poniedziałek, 10 maja 2021

O kłamstwie na służbie postępu

 

Gdy chodzi o mnie, to ja wciąż żyję omawianym tu już ledwie co wystąpieniem Rafała Trzaskowskiego w kwestii jego zasług na polu walki z pandemią koronawirusa. Rzecz w tym, że moim zdaniem, to co on w swej bezdennej głupocie uczynił, stanowi dla nas wszystkich znakomitą sposobność do tego, by owego dziwnego człowieka usunąć raz na zawsze z powierzchni politycznej sceny, byle byśmy tylko zechcieli zastosować już  od dawna znaną i jak najbardziej sprawdzoną metodę wdeptywania w ziemię przeciwnika; swoją drogą metodę wymyśloną i wprowadzoną do użytku przez macierzystą partię rzeczonego Trzaskowskiego. By pokazać na czym owa metoda konkretnie polega, pragnę przypomnieć swój dawny już bardzo, bo jeszcze z roku 2011 tekst, dotyczący kompletnie innej sprawy, ale jakże wciąż bliskiej. Bardzo proszę

 

 

 

       Ponieważ atmosfera weekendu wpływa na nas otępiająco, w pewnym momencie nasz pobyt przed telewizorem przybrał wymiar ekstremalny. A mówiąc ekstremalny, nie mam na myśli ani programu „Babilon”, ani nawet Zbigniewa Hołdysa na śniadaniu u swoich kolegów mistrzów, lecz zupełnie inną stację i zupełnie inny program. Program o tym, jak się odtuczyć o 100 kilogramów w 12 miesięcy, i jak się ubierać, żeby było ładnie, a nie paskudnie. W pewnym momencie pojawiła się kobieta przedstawiona jako strażak, a informacja była taka, że ponieważ ona zawsze marzyła o tym, by być supermanem, nie dość, że ubiera się jak mężczyzna, to jak mężczyzna, któremu nie zależy na wyglądzie. Ona wprawdzie mówiła, że tak jak jest, jest dobrze, a styl, który ona dla siebie wybrała, pozwala jej czuć się ze sobą wygodnie, jednak specjaliści od prezencji powiedzieli, że tak dalej być nie może. Zwłaszcza gdy ona czasami, kiedy idzie gdzieś wieczorem, zakłada na siebie kobiece ciuchy, w których niestety wygląda „jak kelnerka”. Właśnie tak. „Jak kelnerka”.

       Żeby udowodnić, że jest tak jak to zostało określone, pokazano zdjęcie tej pani w jakiejś sukience i poinformowano nas, że to jest ów ohydny strój kelnerki. Otóż ja się na strojach nie znam i, szczerze powiedziawszy, o ile nie mam przed sobą wspomnianego już Zbigniewa Hołdysa, nie bardzo się tym wymiarem rzeczywistości przejmuję, natomiast kwestia kelnerska mnie tu bardzo zainteresowała. A to z tego mianowicie powodu, że sobie pomyślałem, że gdyby ta pani była na przykład posłem Platformy Obywatelskiej i któryś z posłów PiS-u powiedział, że ona wygląda jak kelnerka, to z tego zrobiłoby się takie piekło, że 9 października nie trzeba by było nawet organizować wyborów do Sejmu, bo ich wynik zostałby ustalony w drodze aklamacji. I to piekło absolutnie nie w obronie tej pani, lecz w obronie kelnerek i kelnerów, którzy właśnie zostały publicznie obrażone. Jestem absolutnie pewien, że już na drugi dzień na Facebooku pojawiłaby się nowa grupa zatytułowana „Jestem kelnerem”, która w ciągu zaledwie paru godzin zarejestrowałaby 100 tys. odwiedzin, a cały kolejny tydzień wypełniłby się demonstracjami kipiących oburzeniem osób przebranych za kelnerów. Donald Tusk na specjalnej konferencji prasowej oświadczyłby, że on zawsze marzył by być kelnerem i jeszcze jako student historii podczas każdych wakacji pracował jako kelner, natomiast telewizja TVN24 dzień w dzień wysyłałaby na ulicę swoich reporterów, by przepytywali ludzi odnośnie szacunku, jaki oni czują do zawodu kelnera.

      Skąd ja to wszystko wiem? Wbrew pozorom, wcale nie przez owo najświeższe doświadczenie w postaci akcji, jaką na doraźne polityczne zamówienie, reżimowe media rozpętały w tak zwanej obronie mieszkańców polskiej wsi. To oczywiście pewne znaczenie miało, choćby z tego względu, że trudno zlekceważyć sytuację, w której formacja kulturowa, która wręcz na swoich sztandarach wypisała pogardę dla wsi i dla jej mieszkańców, ni z tego ni z owego zaczyna się dławić z oburzenia, że ktoś miał czelność w debacie publicznej użyć słowa „chłopi”. Natomiast obserwację propagandowych manewrów Systemu można skutecznie prowadzić od wielu już lat, i to nawet nie na poziomie jednego tylko kraju i środowiska, w taki sposób, by wiedzieć, że numer z obrażaniem, należy do bardzo starego repertuaru kłamców na całym świecie.

       Gdy idzie o starą Polskę, nie bardzo jest o czym mówić, bo tak naprawdę, każda wrogie słowo skierowane pod adresem czy to milicjanta, czy partyjnego urzędnika, obrażało lud pracujący miast i wsi, a zatem nas wszystkich. Oczywiście nikt w tę propagandę nie wierzył, jednak przekaz szedł wciąż ten sam: wróg milicjanta, to wróg Partii, a wróg Partii – to twój wróg. I również ten sam był zawsze cel. By między człowiekiem, a jego wrogiem uruchomić wieczny stan konfliktu. No ale to było dawno. Dziś wrogów wyłapuje się w sposób wybiórczy, zależny od sytuacji. Jarosław Kaczyński, na pytanie, czy podoba mu się pomysł, by można było głosować przez Internet, mówi, że mu się ten pomysł nie podoba, bo jakoś nie wypada, by tak poważny akt, jak wybory realizowany był przy piwku przed monitorem komputera. Natychmiast więc tworzy się obraz Kaczyńskiego, jako kogoś, kto nienawidzi internautów, jako pijaków i zboczeńców. Innym razem Ludwik Dorn wspomina coś o tak zwanych „wykształciuchach”, a więc ludziach, którzy wprawdzie zdobyli jakieś wykształcenie, ale nie bardzo wiedzą, co z tym wykształceniem zrobić. Natychmiast tworzy się obraz nie tylko Dorna, ale i całej reprezentowanej przez niego formacji, jako wroga ludzi wykształconych. Któregoś dnia Lech Kaczyński zwrócił się do jakiegoś agresywnego ulicznika przy pomocy epitetu „dziadu”, i do dziś ten dzień ciąży na jego pamięci, jako dzień, w którym Lech Kaczyński zademonstrował pogardę do prostego, a nie wykluczone, że i biednego, człowieka. Jarosław Kaczyński zasugerował, że nie jest dobrze jeśli dziecko jest wychowane przez ulicę, a nie przez rodziców – natychmiast okazuje się, że jest na odwrót. To ulica i podwórko stanowi wymagany standard. A sam Kaczyński jest pierwszym wrogiem bawiących się na podwórku dzieci. Ten sam Jarosław Kaczyński – w sumie, to bardzo ciekawe, że tylko on jest taki nieostrożny – zapytany o to, dlaczego, chcąc pokazać, jak drogie stało się nasze polskie życie, nie zdecydował się zrobić zakupów w sieci „Biedronka”, lecz wybrał zwykły sklep osiedlowy, odpowiedział, że „Biedronka”, jako oferta najtańsza, byłaby tu mało reprezentatywna, i w jednej chwili stał się wrogiem tanich sklepów i ludzi, którzy tam robią zakupy. Wszyscy pamiętamy bardzo dobrze, jak to nagle wszyscy, na czele z premierem Tuskiem, zaczęli deklarować, że oni na przykład kupują wyłącznie w „Biedronce”. W odróżnieniu od tego podleca – Kaczyńskiego. A tak zwana „sprawa śląska”, kiedy to pierwszy onanista III RP Marcin Meller, a za nim cała reszta wynajętych osobistości, nagle zaczęli deklarować narodowość śląską, tylko po to, by zaprotestować przeciwko słowom Jarosława Kaczyńskiego, określającym politykę na rzecz autonomii Śląska, jako antypolską? Można się już tylko zastanawiać, cóż to takiego się stało, że po swoim słynnym adresie do tych, co stoją tam, gdzie „stało ZOMO”, System nie uruchomił akcji w obronie zomowców pod hasłem „Wszyscy jesteśmy z ZOMO”.

      Wiemy natomiast, dlaczego, kiedy Zbigniew Hołdys określił Jarosława Kaczyńskiego epitetem „chuj”, na Facebooku, nie ruszyła akcja pod tytułem „Jestem chujem”. Dlatego mianowicie, że ten rodzaj zabawy stanowi żywioł Hołdysa właśnie i jego treserów, a nie ludzi normalnych.

       I oto nagle się okazuje, że, podobnie jak w wielu innych sytuacjach, i tu pomysł organizowania społeczeństwa przeciwko wspólnemu wrogowi, nie jest naszym polskim wynalazkiem. Całkiem niedawno mianowicie, dotarła do mnie informacja, że gdzieś w Kanadzie, szef miejscowej policji, zaniepokojony wzrostem motywowanych seksualnie napadów na młode kobiety, zwrócił się do nich z apelem, by spróbowały jednak nie ubierać się jak dziwki, bo w ten sposób prowokują niedobre zachowania u różnego rodzaju zboczeńców. Natychmiastową reakcją na te słowa stał się powszechny protest oburzonych kobiet – i to co w tym najciekawsze, nawet nie koniecznie tych, które bardzo lubią się ubierać jak dziwki, ale wszystkich kobiet z jakiegoś powodu dotkniętych tym apelem – mężczyzn, polityków i najróżniejszego typu społecznych aktywistów, zorganizowany pod hasłem: „Wszyscy jesteśmy kurwami”, a uwidoczniony w postaci demonstracji z udziałem przebranych za owe kurwy obywateli. A ja już tylko mogę się założyć, że ów nieostrożny policjant był politycznie związany z tamtejszą prawicą. Skąd to wiem? Przede wszystkim stąd, że gdyby to był „swój człowiek”, to przede wszystkim, jeśliby on już formułował jakieś apele, to o organizację białych marszów przeciwko przemocy, a najpewniej, wspólnie z paroma kolegami, założyłby jakąś dochodową fundację na rzecz popierania aborcji u ofiar gwałtów. No i, oczywiście, gdyby on był „naszym człowiekiem”, to jego sława nie dotarłaby aż do uszu delegatury Systemu w Polsce w osobie Wojciecha Orlińskiego, który nas o tym kanadyjskim faszyście zechciał poinformować.

       Podobnie zresztą, pies z kulawą nogą by nie usłyszał o niedawnym „skandalicznym ataku na polską wieś”, a nasi prawicowi publicyści nie mieliby szans popisywać się swoim obiektywizmem i umiarkowaniem w ocenach, gdyby słowa o zbaraniałym chłopstwie, z jakiegoś powodu – a przecież, jak wiemy, powodów by się znalazło wiele – wypowiedział taki na przykład Donald Tusk. W końcu mieliśmy okazję tego typu wydarzenia ćwiczyć wielokrotnie, choćby gdy chodzi o starsze panie w moherowych beretach, czy dowodów osobistych naszych babć, i zawsze się okazywało, że w kwestii tworzenia społecznej nienawiści, kierunek jest wciąż ten sam. Bo taka właśnie jest podstawowa metoda prowadzenia antydemokratycznych kampanii wszędzie, od początku świata. Ma ona nawet swoją nazwę: „Dziel i rządź”.

      Zbliżają się wybory i wszyscy mamy nadzieję, że wreszcie uda się nam tak zorganizować, by tę bandę pasożytów odsunąć od władzy. Jednak nie łudźmy się, że wraz z upadkiem tego rządu to całe kłamstwo nagle się skończy. Że stanie się coś co je ostatecznie skompromituje i unicestwi. Ono bowiem jest wieczne, tak jak wieczna jest ludzka zgoda na służenie złu, pod warunkiem, że owo zło wskaże nam wroga. Dziś musimy to zło odsunąć od władzy, ale i tu nie miejmy złudzeń. Ono nawet pozbawione bezpośredniego wpływu, będzie atakowało, i to atakowało jeszcze energiczniej i w sposób jeszcze bardziej przemyślany. I wreszcie dojdzie do tego, że my będziemy stali tu na tej naszej ubitej ziemi, a wokół nas będą się gromadziły coraz to nowe grupy tych, którzy rzekomo powinni się przez nas czuć zagrożeni: inteligencja, wieś, biedota, ludzie zamożni, ludzie wierzący, ateiści, robotnicy, studenci, nauczyciele, Ślązacy, Kaszubi, Górale, a po nich przestępcy, zboczeńcy, stara komuna, nowe służby, byli zomowcy… Każdy będzie mógł zostać ofiarą faszystowskiej prawicy, i w ten sposób dołączyć do sił europejskiego postępu.

       A nam pozostanie, jak zawsze zresztą, stać, pamiętać i uważnie obserwować, co się wokół nas dzieje. Stać wiernie, a jak się da, to iść.

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...