piątek, 18 października 2019

O czerwonych pająkach na wesoło


        „Warszawska Gazeta” wychodzi w piątek, a zatem dzisiejszy felieton powinien się jednak nie wcinać przed zakąskę i dać naszemu kochanemu tygodnikowi choćby parę dni. Jest jednak tak, że, zgodnie zresztą z przewidywaniami, sprawy biegną tak szybko, że aby nie ryzykować jakiejś grubszej dezaktualizacji, zdecydowałem się wrzucić tę krótką powyborczą refleksję już dziś.
      No bo popatrzmy choćby na Senat. Tak zwana „opozycja” aż przebiera nogami, ekscytując się, że ma dla siebie na własność przynajmniej tę część Parlamentu, tyle że jeśli się temu obrazkowi przyjrzeć uważniej, to od razu zobaczymy, że tym biedakom nogi się tragicznie plączą i jeszcze chwila jak padną na scenę bez życia.
      Wczoraj w telewizorze widziałem jak Czarzasty z Biedroniem urządzili specjalny briefing, w całości poświęcony błaganiu, póki co jeszcze, przewodniczącego Schetyny, by zechciał albo odebrać telefon, albo sam zadzwonić, bo czas goni, a tu trzeba stworzyć jakiś sensowny blok przeciwko Prawu i Sprawiedliwości, które tymczasem, jakby nie zważając na wszelkie zaklęcia, szykuje się do urządzenia sobie wspomnianego Senatu tak, by nikt już nie miał wątpliwości, że te 48 miejsc w Senacie, to jest zwycięstwo i kropka.
       Tymczasem, Schetyna pojechał do Brukseli, by prosić Tuska o błogosławieństwo i jedyne co uzyskał to owo nieszczęsne zdjęcie, na którym cały świat, no a przede wszystkim wszyscy ci dotychczas serdeczni przyjaciele Schetyny, liczący na to, że teraz przyszedł ich czas, widzą jak na dłoni, że Tusk ma go serdecznie w nosie.
      Nie mają więc ani marszałka senatu, ani nowego przewodniczącego, ani nawet kandydata w wyborach prezydenckich, które już przecież za chwilę. No i te cholerne telefony, które milczą. Pomysleć, że jeszcze kilka dni temu martwiliśmy się, że ten wynik jakiś taki byle jaki.
      Bardzo proszę. Mój najnowszy felieton dla „Warszawskiej Gazety”.    



      Gdy będą Państwo czytać ten felieton, wybory będą już mocno za nami i kto wie, czy nie dowiemy się czegoś, o czym ja sam dziś jeszcze nie wiem, natomiast chciałbym się tu z tymi z nas, którzy jak ja głosowali na Prawo i Sprawiedliwość, podzielić paroma refleksjami, które, mam nadzieję, będą odpowiednio oryginalne, no a przede wszystkim inspirujące. Otóż – jestem pewien, że nie byłem w tym samotny – tuż po ogłoszeniu pierwszych sondaży, a tym bardziej po tym, jak się okazało, że one są jednak ostateczne, a w dodatku oddaliśmy Senat, poczułem bardzo duże rozczarowanie. To co mnie jednak niemal natychmiast postawiło na nogi, to reakcja, nie Grzegorza Schetyny, czy opłacanych przez niego internetowych trolli, lecz sposób w jaki porażka Koalicji Obywatelskiej, a tak naprawdę Platformy Obywatelskiej, czy może bardziej, zwycięstwo Prawa i Sprawiedliwości, zostały przyjęte przez prominentną część zaprzyjaźnionych z Platformą komentatorów. Otóż ja nie pamiętam, by oni kiedykolwiek wcześniej byli aż tak roztrzęsieni. Słucham wypowiedzi dziennikarzy, politycznych ekspertów, a wreszcie też zawsze tam obecnych tak zwanych „ludzi kultury” i oni są autentycznie wściekli z przerażenia. Popatrzmy choćby na znaną nam aż nazbyt dobrze Krystynę Jandę:
      Niepokoję się tym co będzie, tutaj nie ma mowy o żadnej demokracji. Jedna strona ma wszystkie media, całą władzę i wszystkie środki nacisku, a druga strona ma tylko siebie, wspomnienia i internet. Staram się odzywać i uczestniczyć w życiu społecznym, publicznym, ale to zostało bardzo ograniczone. [...] Druga sprawa, która jest nieuchwytna, ale przerażająca, to demoralizacja, zmiany w głowach ludzi, zmiany dopuszczające kłamstwo, niesprawiedliwość, łamanie prawa i zgadzanie się na to. Ludzie przechodzą do porządku dziennego nad bezczelnym kłamstwem. Ja na to patrzę z przerażeniem. To będzie miało wielkie konsekwencje”.
      Mam nadzieję, że wiedzą Państwo po co ten przydługi cytat. Rzecz w tym, że my faktycznie liczyliśmy na znacznie więcej i świadomość, że mimo tego, że wszystkie praktycznie argumenty były po stronie Prawa i Sprawiedliwości, jak zawsze nie doceniliśmy poziomu gnuśności wśród znacznej części społeczeństwa, jest bardzo dokuczliwa. Dziś przecież wiemy znakomicie, jak niewiele brakowało, by oni zwyczajnie wygrali, i pokazali nam dobitnie, że powtarzając wynik sprzed czterech lat w pewnym sensie unieważniamy wszystko to, czego dokonaliśmy. A więc można by się było spodziewać, że taka Krystyna Janda poczuje owo mgnienie satysfakcji, że jednak nie jest ten PiS aż tak groźny, jak się wydawało. A tu tymczasem ona się dławi ze strachu. I nie tylko ona, bo za nią idą kolejni, a za nimi jeszcze następni.
      Czy to możliwe że to tylko my jesteśmy aż tacy ambitni, że ciągle nam mało i wciąż jesteśmy z siebie niezadowoleni, natomiast gdy idzie o tę nędzę to na nich wystarczy tylko tupnąć, ewentualnie gwizdnąć, a rozbiegną się jak niezapomniane czerwone pająki?



16 komentarzy:

  1. @toyah

    Dochodzi jeszcze destrukcyjny czynnik czasu: Jeszcze 4 lata knucia o suchym chlebie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakie 4 lata? PiS może stracić władzę już maju, jeśli prezydentem zostanie konkurent A.Dudy. W tej chwili Andrzej Duda nie ma poparcia dającego mu zwycięstwo. Wszystko najprawdopodobniej rozegra się w drugiej turze i nawet jeśli opozycja (POKO-lewicowa) nie dogada się co do wspólnego kandydata, jej wyborcy zagłosują na każdego przeciwnika Andrzeja Dudy. Jedyna nadzieja, to demobilizacja elektoratu opozycji (co zrobić może wyłącznie Platforma i jej przystawki) do tego stopnia, by jego spora część myślała tylko o drugiej turze. Wówczas Andrzej Duda może wygrać w pierwszej i będzie po sprawie. Na dzień dzisiejszy, mamy prezydenta z opozycji i konieczność utworzenia koalicji POPiS. Na wyborców Konfederacji nie liczcie.

      Usuń
    2. @Diz

      To kiedy się pochlastamy z tej beznadziei?

      Ten typ rozważań, to jest stek psycho-bzdur obliczonych na wymuszenie po stronie PiS tchórzliwego kapitulanctwa.

      PiS żadnej władzy w maju nie straci, bo nie ma powodu, aby w tym czasie (i dlatego) stracił większość sejmową. Stracić ja może tylko skutkiem upadku ducha lub skutkiem zdrady we własnych szeregach poselskich. Platfusiarnia PiSu z Sejmu nie wyszczuje chyba, że pod wpływem platfusiego jazgotu posłowie PiS sami się poddadzą.

      Temu właśnie służą te katastroficzne analizy, że to jakoby "PiS nie może niczego". Dopóki bowiem ma większość Sejmową, to choćby nawet prezydentem został sam Tusk o urodzie poprawionej na model kidawobłoński, choćby wszyscy senatorzy sprzysięgli się przeciwko PiS, Schetyna dostał pokojową nagrodę Nobla, a Brejza literacką, to tylko zostanie zahamowany dalszy rozwój gospodarczy i społeczny.

      Po prostu przez Senat i prezydenta nie przejdą żadne inicjatywy ustawowe PiS. Zarazem przez Sejm nie przejdą żadne inicjatywy ustawowe od opozycji PiS. Nastąpi więc rodzaj ruskiej smuty.

      Jeśli więc puszczasz wodze wyobraźni politycznej, to spróbuj wyobrazić różnicę tkwiącą w merytorycznej stronie tego co kot zahamuje. Np:

      - W Sejmie PiS zatrzyma ustawowe inicjatywy z zakresu inwazji obyczajowej LGBT usw., a poprzez np. kuratoria rząd zaostrzy dyscyplinę obyczajową w szkołach. Po czyjej stronie staną w tej sprawie Polacy?

      - W rewanżu Senat i/lub prezydent uwali wychodzące z Sejmu, z inicjatywy PiS, ustawy z zakresu solidarności społecznej, np. o waloryzacji 500+. Po czyjej stronie staną tu Polacy?

      I tak dalej, wet za wet. Taka to będzie ta wojna parlamentarna!
      Polska zapłaci za nią zastojem, ale winnym będzie zawsze opozycja, bo to ona będzie agresorem. W dodatku nieskutecznym. Platfusiarnia nic nie będzie w stanie dać, a zabraniać będzie cokolwiek dawać zadeklaruje PiS.
      Po takiej Lubnauer, czy po Korwinie-Mikke (wart Pac pałaca a pałac Paca) może to spływać, ale na pewno nie po PSL-u. No, chyba, że PSL chce walnąć samobója.

      Reasumując: nie bój żaby. Nie popadaj w defetyzm.

      Usuń
    3. @Diz
      Nie zrozumiałeś. To co on pisze, to nie defetyzm. To triumf. Inna sprawa, czy sensowny.

      Usuń
    4. @toyah

      Ja tu jestem w gościnie i krępuje mnie kategoryczne opiniowanie innych gości. Łatwiej mi powiedzieć, że ktoś się myli niż o tym, że kieruje nim głupota, lub złe intencje.

      Usuń
    5. @orjan
      Ależ on ma bardzo piękne intencje i jest bardzo mądry, tyle że jest bardzo szczęśliwy, że PiS przerżnął wybory. Więc lepiej mu nie zarzucać defetyzmu, bo jeszcze gotów się obrazić, że go traktujesz niepoważnie.

      Usuń
    6. @orjan Jeśli przyszły prezydent z opozycji będzie wetował PiSowi ustawy, to PiS utraci realną władzę. Nie pisałem, że zyska ją opozycja. Będziemy tkwili przez 3 lata w klinczu. Albo się dogadają i utworzą koalicję POPiS. Jestem przekonany, że wyborcy obu formacji bez problemu to zaakceptują. Skoro fani PiS zaakceptowali Morawieckiego na stanowisko premiera, a fani PO Sikorskiego na ministra, a taki Gowin był ministrem i u Tuska i u Morawieckiego, to nie widzę przeszkód.

      Usuń
    7. @Diz
      Będzie wetował? Ojej! Nie wiedziałem że tak można. W tej sytuacji nie pozostaje nam nic innego jak Korwina uczynić premierem, a na prezydenta poprzeć Brauna.

      Usuń
    8. @toyah To byłby wybór optymalny. Braun blokowałby tylko złe ustawy, a nie wszystkie z zasady bo to PiS. Gdyby prezydentem został Tusk, wtedy leci weto za wetem, bez żadnego zmiłuj się. Dla niego to sprawa osobista, co oczywiście z góry ustawia go jako polityka niepoważnego. Niektórzy jednak w Korwinie wolą widzieć brak powagi.

      Usuń
    9. @Diz
      No tak. Masz rację. Tym bardziej PiS powinien poprzeć kandydaturę Brauna. On, z Bożą pomocą, rozniesie Tuska, czy kogo oni tam wystawią, już w pierwszej turze.

      Usuń
    10. @Diz

      Chodzi właśnie o te skutki. Ty je nazywasz klinczem, bo wzrok Twój sięga raptem pokojów i korytarzy Sejmu, Senatu, kancelarii prezydenta, itd. Ja natomiast nazywam to ruską smutą, bo mnie interesuje los Polski i Polaków, a nie te kuluary.

      Niech tam się nawet zagryzają, byle naprawianie Polski szło do przodu. Temu, kto nie nazywa tego naprawianiem ja mówię, że to kwestia opinii. Polska zaś wytrzyma każdy chwilowy zły los, byle nie była rozkradana. A przynajmniej nie tak bezczelnie i nie na taką skalę jak poprzednio.

      Dlatego PiS powinien znaleźć w sobie wystarczającą determinację, aby wytrzymać opozycyjne szczucie oraz odeprzeć defetyzm zaszczepiany przez fałszywych zwolenników i powierzchownych komentatorów. Dopóki takiej determinacji nie utraci, lub wewnętrzni zdrajcy go nie rozłożą, to utrzymaną w tych wyborach władzę ustawodawczą i wykonawczą PiS zachowa a jego popularność w elektoracie tylko z czasem wzrośnie.

      Usuń
    11. @orjan
      Strasznie złagodniałeś na starość.

      Usuń
    12. @toyah

      Bo już się dosyć naszarpałem a w ostatnich latach zauważyłem, że szarpie się już prawie wyłącznie z głupotą i powierzchownością.

      Do ustalenia pozostaje czy ze swoją, czy z cudzą. Ale na szczęście nie brak mi wiary w siebie.

      Usuń
  2. Problem w tym, że nie ma komu tupnąć na tyle by się wreszcie rozbiegli.

    OdpowiedzUsuń
  3. @toyah

    Jakie znowu: "przerżnął", skoro trzeba czekać do maja?



    OdpowiedzUsuń
  4. @orjan
    Kto czeka, ten czeka. Niektórzy już wszystko wiedzą.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...