Gdy
chodzi o mnie, to ja wciąż żyję omawianym tu już ledwie co wystąpieniem Rafała
Trzaskowskiego w kwestii jego zasług na polu walki z pandemią koronawirusa.
Rzecz w tym, że moim zdaniem, to co on w swej bezdennej głupocie uczynił,
stanowi dla nas wszystkich znakomitą sposobność do tego, by owego dziwnego
człowieka usunąć raz na zawsze z powierzchni politycznej sceny, byle byśmy
tylko zechcieli zastosować już od dawna
znaną i jak najbardziej sprawdzoną metodę wdeptywania w ziemię przeciwnika; swoją
drogą metodę wymyśloną i wprowadzoną do użytku przez macierzystą partię
rzeczonego Trzaskowskiego. By pokazać na czym owa metoda konkretnie polega,
pragnę przypomnieć swój dawny już bardzo, bo jeszcze z roku 2011 tekst,
dotyczący kompletnie innej sprawy, ale jakże wciąż bliskiej. Bardzo proszę
Ponieważ atmosfera weekendu wpływa na
nas otępiająco, w pewnym momencie nasz pobyt przed telewizorem przybrał wymiar
ekstremalny. A mówiąc ekstremalny, nie mam na myśli ani programu „Babilon”, ani
nawet Zbigniewa Hołdysa na śniadaniu u swoich kolegów mistrzów, lecz zupełnie
inną stację i zupełnie inny program. Program o tym, jak się odtuczyć o 100
kilogramów w 12 miesięcy, i jak się ubierać, żeby było ładnie, a nie paskudnie.
W pewnym momencie pojawiła się kobieta przedstawiona jako strażak, a informacja
była taka, że ponieważ ona zawsze marzyła o tym, by być supermanem, nie dość,
że ubiera się jak mężczyzna, to jak mężczyzna, któremu nie zależy na wyglądzie.
Ona wprawdzie mówiła, że tak jak jest, jest dobrze, a styl, który ona dla
siebie wybrała, pozwala jej czuć się ze sobą wygodnie, jednak specjaliści od
prezencji powiedzieli, że tak dalej być nie może. Zwłaszcza gdy ona czasami,
kiedy idzie gdzieś wieczorem, zakłada na siebie kobiece ciuchy, w których
niestety wygląda „jak kelnerka”. Właśnie tak. „Jak kelnerka”.
Żeby udowodnić, że jest tak jak to
zostało określone, pokazano zdjęcie tej pani w jakiejś sukience i poinformowano
nas, że to jest ów ohydny strój kelnerki. Otóż ja się na strojach nie znam i,
szczerze powiedziawszy, o ile nie mam przed sobą wspomnianego już Zbigniewa
Hołdysa, nie bardzo się tym wymiarem rzeczywistości przejmuję, natomiast
kwestia kelnerska mnie tu bardzo zainteresowała. A to z tego mianowicie powodu,
że sobie pomyślałem, że gdyby ta pani była na przykład posłem Platformy
Obywatelskiej i któryś z posłów PiS-u powiedział, że ona wygląda jak kelnerka,
to z tego zrobiłoby się takie piekło, że 9 października nie trzeba by było
nawet organizować wyborów do Sejmu, bo ich wynik zostałby ustalony w drodze
aklamacji. I to piekło absolutnie nie w obronie tej pani, lecz w obronie
kelnerek i kelnerów, którzy właśnie zostały publicznie obrażone. Jestem
absolutnie pewien, że już na drugi dzień na Facebooku pojawiłaby się nowa grupa
zatytułowana „Jestem kelnerem”, która w ciągu zaledwie paru godzin
zarejestrowałaby 100 tys. odwiedzin, a cały kolejny tydzień wypełniłby się
demonstracjami kipiących oburzeniem osób przebranych za kelnerów. Donald Tusk
na specjalnej konferencji prasowej oświadczyłby, że on zawsze marzył by być
kelnerem i jeszcze jako student historii podczas każdych wakacji pracował jako
kelner, natomiast telewizja TVN24 dzień w dzień wysyłałaby na ulicę swoich
reporterów, by przepytywali ludzi odnośnie szacunku, jaki oni czują do zawodu
kelnera.
Skąd ja to wszystko wiem? Wbrew pozorom,
wcale nie przez owo najświeższe doświadczenie w postaci akcji, jaką na doraźne
polityczne zamówienie, reżimowe media rozpętały w tak zwanej obronie
mieszkańców polskiej wsi. To oczywiście pewne znaczenie miało, choćby z tego
względu, że trudno zlekceważyć sytuację, w której formacja kulturowa, która
wręcz na swoich sztandarach wypisała pogardę dla wsi i dla jej mieszkańców, ni
z tego ni z owego zaczyna się dławić z oburzenia, że ktoś miał czelność w
debacie publicznej użyć słowa „chłopi”. Natomiast obserwację propagandowych
manewrów Systemu można skutecznie prowadzić od wielu już lat, i to nawet nie na
poziomie jednego tylko kraju i środowiska, w taki sposób, by wiedzieć, że numer
z obrażaniem, należy do bardzo starego repertuaru kłamców na całym świecie.
Gdy idzie o starą Polskę, nie bardzo
jest o czym mówić, bo tak naprawdę, każda wrogie słowo skierowane pod adresem
czy to milicjanta, czy partyjnego urzędnika, obrażało lud pracujący miast i
wsi, a zatem nas wszystkich. Oczywiście nikt w tę propagandę nie wierzył,
jednak przekaz szedł wciąż ten sam: wróg milicjanta, to wróg Partii, a wróg
Partii – to twój wróg. I również ten sam był zawsze cel. By między człowiekiem,
a jego wrogiem uruchomić wieczny stan konfliktu. No ale to było dawno. Dziś
wrogów wyłapuje się w sposób wybiórczy, zależny od sytuacji. Jarosław
Kaczyński, na pytanie, czy podoba mu się pomysł, by można było głosować przez
Internet, mówi, że mu się ten pomysł nie podoba, bo jakoś nie wypada, by tak
poważny akt, jak wybory realizowany był przy piwku przed monitorem komputera.
Natychmiast więc tworzy się obraz Kaczyńskiego, jako kogoś, kto nienawidzi
internautów, jako pijaków i zboczeńców. Innym razem Ludwik Dorn wspomina coś o
tak zwanych „wykształciuchach”, a więc ludziach, którzy wprawdzie zdobyli
jakieś wykształcenie, ale nie bardzo wiedzą, co z tym wykształceniem zrobić.
Natychmiast tworzy się obraz nie tylko Dorna, ale i całej reprezentowanej przez
niego formacji, jako wroga ludzi wykształconych. Któregoś dnia Lech Kaczyński
zwrócił się do jakiegoś agresywnego ulicznika przy pomocy epitetu „dziadu”, i
do dziś ten dzień ciąży na jego pamięci, jako dzień, w którym Lech Kaczyński
zademonstrował pogardę do prostego, a nie wykluczone, że i biednego, człowieka.
Jarosław Kaczyński zasugerował, że nie jest dobrze jeśli dziecko jest wychowane
przez ulicę, a nie przez rodziców – natychmiast okazuje się, że jest na odwrót.
To ulica i podwórko stanowi wymagany standard. A sam Kaczyński jest pierwszym
wrogiem bawiących się na podwórku dzieci. Ten sam Jarosław Kaczyński – w sumie,
to bardzo ciekawe, że tylko on jest taki nieostrożny – zapytany o to, dlaczego,
chcąc pokazać, jak drogie stało się nasze polskie życie, nie zdecydował się
zrobić zakupów w sieci „Biedronka”, lecz wybrał zwykły sklep osiedlowy,
odpowiedział, że „Biedronka”, jako oferta najtańsza, byłaby tu mało
reprezentatywna, i w jednej chwili stał się wrogiem tanich sklepów i ludzi,
którzy tam robią zakupy. Wszyscy pamiętamy bardzo dobrze, jak to nagle wszyscy,
na czele z premierem Tuskiem, zaczęli deklarować, że oni na przykład kupują
wyłącznie w „Biedronce”. W odróżnieniu od tego podleca – Kaczyńskiego. A tak
zwana „sprawa śląska”, kiedy to pierwszy onanista III RP Marcin Meller, a za
nim cała reszta wynajętych osobistości, nagle zaczęli deklarować narodowość
śląską, tylko po to, by zaprotestować przeciwko słowom Jarosława Kaczyńskiego,
określającym politykę na rzecz autonomii Śląska, jako antypolską? Można się już
tylko zastanawiać, cóż to takiego się stało, że po swoim słynnym adresie do
tych, co stoją tam, gdzie „stało ZOMO”, System nie uruchomił akcji w obronie
zomowców pod hasłem „Wszyscy jesteśmy z ZOMO”.
Wiemy natomiast, dlaczego, kiedy Zbigniew
Hołdys określił Jarosława Kaczyńskiego epitetem „chuj”, na Facebooku, nie
ruszyła akcja pod tytułem „Jestem chujem”. Dlatego mianowicie, że ten rodzaj
zabawy stanowi żywioł Hołdysa właśnie i jego treserów, a nie ludzi normalnych.
I oto nagle się okazuje, że, podobnie
jak w wielu innych sytuacjach, i tu pomysł organizowania społeczeństwa
przeciwko wspólnemu wrogowi, nie jest naszym polskim wynalazkiem. Całkiem
niedawno mianowicie, dotarła do mnie informacja, że gdzieś w Kanadzie, szef
miejscowej policji, zaniepokojony wzrostem motywowanych seksualnie napadów na
młode kobiety, zwrócił się do nich z apelem, by spróbowały jednak nie ubierać
się jak dziwki, bo w ten sposób prowokują niedobre zachowania u różnego rodzaju
zboczeńców. Natychmiastową reakcją na te słowa stał się powszechny protest
oburzonych kobiet – i to co w tym najciekawsze, nawet nie koniecznie tych,
które bardzo lubią się ubierać jak dziwki, ale wszystkich kobiet z jakiegoś
powodu dotkniętych tym apelem – mężczyzn, polityków i najróżniejszego typu
społecznych aktywistów, zorganizowany pod hasłem: „Wszyscy jesteśmy kurwami”, a
uwidoczniony w postaci demonstracji z udziałem przebranych za owe kurwy
obywateli. A ja już tylko mogę się założyć, że ów nieostrożny policjant był
politycznie związany z tamtejszą prawicą. Skąd to wiem? Przede wszystkim stąd,
że gdyby to był „swój człowiek”, to przede wszystkim, jeśliby on już formułował
jakieś apele, to o organizację białych marszów przeciwko przemocy, a
najpewniej, wspólnie z paroma kolegami, założyłby jakąś dochodową fundację na
rzecz popierania aborcji u ofiar gwałtów. No i, oczywiście, gdyby on był
„naszym człowiekiem”, to jego sława nie dotarłaby aż do uszu delegatury Systemu
w Polsce w osobie Wojciecha Orlińskiego, który nas o tym kanadyjskim faszyście
zechciał poinformować.
Podobnie zresztą, pies z kulawą nogą by
nie usłyszał o niedawnym „skandalicznym ataku na polską wieś”, a nasi prawicowi
publicyści nie mieliby szans popisywać się swoim obiektywizmem i umiarkowaniem
w ocenach, gdyby słowa o zbaraniałym chłopstwie, z jakiegoś powodu – a
przecież, jak wiemy, powodów by się znalazło wiele – wypowiedział taki na
przykład Donald Tusk. W końcu mieliśmy okazję tego typu wydarzenia ćwiczyć
wielokrotnie, choćby gdy chodzi o starsze panie w moherowych beretach, czy dowodów
osobistych naszych babć, i zawsze się okazywało, że w kwestii tworzenia społecznej
nienawiści, kierunek jest wciąż ten sam. Bo taka właśnie jest podstawowa metoda
prowadzenia antydemokratycznych kampanii wszędzie, od początku świata. Ma ona
nawet swoją nazwę: „Dziel i rządź”.
Zbliżają się wybory i wszyscy mamy
nadzieję, że wreszcie uda się nam tak zorganizować, by tę bandę pasożytów
odsunąć od władzy. Jednak nie łudźmy się, że wraz z upadkiem tego rządu to całe
kłamstwo nagle się skończy. Że stanie się coś co je ostatecznie skompromituje i
unicestwi. Ono bowiem jest wieczne, tak jak wieczna jest ludzka zgoda na
służenie złu, pod warunkiem, że owo zło wskaże nam wroga. Dziś musimy to zło
odsunąć od władzy, ale i tu nie miejmy złudzeń. Ono nawet pozbawione
bezpośredniego wpływu, będzie atakowało, i to atakowało jeszcze energiczniej i
w sposób jeszcze bardziej przemyślany. I wreszcie dojdzie do tego, że my
będziemy stali tu na tej naszej ubitej ziemi, a wokół nas będą się gromadziły
coraz to nowe grupy tych, którzy rzekomo powinni się przez nas czuć zagrożeni:
inteligencja, wieś, biedota, ludzie zamożni, ludzie wierzący, ateiści,
robotnicy, studenci, nauczyciele, Ślązacy, Kaszubi, Górale, a po nich
przestępcy, zboczeńcy, stara komuna, nowe służby, byli zomowcy… Każdy będzie
mógł zostać ofiarą faszystowskiej prawicy, i w ten sposób dołączyć do sił
europejskiego postępu.
A nam pozostanie, jak zawsze zresztą,
stać, pamiętać i uważnie obserwować, co się wokół nas dzieje. Stać wiernie, a
jak się da, to iść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.