Pod
wczorajszym tekstem, Czytelnik zapytał mnie o jakiś dawny tekst, a ja mu dość
impertynencko odpowiedziałem, że w tym zalewie kilku tysięcy notek jest mi
bardzo ciężko znaleźć tę jedną. Ogarnięty wyrzutami sumienia, postanowiłem jej jednak
poszukać, i choć nic z tego nie wyszło, to trafiłem na inną, moim zdaniem, wartą
przypomnienia refleksję i postanowiłem, że ramach konsekwentnego stronienia od zawartości
mózgów Rafała Trzaskowskiego i jego partyjnych kolegów, znów cofnę się w
przeszłość, choć jak to zwykle, z lekkimi modyfikacjami.
Mam nadzieję, choć już niestety nie
wiarę, że wszyscy z nas słyszeliśmy i zapamiętaliśmy informację o tym, jak to
już niemal dwa tygodnie temu najpierw zniknął z radarów, a następnie zniknął w
ogóle samolot Malezyjskich Linii Lotniczych z 239 osobami na pokładzie. Mam
nadzieję, choć wciąż nie wiarę, że mimo tak strasznie egzotycznie brzmiących
nazw, jak Malezja, Pekin, czy Kuala Lumpur, zwróciliśmy uwagę na ten szczegół,
jak to ów samolot wystartował z Kuala Lumpur do Pekinu i po godzinie wszyscy
ludzie, którzy nim lecieli najprawdopodobniej zginęli. Ktoś spyta, dlaczego
brakuje mi tej wiary. Otóż właśnie przez tę egzotykę. W końcu, nie oszukujmy
się – cóż nas interesuje jakieś Kuala Lumpur, czy nawet Malezja, choćby i z 239
ludźmi na pokładzie, jeśli ci ludzie w większości wyglądają równie egzotycznie,
jak egzotycznie brzmi nazwa Kuala Lumpur?
A zatem wiary mi brakuje, natomiast mam
nadzieję, bo gdyby się miało okazać, że nasza europejskość doprowadziła nas do
tego stanu, że niekiedy bez najmniejszego wysiłku potrafimy o 239 – a tak
naprawdę znacznie, znacznie więcej – ludzkich tragedii myśleć w tych samych
kategoriach, co w wypadku kolejnej wojny gdzieś w Afryce, to z nami jest
zdecydowanie nie najlepiej. Skąd u mnie te obawy? Otóż one się biorą z prostej
obserwacji. Ja akurat miałem okazję parokrotnie ostatnio rozmawiać z różnymi
ludźmi na temat tego zniknięcia i nie mogłem nie zauważyć, jak ono robiło
wrażenie do momentu, gdy się nie zaczęły pojawiać owe dziwnie brzmiące nazwy.
Ale nie chodzi tylko o zwykłe reakcje zwykłych ludzi. Przecież ja doskonale
widzę, jak ta sprawa jest relacjonowana przez nasze media, a widząc to nie
potrafię się nie zastanawiać, jak inaczej wyglądałyby te relacje, gdyby ten
samolot nie wiózł 239, ale choćby tylko stu takich samych ludzi, tyle że
Belgów, Hiszpanów, Szwedów, Holendrów, czy Francuzów.
Przesadzam? Akurat! Oto parę dni temu
przeczytałem gdzieś na blogach, że paru dziennikarzy Radia Zet zwróciło się do
słuchaczy, by w odpowiedzi na pytanie „Co się stało z samolotem?” słali do
redakcji swoje propozycje. No i wtedy się zaczęło. Ktoś zaproponował, że
samolot walnął w kupę kartonów, ktoś inny, że podobno leży gdzieś w Smoleńsku,
ktoś jeszcze inny, że uprowadzili go Marsjanie. A więc, widzimy już jak to
działa. Najpierw pada hasło, a w odpowiedzi na hasło natychmiast pojawia się
odzew. A ja znów nie mam najmniejszej wątpliwości, że gdybyśmy nie mieli
samolotu Malezyjskich Linii Lotniczych lecącego z Kuala Lumpur do Pekinu, ale
któryś z lotów British Airways, czy Lufthansy z Rzymu do Oslo, ani ci
śmieszkowie z Radia Zet by nie wpadli na ten swój niesłychanie zabawny pomysł,
ani też słuchacze tego dziwnego radia by się tu z takim zaangażowaniem nie
udzielali. A gdyby jednak do czegoś takiego doszło, to musiałaby interweniować
Rada Etyki Mediów, a kto wie czy nie ktoś stojący jeszcze wyżej. Tu, o ile mi
wiadomo, na jajach się zaczęło i skończyło.
Wielokrotnie się zastanawiałem, skąd się
ten rodzaj braku wrażliwości u nas bierze. Pamiętam wciąż, jak kilka lat temu
mieliśmy katastrofę autokaru z pielgrzymami gdzieś we Francji i na Onecie
pojawiła się cała kupa komentarzy nawet nie próbujących ukrywać tego
rozbawienia, jakie ogarnęło ich autorów na wieść o tym, ze banda moherów spadła
na mordę do jakiejś przepaści. No ale tam przynajmniej jednak widać było to
zaangażowanie. Chore, bo chore, motywowane znaną nam wszystkich bezinteresowną
nienawiścią, ale jednak przyznać trzeba, że internauci się autentycznie sprawą
zainteresowali. Tu jednak nawet nie mamy do czynienia z nienawiścią. To jest
zwykła obojętność wynikająca z tego, że przed nami stają ludzie, którzy, jako
kompletnie obcy, nas ani ziębią ani parzą. To jest trochę podobna sytuacja do
tej, z jaką mieliśmy do czynienia po budowlanej katastrofie w Bangladeszu.
Oczywiście, jak pamiętamy, wtedy media we współpracy z międzynarodowym
przemysłem tekstylnym sprawę skutecznie ocenzurowały, ale nam też jakoś nie
bardzo się chciało pochylać nad tymi Bengalczykami, czy jak to się na nich tam
mówi. Nawet jeśli ich było aż ponad tysiąc.
Otóż moim
zdaniem tu mieliśmy do czynienia z tym prostym przekonaniem, że nawet jeśli oni
mają dzieci i braci i rodziców, to te ich związki z pewnością nie są tak silne,
jak u nas. To już nawet Rosjanie, jak kiedyś śpiewał ten głupek Sting, mają
dzieci, ale tamci chyba jednak nie koniecznie. Prawda?
SUPLEMENT
Powyższy
tekst kończył się oryginalnie następnymi słowami:
„O
katastrofie w Bangladeszu dowiedziałem się ze wspominanego tu już parokrotnie,
nie tylko dlatego, że jego właścicielem jest właściciel ukochanego klubu
piłkarskiego mojej córki FC Liverpool, portalu boston.com/bigpicture, ale przez to, że
to stamtąd właśnie, poza blogami, czerpię wszelkie informacje o świecie, a
niekiedy nawet i o Polsce. To ze zdjęć opublikowanych w boston.com, kiedy wszystkie
media solidarnie nabrały wody w usta, dowiedziałem się, że w Bangladeszu runął
tamten budynek. Dziś też właśnie na boston.com znalazłem serię zdjęć
pokazujących kto ma dzieci, i dla kogo i co ten fakt może oznaczać. Rzućmy
proszę okiem. I spróbujmy pomyśleć sobie, jak bardzo te nasze światy są od
siebie daleko”.
Jak się
okazuje przez te wszystkie lata zdjęcia te zostały usunięte z portalu, a więc
też zniknęły z naszego blogu. W pewnym sensie jednak myślę, że to dobrze. Otóż
owe fotografie przedstawiały bardzo wzruszające portrety matek z dziećmi, a pisząc
„wzruszające” mam na myśli to, że nawet jeśli kiedyś było inaczej, to dziś może
owe wzruszenia nie są już chyba rozłożone aż tak demokratycznie. Dziś widok
matki z dzieckiem może wywoływać niewiele więcej ponad wzruszenie ramion. To już
bardziej wzruszają nas obrazki ze świata zwierząt. A zatem, proszę uprzejmie,
oto wspomniana na początku modyfikacja specjalnie dla wschodzących pokoleń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.