Jestem przekonany, że o polskiej
kinematografii, no i w ogóle o osiągnięciach naszej współczesnej kultury,
pisałem tu parokrotnie, natomiast nie umiem sobie przypomnieć, czy wspominałem
o pewnym kinematograficznym doświadczeniu, jakie na mnie spadło, kiedy któregoś
dnia jakimś niezbadanym przypadkiem trafiłem na youtubie na serię bardzo
krótkich brytyjskich filmów zrealizowanych przez miejscowych amatorów, które to
filmy zrobiły na mnie takie wrażenie, że przez dobrych kilka dni nie byłem się
w stanie uspokoić. Gdybym jednak o czymś zapomniał, powiem tylko, że chodzi o
to, iż z jednej strony były to w sposób jednoznaczny zaledwie filmowe wprawki
adeptów sztuki filmowej, a z drugiej jednak ich poziom, w porównaniu choćby do
tego, na co minister Gliński rok rocznie wydaje ciężkie miliony, sięgał
kosmosu.
Przyznam tu zupełnie uczciwie, że mimo
iż generalnie uważam się za osobę potrafiąca nazywać rzeczy po imieniu, w
kwestii odpowiedzi na pytanie, czemu, gdy chodzi o nasz piękny kraj, poziom
wszelkiej produkcji artystycznej jest tak żenująco niski, to ja na to pytanie
odpowiedzi nigdy nie byłem w stanie odnaleźć. Czy to bowiem współczesna polska
piosenka, czy współczesna polska literatura, czy w ogóle wszelkie współczesne
wyczyny kulturalne z filmem włącznie, to co stamtąd otrzymujemy jest na tak
niskim poziomie, że aż trudno uwierzyć, że to wszystko powstało tu u nas, a nie
w jakiejś choćby Francji, Włoszech, czy Bułgarii.
I oto pojawia się kwestia, którą miałem
w głowie od dłuższego już czasu, ale z różnych powodów musiała ona wciąż na
swoją kolej czekać. Otóż, co wiedzą niektórzy, dorobiłem się w ostatnich latach
troje wnuczek, z których jedna, ta najstarsza, wciąż mnie molestuje, bym jej
puszczał umieszczone na youtubie piosenki dla dzieci. Ponieważ i ja i moja żona
jesteśmy z wykształcenia anglistami, zapoznaję to dziecko również z piosenkami
w języku angielskim, które jednak są na tyle pięknie zrealizowane, że bariera
językowa nie stanowi dla niej jakiegokolwiek problemu. No ale oczywiście, obok
owych angielskich rymów, słuchamy też piosenek polskich – co muszę tu koniecznie
podkreślić, ostatnio coraz częściej – i to na co nie mogłem nie zwrócić uwagi, to fakt,
że zdecydowana większość polskich filmików z tymi piosenkami pod każdym
możliwym względem zdecydowanie przewyższa to, co prezentują strony z piosenkami
dla małych Amerykanów, czy Brytyjczyków. Nie chcę tu powiedzieć, że tamto to są
jakieś śmieci. Nic podobnego. To są fantastyczne piosenki, pięknie
zrealizowane, cudownie zaśpiewane, rzecz jednak w tym, że to wszystko co
zostało stworzone przez polskich dziecięcych edukatorów bije tamtą produkcję na
głowę pod każdym względem.
Od dobrych parunastu miesięcy niemal
dzień w dzień oglądam te filmiki, zrealizowane przez kompletnie anonimowych
autorów, dośpiewane przez równie anonimowych artystów – często zresztą same
dzieci – i nie mogę się oprzeć wrażeniu, że gdyby – zostańmy tu może przy
polskiej kinematografii i piosence – coś na podobnie wysokim poziomie udało się
nam osiągnąć w tak zwanej sztuce poważnej, to bylibyśmy w absolutnej światowej
czołówce.
Rzecz jednak w tym, że my nawet nie
wiemy, kto stoi za tym zupełnie niezwykłym osiągnięciem. Kto te wszystkie
filmiki produkuje i kto je swoim talentem wypełnia kto je wreszcie wyśpiewuje. A
o czym to świadczy? O tym mianowicie, że to jest coś, co się odbywa całkowicie
poza rynkiem tak jak on jest powszechnie rozumiany, i to tak, że tu nie dość że
nie ma mowy ani o sławie, to również o jakichkolwiek pieniądzach.
Wśród piosenek, z którymi ostatnio budzę
się każdego dnia, jest też prześliczny wierszyk Janiny Porazińskiej „Ta
Dorotka”. I tu pojawia się coś, co właściwie zasługuje na osobny tekst, no ale
nie sposób o tym nie wspomnieć i tu. Otóż w momencie gdy pani Porazińska pisze,
anonimowa artystka śpiewa, a równie anonimowy artysta rysuje słowa:
„A teraz śpi w kolebusi, w kolebusi,
Na różowej na podusi, na podusi,
Chodzi senek koło płotka, koło płotka:
Cicho, bo już śpi Dorotka, śpi Dorotka”,
Na różowej na podusi, na podusi,
Chodzi senek koło płotka, koło płotka:
Cicho, bo już śpi Dorotka, śpi Dorotka”,
czujemy
wszyscy, że stoimy wobec sztuki niezłomnej, niepodległej i niepokonanej. Sztuki
wielkiej.
No i pojawia się to pytanie, czemu ów
wspaniały naród nie jest w stanie wspiąć się o szczebel wyżej i napisać
znakomitą powieść, nakręcić poruszający cały świat film, czy zaśpiewać piosenkę
dla dorosłych, która zrobi wrażenie na wszystkich. Wygląda na to, że odpowiedź
na tę zagadkę dają nam te biedne filmiki zamieszczone całkowicie za darmo na
youtubie przez ludzi, którzy w swoją pracę zaangażowali nic więcej ponad
osobisty talent i serce, nie oglądając się ani na pieniądze, ani na sponsorów,
ani na to, kto gdzie i jak. Wygląda na to, że przynajmniej tu u nas każda próba
rozmowy o interesach kończy się kompletną klapą.
No ale jest jeszcze coś. Otóż gdy chodzi
o te piosenki, najczęściej śpiewane są przez dzieci, na pełnym krzyku, z
prawdziwą radością i energią. Czasem jednak można tam znaleźć tak zwanych „zawodowych”
piosenkarzy, i oni już kompletnie tracą poczucie misji. Kiedy zaczynają
modulować te swoje głosy i się bez sensu popisywać, wszystko w jednej chwili
siada. I tu powoli się zbliżamy do faktycznej odpowiedzi na tę naszą zagadkę:
czemu? Chodzi po prostu o serce i duszę, które z jakiegoś powodu nie potrafiły przebić do, jak ją nazywają, kultury poważnej.
Popatrzmy więc teraz może na nasz polski
remake znanego przeboju „Old MacDonald Had A Farm”; popatrzmy na tę głębię
ekspozycji, na ten dowcip, na siłę przekazu, na śpiew, wreszcie na tę grafikę,
i zobaczmy, co byśmy mogli mieć, gdyby to wszystko udało się nam we właściwym
czasie zorganizować nieco inaczej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.