Pisałem już tu o tym nie raz i nie
dwa, ponieważ jednak zbliża się święto Wszystkich Świętych, a wraz nim nieuchronnie
tak zwana Noc Czarownic, z myślą o tych, którzy tamte notki albo przegapili, względnie
o nich zapomnieli, a jednocześnie już się zaczynają rozglądać za jakąś fajną
dynią, jedną z owych notek, w dość zwięzłej edycji, zamieściłem w najnowszej „Warszawskiej
Gazecie”. No i tradycyjnie zamieszczam ten tekst również i tutaj, jak
najbardziej z wyrażoną powyżej myślą.
Nadszedł październik i chociaż do czasu aż
ogarnie nas dyniowe szaleństwo zostało nam jeszcze trochę czasu, to ponieważ,
jak widzę już dziś, tych dyń w okolicy jest z każdą chwilą coraz więcej, w
połowie miesiąca będziemy mieli wybory, a niewykluczone, że po wyborach będą
nas już zajmować inne sprawy, niż to, co wyprawiają nasze dzieci, już dziś
chciałbym czytelnikom „Warszawskiej” przedstawić, z czym oni znów do nas idą.
Oto grubo ponad 2000 lat temu, tereny,
które dziś zamieszkują Brytyjczycy oraz częściowo też Francuzi były
zamieszkiwane przez plemiona celtyckie. Ponieważ czasy były pogańskie, Druidzi,
pełniący tam funkcję kapłanów, czcili Samhaina, boga śmierci, zwyczajowo na
przełomie października i listopada organizowali Święto Samhaina. Celtowie
wierzyli, że w tę właśnie noc Samhain zbiera porozrzucane po okolicy dusze
ludzi zmarłych w ciągu roku i w ramach pokuty zamienia je w zwierzęta. To przez
to też, panowało przekonanie, że podczas nocy Samhaina wszelkiego rodzaju
gnomy, skrzaty i tym podobne krążą po świecie, no i należy się bać.
Jednocześnie, przez to, że nadchodził czas chłodu i mroku, ludzie wierzyli, że nadchodzące
dni zwiastują też nadejście hord demonów i czarownic. Aby odstraszyć owe złe
duchy, Celtowie tej nocy rozpalali na wzgórzach ogromne ogniska.
W tym samym czasie, na południu Europy, gdzie oczywiście było głównie ciepło i
jasno, Rzymianie czcili boginię sadów, ogrodów i drzew owocowych, Pomonę.
Wyobrażali ją sobie, jako śliczną dziewczynę, trzymającą w rękach naręcza
owoców, z głową przyozdobioną wieńcem z jabłek, i w specjalnych świątyniach składali
jej dary z owoców, by potem już się tylko bawić.
Kiedy Rzymianie podbili Celtów, przywieźli też ze sobą swoje zwyczaje. Wkrótce,
festiwal Pomony, oraz celtycka Noc Samhaina stopiły się w jedno i powstało z
tego duże dwukulturowe święto.
Widząc co się dzieje, w VIII wieku papież Grzegorz III ogłosił 1 listopada
Dniem Wszystkich Świętych, z taką oto intencją, by chrześcijanie porzucili
pogańskie rytuały i zainteresowali się czymś bardziej sensownym i pożytecznym, jak
choćby oddawaniem czci tym męczennikom za Wiarę, którzy w kalendarzu
liturgicznym nie mieli swojego święta. Wtedy to, w reakcji na ową aktywność
Kościoła, jako zorganizowany kult, pojawiła się magia i czarnoksięstwo, a
wyznawcy nowej religii nadali nocy z 31 października na 1 listopada nazwę Nocy
Czarownic. Wierzyli oni, lub może tylko udawali, że wierzą, że tej nocy Szatan
i jego dwór, w postaci czarownic, demonów i czarodziei schodzą na Ziemię, by
przy pomocy różnego rodzaju bluźnierczych gestów szydzić z Dnia Wszystkich
Świętych.
Do dziś owe dwa pogańskie święta, Noc Samhaina, oraz Noc Czarownic, przetrwały
w znakomitej formie jako All Hallows Evening, skrócony następnie do Hallows
Evening, następnie do Hallows Eve, by wreszcie odnaleźć się w owej niby
zabawie, którą nie tylko nasze dzieci, nazywają „Hallowe’en”.
Nie dajmy się, proszę, zwieść tej dyni.
Nikt już dzisiaj nie rozpamiętuje tego, czym był kiedyś Hallows Eve, a jeśli już, to osoby ostrzegające przed nim. Halloween nie jest niczym innym jak swego rodzaju rozrywką. Można oczywiście uważać to za coś groźnego, podobnie jak horrory z Jackiem Nicholsonem i twórczość formacji Slayer oraz... Nicka Cave'a, ale racjonalne podejście nakazuje przede wszystkim dystans do tego. Inaczej pozostają jedynie msze i modły od rana do wieczora, bo wszystko inne wydaje się już nieco podejrzane.
OdpowiedzUsuńPodobnie jak ty :)
UsuńTo Halloween to jest dobry przykład na dwie kwestie:
OdpowiedzUsuń1. Jak (nie)kultura anglosaska narzucana jest wszystkim, głównie poprzez popkulturę i komercję
2. Coś o czym prawie każdy mówi, a czego istoty ani genezy prawie nikt nie rozumie.
Dziękuję za parę słów na ten temat.