Obejrzałem niedawno filmik, na którym posłowie Szczerba i Joński próbują porąbać drewniany pieniek i po raz któryś już pomyślałem sobie, że im częściej i z coraz większym przekonaniem, że wcale nie ulegamy
głupiemu złudzeniu, widzimy jak tym razem już chyba na dobre Polska wchodzi na
drogę, z której przez tyle lat była bezlitośnie spychana, tym częściej
przypomina nam się obrazy sprzed lat, które owo spychanie mają potwierdzać. I
pewnie nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby nie wrażenie, że choćby nie wiadomo
ile jeszcze razy wciąż licznym jeszcze niedowiarkom odtworzono dawną wypowiedź
ministra Rostowskiego o pieniądzach, których nie ma i nie będzie, czy skargę
tamtych ludzi opowiadających o tym, jak zniszczono ich zakład pracy i oni teraz
nie mają za co żyć, zawsze się znajdzie ktoś, kto powie, że dla zaradnego nie
ma nic trudnego i nie ma nic gorszego jak pisowskie rozdawnictwo. Myślę, że
nawet gdyby oni zaczęli przypominać tamto dziecko, płacące w miejscowym sklepie
dwa złote czterdzieści groszy za kilogram ziemniaków i dwa jajka, to też by nie
zrobiło na części z nich odpowiedniego wrażenia i wzruszając ramionami
odpowiedzieli, że to nie był system, lecz tzw. koszty rozwoju. A ja w tym
miejscu proponowałbym, by specjaliści od propagandy poszperali gdzieś w
archiwach i odnaleźli serię wypowiedzi Donalda Tuska na temat spawalnictwa.
Nikt nie wie, o czym mówię? Bardzo proszę, oto mój tekst z roku 2012.
Głupio się przyznawać, ale jakoś
przegapiłem niedawną wypowiedź Donalda Tuska, w której to zachęcał on młodych
ludzi, by jeśli chodzą im po głowie jakieś ambitne plany zawodowe, i gdzieś tam
szumi im myśl o robieniu kariery, porzucali te dyrdymały i brali się za co
popadnie, zwłaszcza że podobno akurat jest zapotrzebowanie na spawaczy. Gdybym
chciał z Donaldem Tuskiem wejść w debatę, powiedziałbym mu pewnie, że z tego co
wiem, rynek spawania jest już dość szczelnie obłożony, natomiast podobno w
Coventry poszukują operatorów wózków widłowych, no i w Warszawie niedługo ma
się zwolnić stanowisko premiera, ale gdy chodzi akurat o niego, to jedyne na co
mam ochotę, to kiedy będzie schodził po schodach, zwyczajnie mu podstawić nogę,
i liczyć na pomyślny rozwój wypadków, a poza tym ten akurat temat jest tak
smutny, że nawet ta noga nie gwarantuje choćby minimalnej satysfakcji.
No ale owszem, w końcu dowiedziałem się,
że Donald Tusk każe moim obu córkom i synowi brać się za spawanie. Co więcej,
okazuje się, że jemu ten pomysł strzelił do głowy nie na zasadzie wypadku, ale
on go najwidoczniej teraz będzie się lansował regularnie. Ostatnio powtórzył go
w „Kropce nad i” i to wrażenie było tak mocne, że ja praktycznie do dziś nie
potrafię się z tego wygrzebać. Otóż proszę sobie wyobrazić, że mamy tę Polskę,
te Europę, mamy ten rząd, mamy tę minister Kudrycką, która dba o rozwój tak
zwanego szkolnictwa wyższego, mamy w tej chwili już chyba tysiące wyższych
uczelni, na których studiują grube miliony maturzystów, mamy te najróżniejsze
kierunki studiów, których liczba i różnorodność zwiększa się w postępie
geometrycznym, mamy wreszcie tę naszą dumę, że Polska staje się krajem ludzi
wykształconych, a na to przychodzi ten piłkarz i mówi: „A spawać już umiecie?”
Mało tego. Oto przed nami stoi magister
historii bez minimalnej choćby zawodowej praktyki, typowy przedstawiciel tak
zwanej klasy próżniaczej, a więc ktoś kto w normalnej sytuacji mógłby
faktycznie już tylko aplikować na stanowisko spawacza właśnie gdzieś u
niemieckiego bauera, i poucza tych wszystkich naiwnie jeszcze liczących na to,
że ta nasza Polska podniesie się z tego błota, że on akurat wie najlepiej, jak
to jest i być bez pracy i pracować, no bo i był nauczycielem, i wykładowcą na
uczelni, a spawaczem jak najbardziej też. I on szczerze ten typ kariery
wszystkim poleca. W końcu mamy kurwa kryzys, nie?
To co mnie jednak w tym wszystkim
porusza szczególnie to fakt, że namawiając moje dzieci do tego, by spróbowały
się przekwalifikować i zapisać na kurs spawacza, on ma jak najbardziej właściwy
ogląd sytuacji. Tak się bowiem składa, że ja w ostatnich tygodniach i
miesiącach odbyłem na temat tak zwanych perspektyw z moimi dziećmi bardzo dużo
rozmów i powiedziałem im mniej więcej to samo. Że prawdopodobnie przyjdzie im w
końcu machnąć ręką na te swoje ambicje i marzenia, wsiąść w samolot i wiać stąd
gdzie pieprz rośnie, i liczyć na to, że ktoś gdzieś ich zechce zatrudnić jak
człowieka, płacąc przy okazji tyle, by gdy przyjdzie weekend mogli sobie gdzieś
pójść i pospędzać czas. Tyle że moje gadanie i ich lęki to są nasze osobiste
sprawy, do których mamy prawo, i na które możemy sobie pozwolić. Jeśli jednak
pojawia się człowiek, który – właśnie przez to, że nie nadawał się do żadnej
pracy, a którego wykształcenie też nie bardzo dawało mu jakikolwiek wybór, a
miał w sobie wystarczająco dużo bezwzględności – postanowił swego czasu zostać
premierem rządu i w ten sposób wziął na siebie nie byle jaką odpowiedzialność,
i dziś informuje ludzi, że nie ma już nic – to znaczy, że mamy do czynienia z
bezczelnością wręcz kosmiczną. A bezczelność ta jest tym większa, że ten tak
zwany premier przedstawia swój raport wręcz z szyderstwem w głosie skierowanym
wobec tych, którzy nie chcą zrozumieć, że odpowiedzialne życie wymaga
elastyczności. I żeby, gdy o tym mowa, brać przykład właśnie z niego, który,
kiedy było ciężko, się nie opierdalał.
Czytam to tu to tam, że Donald Tusk jest
w stanie bliskim obłędu. Że on jest już na krawędzi. A ja się zastanawiam, co
dalej? I jedyne co mi przychodzi do głowy, to to, że on już niedługo ogłosi, że
z punktu widzenia interesów Polski i Europy te 10 procent Polaków mający jakiś
tam fach w ręku tak naprawdę całkowicie wystarczą. Reszcie wystarczyć powinna
umiejętność rachowania i czytania. I w ten sposób jakiś wariat w końcu nie
wytrzyma i mu zrobi jakąś krzywdę, a Angela Merkel, w dowód tradycyjnej
niemieckiej wdzięczności, odznaczy go pośmiertnym medalem za zasługi dla
polityki Rzeszy w stosunku do Państwa i Narodu Polskiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.