Kiedy na naszym blogu, w jednym z komentarzy, pojawił się tytuł tygodnika „Nie”, nie umiałem się przede wszystkim zmusić do nawet najmniejszego skupienia, ale też zdziwiłem się, że to coś w ogóle jeszcze istnieje. Ktoś kto mnie zna, jako gorliwego odbiorcę stacji TVN24, mógłby sądzić, że ja również muszę zaglądać do tej szczególnej gazety. Tymczasem jest to nieprawda. To coś miałem w ręku dwa razy w życiu. Dokładnie. Raz, przed wielu, wielu laty, kiedy pewien mój kolega, który przyjechał do Polski z Chicago i poprosił mnie, żeby mu to kupić, a drugi raz, jak byłem na wizycie u mojego ukochanego wujka, który, jak się okazało, to czyta.
A więc, kiedy zobaczyłem nazwę „Nie”, zdębiałem, bo poczułem się, jakbym wrócił do czasów późnego Rakowskiego, ewentualnie wczesnego Wenderlicha. Tymczasem, z już bardziej mainstreamowych medialnych doniesień, uzyskałem informację, że owszem – Jerzy Urban żyje, a z nim jego tygodnik. No i jego pomysły.
Gdyby ktoś nie wiedział, o czym mówię – bardzo krotko. Otóż Urban poprosił kilkunastu przedstawicieli polskiego życia, jak najbardziej publicznego, żeby mu odpowiedzieli na jedno pytanie. Mianowicie pytanie odnośnie przyszłości, jaką oni sami planują dla Jarosława Kaczyńskiego. Osoby, które zgodziły się wziąć udział w ankiecie, a więc jak najbardziej naturalnie przyjaciele projektu o nazwie „Nie”, w swojej ogromnej większości prorokują Jarosławowi Kaczyńskiemu śmierć. Co do rodzaju tej śmierci, jej oprawy, i wszystkiego co nastąpi po niej, to już wynik indywidualnej inwencji i emocji uczestników ankiety, głównie emocji o charakterze kabaretowym. Podstawowy przekaz pozostaje jeden – Jaroslaw Kaczyński wkrótce umrze.
I to, moim zdaniem, stanowi sytuację całkowicie nową. Oto nie Jerzy Urban, a więc człowiek, który zapisał się w historii europejskiej cywilizacji w sposób bardzo konkretny – choćby zakładając w jednym z konfesjonałów podsłuch i publikując zapis rozmów między księdzem, a osobą wyznającą swój ból – lecz wiele bardzo prominentnych osobistości polskiego zycia publicznego, całkowicie oficjalnie, w świetle jupiterów, bez wstydu, a nawet bez poczucia wyjątkowości tego w czym biorą udział, wspomogło projekt, który miał na celu tylko jedno – zaapelować o śmierć dla Jarosława Kaczyńskiego. Nie o koniec politycznej kariery, nie jakąś przykrą kompromitację, nie przegraną w najbliższych wyborach i emeryturę na obrzeżach polskiej historii, ale o śmierć. I oto, żeby ta śmierć dokonała się w towarzystwie najbardziej szyderczego rechotu.
Ale jest jeszcze coś. Jak się okazuje, doszliśmy do miejsca, gdzie tego typu wydarzenie – z punktu widzenia tradycji i reguł absolutnie podstawowych – właściwie nie wywołuje żadnej reakcji. Nie mam tu na myśli jakiś oficjalnych gestów, publicznej debaty, czy choćby pojedynczych opinii. Mówię o braku reakcji w ogóle. Tak jakby nastał czas, gdzie wszelkie reguły zostają unieważnione. Powiem jeszcze raz. Dochodzi do publicznej – nie prowincjonalnej, niszowej, czy w postaci artystycznego happeningu – lecz jak najbardziej oficjalnej, ogólnopolskiej debaty, z udziałem czołowych postaci polskiej współczesności na temat taki oto, jaki rodzaj śmierci należy wybrać dla jednego z nas… i nic. Gdzieś w jakimś zoo urodziła się żyrafa i ma trzy matki.
Oto coś, co swego czasu Zbigniew Herbert nazwał „potworem pana Cogito”:
„gdyby nie duszny ciężar
i śmierć którą zsyła
można by sądzić
że jest majakiem
chorobą wyobraźni
*
ale on jest
jest na pewno”
Na końcu tego wszystkiego mamy Jarosława Kaczyńskiego. Czemu akurat on? I czemu z takim impetem? Jak to się stało, że po tylu latach względnego ładu, pojawił się właśnie on? I to w taki sposób? Tu mamy bardzo szerokie pole do interpretacji tego zjawiska. Z mojego punktu widzenia jednak, jak bym nie kombinował, wychodzi mi jedno. To się dzieje tylko w jednym celu. Żeby ci, którzy potrzebują więcej czasu, większych liter i bardziej kolorowych obrazów, zrozumieli jedno. Nadszedł czas deklaracji. I czasu już jest bardzo mało. Radziłbym się nie spóźnić.
Toyahu
OdpowiedzUsuńWszyscy ci wybitni przedstawiciele naszego życia publicznego mają pewnie nadzieję, że życzenie śmierci zmaterializuje się po raz drugi. Skoro tak świetnie poszło z Prezydentem i całą tą niewygodną grupą ludzi, to dlaczego miałoby się nie udać ponownie? Szatani nie śpią.
Mnie już nawet nie dziwi ich ostentacja. Doszliśmy już do takiego upadku moralności i obyczajów, że w zasadzie mogłoby nas zszokować tylko to, gdyby któryś z nich osobiście rzucił się na Kaczyńskiego z pięściami albo z nożem. A TVN24 dałoby relację na żywo.
A propos przekraczania kolejnych granic w ulubionej stacji relacja Krzysztofa Feusette (felieton w Rzepie):
Maria Czubaszek-Karolak na przykład, autorka znana kiedyś z poczucia humoru, dziś czołowa celebrytka TVN, nagle w obecności Jarosława Kuźniara, nominowanego do nagrody Dziennikarza Roku (proszę się spokojnie wyśmiać, ja poczekam), dostaje małpiego rozumu. I mówi do Kuźniara tak: „Ja panu gratuluję, że pan wytrzymał rozmowę z Beatą Kempą. Troszkę jej chyba łezka popłynęła, gdy Tomasz Nałęcz nazwał ją piątą kolumną. Wie pan, ona jest kobietą, więc trochę kultury w stosunku do niej można. Ale jak nie, to po ryju!”.
@Ginewra
OdpowiedzUsuńCzubaszek to typowy przykład czegoś bardzo smutnego. Mam na myśli ewidentną inteligencję w służbie zła. Jej mąż zresztą też.
Toyahu
OdpowiedzUsuńCały czas się zastanawiam, co tym ludziom przez lata trzymającym jednak pewien poziom nagle każe odrzucić wszelkie pozory i chociażby taką zwyczajną kindersztubę. Czy oni są już zupełnie oderwani, czy też poklask "środowiska" oraz dziennikarzy typu Kuźniar utwierdza ich w przekonaniu, że są świetni i dowcipni?
@Toyah
OdpowiedzUsuńCzy pamiętasz, jaką rolę w swoim czasie pełniły felietony REM-a? On poświęcał felieton jakiejś osobie, a potem ta osoba kończyła marnie. Na ogół śmiercią. Ostatni bodaj był bł. Jerzy Popiełuszko.
Nie wątpię, że uczestnicy ankiety dobrze to pamiętają.
@Ginewra
OdpowiedzUsuń"Po ryju" to też cytat z Urbana. Opisywał on kiedyś, jeszcze za komuny, jak świetnie bawił się ze swoją pierwszą żoną. Ona coś mówi - a on ją po ryju. Jeszcze słówko - i w pysk.
Słusznie Toyah się wyraził o Czubaszek i jej mężu. Oni zawsze trzymali się z odpowiednim towarzystwem.
Marylko
OdpowiedzUsuńJa tych czasów świetności Urbana zupełnie nie pamiętam, ale wydaje mi się, że nawet jeżeli w obiegu były jakieś chamskie odzywki, to przed kamerami wszyscy trzymali jakiś poziom.
Takiego ogólnego schamienia nie było nawet w czasach późnego Rakowskiego.
@Toyah
OdpowiedzUsuńO tym "po ryju" przypomniało mi się w związku z cytatem zamieszczonym przez Ginewrę. I w tamtych czasach to było szokujące.
Ale mnie chodzi o felietony z czasów Jaruzela, w których Urban wskazywał ofiary. Chyba będę musiała przejrzeć to świństwo i obliczyć, kogo pobił lub zabił rękoma nieznanych sprawców, a kogo tylko wyrzucono z pracy.
W wikipedii mowa jest tylko o Księdzu Jerzym.
"We wrześniu 1984 na miesiąc przed zabójstwem ks. Jerzego Popiełuszki ukazał się felieton Seanse nienawiści Urbana, krytykujący księdza jako Savonarolę antykomunizmu".
@All
OdpowiedzUsuń"NIE" i wszystko co temu podobne -
- do kontaktu z gównem wolę papier toaletowy...
@All
OdpowiedzUsuńWybaczcie, ale wydaje mi się, że problem nie leży w Urbanie, Czubaszek et consortes.
Moim zadaniem istotne jest kiedy zaczęło się publiczne zezwolenie, a następnie akceptacja takiego poziomu kultury, gdzie zaczęła panować skatologia i koprolalia.
Bardzo mocno przypuszczam, że rozkwit nastąpił po przejęciu władzy przez wojskowych, czyli od stanu wojennego.
Wówczas język koszarowy zyskał aprobatę władz, a przez tysiące usłużnych stał się modny i pożądany.
Dlatego Urban mógł wówczas zrobić taką karierę, której ekonomiczna strona trwa do dzisiaj.
I od tego czasu zaczęło się rozprzestrzeniać w debacie publicznej chamstwo, cynizm i ordynarny język.
Lecz głownie dlatego, że zapanowała aprobata społeczna, a nawet poklask dla takiej postawy.
W chwili obecnej najbliższym kontynuatorem urbanowej i skatologiczno - koszarowej mowy, z seksistowskimi bonmotami jest pRezydent Komorowski.
On właśnie ma taki (ulubione słówko na blogu) mindset, czyniący go (potencjalnym?) zagorzałym czytelnikiem Nie.
A jak wielu świadomie czy nieświadomie podpina się pod urbanową retorykę, świadczą te wszystkie "dożynania watah", "zabić i obedrzeć ze skóry", "jaki prezydent taki zamach", "dyplomatołki" i wiele, wiele innych.
I widzę, jak ten stary, obleśny satyr siedzi w swojej wielkiej posiadłości i zaciera ręce, że tak mocno przysłużył się do stworzenia nowej kultury i nowego Polaka, co to bez skrępowania będzie sikał na grób.
Siegnelismy kolejnego dna. Ile tych den jeszcze pod nami?
OdpowiedzUsuń@Tadeusz1965
OdpowiedzUsuńIle tych den?
Obejrzyj film A.Kurosawy "Dodes'ka-den".
Takie tam automatyczne skojarzenie z czasów czubaszkowej świetności. A został jej się tylko ryj.
Ale film jest świetny, rzekłbym proroczy.
@Ginewra
OdpowiedzUsuńNajkrócej rzecz ujmując, nienawiść oficjalnie potwierdzona jako dowód dobrego gustu i towarzyskiego obycia. Mam nadzieję, że ktoś to kiedyś opisze.
@Marylka
OdpowiedzUsuńNie jestem pewna, czy to była reguła. Ale owszem, wiem, kto to był REM.
@Marylka
OdpowiedzUsuńOn był rzecznikiem rządu, a więc często relacjonował zamiary rządu.
Dziś nie jest niczyim rzecznikiem. Jest nikim. On tu jest bez znaczenia. To co się dzieje dziś to to, że on dostał swoją szansę nie dzięki sobie, ale dzięki tym, których przez lata wychował. A więc to co mnie martwi, to publiczne przyzwolenie na to co on robi. I publiczne przyzwolenie na to co w ogóle niektórzy robią.
@jazgdyni
OdpowiedzUsuńWłaśnie tak. Dokładnie tak samo jak dziś, jeśli idzie o Smoleńsk, naszym problemem nie są Rosjanie, tak samo tu, nie dajmy się zmylić i nie rozmawiajmy o Urbanie.
@orjan
OdpowiedzUsuńCo tu wszyscy o tej Czubaszek? Ona też się w tej ankiecie wypowiedziała?
@Toyah
OdpowiedzUsuńCzubaszkowa jest stałym uczestnikiem i, że tak powiem podporą, obciachowego gniota tefałenu, pod pretensjonalnym tytułem Śniadanie Mistrzów.
I tam ostatnio pozwoliła sobie na antenie obiecać Beacie Kempie nakładzenie po ryju.
"Po ryju" jest dosłownie, kontekst też, a reszta może być nieco inna. Nie pamiętam.
@jazgdyni
OdpowiedzUsuńTo akurat wiem. Byłem tylko ciekaw, jaki ona ma związek z tym o czym dziś napisałem? A więc z publiczną ankietą na temat śmierci dla Jarosława Kaczyńskiego.
@ Toyah
OdpowiedzUsuńNie wiem. Tak jakoś się podczepiła.
Pasuje do Urbana? Pasuje do tamtych czasów?
Lub tym ostatnim "po ryju" wpisuje się w twój felieton, bo mówiła też coś takiego, że z tego wynika, iż też najchętniej widziałaby Jarosława w trumnie.
@jazgdyni
OdpowiedzUsuńUrban, Czubaszek i "tamte czasy" mnie nie interesują. O wiele ciekawszy jest dla mnie wybitny rysownik Raczkowski, kiedy z podniesionym czołem, bez śladu wstydu, wręcz z dumą, aż przebiera nogami, by zobaczyć Jarosława Kaczyńskiego, kiedy go układają z grobie "obok bratowej i nieznanego mężczyzny z nogą generała Błasika". To jest temat. A Wy mi coś gadacie o Czubaszek.
Toyahu
OdpowiedzUsuńCzuję, że masz do mnie pretensje o wrzucenie do dyskusji zachowania Czubaszek.
Wydaje mi się, że nie odbiega to tak bardzo od tematu Twojego wpisu, bo obrazuje szersze zjawisko totalnego schamienia tzw. "elit", odrzucenia wszelkich pozorów i nieustannego przekraczania granic naszej kultury, a nawet - powiem górnolotnie - cywilizacji europejskiej.
Jawne życzenie komuś śmierci i przyzwolenie na dawanie "po ryju" w życiu publicznym to jednak - moim zdaniem - zachowania bezprecedensowe i nie spotykane nawet w czasach PRL-u.
I smutne jest to, że tych ludzi nie spotyka żadna anatema środowiskowa, a wprost przeciwnie - uznanie ze strony mediów i sporej części naszego społeczeństwa.
@Toyah
OdpowiedzUsuńPrawdę powiedziawszy to tak za bardzo nie wiem co to była za ankieta i kto w niej wystąpił, życząc smierci drugiemu człowiekowi.
Ciągle wydaje mi się, że my nie przekraczamy cienkiej granicy między gniewem i nienawiścią.
Przynajmniej ja mało nienawiści zaobserwowałem po naszej stronie.
Gniewu owszem i słusznie jest dużo u nas. Ale trzeba naprawdę nienawidzić, aby chcieć śmierci kogokolwiek.
Jezus potrafił się rozgniewać, jak tam w świątyni, ale nigdy nikogo nienawidził.
@Ginewra
OdpowiedzUsuńNie mam do Ciebie pretensji. Uważam wręcz, że nic nie zaszkodzi, jeśli będziemy tu wspominać kolejno wszystkich mniej lub bardziej zasłużonych dla tego, co dziś tak bardzo nas boli. Ja się tylko martwię mechanizmem, który powoduje, że tak naprawdę ożywiamy się dopiero na dźwięk pewnych nazwisk. Lub w ogóle nazwisk. Że o wiele bardziej poruszają nas nazwiska, niż zjawiska.
Ja napisałem ten tekst, ponieważ bylem okropnie poruszony sytuacją, kiedy to całkowicie publicznie i oficjalnie urządza się rytualny mord na jednym z nas... i nagle okazuje się, że to nie jest żaden problem. Że tak można. Że to jest nowy, jak najbardziej oficjalny styl.
O Urbanie wspomniałem wyłącznie ze względów technicznych. Chciałem nawet uniknąć wymieniania jego nazwiska i tytułu jego tygodnika, ale się nie dało. I nagle się okazało, że to on stał się hitem.
Tyle dobrze, że nikt nie wspomniał o Michniku, bo to już by był koniec.
@jazgdyni
OdpowiedzUsuńSobie wyguglaj, to będziesz wiedział. Ja na przykład tak zrobiłem.
@jazgdyni
OdpowiedzUsuńTak, zgadzam się, nie przekraczamy tej granicy (w przeciwieństwie do nich). ,,Gniewamy się, ale nie grzeszymy.". Jest w nas oburznie na Zło, które czynią i pragnienie odsunięcia ich od władzy (jako sposób zaradzeniu temu Złu), ale nie pragnienie ich śmierci.
No, więc z tą Czubaszek, z Urbanem, czy z Michnikiem jest w sumie ten sam patent: osoba niewątpliwie zdolna pod fałszywą flagą dostała się w krąg popularności i stała się kulturotwórcza i opiniodawcza. W pewnych środowiskach stała się gwiazdą.
OdpowiedzUsuńTu zaznaczę, że ja jestem wystarczająco stary, żeby pamiętać okres autentycznej popularności nawet samego Urbana, gdy - wydawało się - był tylko dziennikarzem z predylekcją do satyry dobrze wtedy odbieranej.
Z Czubaszkową było podobnie. Jej poczucie humoru i przewrotne skojarzenia dały jej wówczas znaczącą pozycję, z której korzysta do dzisiaj.
Gdybym miał szukać wspólnego mianownika, to wcale nie był nim szczególny rodzaj jajcarstwa. W przypadku wszystkich im podobnych, to był już efekt, a nie przyczyna.
Przyczynę przytomnie rozpracował Rymkiewicz, który wskazał na moc finalnej demoralizacji zawartą w gombrowiczowaciźnie. To ona przysposabia tutaj do płynięcia z prądem, byle na wierzchu i na cudzy koszt.
Pod tym względem, z Urbanem jest tylko o tyle inaczej, że on chyba jest samoukiem, albo jest z całkiem innej szkoły. W każdym razie, gombrowiczowatości nie były mu potrzebne. W tym sensie jest wyjątkiem, co nie zmienia, że jest, kim jest.
Komuna nieco przeszkadzała w takim płynięciu, więc w.w. manifestowali za pomocą perskiego oczka.
Kaczyńscy zaś naprawdę stanęli w poprzek tego nurtu demoralizacji, więc ci poszli w biessmiertnyj boj.
Wot on, priakljatyj PiS. Za tą granicą nie ma hamulców.
@orjan
OdpowiedzUsuńo - to,to!
No znowu masz rację. Musisz być starszy ode mnie.