„Warszawska Gazeta” wychodzi w piątek,
a zatem dzisiejszy felieton powinien się jednak nie wcinać przed zakąskę i dać
naszemu kochanemu tygodnikowi choćby parę dni. Jest jednak tak, że, zgodnie
zresztą z przewidywaniami, sprawy biegną tak szybko, że aby nie ryzykować
jakiejś grubszej dezaktualizacji, zdecydowałem się wrzucić tę krótką powyborczą
refleksję już dziś.
No bo popatrzmy choćby na Senat. Tak zwana „opozycja” aż przebiera
nogami, ekscytując się, że ma dla siebie na własność przynajmniej tę część
Parlamentu, tyle że jeśli się temu obrazkowi przyjrzeć uważniej, to od razu
zobaczymy, że tym biedakom nogi się tragicznie plączą i jeszcze chwila jak padną
na scenę bez życia.
Wczoraj w telewizorze widziałem jak Czarzasty z Biedroniem urządzili
specjalny briefing, w całości poświęcony błaganiu, póki co jeszcze, przewodniczącego
Schetyny, by zechciał albo odebrać telefon, albo sam zadzwonić, bo czas goni, a
tu trzeba stworzyć jakiś sensowny blok przeciwko Prawu i Sprawiedliwości, które
tymczasem, jakby nie zważając na wszelkie zaklęcia, szykuje się do urządzenia
sobie wspomnianego Senatu tak, by nikt już nie miał wątpliwości, że te 48
miejsc w Senacie, to jest zwycięstwo i kropka.
Tymczasem, Schetyna pojechał do Brukseli, by prosić Tuska o
błogosławieństwo i jedyne co uzyskał to owo nieszczęsne zdjęcie, na którym cały
świat, no a przede wszystkim wszyscy ci dotychczas serdeczni przyjaciele Schetyny,
liczący na to, że teraz przyszedł ich czas, widzą jak na dłoni, że Tusk ma go
serdecznie w nosie.
Nie mają więc ani marszałka senatu, ani nowego przewodniczącego, ani
nawet kandydata w wyborach prezydenckich, które już przecież za chwilę. No i te
cholerne telefony, które milczą. Pomysleć, że jeszcze kilka dni temu
martwiliśmy się, że ten wynik jakiś taki byle jaki.
Bardzo proszę. Mój najnowszy felieton dla „Warszawskiej Gazety”.
Gdy będą Państwo czytać ten felieton,
wybory będą już mocno za nami i kto wie, czy nie dowiemy się czegoś, o czym ja sam
dziś jeszcze nie wiem, natomiast chciałbym się tu z tymi z nas, którzy jak ja
głosowali na Prawo i Sprawiedliwość, podzielić paroma refleksjami, które, mam
nadzieję, będą odpowiednio oryginalne, no a przede wszystkim inspirujące. Otóż
– jestem pewien, że nie byłem w tym samotny – tuż po ogłoszeniu pierwszych
sondaży, a tym bardziej po tym, jak się okazało, że one są jednak ostateczne, a
w dodatku oddaliśmy Senat, poczułem bardzo duże rozczarowanie. To co mnie
jednak niemal natychmiast postawiło na nogi, to reakcja, nie Grzegorza
Schetyny, czy opłacanych przez niego internetowych trolli, lecz sposób w jaki
porażka Koalicji Obywatelskiej, a tak naprawdę Platformy Obywatelskiej, czy
może bardziej, zwycięstwo Prawa i Sprawiedliwości, zostały przyjęte przez
prominentną część zaprzyjaźnionych z Platformą komentatorów. Otóż ja nie
pamiętam, by oni kiedykolwiek wcześniej byli aż tak roztrzęsieni. Słucham
wypowiedzi dziennikarzy, politycznych ekspertów, a wreszcie też zawsze tam
obecnych tak zwanych „ludzi kultury” i oni są autentycznie wściekli z
przerażenia. Popatrzmy choćby na znaną nam aż nazbyt dobrze Krystynę Jandę:
„Niepokoję
się tym co będzie, tutaj nie ma mowy o żadnej demokracji.
Jedna strona ma wszystkie media, całą władzę i wszystkie środki
nacisku, a druga strona ma tylko siebie, wspomnienia i internet.
Staram się odzywać i uczestniczyć w życiu społecznym, publicznym, ale to zostało
bardzo ograniczone. [...] Druga
sprawa, która jest nieuchwytna, ale przerażająca, to demoralizacja,
zmiany w głowach ludzi, zmiany dopuszczające kłamstwo, niesprawiedliwość,
łamanie prawa i zgadzanie się na to. Ludzie przechodzą
do porządku dziennego nad bezczelnym kłamstwem. Ja na to patrzę
z przerażeniem. To będzie miało wielkie konsekwencje”.
Mam nadzieję, że wiedzą Państwo po co ten
przydługi cytat. Rzecz w tym, że my faktycznie liczyliśmy na znacznie więcej i
świadomość, że mimo tego, że wszystkie praktycznie argumenty były po stronie
Prawa i Sprawiedliwości, jak zawsze nie doceniliśmy poziomu gnuśności wśród
znacznej części społeczeństwa, jest bardzo dokuczliwa. Dziś przecież wiemy
znakomicie, jak niewiele brakowało, by oni zwyczajnie wygrali, i pokazali nam
dobitnie, że powtarzając wynik sprzed czterech lat w pewnym sensie unieważniamy
wszystko to, czego dokonaliśmy. A więc można by się było spodziewać, że taka
Krystyna Janda poczuje owo mgnienie satysfakcji, że jednak nie jest ten PiS aż
tak groźny, jak się wydawało. A tu tymczasem ona się dławi ze strachu. I nie
tylko ona, bo za nią idą kolejni, a za nimi jeszcze następni.
Czy to możliwe że to tylko my jesteśmy aż
tacy ambitni, że ciągle nam mało i wciąż jesteśmy z siebie niezadowoleni,
natomiast gdy idzie o tę nędzę to na nich wystarczy tylko tupnąć, ewentualnie
gwizdnąć, a rozbiegną się jak niezapomniane czerwone pająki?
@toyah
OdpowiedzUsuńDochodzi jeszcze destrukcyjny czynnik czasu: Jeszcze 4 lata knucia o suchym chlebie?
Jakie 4 lata? PiS może stracić władzę już maju, jeśli prezydentem zostanie konkurent A.Dudy. W tej chwili Andrzej Duda nie ma poparcia dającego mu zwycięstwo. Wszystko najprawdopodobniej rozegra się w drugiej turze i nawet jeśli opozycja (POKO-lewicowa) nie dogada się co do wspólnego kandydata, jej wyborcy zagłosują na każdego przeciwnika Andrzeja Dudy. Jedyna nadzieja, to demobilizacja elektoratu opozycji (co zrobić może wyłącznie Platforma i jej przystawki) do tego stopnia, by jego spora część myślała tylko o drugiej turze. Wówczas Andrzej Duda może wygrać w pierwszej i będzie po sprawie. Na dzień dzisiejszy, mamy prezydenta z opozycji i konieczność utworzenia koalicji POPiS. Na wyborców Konfederacji nie liczcie.
Usuń@Diz
UsuńTo kiedy się pochlastamy z tej beznadziei?
Ten typ rozważań, to jest stek psycho-bzdur obliczonych na wymuszenie po stronie PiS tchórzliwego kapitulanctwa.
PiS żadnej władzy w maju nie straci, bo nie ma powodu, aby w tym czasie (i dlatego) stracił większość sejmową. Stracić ja może tylko skutkiem upadku ducha lub skutkiem zdrady we własnych szeregach poselskich. Platfusiarnia PiSu z Sejmu nie wyszczuje chyba, że pod wpływem platfusiego jazgotu posłowie PiS sami się poddadzą.
Temu właśnie służą te katastroficzne analizy, że to jakoby "PiS nie może niczego". Dopóki bowiem ma większość Sejmową, to choćby nawet prezydentem został sam Tusk o urodzie poprawionej na model kidawobłoński, choćby wszyscy senatorzy sprzysięgli się przeciwko PiS, Schetyna dostał pokojową nagrodę Nobla, a Brejza literacką, to tylko zostanie zahamowany dalszy rozwój gospodarczy i społeczny.
Po prostu przez Senat i prezydenta nie przejdą żadne inicjatywy ustawowe PiS. Zarazem przez Sejm nie przejdą żadne inicjatywy ustawowe od opozycji PiS. Nastąpi więc rodzaj ruskiej smuty.
Jeśli więc puszczasz wodze wyobraźni politycznej, to spróbuj wyobrazić różnicę tkwiącą w merytorycznej stronie tego co kot zahamuje. Np:
- W Sejmie PiS zatrzyma ustawowe inicjatywy z zakresu inwazji obyczajowej LGBT usw., a poprzez np. kuratoria rząd zaostrzy dyscyplinę obyczajową w szkołach. Po czyjej stronie staną w tej sprawie Polacy?
- W rewanżu Senat i/lub prezydent uwali wychodzące z Sejmu, z inicjatywy PiS, ustawy z zakresu solidarności społecznej, np. o waloryzacji 500+. Po czyjej stronie staną tu Polacy?
I tak dalej, wet za wet. Taka to będzie ta wojna parlamentarna!
Polska zapłaci za nią zastojem, ale winnym będzie zawsze opozycja, bo to ona będzie agresorem. W dodatku nieskutecznym. Platfusiarnia nic nie będzie w stanie dać, a zabraniać będzie cokolwiek dawać zadeklaruje PiS.
Po takiej Lubnauer, czy po Korwinie-Mikke (wart Pac pałaca a pałac Paca) może to spływać, ale na pewno nie po PSL-u. No, chyba, że PSL chce walnąć samobója.
Reasumując: nie bój żaby. Nie popadaj w defetyzm.
@Diz
UsuńNie zrozumiałeś. To co on pisze, to nie defetyzm. To triumf. Inna sprawa, czy sensowny.
@toyah
UsuńJa tu jestem w gościnie i krępuje mnie kategoryczne opiniowanie innych gości. Łatwiej mi powiedzieć, że ktoś się myli niż o tym, że kieruje nim głupota, lub złe intencje.
@orjan
UsuńAleż on ma bardzo piękne intencje i jest bardzo mądry, tyle że jest bardzo szczęśliwy, że PiS przerżnął wybory. Więc lepiej mu nie zarzucać defetyzmu, bo jeszcze gotów się obrazić, że go traktujesz niepoważnie.
@orjan Jeśli przyszły prezydent z opozycji będzie wetował PiSowi ustawy, to PiS utraci realną władzę. Nie pisałem, że zyska ją opozycja. Będziemy tkwili przez 3 lata w klinczu. Albo się dogadają i utworzą koalicję POPiS. Jestem przekonany, że wyborcy obu formacji bez problemu to zaakceptują. Skoro fani PiS zaakceptowali Morawieckiego na stanowisko premiera, a fani PO Sikorskiego na ministra, a taki Gowin był ministrem i u Tuska i u Morawieckiego, to nie widzę przeszkód.
Usuń@Diz
UsuńBędzie wetował? Ojej! Nie wiedziałem że tak można. W tej sytuacji nie pozostaje nam nic innego jak Korwina uczynić premierem, a na prezydenta poprzeć Brauna.
@toyah To byłby wybór optymalny. Braun blokowałby tylko złe ustawy, a nie wszystkie z zasady bo to PiS. Gdyby prezydentem został Tusk, wtedy leci weto za wetem, bez żadnego zmiłuj się. Dla niego to sprawa osobista, co oczywiście z góry ustawia go jako polityka niepoważnego. Niektórzy jednak w Korwinie wolą widzieć brak powagi.
Usuń@Diz
UsuńNo tak. Masz rację. Tym bardziej PiS powinien poprzeć kandydaturę Brauna. On, z Bożą pomocą, rozniesie Tuska, czy kogo oni tam wystawią, już w pierwszej turze.
@Diz
UsuńChodzi właśnie o te skutki. Ty je nazywasz klinczem, bo wzrok Twój sięga raptem pokojów i korytarzy Sejmu, Senatu, kancelarii prezydenta, itd. Ja natomiast nazywam to ruską smutą, bo mnie interesuje los Polski i Polaków, a nie te kuluary.
Niech tam się nawet zagryzają, byle naprawianie Polski szło do przodu. Temu, kto nie nazywa tego naprawianiem ja mówię, że to kwestia opinii. Polska zaś wytrzyma każdy chwilowy zły los, byle nie była rozkradana. A przynajmniej nie tak bezczelnie i nie na taką skalę jak poprzednio.
Dlatego PiS powinien znaleźć w sobie wystarczającą determinację, aby wytrzymać opozycyjne szczucie oraz odeprzeć defetyzm zaszczepiany przez fałszywych zwolenników i powierzchownych komentatorów. Dopóki takiej determinacji nie utraci, lub wewnętrzni zdrajcy go nie rozłożą, to utrzymaną w tych wyborach władzę ustawodawczą i wykonawczą PiS zachowa a jego popularność w elektoracie tylko z czasem wzrośnie.
@orjan
UsuńStrasznie złagodniałeś na starość.
@toyah
UsuńBo już się dosyć naszarpałem a w ostatnich latach zauważyłem, że szarpie się już prawie wyłącznie z głupotą i powierzchownością.
Do ustalenia pozostaje czy ze swoją, czy z cudzą. Ale na szczęście nie brak mi wiary w siebie.
Problem w tym, że nie ma komu tupnąć na tyle by się wreszcie rozbiegli.
OdpowiedzUsuń@toyah
OdpowiedzUsuńJakie znowu: "przerżnął", skoro trzeba czekać do maja?
@orjan
OdpowiedzUsuńKto czeka, ten czeka. Niektórzy już wszystko wiedzą.