Przed wielu już dziś laty miałem okazję
uczyć pewnego dyrektora pracującego dla sieci Carrefour. Powiedział mi ów
człowiek, że jednym z największych nieszczęść na jakie natrafia sieć, jest to,
że liczba drobnych kradzieży dokonywanych każdego dnia w prowadzonych przez nią
sklepach, w końcowym rozrachunku sprawia, że firma operuje na granicy
opłacalności. Czy z tą opłacalnością było tak jak on mówił, to raczej wątpię,
faktem jest jednak, że ja tych lekcji udzielałem w biurze umieszczonym nad tą
halą, odgrodzoną od kupujących wielką szybą, i przez tę szybę mogliśmy
obserwować bieżący ruch, i mój dyrektor zapewnił mnie, że w momencie, gdy my tu
sobie miło spędzamy czas, któryś z ludzi, których widzimy, coś kradnie, a
odpowiednie systemy najczęściej nie są w stanie nawet tego zauważyć.
Przyznaję, że choć byłem pod
wrażeniem, to nie poczułem szczególnego dreszczu. W końcu, co mnie obchodzi
jakiś Carrefour? Nie podoba im się, niech spieprzają do Francji. Tam z całą
pewnością nikt ich nie będzie okradał. Któregoś dnia jednak rozmawiałem z
dziewczyną z sąsiedniej „Żabki” i powiedziała mi ona, że prawdziwą plagą są nie
tylko ci kupujący, którzy przy okazji zakupów, coś tam sobie lewą ręką ściągną
z półki, ale ci już najbardziej bezczelni, co wejdą do sklepu, zdejmą z półki
zgrzewkę piwa i jak gdyby nigdy nic wyjdą, a ona nie jest w stanie się nawet
ruszyć, bo diabli wiedzą, co oni mają w kieszeni, lub choćby w pięści. No a te
kradzieże idą oczywiście na jej konto, bo jak ona jest w stanie udowodnić, że
to nie ona, lub jej chłopak, to piwo zwędził?
Przypomniało mi się to moje doświadczenie,
gdy wczoraj wszystkie – ich i nasze – poratale poinformowały o nieszczęściu,
jakie spotkało „pana Romana, emeryta ze Szczecina”, który tylko z tego powodu,
że w sklepie „Biedronka” najpierw ściągnął z półki, a następnie zeżarł śliwkę w
czekoladzie, by potem bez płacenia udać się na dalsze zakupy, został skazany
przez sąd na 20 dni prac społecznych. Portal tvn24.pl posunął się wręcz do
tego, by odwiedzić wspomnianego emeryta u niego w domu i nakręcić odpowiedni
reportaż w wersji HD, gdzie ów biedaczek opowiada:
„Byłem
w Kołobrzegu na wypoczynku. W dniu 4 lipca udałem się do sklepu ‘Biedronka’ na
ulicy Tarnowskiego 3, dokonałem tam zakupu kilku produktów, włożyłem te
produkty do koszyka i przechodząc między półkami, odruchowo sięgnąłem po
cukierka, sądziłem że sprawa się zakończyła, tymczasem 11 października
otrzymałem wyrok nakazowy”. I tu stacja pozwala najpierw emerytowi odczytać
całe orzeczenie, a następnie oświadczenie, że ponieważ on nie wyniósł nic poza
sklep, tylko „skonsumował na miejscu”, to zarzut kradzieży jest absurdalny.
W opisie przedstawionym przez portal
sprawa staje się jeszcze bardziej fascynująca:
„Pan
Roman to 69-letni emeryt ze Szczecina. Wcześniej pływał jako marynarz w
Polskiej Żegludze Morskiej. Jak sam mówi – opłynął cały świat. Jednak dopiero w
Polsce spotkała go taka - w jego ocenie - absurdalna sytuacja. W wakacje wybrał
się do Kołobrzegu. Jak relacjonuje, 4 lipca poszedł na zakupy do
samoobsługowego sklepu jednej z sieci marketów. Znajduje się on przy ul.
Tarnowskiego. W trakcie zakupów zauważył śliwki w czekoladzie sprzedawane na
wagę. Jak tłumaczy, odruchowo wziął jednego cukierka i spróbował. Nie
posmakował mu, więc zrezygnował z ich kupna. Po chwili jeden z pracowników
sklepu zwrócił mu uwagę, że to kradzież. Pan Roman uznał to za nadinterpretację
i kontynuował sprawunki”.
Przepraszam bardzo, ale co to się do
ciężkiej cholery dzieje? Ów były marynarz, co „opłynął cały świat” podpieprza z półki w „Biedronce” cukierka,
pracownik sklepu, widząc, co się dzieje, każe mu za tego cukierka zapłacić 40
groszy, na co ten się stawia, bo on go nie ukradł, tylko zeżarł na miejscu, i
wychodzi z godnością, a potem stacja TVN24 robi aferę na cała Polskę, że za
jeden głupi cukierek „Biedronka” ściga jakiegoś marynarza, który opłynął cały
świat.
Powiem zupełnie szczerze, że gdy chodzi o
TVN24, ja jestem gotowy na wszystko i jestem już naprawdę bardzo blisko, by ich
przestać zauważać. Podobnie problem z tym idiotą, który nie dość, że nie
potrafił się opanować przed tym, by zwędzić ze sklepowej półki głupiego
cukierka, to potem nawet nie chciał zapłacić za niego tych głupich 40 groszy,
jest dla nas kompletnie nieinteresujący. Czerwona linia między zidioceniem a
kłamstwem jest naprawdę cienka. To co mnie natomiast bardzo zastanawia, to to że
ów news nie dość że zrobił wrażenie na telewizji TVP Info, która ową wiadomość zdecydowała
się podać na swoim internetowym profilu, to jeszcze sprowokował do działania
nadzorowaną przez Zbigniewa Ziobro prokuraturę, która postanowiła zaskarżyć
wspomniany wyrok na korzyść naszego miłośnika słodyczy. Mam nadzieję, że
wszyscy to widzimy: prokuratura wnioskuje o to, by oskarżonemu odpuścić
wszystkie grzechy. Bo ten nie wyniósł, tylko zjadł na miejscu.
Wszyscy dziś się przejmujemy oczywiście
sytuacją po wyborach, zastanawiamy się, jak się sprawy potoczą zanim przyjdzie
nam wybierać w wyborach prezydenckich. Niektórzy z nas koncentrują się na
sprawach bardziej bieżących, takich jak choćby na wybrykach działaczy LGBT pod
papieskim oknem w Krakowie. Tymczasem tu mamy tego złodziejaszka i potężną
medialną organizację, która angażuje niewyobrażalne siły i środki, by go bronić
przed... no właśnie, przed kim i przed czym? Czyżby przez to całe zamieszanie
nawet oni stracili panowanie nad rzeczywistością, czy może w tym obłędzie jest
jakaś metoda?
Rozdymanie tej sprawy to jakaś propagandowa dywersja. Jej cel, to poniżanie wszystkich dookoła począwszy od owego marynarza, przez pracowników sklepu a na Ziobrze (oby tylko na nim) skończywszy.
OdpowiedzUsuńOpis zdarzenia zawiera wiele przemilczeń. Nie wierzę, aby do wydania nakazu zapłaty doszło bez jakiegoś postępowania już w sklepie ustalającego sprawstwo, personalia sprawcy, adres, itd. Niby skąd sąd wiedział komu i gdzie ten nakaz wysłać?
Słusznie więc piszesz, że istotą zdarzenia nie jest to, że marynarz, że sklep, że śliwka, ale co się zdarzyło w ramach tego ustalania sprawstwa, czyli ZANIM ów emeryt sobie ze sklepu poszedł.
W szczególności nie znając tych faktów, a powinny być utrwalone przez sklep, nie można z góry wyłączyć, iż ów emeryt miał zamiar kupna i wolę zapłaty, a jednak został wmontowany w sytuację złodzieja. Może nawet wmontowany na chama. Nie takie rzeczy zdarzają się klientom po zapleczach sklepów.
Skoro Ziobro zaskarża ten nakaz, to jakieś uzasadnienie zaskarżenia musi być. Ale my go nie znamy. Dlatego odcięcie nas od tych dwóch najistotniejszych informacji (ustalanie sprawstwa w sklepie i przyczyny zaskarżenia nakazu) sprawiają, iż opis medialny nie jest rzetelnym przedstawieniem sprawy, lecz jest umyślnym zmanipulowaniem sensacji z zamiarem poniżenia wszystkiego dookoła.
Ten marynarz z pożartym sklepowym cukierkiem to dziwna sprawa i rozgłos takiej pierdolety też. Wiemy, to co nam napisali, nic ponadto. Nie raz, a nawet z 50 razy zjadłam coś w sklepie, ja i dzieci, butelki i papierki zawsze lądowały w wózku sklepowym i zawsze przy kasie się z tego rozliczałam. Pan marynarz się nieco zapomniał. Mam nadzieję, że pan Ziobro i prokuratorzy wiedzą, co robią. Bo chyba nie mają zamiaru się ośmieszać. Chciałabym, żeby było po Orjanowemu, choć jeszcze nigdy w swoim długim życiu nie miałam zamiaru poczęstować się (jak u cioci na imieninach) w sklepie choćby jednym cukierkiem.
OdpowiedzUsuń@Jola Plucińska
UsuńJa też wiele razy wypijałem jakiś sok, czy zjadałem jakiś baton a w kasie okazywałem butelkę, czy papierek.
Rzecz w tym, że własność towaru sklepowego przechodzi na kupującego z chwilą, gdy go zdejmie z półki z zamiarem kupna, a nie w chwili skasowania zapłaty w kasie. Już z tej przyczyny, ZANIM ów emeryt JESZCZE nie ominął kasy, pracownik sklepu nie powinien był interweniować, bo niby w jakiej sprawie?
Aha, jak powiedziałam, nie znam szczegółów. Z tego, co piszesz, Orjanie, wynika, że trafił się nadgorliwy ochroniarz, albo pan marynarz zaczął niepotrzebnie i zbytnio dyskutować . Mógł ponegocjować, ale wolał ostre starcie. To nigdy nie kończy się dobrze. Wiem coś o tym. Mam przykre doświadczenia z pomilicją. Nauczyli mnie jak grzecznie negocjować mandat. Bo jak grzecznie, to z 500 PLN i 10 pkt schodzą na 300 i 5 pkt. A tak w ogóle, w tej sytuacji, to ja dziękuję mojemu Aniołowi Stróżowi, że w tych ok. 50-ciu moich sklepowych przypadkach nikt mnie nie oskarżył o kradzież. Kiedyś na studiach gadali o mnie piekara-farciara i mam nadzieję, że fart mnie nie ominie, ale będę uczulać wszystkich mi najbliższych, żeby nigdy głodni i spragnieni nie łazili po sklepach.
Usuń@Jola Plucińska
UsuńNo właśnie. Dobrze to podsumowałaś. To jest jakaś sytuacja typu "z igły widły". Ale przy okazji poruszyłaś temat, co się dzieje na styku człowieka z władzą. Może nią być policjant, strażnik miejski, kanar w autobusie, ochroniarz w sklepie, wreszcie każdy, kto trzyma jakiś klucz do jakiegoś (pardon) sracza.
Otóż da się zaobserwować, że w ramach, lub nawet pod pozorem wykonywania swoich obowiązków ludzie tacy umyślnie eskalują konflikt po to, aby go zaostrzyć. Według mnie są nawet do tego szkoleni (skutek uboczny szkoleń) a umiejętność taką podnoszą i wzajemnie konsultują w swojej praktyce.
Po prostu sterroryzowanie obywatela przez zaostrzenie wykonywanych NA NIM (nie w sprawie) czynności obiektywnie ułatwia im pracę. Gdy jeszcze przypadkiem zupa była za słona, to jeszcze im pracę uprzyjemnia.
Prawdziwy problem dopuszczenia do takich zachowań jest w braku właściwego nadzoru a poniekąd w ich preferowaniu przez organy nadzorujące. W tak ujawnionym przełożeni, sądy, itp. niemal zawsze wchodzą w sojusz przeciwko danemu obywatelowi. Czasem nawet wspólnie knują przeciwko niemu. To jest norma. Dlatego, gdy słyszę, że tzw. Ziobro zażądał tutaj rewizji tej sprawy, to jestem ogólnie zadowolony, bo taka perspektywa sprzeciwia się powszechnemu knuciu przeciwko obywatelom.
Wychowując swoje dzieci uparcie tłumaczyłem im, że z krawężnikami i innymi panami władzami nie należy dyskutować, bo są wytrenowani w opisanym wyżej eskalowaniu. Interweniuje taki w błahej sprawie i nagle spadnie mu czapka orzełkiem w błoto, albo zadrapie się o własną pałkę, zaobrazi się panisko, itd. Trzeba wtedy zachować spokój i uprzejmie naciskać na swoje prawa. Uchylić się od jego sztuczek. Jak napisałaś: "grzecznie negocjować mandat" ja dodam, że można go także grzecznie nie przyjąć.
Nasz emeryt chyba był niegrzeczny, bo od jakiejś PO dowiedział się, że ma prawa ale doczekał się ich dopiero u Ziobry. To stanowi świetną puentę.
Orjan, zgadzam się z Tobą 200/100:) Ja tylko raz nie przyjęłam mandatu, dla zasady (tylko stówa). Kosztowało mnie to sporo czasu i pieniędzy. Nie wygrałam. Od tamtej pory ustalam karę na miejscu. Pomilicja poprawia jakość swoich usług. Jak będzie 100/100 przestanę dyskutować i nawet nazwę ich Policją. Ostatnio robili akcję pt. trzeźwy poniedziałek, jak dla mnie betka. Chyba się krzywo uśmiechnęłam, bo zaczęli mnie ostro sprawdzać. No i wyszło 5 dych za brak gaśnicy. I na nic moje gadanie, że jakby coś, to ja spierdzielam a nie gaszę. Oczywiście, że tego samego dnia kupiłam gaśnicę, tylko jeszcze muszę popracować przed lustrem nad moim nieprzyjaznym spojrzeniem, drogie jest, ale może mi się uda nie przepłacić. Na pomilicję, póki co, działa najbardziej hasło: muszę skontaktować się ze swoim adwokatem. Oni się tylko prawników boją. Nie zamierzam zadzierać z MO, ale przy najbliższej okazji uwzględnię ten fakt.
OdpowiedzUsuń@Jola Plucińska
OdpowiedzUsuńDokładnie o tym mówiłem. Oni nie szukali u Ciebie tej gaśnicy, żeby Ciebie uratować od spalenia się, ale żeby coś na Ciebie znaleźć i za tego pomocą Ciebie sterroryzować.
NB, gdy w stanie wojennym SB robiła u mnie przeszukanie, to wcale nie szukali ulotek, itp, ale policzyli klepki w nowym parkiecie (wielka płyta = lentex) i kazali sobie pokazać rachunek zakupu (miałem).
To są stałe fragmenty gry. Ty w tę grę nigdy nie grasz, a oni codziennie graja setki razy. Są więc wytrenowani do poziomu mistrzowskiego. Dlatego podejmowanie gry i to na ich warunkach rozdawania kart jest głupotą nawet dla adwokata z tytułem profesorskim.
Poza tym są wytrenowani w stopniowaniu napięcia, aby w końcu oskarżyć o jakąś obrazę. Jak się uda to o napaść, itd. Mistrzostwo świata polega natomiast na takim prowadzeniu rozmowy półsłówkami, aby delikwent zrozumiał, że pada sugestia odstąpienia od czynności za łapówkę. Daje i jest już ich razem ze swoim (pardon) tyłkiem.
Jedyny sposób to odmawiać podjęcia takiej gry: "niech pan / pani robi, co należy". Przyjmując mandat definitywnie kończy się grę. Odmawiając przyjęcia przenosi się grę do sądu. Jest to korzystne, bo z reguły przychodzący z sądu nakaz zapłaty jest tańszy. Sąd bowiem gra już w inną grę, a mianowicie w szybkie zakończenie własnej procedury sądowej.
PS. Oczywiście, w tych grach sprawiedliwość nie ma nic do rzeczy. Kto się jej twardo domaga, ten rozwija grę i przegrywa.
@Jola Plucińska
OdpowiedzUsuńA poza tym, jak to się mawia w rodzinach kresowych: "dalej niż na Sybir nie ześlą".
@orjan
OdpowiedzUsuńNo popatrz, jaka piękna dyskusja się wywiązała. A mnie tylko chodziło o tego starego komucha - przyjrzyj mu się - który zeżarł cukierek w "Biedronce", a następnie popędził do TVN-u na ratunek.
@toyah
OdpowiedzUsuńTam go wykorzystali, a ujął się za nim dopiero Ziobro.
Pouczająca alegoria.
Wykorzystanie tego emeryta polega na wypreparowaniu i nagłośnieniu samego sensacyjnego momentu, kulminacji tego zdarzenia. Przemilczane zostały najistotniejsze momenty zawarte w postępowaniu ochrony tego sklepu zarzucającej emerytowi kradzież. Dowodem ukrycia tego jest, że przecież emeryt został jakoś wylegitymowany, lub sam zostawił swoje namiary. Dlatego dostał wyrok.
UsuńW toku domniemanego legitymowania musiało dojść do przedstawienia SPORNYCH stanowisk obu stron, nas jednak odcięto od tej informacji. Dlatego
nastąpiło naruszenie naszego prawa do rzetelnego informowania.
Polskie sądy wielokrotnie i stanowczo orzekały, iż zasadniczo działania ochrony sklepu nie są bezprawne, gdy podejrzenie dokonania kradzieży jest realnie prawdopodobne. Ale każde nadużycie uprawnień wobec klienta, w tym podjęcie czynności z zastosowaniem środków niewspółmiernych – czy to wynikające z podjęcia czynności w przypadku rzeczywistego braku dokonania kradzieży, godzi w dobra osobiste klienta i może skutkować odpowiedzialnością sklepu. Jednocześnie sądy stoją na stanowisku, że klient ma prawo oprzeć się stosowaniu środków niewspółmiernych.
Na pewno dane tego emeryta zostały ustalone, lecz nie wiemy jak i co się wtedy działo. Bez tego nie sposób dokonać oceny zdarzenia. Zaoferowano nam tylko tę sensacyjną kulminację, bo medialne hieny lubią poniżać wszystkich dookoła.
Do ustalenia pozostaje związek (zbitka medialna = intencje tego medium) z licznymi przypadkami kradzieży sklepowych w wykonaniu sędziów.
To naprowadza też na pytanie, czy nową przyczyną takich zdarzeń nie są już potrzeby odreagowywania napięć stworzonych przez media. Bo niby skąd sędziowie w takim towarzystwie? A ci mają co odreagowywać.
@orjan
UsuńOtóż mnie się nie podoba, że Ziobro się za nim ujął. Ja nie lubię ludzi, którzy podżerają w sklepach cukierki i uważają, że im wolno, bo są chorzy na raka, a w dodatku byli marynarzami i opłynęli cały świat.
@orjan
OdpowiedzUsuńAleż zwróć uwagę, że w tym wypadku medialne hieny go nie poniżyły. Wręcz go wzięły pod szczególną ochronę. A co do szczegółów, to on wszystko opowiedział przed kamerami. Zrobił zakupy, i kiedy szedł do kasy odruchowo zjadł cukierek. Kiedy poproszono go by za niego zapłacił, powiedział, że nie zapłaci, bo on mu nie smakował. Kompletnie nie rozumiem, dlaczego czy to ochroniarz, czy pani w kasie mieli mu na to powiedzieć: "A to przepraszamy za tę przykrość, tu mamy dla pana rabat na przyszłe zakupy".