piątek, 14 maja 2021

Dlaczego postanowiono zamknąć usta Zycie Gilowskiej?

 

       W kwestii dziennikarza Mazurka mam bardzo duży problem, związany z tym że z jednej strony przed laty bardzo lubiłem czytać jego rozmowy w „Rzeczpospolitej”, a dziś najczęściej dużą przyjemność sprawia mi słuchanie podobnych rozmów, tym razem prowadzonych w stacji RMF, z drugiej natomiast, są chwile, kiedy on jest nadzwyczaj irytujący – by nie powiedzieć wyjątkowo mało inteligentny – i daję słowo, że zupełnie niezależnie od tego, czy jego rozmówcą jest ktoś z Platformy czy z PiS-u. Mimo to, nie marudzę, a już z całą pewnością nie przyłączam się do hejtu, jaki na niego spada z jednej czy z drugiej obrażonej strony. Wiem bowiem, że sytuacja gdzie człowiek okazuje się mieć, choćby nie wiadomo jak wybitny, to jednak tylko jeden talent, zdarza się na świecie nader często.

        Jakimś dziwnym jednak przypadkiem trafiłem na rozmowę jaką ów Mazurek przeprowadził z rzecznikiem Prawa i Sprawiedliwości, Radosławem Foglem, jeszcze w grudniu zeszłego roku i pomyślałem sobie, że są pewne granice, których nawet ktoś z jednym tylko talentem przekraczać nie ma prawa. Bez zbędnych wstępów tłumaczę. Otóż z rozmowy, która trwa niemal pół godziny Mazurek postanowił poświęcić około jedną trzecią na to, by wydusić od Fogla wyznanie, że gdy chodzi o wykupienie przez Orlen od Niemców polskiej prasy regionalnej, nie stanowiło to posunięcia biznesowego, lecz czysto polityczne. Czy ja mam pretensje o to, że takie pytanie w ogóle padło? Ależ skąd! W końcu każdy normalnie myślący, a zainteresowany sprawą człowiek wie, że i jedno i drugie. Owa inwestycja przyniesie korzyści zarówno rządzonej przez PiS Polsce, jak i samej firmie, a jeśli uznał Mazurek że warto Fogla o to zaczepić, to niech mu będzie. Fogiel oczywiście odpowie, że polityka nie ma tu nic do rzeczy, Mazurek na to powie, że wszyscy wiemy że to nieprawda i przejdzie do kolejnego tematu. Tymczasem ten bałwan uznał, że nie zaszkodzi Fogla przez kolejne  10 minut bez sensu dociskać, tak jakby wierzył, że w końcu ten – przypominam że rzecznik prasowy partii – przyzna, że no dobrze, chodziło o to żeby Prawo i Sprawiedliwość odebrało tej bandzie oszustów lokalne media i pomogło sobie w kolejnych wyborach. No więc dociska i pyta Fogla, ile on zarabia, a gdy ten mu udziela szczerej odpowiedzi, Mazurek ripostuje:

To jest stanowczo za mało jak na te bzdury które musi pan publicznie wygadywać i bronić tego własnym imieniem i nazwiskiem. Ludzie mogą zmieniać pracę i ja za takie pieniądze takich rzeczy bym nie wygadywał... w ogóle takich rzeczy bym nie opowiadał”.

      A ja tu mam dwie uwagi. Pierwsza, związana z tym co już wspomniałem wcześniej, a mianowicie tym że trzeba mieć coś z głową, by oczekiwać od rzecznika nie tylko rządzącej partii, ale w ogóle rzecznika czegokolwiek, że ten nagle powie coś od siebie. Druga jednak jest znacznie poważniejsza i stanowiąca faktyczny powód, dla którego dzisiejszy tekst w ogóle powstaje. Rzecz w tym mianowicie, że sytuacja gdzie Robert Mazurek, jeden z prominentnych dziennikarzy III RP, którego zawodowy, ale też życiowy los, zależy od tego jak długo mu się uda nie dać wypchnąć z miejsca w którym się szczęśliwie znalazł, i to z całą pewnością nie tylko dzięki wspomnianemu wcześniej talentowi, nagle zaczyna zadzierać nosa i pouczać kogokolwiek na temat osobistej godności, jednocześnie stawiając siebie jako przykład, przekracza wszelkie granice.

       Oto staje Mazurek przed Radosławem Foglem, człowiekiem, który, jak mi wiadomo, wyłącznie dzięki swoim wielu talentom, osiągnął publiczny sukces, i oświadcza że on, niezależnie od tego, ile by mu płacono, aż tak skurwić, by zostać czyimkolwiek rzecznikiem, by się nie dał. Mazurek!!!

       Skoro jednak stało się jak się stało, nie pozostaje mi nic innego jak opowiedzieć o czymś, co dotychczas planowałem trzymać dla siebie. Otóż było tak, że kiedy postanowiłem opublikować swoją korespondencję ze śp. Zytą Gilowską, wysłałem wszystkie te maile do męża Pani Profesor, pana Andrzeja Gilowskiego, poprosiłem go o zgodę na publikację, a on mnie z kolei poprosił bym tego nie robił. Jakie były wszystkie powody owej decyzji, tego nie wiem, natomiast ten który on mi przedstawił wskazywał na jeden z tych listów, ten mianowicie:

A teraz opowiem Panu anegdotkę. W MF zastałam w charakterze rzecznika prasowego bezczelnego młodziana bez wykształcenia i manier, przyjętego przez moją poprzedniczkę (‘to brat Roberta Mazurka’) w skład tzw. gabinetu politycznego, co niebywale ułatwiło szybkie rozstanie, ponieważ owe gabinety rozwiązują się automatycznie wraz ze zmianą osoby ministra. Otóż ten młodzian najpierw wpakował mnie na ‘minę’ (miał dużo mniej wyczucia ode mnie) a potem nawet mnie straszył i groził mi jakimiś bliżej nieokreślonymi retorsjami. Smarkacz groził wicepremierowi przy świadkach i mimo to (sic!) jeden z ministrów przyjął go na trochę do swojego działu prasowego, a potem wylądował u Wildsteina w TVP na jakieś pół roku. Kiedy Wildstein odchodził z TVP, to tym chłopakom (między innymi owemu ‘bratu’) zapewnił kolosalne odprawy jako kompensatę utraconych zarobków, ponieważ byli to ‘specjaliści rynkowi’. Wówczas poprosiłam Mariusza Kamińskiego (CBA) na rozmowę i zapewniłam Go, że to nie żadni fachowcy, a przykładowo ‘ten mój’ to zwykły miglanc i dyletant, więc ofiarowanie mu pół miliona złotych (500 000 zł) odprawy z państwowej firmy jest złodziejstwem. Dałam to na piśmie - na papierze Ministra Finansów -skierowanym do Szefa CBA.  Mariusz Kamiński chyba nie zdążył nic z tym zrobić, ale jego następca z całą pewnością ten papier znalazł (wcale się nie ukrywałam) i po-pokazywał. I co? I nico. I to jest obrazek z doliny nicości, prawda?

       O co poszło. Otóż dni kiedy rozmawialiśmy, były świadkiem dwóch innych wydarzeń. Pierwsze to to, że syn państwa Gilowskich miał plan powołania do życia Fundacji im. Zyty Gilowskiej i liczył bardzo na to, że patronat nad tym projektem zgodzi się objąć prezydent Duda, było nie było człowiek osobiście obecny na pogrzebie Pani Profesor. Drugie było takie, że oto właśnie bardzo ważny order z rąk Prezydenta otrzymał Bronisław Wildstein. Jedno i drugie sprawiło, że syn Zyty Gilowskiej wystraszył się, że jeśli historia opowiedziana przez jego mamę znajdzie światło dzienne, z projektu wyjdą nici. Trochę o tym z panem Gilowskim porozmawialiśmy, nie zajęło mi jednak zbyt dużo czasu by go przekonać, że sam fakt że na pogrzebie jego zmarłej żony stawili się karnie Prezydent, Premier i Prezes, to Ona od tego momentu jest nietykalna, i to niezależnie od tego jak skorumpowana się okaże nasza klasa polityczna. Jej pamięć pozostanie idealnie nieskazitelna. No i pan Gilowski się zgodził, książka się ukazała, a z tego co zdążyłem zauważyć, Fundacja im. Zyty Gilowskiej nie powstała. Mało tego. Wygląda na to, że owe listy sprawiły, że nie wydarzyło się wiele innych rzeczy, które zdarzyć się powinny, w tym i to, że owa książka, jako taka, powinna się stać ogólnopolska sensacją, a dziś jest sprzedana do ostatniego egzemplarza i nie ma najmniejszych szans na jej wznowienie.

         Ktoś zapyta, dlaczego ja uznałem, że gra jest warta świeczki, podczas gdy ową świeczką jest ujawnianie było nie było swego rodzaju tajemnic. Czy reputacja Roberta Mazurka jest warta tego, co Andrzej Gilowski wstępnie planował zachować wyłącznie dla siebie? Pewności nie mam, ale mam za to bardzo mocne przekonanie, że ujawnienie tych mechanizmów pozwoli nam zorientować się w systemie, jaki nas oplata z każdej strony zarówno dziś, jak i chyba już na zawsze. I słowo daję, że ten bałwan Mazurek, jeden i drugi, jest tu najmniej istotny.

      


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...