Przyznać muszę, sam się sobie
dziwiąc, że ostatnie dni wprawiły mnie w dość marny nastrój, a to z tego
powodu, że nawet w najgorszych przewidywaniach nie spodziewałem się, że
odpowiedzią na ową kompromitująca wręcz porażkę w minionych wyborach politycy
opozycji na czele ze wspierającymi ich środowiskami, sędziowskim, medialnym i
oczywiście celebryckim, zawsze gotowym na choćby cichutkie gwizdnięcie, ruszą
do aż tak nieprzytomnego ataku. I pewnie można by było nawet na to wszystko machnąć
ręką, gdyby to się ograniczało tylko do standardowego pohukiwania, jednak już
zachowanie sądów musi robić szczególne wrażenie. Wydaje mi się, że z tych lat,
które właśnie minęły pamiętam dość dużo, natomiast nie wydaje mi się, byśmy kiedykolwiek
mieli do czynienia z aż tak intensywną agresją przeciwko – i nie udawajmy, że
tu jest jakiś inny przeciwnik – polskiemu państwu. Niekiedy można odnieść
wrażenie, że większość sędziów wpadła w stan, gdzie już za chwilę oni zaczną
najzupełniej bezczelnie wypuszczać na wolność zwykłych morderców i gwałcicieli,
a to tylko po to, by w ten sposób doprowadzić do takiego chaosu, że władza nie
będzie miała innego wyjścia, jak zwyczajnie ustąpić.
A więc, powtórzę – nie jest mi
łatwo i obawiam się, że najbliższe dni nie przyniosą tu ulgi. W momencie, gdy
po wielomiesięcznym ataku, jaki był prowadzony w Internecie przeciwko księdzu
Tymoteuszowi Szydło, ataku absolutnie bezlitosnym i w swoim kłamstwie całkowicie
bezkarnym, do czasu gdy do akcji najpierw wkroczyła wynajęta przez rodzinę
Szydło kancelaria prawna, no a potem już media głównego nurtu, liczyłem trochę,
że owa fala oszczerstw się skończy i choć na chwilę zapanuje spokój. Otóż nic z
tego. Wprawdzie niejako półgębkiem media przyznały, że, ostatecznie, jak się
okazuje, ksiądz Szydło jednak nie został ojcem, jednocześnie jednak obok tego
komunikatu przezornie pozostawiły na tyle gęsta atmosferę niedomówień, że
określenie „afera Szydło” wciąż hasa sobie zupełnie swobodnie. Jednocześnie
zabierają głos kolejni opozycyjni dziennikarze oraz politycy, że już nie
wspomnę o odpowiednio tu niedawno potraktowanym księdzu Isakowiczu- Zaleskim,
który jak słyszę w dalszym ciągu nie potrafi się powstrzymać przed paplaniem, a nawet się nieco uaktywnił, skoro już im nie wypada uderzać w księdza Szydło, walą równo w jego
mamę, że skoro nie mogła się powstrzymać przed tym, by na całą Polskę trąbić o
tym, że ma syna księdza, to niech się teraz nie oburza, że nowoczesne media sprawą
się zainteresowały.
I powiem, że to właśnie
sprawa księdza Tymoteusza Szydło i jego udręczenia emocjonuje mnie nawet
bardziej niż niedawna seria absolutnie skandalicznych wyroków sądowych, czy
nieustanne pielgrzymowanie polityków opozycji do Brukseli z prośbami o to by
ta im pomogła zniszczyć Polskę. Obserwowałem przez długie miesiące to co źli ludzie
robili Księdzu i kiedy dziś czytam kolejne wypowiedzi, na red. Wielowieyskiej
zaczynając, a kończąc na prezydentce Dulkiewicz, kpiące z rodziny Szydło, mam
ochotę pieprznąć tym wszystkim, udać się do zabitej deskami wiejskiej gospody i
upić się z rozpaczy. I oto, kiedy wydawało się, że niżej już zejść się nie da,
trafiłem na tekst, broń Boże nie na jednym z wielu antypisowskich portali, lecz
na jak najbardziej mainstreamowej stronie dziennik.pl, z wypowiedzią również
nie jakiejś internetowej wariatki, ale było nie było równie mainstreamowej
Karoliny Korwin-Piotrowskiej. Zanim ona jednak się odezwała, głos zabrali
redaktorzy „Dziennika” i oto proszę, co nam zakomunikowali:
„Kilka dni temu w mediach pojawiła
się informacja, że ksiądz
Tymoteusz Szydło zaledwie 2 lata po święceniach wziął bezterminowy
bezpłatny urlop i
zniknął, nie pojawiając się w parafii, w której miał rozpocząć posługę. Niemal
natychmiast narodziły się plotki, że powodem tajemniczego zniknięcia młodego
kapłana jest fakt, iż został ojcem. Tym rewelacyjnym odniesieniom stanowczo
zaprzeczył pełnomocnik syna Beaty Szydło, a w obronie księdza stanęli politycy
PiS-u, którzy uznali, że całe zamieszanie to sprawka opozycji”.
Mam nadzieję, że wszyscy
widzimy, co tu się wyprawia, bo ja akurat nie mam siły, by to dodatkowo
tłumaczyć. Trzy zdania i pięć kłamstw, nawet nie zasługujących na to, by je
prostować. No ale tu do gry wchodzi wspomniana Korwin-Piotrowska i patrzmy, co –
a przede wszystkim, w jakim stylu – nam mówi:
To jest proste jak
konstrukcja cepa i prawica tego nie rozumie, nienawidząc szołbiznesu i
wszystkiego, co z tym związane, a przede wszystkim kreacji wizerunku i
odpowiedzialności za słowa.Wystawiasz buźkę do fleszy i dupsko do kopania.
Medialne dwa w jednym. Zawsze boli. Proste? Jak się lata do mediów i robi okładeczki,
relacje ze święceń syna, jakby to była koronacja księcia Karola, albo wybór papieża,to
wpuszcza się media do swego życia. Pokaż mediom swoje dziecko, wejdą ci do
kibla i sprawdzą jego zawartość. Byle instagramerka to wie, a nie premier rządu
w kraju, który wstał z kolan. Serio? Wiedzą o tym w tym zepsutym lewackim szołbizie,
nie wiedzą na prawicy i jest mega turbo zdziwko. Nagle prawnicy. Oświadczenia.
Twittuje premier, Jaki i Kempa. Cyrk. Tylko Dudy brakuje. Kino klasy B”.
Najpierw, jak się można dziś domyślać, prawdopodobnie
w ramach nieustannej walki prowadzonej przez opozycyjne środowiska polityczne
na rzecz odzyskania władzy, ksiądz Tymoteusz Szydło jest na tyle bezwzględnie dręczony
psychicznie, że nie będąc w stanie pełnić jak należy swojej posługi, ucieka
prze tą bandą barbarzyńców na ur lop, no a wówczas rozpoczyna się atak
prawdziwy, który przez niemal dwa poprzedzające wybory miesiące nakręca atmosferę
szyderstwa wobec nie tylko Bogu ducha winnego Księdza, ale w ogóle Kościoła. I
teraz, skoro wreszcie można było na spokojnie owo kłamstwo ujawnić, wszyscy
oni, zamiast się wreszcie zamknąć, robią wielkie oczy i pytają: „A co to? Nie
wiedzieliście, że jest coś takiego jak internetowy hejt? To w takim razie wy
się zupełnie nie nadajecie do polityki”.
No ale nic to. Trzeba będzie jeszcze
jakiś czas się z nimi pomęczyć. Może nam jakoś pomóc świadomość, z kim tak
naprawdę mamy do czynienia. Te wszystkie „buźki do fleszy”, „szołbiz”, „dupska do kopania”, „okładeczki”,
„kible z jego zawartością”, to wreszcie „serio” i „mega turbo zdziwko” – przecież to nie są zwykli ludzie; to jest klasyczny gang ze swoimi ciziami.
Obok jednak tego całego nieszczęścia, trafiłem na pewne naprawdę wiele mówiące
zdjęcie. Popatrzmy na nie, postarajmy się je zapamiętać i w sytuacjach
trudniejszych sobie o nim przypominać. Powinno nam ulżyć.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJest takie powiedzenie, że kto chce psa uderzyć ten zawsze kij znajdzie. Nie ma w dzisiejszej Polsce żadnych dwóch plemion. Jedno z niech nie uważa bowiem drugiego za równouprawnione. Drugie natomiast nie odpłaca się wzajemnością, a tylko bezskutecznie postuluje, iż jednak jest równouprawnione.
OdpowiedzUsuńNic z tego równouprawnienią! Oni po prostu mają nas za psy a rozzuchwala ich łaszenie się i merdanie ogonem, gdy należałoby warknąć i kły obnażyć.
Trzeba otwarcie powiedzieć, że to jest rodzaj społecznego rasizmu. Mniej więcej takiego z chaty wuja Toma, w którym psy, jako rasowo niższe, mają swoje położenie zaakceptować i za nie dziękować na komendę w budzie siedząc.
Sytuacja ogólna jest właśnie taka. Niech ktoś spróbuje mi zaprzeczyć w oparciu o jakieś przeciwne fakty, gdy właśnie takie klasycznie rasistowskie stanowisko wyraźnie okazało się na przykład, ale nie tylko, w kwestii przyjazdu tzw. 500+ na bałtyckie plaże.
Niby wiadomo, że "nie daj, Boże, z Iwana pana" i dobry Bóg jeszcze aż tak nie dopuścił. Może gdzieś tam ktoś uważa się za pana, ale naprzeciw mamy do czynienia wyłącznie z genetycznymi psiarczykami (a właściwie dlaczego na zdjęciu brak Kierwińskiego?).
Skoro ci pyskujący to wyłącznie psiarczyki, to powstaje pytanie, konkretnie co jest ZWORNIKIEM utrzymującym w równowadze tę kopułę rasizmu? Nie kto, ale co? Czym się te psiarczyki posługują, z czego korzystają w swoich publicznych wykrętach i wstrętach?
Otóż tym zwornikiem jest słowo: MY.
Kto choćby obojętnością pozwala psiarczykom na obejmowanie go tym MY, ten zgadza się na wyznaczane mu położenie psa. Człowiek nie powinien uznawać żadnego takiego MY. Nie ma żadnego MY między psiarczykami i ludźmi, których ci pierwsi uważają za psy.
Szczególnie w tych kretyńskich nawalankach telewizyjnych reakcja powinna być następująca: jacy my? O kim pan(i) mówi? I dalej odpowiednio: Którzy Polacy? itd.
Innego sposobu nie ma a ten przynajmniej dąży do prawdy. Prawda, ale także zgodność, musi być bowiem oparta na tych samych pojęciach, albo na wyraźnym ustaleniu różnicy używanych pojęć.
Kto jeszcze nie zrozumiał, niech zapyta któregoś Czecha, jaka jest pojęciowa różnica między ichnim słowem hledat a naszym szukać?
Ale Kierwiński jest na zdjęciu, na samym przodzie
Usuń@Unknown
UsuńNa przedzie. Kierwiński jest na przedzie.
@orjan
OdpowiedzUsuńCo znaczy "brak Kierwińskiego"? Przecież on tam aż błyszczy.
@toyah &Unknown
OdpowiedzUsuńNo, jakże ja słabo kojarzę ichnie facjaty z odpowiednimi nazwiskami! Chodziło mi o tego tombakoustego Roberta Kropiwnickiego.
Ten na K. i ten na K.
To jest taka zbieranina, że człowiek się w duchu pyta "skąd to przypełzło"? Ta Korwin-Piotrowska napisała, że jest jak A. Chyra a w tym samochodzie to prawie pobiła na głowę aktora Pieczyńskiego.
OdpowiedzUsuńhttps://www.tysol.pl/a38729--video-Sabat-nad-Kosciolem-na-Onecie-Korwin-Piotrowska-Jeszcze-ten-JPII-zrobil-spektakl-z-umierania-