostały dziećmi. I właśnie dlatego System nie domaga się, by dzieci brały odpowiedzialność za swoje postępowanie, bo wtedy przestałyby być dziećmi. System promuje kult młodości i pragnienie wiecznych wakacji, bo w ten sposób przedłuża ludziom dzieciństwo. System – w Polsce ustami np. Michnika, czy innych takich „którzy w życiu słowa prawdy nie powiedzieli” – powtarza co jakiś czas, że klasyczny podział na lewicę i prawicę jest obecnie anachronizmem, aby dzieciaki dały sobie spokój z tymi ideologicznymi bzdurami. System popiera obecność w masowej kulturze skatologii i koprolalii, ponieważ to, co dotyczy fizjologii – zwłaszcza jeśli jest to przedstawione z bezpośrednią dosadnością – zawsze jest dla ciekawych świata dzieci interesujące, a używanie wulgaryzmów powoduje, że dziecko – choć dzieckiem pozostaje – czuje się bardziej dorosłe. System z lekceważeniem, a nawet wrogością odnosi się też do całej kulturowej wzniosłości naszej cywilizacji, bo tego rodzaju kategorie jak „wzniosłość” są dla dzieci niezrozumiałe, a w momencie gdy człowiek zaczyna coś z tego rozumieć, to przestaje być dzieckiem.
Dlaczego System to wszystko robi i od wielu już lat – ciągle ludzi infantylizując – społeczne zamieszanie pogłębia? Cóż… Ma swoje powody (za którymi najprawdopodobniej stoi TenKtóryNigdyNiePrzepuszczaPodobnychOkazji), a oprócz tego w mętnej wodzie łatwiej ryby łowić.
Wróćmy do Herberta.
Wybitny poeta. Moralista. Dziecko zadające trudne pytania.
Czy biorąc pod uwagę to, co napisałem wyżej, możemy sądzić, że prowadzimy wojnę z poetami, albo że rządzą nami poeci? Nic bardziej błędnego! Bo chociaż prawdą jest, że każdy poeta (zwłaszcza wybitny) jest jak dziecko, to wcale z tego nie wynika, że każde dziecko jest poetą. Dlaczego nie każde dziecko jest poetą? Ponieważ dzieci (przynajmniej olbrzymia ich większość) nie znoszą moralizowania i lekce sobie ważą morały. A poeta bez tego nie może się obejść. Nikt też nie staje się poetą tylko przez to, że stawia pytania, nawet jeśli są to pytania o to, jak skończy Jarosław Kaczyński. Poeta stawia pytania kunsztowne na płaszczyźnie słowa, oraz kunsztowne na płaszczyźnie ducha, tzn. takie, by dorosły, odpowiadając, wykonał przy okazji rachunek sumienia i nawrócił się.
Herbert czynił to znakomicie. Także w spostponowanej trochę przeze mnie „Potędze smaku”. O co tam Herbert pyta? Zobaczmy:
„Jaka jest twoja cena, byś przestał odmawiać, siać niezgodę, upierać się? Nie wystarczają bardzo brzydkie dziewczyny o czerwonych rekach? To proszę bardzo: oto dla ciebie kobiety różowe, płaskie jak opłatek. Mało? Rażą cię łańcuchy tautologii i pojęcia jak cepy? To proszę bardzo: oto dyskurs ze składnią nie pozbawioną urody koniunktiwu. Nie chcesz iść na ugodę i dla Prawdy, Dobra i Piękna jesteś gotów dać bezcenny kapitel ciała – głowę? To wiesz co? My się na to skrzywimy i wycedzimy szyderstwo pod twoim adresem. I co ty na to?”
Powie ktoś, że niezupełnie to z tego wiersza wynika. Bo to my, w kontakcie z „chłopcami o twarzach ziemniaczanych” nie mających pojęcia kim był „obracający się w grobie Marek Tulliusz”, mamy „wyjść skrzywić się wycedzić szyderstwo”. To nasz przywilej!
Doprawdy? Ładnie to tak, szydzić z dzieci? Tylko dzieci z dzieci szydzą. Dorośli zaś dzieci wychowują i odpowiadają na ich pytania (także te złośliwe).
No i właśnie: jaką dajemy odpowiedź na te wszystkie pytania, a przede wszystkim na pytanie o naszą cenę? Bo tak ważny dla wielu z nas człowiek jak Jarosław Kaczyński, na te pytania już chyba odpowiedział.
Urban odpowiedź Kaczyńskiego zna, dlatego sie skrzywił i wraz ze swoimi duchowymi dziećmi wycedził szyderstwo pod jego adresem i adresem wszystkiego, co ten człowiek symbolizuje. Owe dzieci życzą mu śmierci (a mówiąc ściśle – jak to mówią na podwórkach, pod trzepakiem: każdy z nich chętnie by „gnoja osobiście zapierdolił”), ale to jest tylko wyraz ich dziecięcej nienawiści wyrażającej się na płaszczyźnie emocjonalnej. Z punktu widzenia Systemu jest to jednak klęska, bo System już wie, że Kaczyńskiego nie można ani kupić, ani zastraszyć. Wie także i to, że Kaczyński „przeżyłby” stratę kapitelu swego ciała i trwać będzie dalej w legendzie, micie, czy wszystko jedno jak to nazwiemy. System pozwala więc życzyć Kaczyńskiemu śmierci, pozwala z niego szydzić i pluć na niego, ale tylko dlatego, że jeśli dzieci mogą kogoś dręczyć i nie ponoszą z tego tytułu żadnych konsekwencji, to mają z tego wielką frajdę i utwierdzają się w swej dziecięcości. A jednym z obszarów aktywności Systemu jest przecież troska o to, by ludzi utrzymywać w stanie zdziecinnienia i infantylizować życie społeczne. Klęska pozostaje jednak klęską, ponieważ istnieje bardzo poważne zagrożenie, że Kaczyński przetrwa nawet swoją śmierć. I dlatego trzeba z niego szydzić i pluć na niego, by minimalizować straty wynikające z pojawienia się w świecie dzieci kogoś niezłomnego i pragnącego by dzieci dorosły.
Na koniec drobna makabreska. Rozmowa dorosłego z dzieckiem. Problem dorosłego polega na tym, że nie rozumie, iż rozmawia z dzieckiem. Ten problem jest naszym problemem…
I trzeba w tym momencie zadać pytanie (nie dziecięce, lecz konkursowe - za 8 groszy): z punktu widzenia dziecka będącego produktem Systemu, który z tych dwóch Panów jest debilem? Dla ułatwienia dodam, że nie chodzi tutaj o Dyrektora.
PS. Jaki z tego wszystkiego wynika morał? Mam nadzieję, że pamiętacie Państwo głośną niedawno sprawę p. Tomasza Turowskiego, PRL-owskiego szpiega o statusie tzw. „nielegała” pracującego na tzw. odcinku kościelnym, lustracyjnego kłamcy, zatrudnionego przez ministra Sikorskiego, by przygotował m.in. wizytę Prezydenta Kaczyńskiego w Smoleńsku i Katyniu.
W związku z ujawnieniem tych faktów, w Radio WNET Krzysztof Skowroński przeprowadził wywiad z Piotrem Jeglińskim, założycielem wydawnictwa Editions "Spotkania". Pan Piotr w latach 80, przebywając w Paryżu, dość dobrze poznał Turowskiego – wówczas jezuickiego kleryka – i swoją wiedzą na temat tego człowieka zechciał ze słuchaczami się podzielić. Z opowieści pana Jeglińskiego wynika, że Turowski to zimny, bezwzględny, oślizgły, a przy tym potrafiący wzbudzić zaufanie osobnik. Wywiad bardzo ciekawy, ale najciekawsze – zwłaszcza w kontekście tego co wyżej – jest jego zakończenie. Otóż Skowroński pyta Jeglińskiego jaki morał wynika z całej tej historii? Pan Piotr chwilę milczy, a potem odpowiada: „To jest bardzo smutne, ale tutaj nie ma morału i nie ma moralności.”
Przyznaję, że do dzisiaj jestem tym zdaniem wstrząśnięty. Bo jeśli z tego rodzaju historii dorośli ludzie nie potrafią wyciągnąć morału, tzn. że dzieci zwyciężyły i jest już pozamiatane.
Morał, może ułomny, ale jest – Ucz dzieci w porę i nie w porę, a zawsze coś w ich głowach pozostanie.
@Toyah:
OdpowiedzUsuńśw. Tomasz z Akwinu twierdził, że "piękno to blask prawdy"
A chyba C.K Norwid,że "Z rzeczy świata tego zostaną tylko dwie,
dwie tylko: poezja i dobroć... i nic więcej".
Prawda, dobro i piękno. Dziś podważa się całą triadę, twierdzi się że wszystko jest relatywne, a więc nie istnieje. Dlatego sztuka jest tak marna i poezja jest marna i moralność jest względna...
Bo gdzie kwestionuje się prawdę, to i piękno i niestety dobro też.
A co do wypowiedzi "planktonu PiS-u - ich pytania były zadawane w imieniu ich wyborców - może naiwnych jak same te pytania, moze dzicinnych, lecz chyba też chodziło im o odwołanie się i pokazanie że ten honor i ta prawda nadal są ważne, nawet jeśli obecny premier i rząd i cała ta upiorna koalicja była znudzona i rozbawiona tą smutną debatą. Pozdrawiam.
@kazia
OdpowiedzUsuńTo nie ja. To Ksiądz.
Ksiądz?
OdpowiedzUsuńAle skoro przekazuje Pan Jego słowa, są Panu bliskie.
@kazia
OdpowiedzUsuńJasne że bliskie. Jeszcze jak. Tyle że zdziwiło mnie, że dyskutuje Pani z tekstem Księdza, zwracając się do mnie.
Nie wie Pani, jak się do niego zwracać? Normalnie: "Proszę księdza".
Toyah, Don Paddington - mam serdeczną prośbę. Oceńcie czy dało by się coś z tym zrobić: czy Toyah lub Ksiądz, lub obaj Szanowni Autorzy zgodziliby się wyjaśnić, co rozumieją przez pojęcie "Systemu" (pisanego wielką literą).
OdpowiedzUsuńProszę o to, bo mam z tym pewien problem, co już niedawno zgłaszałam, tzn. doszłam do punktu, w którym muszę się odwołać do Autorów, bo moje własne dalsze brnięcie w domysły jest już tylko kręceniem się w kółko, po prostu - domysł już mi nie wystarcza i niczego mi nie wyjaśnia. Może to wynikać z mojego błędnego rozumienia samej tej kategorii - już tłumaczę, jak ją rozumiem, tzn. jak rozumiem jej tutejsze używanie (albo jak je źle rozumiem):
Jeżeli "System" pisany jest z dużej litery, rozumiem, że oznacza wówczas bezosobowy, potężny mechanizm metafizyczno- społeczno- polityczno- kulturowo- ekonomiczny, który "odżywiany" jest przez ludzką słabość, lęki i zło, stanowiące źródło jego siły i niszczącej działalności. "System" kumuluje zło rozmaitych ludzkich aktów, a jego samonapędzająca się mechanika opiera się na nieuchronności ludzkich zachowań w reakcji na zło czy zagrożenie, które potężniejsze jest od samego człowieka i w starciu z którym człowiek zawsze lub prawie zawsze przegrywa. "System" to mechanizm ludzkiego uwikłania w zło.
I w tym znaczeniu pojęcie "Systemu" staje się jakby synonimem pojęcia "Konieczności" czy "Nieuchronności", która jest właściwie samowystarczalna (tak, jakby odżywiające "System" zło zyskało w końcu w tym mechanizmie jakąś autonomię - niemal perpetuum mobile - i nawet człowiek, przez którego czyny zło zyskuje tu na ziemi konkretny kształt, nie był mu już właściwie potrzebny - bo "Konieczność" już działa, "System" działa. I człowiek przegrywa.)
Jeżeli mylę się, to wytłumaczcie mi to, proszę, bo chyba faktycznie dopełzłam gdzieś do takiego miejsca, w którym ta kategoria, ten "System" odbiera mi tu mowę. No, normalnie - wobec "Systemu" nie chce mi się gadać. Choć przecież czytam wszystko. I przecież wiem, że mamy bardzo podobny ogląd świata - dlatego zakładam, że coś źle zrozumiałam.
OdpowiedzUsuńNie wierzymy przecież w nieuchronność i konieczność. Wierzymy w ludzkie zło i grzech oraz w ich konsekwencje, ale nie przyznajemy im tej niszczącej autonomii, która zawiera się przecież w pojęciu "System". Nie przyznajemy tej autonomii nawet na płaszczyźnie realnej sieci zależności między silnymi a słabymi, bogatymi i biednymi, tymi którzy mają władzę i tymi, którzy jej nie mają. Bo za tym wszystkim stoi zawsze wolny (mniej lub bardziej) akt wolnego (j.w) człowieka. Decyzja lub czyn, na który można pozwolić lub od którego można się odwrócić - zawsze, w każdym punkcie drogi.
Wierzę niezachwianie, że relacje między mocnymi a słabymi, wydawałoby się - boleśnie proste do przewidzenia (cytując klasyka) - nie są zamkniętym systemem konieczności generującym nieuchronnie przemoc i destrukcję, bo w naszym świecie aktywnie działający czynnik Nieprzewidywalności i Niespodzianki (piszę z rozkoszą wielką literą) obnaża "Konieczność" jako pozorną i iluzoryczną. A z mocy "Systemu" czyni dmuchany balon.
Poplątałam coś? Odbiór, odbiór! (po rozmowie z Jarkiem)
Pozdro serdeczne.
@Szanowny Panie Toyah i Proszę Księdza:
OdpowiedzUsuńO przepraszam.
I Pana i Księdza. Nie zauważyłam, że cała wypowiedź jest wypowiedzią Księdza. Nie była w cudzysłowiu.
Obu Panów Pozdrawiam. Nie miałam zamiaru nikogo urazić.
@DP = Proszę Księdza!
OdpowiedzUsuńCzuję się osobiście podtrzymana na duchu – morałem, rzecz jasna! ;-)
Tekst o Herbercie piękny i wręcz ponad-profesjonalny, o czym zapewniam profesjonalnie jako OdDawnaNieaktywnaPolonistka i od 10 lat KatechetkaYo. Salve!
@latinitas...
Ufam, że odbiór, na który czekasz, właśnie się artykułuje. Z mojej strony – odbiór Twojego komentarza bardzo pozytywny. Raczej nie brak mi wiary (skoro Pan każe głosić, to i wyposaża łaskawie) ale deficyt nadziei sprawia, że nie będę komentować Twoich pięknych i głębokich słów. Przy okazji: miło, że się odezwałaś...
Dla mnie ekspertem od Systemu jest Aleksander Ścios, autor drugiego bloga, który regularnie czytam.
@jazgdyni
skatologia i koprolalia robią tu karierę – dzięki Tobie; serdecznie pozdrawiam!
@ latinitas
OdpowiedzUsuńTeż słucham:)
Moje zaś rozumienie "Systemu" przedstawiłem na niniejszym blogu, w październiku 2010, w notce "Don Paddington: Słowo".
Serdeczności.
@latinitas
OdpowiedzUsuńNie. System to nie tylko Duch, ale przede wszystkim Organizacja, która tego Ducha nieustannie karmi. Dużo mówić. Ale skoro pytasz, to tak tylko krótko.
@kazia
OdpowiedzUsuńTo by dopiero śmiesznie wyglądało, gdybym ten tekst dał z cudzysłów.
Ale okay. Sprawa jest wyjaśniona i jest dobrze.
@ Don Paddington
OdpowiedzUsuńTekst Księdza - jak zwykle - rzuca na kolana.
Dziękuję za ten powiew optymizmu.
Jak to dobrze, że istnieje jeszcze Radio Maryja. Cóż za powiew wolnej myśli i słowa w zestawieniu z zatęchłą atmosferą mainstreamowych mediów!
Przepraszam za off-topic, ale chciałbym polecić piękną historię (o polskiej fladze) dziennikarza wyrzuconego niedawno z TVP.
OdpowiedzUsuńhttp://wgadowski.salon24.pl/273548,flaga
....chyba jestem tym planktonem :(
OdpowiedzUsuń@cnri
OdpowiedzUsuńPiękny ten off topic. Chętnie bym go tu zamieścił w formie osobnego wpisu. Jeśli autor tu bywa, niech mi tylko da pozwolenie.
@anmo
OdpowiedzUsuńWszyscy tu jesteśmy planktonem. Nic w tym złego. Jednak bycie planktonem nie zwalnia nas z obowiązku skutecznej walki.
@Don Paddington
OdpowiedzUsuńPiękny, piękny tekst!
Wyjął go Ksiądz prosto z mojego serca.
I bardzo mądry. Szkoda, że nie mamy tu jakiegoś Pulizera.
Pierwszy raz przeczytałem szybko, maksymalnie skoncentrowany i czułem jak przekaźniki moich neuronów zamykają obwód prowadzący prosto do sedna.
Drugi raz czytałem tak, jak się je ulubiony deser. Powoli, ze smakiem, rozkoszując się każdą sentencją i znaczeniem. Neurony teraz aż piały z zachwytu.
TAK DOKŁADNIE JEST
Totalna infantylizacja i niedojrzałość. Oto właśnie chodzi.
Najlepszym dowodem na to jest obserwacja, jak ten staruszek Bartoszewski włożył ogrom wysiłku, by stać się ponownie wzorcowym, pełnym infantylem. Nawet, gdy mówi o Auschwitz.
Dziękuję Księdzu.
@latinitas
OdpowiedzUsuńJeżeli się zgodzisz, że System to Układ, jak to woli nazywać Jarosław Kaczyński, to tutaj, uważam, całkiem dobry tekst starający się to wyjaśnić:
http://janmak.salon24.pl/265877,dowod-na-istnienie-ukladu-dr-maliszewskiemu-w-odpowiedzi
Pozdrawiam
@Toyah
OdpowiedzUsuńZ satysfakcją zauważyłem, że Paweł Lisicki ciebie czytuje:
http://blog.rp.pl/lisicki/2011/01/28/jak-skonczy-kaczynski/
Pozdrowienia
@jazgdyni
OdpowiedzUsuńDzień dobry, ranny ptaszku. Ostatnio widać, że dziennikarze już nie potrafią obejść się bez blogerów. Nie wątpię, że pilnie czytają Toyaha.
A przed chwilą Marylko, obserwowałem krótki reportaż z Okęcia, który jak najbardziej potwierdza tezę Księdza o zdziecinnieniu naszego biednego narodu.
OdpowiedzUsuńRzesze turystów pchają się do Egiptu, choć wiadomo jaka tam jest sytuacja, natomiast nie wiadomo w co to się może przerodzić.
Czy to nie klasyczne lemmingi?
Albo dzieciaki, które nie mogą zrezygnować z obiecanej rozrywki, mimo, że to może drogo kosztować.
Los mnie kiedyś rzucił w tamte strony i ja nigdy dobrowolnie nie jeżdżę do krajów arabskich.
Przyjazną egzotyke mam w wioskach na Kaszubach.
@Don Paddington
OdpowiedzUsuńDziękuję Księdzu! Mam taką refleksję, że zinfantylizowanie społeczeństwa to projekt wprowadzany niezwykle skutecznie, ale jak wszystkie dzieła Tego, Który...itd., wadliwy z tych samych powodów co biczyk z piasku. Przynajmniej taką mam nadzieję. Że to się rozsypie w mgnieniu oka. "Na każdą bowiem sprawę i na każdy czyn jest czas wyznaczony" i nie da się odwrócić trwale naturalnego rozwoju człowieka od dziecięctwa do dorosłości.
@jazgdyni
OdpowiedzUsuńTeż oglądam i zdumiewam się, ale jeszcze czymś - radosne panie wyrażają pewność, że będą się świetnie bawić. I nic ich nie obchodzi, że poza ich hotelem i plażą są mieszkańcy tego kraju, którzy walczą o coś, giną... To tak jak te dwie uczone Polki, które w chwili wybuchu wojny w Czeczenii, pojechały sobie do sąsiedniego Dagestanu badać roślinki i później były okropnie oburzone, że je porwano.
@jazgdyni
OdpowiedzUsuńPrawdę mówiąc, to z tekstu Lisickiego nijak nie wynika, aby on czytał Toyaha.
Pozdrawiam,
@Traube
OdpowiedzUsuńNo nie wynika.
Przypadkowy zbieg okoliczności?
Chyba nie sądzisz, że Lisicki zacytuje w rzepie Toyaha.
To nie pierwszy raz, gdy dyskutujemy o czymś specyficznym (nie popularnym) na forum, a dnia następnego mamy notatkę w prasie dokładnie na ten sam temat i z naszymi konkluzjami.
@Traube
OdpowiedzUsuńJa ci nawet powiem więcej.
Nawet jeśli Lisicki, RAZ czy Janke zaglądają na blog Toyaha to nawet na torturach się nie przyznają do tego.
Wspaniałe myśli i wnioski lęgną się tylko w ich głowach.
@Don Paddington
OdpowiedzUsuńjak zwykle samo sedno..otumanione społeczeństwo, spędzające czas wolny w hipermarketach i komunikujące się za pomocą faceboka to wymarzony "target" dla Systemu. Dlatego nikomu w tym kraju nie zależy na edukacji, a reformę oświaty powierza się niejakiej pani Hallowej a szkolnictwa wyższego pani Kudryckiej.. odhumanizowany tłum lemmingów, ideał rządzącej partii..
@jazgdyni
OdpowiedzUsuńSprawę nagłośnił portal wpolityce.pl 25 stycznia.
http://www.wpolityce.pl/view/6466/Elita_lewicy_i_PO_w_skandalicznej_sondzie_urbanowego_brukowca___Jak_skonczy_Kaczynski___Kutz_i_inni_prorokuja_mu_smierc___.html
Dzień później ta sama witryna informowała o protestach PiS do Radey Etyki Mediów itp. Linka nie wklejam, bo temat poboczny, a linki mają tam b długie.
Również 26-ego pisali o tym na S24 chinaski, eryk wiking, Piotr Cybulski i paru innych.
Toyah i tak będzie niezadowolony, że - jak zwykle - rozwijam temat poboczny. Nie ciągnę zatem listy źródeł, z których mógł czerpać wiedzę Lisicki.
Pozdrawiam,
@Traube
OdpowiedzUsuńNo tak, dziękuję.
Ja niestety mało wędruję po internecie.
Co znajduję u Toyaha daje mi wystarczająco dużo do myślenia.
Serdeczności.
@jazgdyni
OdpowiedzUsuńMyślisz że on nie umie myśleć samodzielnie? Że aby dojść do tych wniosków, musiał mnie przeczytać? Nie wydaje mi się. To jest sytuacja dość prosta.
@Marylka
OdpowiedzUsuńAkurat to czy on czyta ten blog, czy nie, jest nie tak ważne. Problem w tym, że on i jego koledzy przyjęli warunki, według których mają te same możliwości, co ja. A więc prawdę mogą głosić tylko na swoich blogach.
@Toyah
OdpowiedzUsuńA jutro w "Kawie na ławę" poseł Cymański, jak gdyby nigdy nic, zasiądzie obok posła Wenderlicha, który udział w ankiecie "Nie" uważa za świetną zabawę. Cymański mu pogrozi paluszkiem, a potem będzie się śmiał z wesołych komentarzy Wenderlicha. Jak będzie miła atmosfera to może coś nawet razem zaśpiewają na pojednanie, bo Cymański ma piękny głos, a Wenderlich umie grać, bodajże, na gitarze...
W kontekście tekstu Don Paddingtona można się zastanawiać, czy wśród tych gości z parciem na szkło, jest jeszcze ktoś dorosły. Przecież jeśliby Tadziu Cymański odmówił brania udziału w tej szopce (raczej nie odmówi) to na jego krzesło u p.Bogdana czeka tabun innych posłów PiS.
Także tych, którzy chętnie pytają Tuska, czy wie czym jest honor.
@all
OdpowiedzUsuńNie rozumiem tego minorowego nastroju od samego rana, przecież jest się z czego cieszyć. Nawet na onecie podali że po od pisu dzieli już tylko 6 proc, czyli na pewno o te 6 prowadzi już pis. Co więcej nielubiane słusznie kluziki mogą okazać sie koniem trojańskim wprowadzonym przez Jarosława do po i zabrać im następne procenty, potrzebne akurat do koalicji z pis.
A poza tym aferałowie sie totalnie pogubili, bielecki sie żre z balcerowiczem a potem publicznie jak zbity pies skamle o wybaczenie (u żakowskiego!). Czerwony sławek siezieniewski zaprasza do studia gen. Petelickiego a ten publicznie obsobacza klicha jako największego psuja w historii WP i ujawnia jego dobrze skrywane tajemnice ("cherchez la femme" link w tym temacie poniżej). Cieszmy sie bo chyba już za niedługo taki np. wroński z dobrą miną do złej gry będzie cedził przez usta "no i znów powrócił p... Napoleon":)
http://www.bibula.com/?p=25792
@Traube
OdpowiedzUsuńPewnie że to zostało wcześniej nagłośnione. W końcu nie dowiedziałem się o tym z 'Nie'. Natomiast okropną rzeczą jest to, że Lisicki, redaktor naczelny jednego z głównych polskich dzienników piekli się nad arakiem debaty, a robi to zaledwie na blogu.
@Toyah
OdpowiedzUsuńNapisał na blogu i, jakby co, to będzie zawsze mógł powiedzieć, że jednak protestował. A że mysim głosem? Któż to będzie pamiętał?
Podałem przykład programu Rymanowskiego, bo myślę, że takie programy robią więcej szkody niż Urban ze swoją gazetą.
Ludzie niby przyzwoici przekomarzają się tam z kanaliami, na których widok powinno się przechodzić na drugą stronę ulicy. Są ze sobą na ty. I, w ogóle, taki Graś czy Wenderlich, to całkiem fajne chłopy są...Wniosek jest dla wielu taki, że to wszystko kumple są i żadna między nimi różnica.
W Sejmie pokrzyczą o jakimś honorze, a godzinę później zasiądą z pozbawioną owego honoru szmatą w jakimś studio tv i będą sobie prawić dusery. Co pewien czas jakiś zapaleniec będzie nawoływał do bojkotu tej lub innej stacji, ale nawet jak do bojkotu dojdzie, to na krótko, bo kolejny Cymański będzie się starał do tej tv przemycić. Że niby tylko coś tam sprostował w Sejmie, że nie mówił w imieniu klubu, że nie wiedział itd.
Poza Kaczyńskim, chyba tylko Macierewicz potrafi wychodzić z twarzą z konfrontacji z gnojkami udającymi dziennikarzy:
http://www.youtube.com/watch?v=ngX27KNBwUg&feature=player_embedded
Zobacz, bo warto.
Miłego dnia,
@Don Paddington
OdpowiedzUsuńważny potrzebny tekst, jak wiele dający do myślenia...
dorośli a zachowujacy się jak dzieci,
pamiętliwi w swych dziecięcych czy dorosłych urazach,
popełnionych występkach lub niegodziwościach,
po których psychika nakazuje pozostawanie w usprawiedliwianiu grzechu
i niemożności (niechęci) zmiany swojego postępowania,
przekonani o swej niemylności,
nie przyjmujący jakielkolwiek krytyki nawet tej słusznej,
po prostu grzeszni....
o ile dziecku mozna wybaczyć dopóki grzeszy w nieświadomości
to ci dorośli dzieci wiedzą co jest złem ale dalej temu złu służą....
zaprzedani TemuKtóryNigdyNiePrzepuszczaOkazji...
@Traube
OdpowiedzUsuńPełna zgoda. Oni wszyscy są kolegami. I to ich determinuje ostatecznie.
Macierewicza widziałem na solidarni2010.pl. Oni ten film eksponują od jakiegoś czasu. Swoją drogą, polecam. Tam dziś będzie moja notka w temacie, który poruszyłeś.
Tak myślałem i myślałem.
OdpowiedzUsuńOdpowiedź jest jedna.
Pan Cogito o cnocie
1
Nic dziwnego
że nie jest oblubienicą
prawdziwych mężczyzn
generałów
atletów władzy
despotów
przez wieki idzie za nimi
ta płaczliwa stara panna
w okropnym kapeluszu Armii Zbawienia
napomina
wyciąga z lamusa
portret Sokratesa
krzyżyk ulepiony z chleba
stare słowa
-a wokół huczy wspaniałe życie
rumiane jak rzeźnia o poranku
prawie ją można pochować
w srebrnej szkatułce
niewinnych pamiątek
jest coraz mniejsza
jak włos w gardle
jak brzęczenie w uchu
2
mój Boże
żeby ona była trochę młodsza
trochę ładniejsza
szła z duchem czasu
kołysała się w biodrach
w takt muzyki
może wówczas pokochaliby ją
prawdziwi mężczyźni
generałowie atleci władzy despoci
żeby zadbała o siebie
wyglądała po ludzku
jak Liz Taylor
albo Bogini Zwycięstwa
ale od niej wionie
zapach naftaliny
sznuruje usta
powtarza wielkie Nie
nieznośna w swoim uporze
śmieszna jak strach na wróble
jak sen anarchisty
jak żywioły świętych
Pozdr.
-------------------
GW nie kupuję.
TVN nie oglądam.
TOK FM nie słucham.
Na Rysiów, Zbysiów i Mira nie głosuję.
@Przemo
OdpowiedzUsuńCudownie! Bezbłędnie! Prawie. Bo nie żywioły, lecz żywoty. Ale żywioły też dudnią. Dudnią jak nie wiem co. Więc może niech i tak zostanie.
Toahu
OdpowiedzUsuńOczywiście, masz rację - przekleiłem i nie przeczytałem.
Jeszcze wersyfikacja:
- a wokół huczy wspaniałe życie
rumiane jak rzeźnia o poranku
prawie ją można pochować
w srebrnej .........
Pozdr.
-------------------
GW nie kupuję.
TVN nie oglądam.
TOK FM nie słucham.
Na Rysiów, Zbysiów i Mira nie głosuję.
@Przemo
OdpowiedzUsuńNiesamowite!