Dzisiejsza notka
będzie się składała z dwóch osobnych, choć mocno powiązanych ze sobą części.
Najpierw bowiem przedstawię swój ostatni felieton z „Warszawskiej Gazety”, a po
nim pewną szerszą, dodatkową refleksję, która przed chwilą spadła na mnie jak
grom z jasnego nieba. Bardzo zatem proszę o uwagę.
Na fali histerii
związanej z koronawirusem, pomyślałem sobie, że poza wszystkim tym, o czym wiemy,
sytuacja z jaką mamy do czynienia stworzyła doskonałą okazję dla wszelkich
publicznie działających durniów, by sobie mogli swobodnie poużywać, nie
ryzykując równie publicznej kompromitacji. Ponieważ bowiem ogólnopolskie, ale
również i lokalne media nie znają innego tematu niż ów koronawirus, istnieje
nadzwyczaj duże prawdopodobieństwo, że nie ma takiego idiotyzmu, który
potrafiłby się przebić przez te wszystkie informacje na temat kolejnych zaatakowanych
ośrodków i zrobić na kimkolwiek wrażenie. Mało tego. Nawet ta część
wspomnianego gorszego sortu, który zabiera głos w sprawie epidemii, pozostaje
całkowicie bezkarna wobec potęgi agresji jaka dotknęła Bogu ducha winnych mieszkańców
Ziemi.
Przyznaję, że
nie miałem okazji obejrzeć całości wypowiedzi prof. Radosława Markowskiego, której
ów mędrzec udzielił stacji TVN24, a więc mogę się tylko domyślać, że został on
tam poproszony o ocenę szans wyborczych prezydenta Dudy wobec szalejącego
koronawirusa, a interesujący nas fragment wypowiedzi brzmi następująco:
„Chcę powiedzieć, i proszę mnie dobrze
zrozumieć, ja opisuję, kim jest elektorat Andrzeja Dudy. To są w 70 niemal
procentach ludzie starsi, to są... znaczy odwrotnie – 70 procent ludzi
starszych popiera Andrzeja Dudę. To są...” [w tym momencie dziennikarka
TVN24 uzupełnia myśl Profesora: „ludzie
bezpośrednio zagrożeni”, a Markowski kontynuuje] „Ale optymistyczne jest to, że są poza rynkiem pracy, z podstawowym
wykształceniem i tak dalej, więc są może bardziej odizolowani od innych, ale
jeśli coś się przykrego będzie działo – i to z przykrością stwierdzam – być
może ta niewydolność służby zdrowia ma prawo pierwsza w nich uderzyć”.
Mam nadzieję,
że wszyscy rozumiemy, o czym mowa. Otóż w ramach rozpędzającej się kampanii
wyborczej stacja TVN24 zaprasza do studia zaprzyjaźnionego socjologa, profesora
nauk społecznych w Instytucie Studiów
Politycznych Polskiej Akademii Nauk, człowieka w roku 2011 odznaczonego przez
prezydenta Komorowskiego Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski i prosi
go o naukową analizę szans wyborczych prezydenta Dudy w obliczu epidemii
koronawirusa. Ów uczony profesor, zastrzegając oczywiście, że on akurat nikomu
niczego złego nie życzy, przedstawia odpowiednią socjologiczną prognozę, w
której przepowiada, że znaczna część wyborców Andrzeja Dudy, głównie ludzie
starsi, a więc bardziej zagrożeni atakiem wirusa, mogą przed 10 maja wykitować
i to by otwierało pewne możliwości dla kandydatów opozycji.
Oczywiście, co
już zostało tu wspomniane, jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że zarówno
słowa wypowiedziane przez Markowskiego, jak i sam fakt zwrócenia się do niego o
tego rodzaju wypowiedź przez było nie było poważny ogólnopolski medialny
koncern, ale też to, że owa wypowiedź nie została natychmiast przerwana przez napis
„Przepraszamy za usterki”, zostanie przez opinię publiczna potraktowane
wzruszeniem ramion. Nie widzę jednak powodu, bym i ja tu pozostał na tym
poziomie ogłupienia i nie powiedział głośno i dobitnie, że mam nadzieję, że ten
chiński wirus jednak zacznie w końcu wybierać.
I oto, proszę
sobie wyobrazić, zanim jeszcze odpowiednio wystygła wypowiedź prof.
Markowskiego, w której wyraził nadzieję, że zanim dojdzie do majowego
głosowania, w wyniku epidemii koronawirusa umrze wystarczająco dużo starszych
ludzi, którzy, jak powszechnie wiadomo, w środowisku przez niego reprezentowanym
traktowani są jako podstawowy elektorat Prawa i Sprawiedliwości, by Andrzej
Duda wybory skutecznie przerżnął, jak pojawiło się coś równie szczególnego,
tyle że w sposób jeszcze bardziej podły. Oto w wywiadzie dla Polskiego Radia,
poproszony o komentarz w sprawie wspomnianego kryzysu, prof. Zdzisław
Krasnodębski powiedział:
„Rządy mają obowiązki głównie wobec swoich
obywateli, ale tam, gdzie mogą, to się dzielą. Jak w każdej takiej sytuacji,
występują również zjawiska, które realistycznie oceniając zawsze występują np. ochrona
własnego interesu. (…) W klinikach
niemieckich w Berlinie pokradziono maski, odzież ochronną. W Niemczech, tych
moralnych Niemczech. Wychodzą pewne cechy społeczne. To jest weryfikacja
naszych mitów i zderzenie ich z rzeczywistością. Jest jeszcze jeden taki
aspekt, który ktoś cynicznie mógłby powiedzieć: no cóż, ten wirus jest
niebezpieczny dla osób powyżej lat 60, więc gdyby rzeczywiście nastąpił ten
czarny scenariusz, to nasze społeczeństwa się trochę odmłodzą, prawda?”
I oto, proszę
sobie wyobrazić, na Twitterze pojawił się wpis jakiegoś Grzegorza
Kota, w którym autor zacytował następujący fragment z powyższej wypowiedzi: „No cóż, ten wirus jest niebezpieczny dla
osób powyżej lat 60, więc gdyby rzeczywiście nastąpił ten czarny scenariusz, to
nasze społeczeństwa się trochę odmłodzą, prawda?”, a tym samym sprowokował
tak nieprawdopodobny hejt w stosunku do Krasnodębskiego, że nie ma tu miejsca,
by przytoczyć z niego choćby i najbardziej tłuste obelgi. Mało tego. Mimo że w
międzyczasie, parokrotnie pojawiło się sprostowanie, wraz z odpowiednim zapisem
wspomnianego fragmentu rozmowy z Krasnodębskim, ani autor swojego tweeta nie
usunął, ani też nie zakończyło się obrzucanie bogu ducha winnego profesora
najbardziej ordynarnymi wyzwiskami. Ale i tego mało. Do w perfidny sposób
zmanipulowanej wypowiedzi Krasnodębskiego odnieśli się główni przedstawiciele
obrońców Demokracji oraz Konstytucji, tacy jak Leszek Miller, Wojciech
Sadurski, czy Tomasz Grodzki i go zwyczajnie wdeptali w błoto. Za co? No za to,
że on rzekomo wyraża nadzieję, że koronawirus odmłodzi nasze społeczeństwo stetryczałe społeczeństwo. I
żaden z nich nie dość że nawet się nie zastanowi, że przepisywanie
Krasnodębskiemu tych słów jest kompletnym absurdem nie tylko dlatego, że jak
stwierdził sam prof. Markowski, Krasnodębskiemu staruszkowie są potrzebni jak
suchej ziemi kropla deszczu, i on ich powinien raczej chronić, ale przez to, że on sam
jest już starszym człowiekiem, więc powiedzieć tak zwyczajnie nie mógł.
Wystarczy, że pojawiła się szansa na uderzenie w PiS, a oni się na tę szansę
rzucili z nieprzytomną wręcz energią.
No ale nie w tym
nawet rzecz. Co oni potrafią, to my już od pewnego czasu wiemy aż za dobrze.
Mnie natomiast przejmuje taka oto myśl, że oni właśnie demonstrują swoje święte oburzenie
wypowiedzią, której nie było, natomiast w obliczu wyrażonej przez Radosława
Markowskiego w sposób jak najbardziej poważny i bezpośredni życzenia, by koronawirus wytłukł
znaczącą część elektoratu Andrzeja Dudy, milczą jak zaklęci. Można by było
wręcz powiedzieć, że oni, całkiem prawdopodobnie, po wysłuchaniu Markowskiego
poczuli na plecach przyjemny dreszcz podniecenia. A to by świadczyło o tym, że
zdanie, którym przyszło mi zakończyć swój felieton do „Warszawskiej Gazety”
zyskuje dodatkowy walor.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.