Już po opublikowaniu notki o
tym, jak to prawda może popsuć dobrą zabawę, postanowiłem poświęcić kolejny
dzień na to aż temat odpowiednio wybrzmi, a tu okazało się, że stało się coś, co
sprawiło, że zanim on faktycznie zdążył wybrzmieć, sprawę
trzeba będzie kontynuować. W tej sytuacji, zamiast zmienić temat i jednocześnie
nastrój, wypada mi pozostać przy kwestii owej dobrej zabawy.
Jak wiemy, podczas zorganizowanej przez
TVP przedwyborczej debaty, poseł Budka zaprezentował odpowiednio duże
powiększenie aptecznego paragonu, na którym jak byk widniała informacja, że
któremuś z nas pisowskie państwo kazało zapłacić ponad 2 tys. zł. za lek
ratujący życie dziecka, które zawiniło światu tym jedynie, że trzeba mu było
przeszczepić nerkę, czy wątrobę – relacje są różne. Już po chwili okazało się
jednak, że paragon, choć jak najbardziej autentyczny, został wystawiony na coś,
co w ramach państwowej refundacji kosztuje głupie trzy złote, a tu nie dość że
został zakupiony bez wskazań lekarza, to w dodatku w podwójnej ilości,
prawdopodobnie z tego prostego względu, że dwa tysiące robią znacznie lepsze
wrażenie niż tysiąc. Przyznam, że kiedy się o tym dowiedziałem, moja pierwsza
myśl była taka, że w przeddzień debaty sztab wyborczy Koalicji Obywatelskiej wyasygnował
z partyjnej kasy te głupie dwa patyki, kupił to lekarstwo i szybko przekazał
paragon Budce, by ten go odpowiednio wykorzystał, jednak już po chwili okazało
się, że cała ta historia to zwykły fejk. Chore dziecko wprawdzie faktycznie
istnieje, jego troskliwi rodzice również, lekarz wystawiający receptę podobnie,
tyle że w rzeczy samej apteka sprzedała ów lek nie za trzy złote, ale znacznie
więcej. Co więcej, głos w sprawie zabrali kolejno dyrektor szpitala, w którym
leczony jest chłopiec, który wyraził oburzenie, że politycy wykorzystują ciężką
pracę lekarzy do swojej kampanii, matka dziecka, która zaprotestowała przeciwko
wciąganiu jej i jego dziecka w politykę, a na końcu dziennikarze, którzy
wnikliwie zbadali sprawę i stwierdzili, że Budka owego paragonu ani nie
wymyślił, ani też nie dostał od mamy dziecka, ale ściągnął z sieci, gdzie on
dzień wcześniej ukazał się na portalu o wesołej nazwie wiocha.pl. I to tyle co
wiemy na dziś.
Śmieją się więc dziś wszyscy z Budki i
jego prowadzących, że się tak fatalnie skompromitowali, sami zainteresowani
bronią się jak mogą, wymyślając coraz to nowe argumenty, już oczywiście nie na
rzecz tego, że te 2 tys. były warte każdej złotówki, ale że PiS i tak zniszczył
służbę zdrowia, a ludzie na SOR-ach umierają jak nigdy wcześniej, a ja się zastanawiam,
czemu nikt, dosłownie nikt, nie zadał sobie trudu, by porozmawiać z mamą tego
dziecka i zapytać, czemu ona, nie
czekając na zaplanowane za miesiąc badania, które mogłyby jej dać odpowiedź na
pytanie, czy jemu w ogóle to lekarstwo jest potrzebne, a w związku z tym, czy
ona będzie mogła jednak te dwa tysiące zaoszczędzić na bardziej potrzebne
luksusy. Czemu nikt do niej nie poszedł i nie zapytał, czemu ona kupiła od razu
dwa opakowania tego leku, powtórzmy, w sytuacji, gdy wedle wszelkich dostępnych
danych, jej dziecko było wciąż jeszcze przed badaniami. No i wreszcie, czemu
ona chwilę po tym jak zakupiła ten lek, pierwsze co zrobiła to ów paragon
odpowiednio zeskanowała i wrzuciła go na ten idiotyczny portal. A przy okazji,
skoro sama zrobiła z tych dwóch tysięcy aferę, czemu teraz krzyczy, że została
okrutnie wykorzystana przez, nie polityka, ale polityków. No i ewentualnie
pytanie najważniejsze, kto jej dał te dwa patyki?
No dobra, poniosło mnie. Nie bardzo
przede wszystkim wypada, no a poza tym nie bardzo istnieje możliwość, by ona
dziś była tak chętna jak jeszcze trzy dni temu, by się popisywać swoją ciężką
sytuacją, więc gadać z nią nie ma jak. No ale co stoi na przeszkodzie, by
którykolwiek z tych dziennikarzy, czy polityków, zamiast coś ględzić o Budce,
któremu się coś we łbie poprzewracało, czy właśnie o tej pani, której
prywatność została tak brutalnie obnażona, zadał owo pytanie publicznie: jak to
się w ogóle od początku odbyło? Czemu owa mama, mimo oczywistego braku potrzeby
– gdyby była potrzeba, ona dostałaby receptę z refundacją, lub w ogóle, otrzymałaby
to lekarstwo za friko w szpitalu – w pierwszej kolejności zakupiła za ciężkie
pieniądze dwa opakowania owego leku, czemu pierwsze co zrobiła to opublikowała
skan tej recepty w Internecie, no i jak to się stało, że już po paru godzinach
Borys Budka otrzymał piękną dużą fotografię tego paragonu z równie pięknym
podpisem „Paragon hańby”? Czy to naprawdę jest takie trudne, by wydobyć z
siebie tego typu refleksje?
Dziś słyszę, że dziecko, dla którego
rzekomo został zakupiony ów lek, swój miało cztery lata temu, w dodatku pojawia
się też informacja – wspomniana zresztą już nieco wyżej – że dzięki wsparciu
polskiego państwa, w szpitalach, gdzie jest leczony dany pacjent, to lekarstwo
jest refundowane w całości, a więc jest przekazywane całkowicie za darmo, a
dziś, jak już wspomnieliśmy, są już tylko prowadzone okresowe badania, mające
dać lekarzom informację, jak się nasz przeszczep miewa. A tu ta mama, powtórzę
to raz jeszcze, w przeddzień wyborów parlamentarnych, pędzi do apteki i za 2
tys. zł. kupuje to coś nie wiadomo po co i dla kogo.
A ja się pytam raz jeszcze, czemu nikt z
tych, którzy dostają za to pieniądze, nie zajrzy choć troszkę głębiej i nie
zada pytania o wiele, wiele ciekawszego niż te wszystkie oczywistości, a
mianowicie, co tu się do kurwy nędzy wyprawia?
No i na koniec jeszcze coś naprawdę
smakowitego. Rządowe media z pełną afirmacją powtarzają wypowiedź dyrektora
szpitala, w którym leczone jest to dziecko, dr Marka Migdała, który o opisanej
wyżej przez mnie interwencji Państwa mówi tak: „To akurat jest pozytywny przykład, gdzie poprawia się opieka nad
naszymi pacjentami”. A ja sobie myślę, że to też jest bardzo ciekawe, jaki
ów dzielny pan doktor jest staranny w swojej wypowiedzi. Szczególne wrażenie na
mnie robi owo słowo „akurat”.
@toyah
OdpowiedzUsuńNo, ale na tym paragonie widnieje tekst: 'Rp."100%"'
Czyli wygląda na to, że obojętnie od faktycznej ceny, lek jest na receptę a wypisał go lekarz.
Dlaczego nic nie wiemy o tym lekarzu, który przecież musiał wiedzieć o refundacji tego leku?
Nie wiem, jak to u nich lekarzy jest, a zwłaszcza, czy za 100% mogą zapisywać dowolny lek abstrahując od faktycznej potrzeby danej kuracji? Na zdrowy rozum musi przecież istnieć jakaś przyczyna, dla której lekarz wypisuje dany lek i to podwójną ilość, ale odmawia choremu refundacji zaznaczając na recepcie te 100%!
Musi też istnieć jakaś przyczyna, że posiadacz takiej recepty goni do apteki, kupuje te dwa opakowania i płaci te ponad 2 tysiące, bo inaczej ten paragon NIE zostałby wystawiony!
Wszak aptekarz od chwili wystawienia paragonu MUSI odprowadzić ten VAT, tu 154,25zł. No chyba nie ze swoich pieniędzy! Kto tu zainwestował, czy może zabrejzował?
Pomijając więc tego spirytusa mowensa (Budka?), potrzebne było współdziałanie co najmniej lekarza, a skoro recepty są imienne, to także pacjenta (jego rodzica, bo to dziecko). No i ktoś musiał zainwestować te 2.082,36zł. Z funduszy partyjnych na kampanię?
PS. Przepuszczenie przez internet aż do dyspozycji Budki już pomijam, choć bez starannej organizacji przesyłu a z samego tylko "nasłuchu", to taki efekt możliwy byłby chyba tylko w jakimś podmoskiewskim odpowiedniku Cheltenham.
@orjan
UsuńI to są własnie pytania, które należałoby zadać. No ale wtedy prawdopodobnie zabawa by się skończyła.
Mistrzostwa w fazie grupowej są przeciętne i nie zawracałbym Ci głowy, ale gdyby udało Ci się w sobotę o 10:00 rano zasiąść przed tv Polsat Sport Fight, walka na całego gwarantowana: Argentyna - Anglia.
OdpowiedzUsuńSerdeczności,
@Her Man
OdpowiedzUsuńNiestety nie mam Polsatu.