Blog, na którym się niemal każdego
dnia spotykamy, prowadzę od ponad już dziesięciu lat i powiem uczciwie, że te
lata nie zawsze były łatwe. A łatwe nie były głównie z tego powodu, że ja chyba
nigdy wcześniej w całym swoim życiu nie zapracowałem sobie aż na tylu wrogów.
Oczywiście, był to też czas, kiedy spotkało mnie też wiele radości, niemniej
nie mogę zapomnieć też tego, że niemal od pierwszego dnia dla wielu stałem się
niemal wrogiem publicznym. I niech nikomu nie wydaje się, że ów podział
przebiegał po tradycyjnej linii politycznej. Nic podobnego. Powiem wręcz, że
kiedy spoglądam na miniony czas z dzisiejszej perspektywy, widzę, że tak
naprawdę najwięcej złych słów zostało w moim kierunku wypowiedzianych ze strony
nie klasycznego lewactwa, ale tak
zwanych „naszych”. Jak mówię, od niemal pierwszego dnia, jak się tu zacząłem
dzielić swoimi refleksjami.
Otóż był początek roku 2008, a więc roku pierwszego, a ja napisałem
tekst na temat rzezi wołyńskiej i całego tego ciężaru, jaki musi polskie
państwo nosić na swoich barkach do dziś, jeśli chce zachować tego wszystkiego
sens, i wydaje mi się, że to wtedy właśnie wszystko się zaczęło. Dziś, jak
wiemy, męczymy się, jak zawsze, z ową nieśmiertelną kwestią Wołynia, a ja
chciałbym przypomnieć swój tekst z tamtych lat. Bardzo jestem ciekawy, jak to
będzie tym razem.
Myślałem, że po tych kilku dniach
zupełnie jałowego roztrząsania, z jednej strony ogromu ukraińskich zbrodni
popełnionych wobec Polaków ma Wołyniu, a z drugiej rzekomego tchórzostwa,
koniunkturalizmu, czy może tylko głupoty Prezydenta, kiedy wszystkie już chyba
słowa, po wszystkich stronach tej debaty, zostały powiedziane, przyjdzie czas
na milczenie.
Nic podobnego. Dzisiejsza „Rzeczpospolita”
na pierwszej stronie informuje o tym, że kombatanci Wołynia są rozgoryczeni
postawą Lecha Kaczyńskiego, na drugiej publikuje komentarz Rafała Ziemkiewicza,
też w tonie ciężkiego rozgoryczenia, a wewnątrz numeru, zamieszcza wkładkę z
chirurgicznie wręcz precyzyjną analizą ukraińskiego mordu.
Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że swoje
już miałem okazję powiedzieć i prawdopodobnie nic nowego nie wymyślę, ale z
drugiej strony jest faktem, że wszyscy już swoje zdążyli powiedzieć, włącznie
ze wspomnianym Ziemkiewiczem, który wcześniej już swoje poglądy wyraził w tej
samej „Rzeczpospolitej” w tekście na dodatek bez porównania bardziej obszernym
niż dziś, a mimo to wszyscy gadają, jak nakręceni. Więc ja pozwolę sobie raz
jeszcze, tym razem – obiecuję – może krócej.
Wśród osób zajmujących się sprawą
barbarzyńskiego mordu, pojawiają się dwa rodzaje emocji. Jeden to ten, gdzie
obsesyjnie wręcz powraca się do opisywania męki polskich ofiar okrucieństwa
UPA, z jednoczesnym wymuszaniem na Ukrainie uczciwego nazwania tej części
swojej historii po imieniu, a następnie potępienia wszystkiego, co za nią stoi.
Z drugiej strony z kolei, mamy ludzi, którzy nadal, z – dla mnie nie do końca
zrozumiałym – upodobaniem wbijają do naszych serc te straszne obrazy, a
jednocześnie zapewniają, że przyjaźń z Ukrainą nie powinna być ani podważana,
ani zagrożona, bo przecież UPA, to nie wszyscy Ukraińcy.
Uważam, że w jednym i w drugim sposobie
myślenia, obecny jest pewien bardzo ciężki błąd, a boję się, że oprócz błędu,
pewna bardzo nieprzyjemna intencja. O jakim błędzie myślę? Otóż, w moim
najszczerszym mniemaniu – co zresztą bardziej lub mniej otwarcie, przyznają
wszyscy uczestnicy debaty – nie ma sensownej możliwości, żeby Ukraina
kiedykolwiek zgodziła się zakwestionować tę swoją straszliwą historię. Może,
jak powtórnie kiedyś wpadnie w łapy Rosji, to dla jakich swoich nieistotnych w
tej chwili ciemnych interesów, Rosja każe Ukraińcom oficjalnie potępić zbrodnie
UPA i oni oczywiście to a chęcią zrobią. Póki Ukraina jest wolna, nie ma
takiego sposobu.
Ten błąd jest ściśle powiązany z
kolejnym. Otóż rzeczy polega na tym, że jeśli Ukraina nie zmierzy się uczciwie
ze swoją – choćby i jednorazową – podłością, to właśnie przez fakt, że nawet
jeśli UPA to nie cała Ukraina, to jest to wystarczająco duża i wpływowa część
Ukrainy, żeby sprawa została uznana za zamkniętą. Zapominanie o tym, to, jak
mówię, błąd, natomiast to, co nazywam brzydką intencją, to właśnie to
detaliczne rozgrzebywanie tej męki sprzed 65 lat. Bo o co chodzi? Czyżby zamiar
był taki, żeby ludziom przedstawić prawdę? Przepraszam bardzo, ale ci, których
prawda, w tym ta prawda, w ogóle interesuje, mieli okazję tę prawdę poznać
wielokrotnie. Ja osobiście pamiętam, że już jako małe dziecko – a nie byłem
wychowywany w środowisku super patriotycznym – wiedziałem, że Ukrainiec, to
ktoś, kto uzbrojony jest najczęściej w widły. Sami komuniści zresztą, przez
wiele lat, być może ze względu na pamięć o Świerczewskim, o tym Ukraińcu z
widłami nie dawali zapomnieć.
Sam Rafał Ziemkiewicz pisze w swoim
oryginalnym artykule:
"Tym,
co wyróżnia rzezie na Wołyniu spośród wszystkich znanych historii zbrodni
etnicznych, jest niewiarygodne bestialstwo zbrodniarzy. Ani stalinowskie NKWD,
ani hitlerowskie Einsatzgtruppen nie popisywały się osobistym okrucieństwem.
Rezuni OUN-UPA oraz innych nacjonalistycznych formacji wydawali się natomiast
znajdować w nim szczególne upodobanie".
No i sprawa jest zupełnie jasna. Nikt,
nigdy, w takim stopniu nie zaprzeczył temu, czym jest w potocznym rozumieniu
człowiek, jak nasi bracia Ukraińcy. Skoro jednak wszyscy o tym wiemy, to po co
wyciągać te fotografie i prosić specjalistów od spraw wołyńskich o kolejne
relacje, z zastrzeżeniem, że dobrze by było, gdyby może relacje te były jak
najbardziej plastyczne? To nazywam nieładną intencją.
Ale oczywiście wciąż możemy pytać
dlaczego? Dlaczego? Dlaczego właśnie oni? Dlaczego? Częściowo na to pytanie
odpowiada pewien bloger:
„Otóż UPA
dokonała tych zbrodni z tak straszliwym bestialstwem (wyłupywanie oczu,
palenie, krojenie piłami, obdzieranie ze skóry itd.) jak najbardziej celowo. Nie
z powodu wrodzonego bestialstwa i zdziczenia ale jak najbardziej celowo i
racjonalnie. Ponieważ UPA była bardzo zdyscyplinowana i zorganizowana, ale nie
dość silna żeby wymordować wszystkich Polaków na Kresach, to uznała że jeśli
będzie dokonywać tych mordów z tak straszliwym okrucieństwem to wywoła
przerażenie wśród wszystkich Polaków i nawet ci których nie będzie można
wymordować sami uciekną za Bug. To bestialstwo było częścią dobrze zaplanowanej
zbrodni”.
Dlaczego mówię, że jest to wyjaśnienie
tylko częściowe? Bo ono odpowiada tylko na moje pytanie od strony technicznej.
A ja bym chciał wiedzieć, dlaczego akurat Ukraińcy. Dlaczego nie Serbowie,
dlaczego nie Chorwaci, dlaczego nie Wietnamczycy. Dlaczego nasi bracia
Ukraińcy? Czyżby tamci byli mniej zdyscyplinowani? Bądźmy poważni. Ja jednak
nie znam odpowiedzi na to pytanie. Jedyne, co mi przychodzi do głowy, to bardzo
prymitywne i głupie: bo tak.
Ale jeżeli ‘bo tak’, to tym bardziej nie
ma już co dłużej na ten temat z Ukrainą rozmawiać. Nie ma też co dłużej o tym z
nimi rozmawiać, nawet jeśli ktoś znajdzie na to pytanie odpowiedź bardziej
intelektualnie umocowaną. Na przykład, że Ukraińcy mają to coś we krwi, albo,
że szatan sobie Ukraińców bardzo upodobał. Bo oni, choćby się świat walił, winy
na siebie nie wezmą. A jeżeli nie wezmą, to możemy, owszem, nadal publikować
zdjęcia rozprutych brzuszków i wyłupionych oczu i połamanych rączek i mówić, że
to na część pamięci.
Jeżeli nie wezmą, możemy też powiedzieć
Ukraińcom, idźcie od nas w cholerę, bo jesteście zbyt straszni, żeby wasze imię
zakłócało nasz sen.
I jeśli nie wezmą, prezydent Kaczyński
zdecydowanie powinien odwołać z Ukrainy naszego ambasadora, ich ambasadorów
poszczuć psami, a na granicy poustawiać zasieki.
A nie wezmą. Bo pani premier Tymoszenko –
owszem – bez najmniejszego wysiłku może spuścić swoje śliczne oczy nad śmiercią
Bronisława Geremka i powiedzieć, że jest jej bardzo przykro, ale na tym jej
możliwości współczucia się kończą. I w tej zupełnie nowej sytuacji,
prawdopodobnie większość tych, dla których sprawa Wołynia jest jedynym
miernikiem ludzkiego patriotyzmu z jednej strony, a skuteczności polskiej polityki
międzynarodowej z drugiej, będzie usatysfakcjonowana. A pan red. Rafał
Ziemkiewicz nie będzie musiał pisać tak ciężkich głupstw, jak to, które mu się
przydarzyło w dzisiejszej „Rzepie”, gdzie w jednym zdaniu, z tylko sobie
znanych powodów, popadając w kłamstwo zupełnie niezwykłe, pisze, niemal
explicite, że w imię pojednania z Ukrainą Polska jest gotowa „zapomnieć” i
przyjąć „ukraińską wersję” historii.
Piszę, że Ziemkiewicz kłamie. Ale może
być też tak, że nie kłamie. Może on faktycznie wierzy, że dopóki prezydent
Kaczyński nie posadzi prezydenta Ukrainy, panią premier Ukrainy, oraz
przewodniczącego ukraińskiego parlamentu przed sobą, nie pokaże im dodatku do
dzisiejszej „Rzepy” wraz z odpowiednią kolekcją zdjęć i nie każe im trzem
złożyć pod każdym z nich swoich podpisów, to tym samym zarówno zapomina, jak i
uznaje.
Ale wówczas nie potrafię uwierzyć, że
to ten sam Ziemkiewicz, który w jednym ze swoich gorszych okresów, uznał za
stosowne napisać i wydać książkę pod zajebistym wręcz tytułem „Polactwo”.
Naprawdę trudno uwierzyć ,że taki szał mordu był tylko podyktowany celowym i racjonalnym działaniem.
OdpowiedzUsuń@Dariusz
UsuńDlatego się zastanawiam: czemu akurat Ukraińcy?
Czemu Toyahu tak nie lubisz RAZ-a. ?
Usuń@Unknown
UsuńBo jest głupi, niesympatyczny i zakłamany, a na domiar złego zrobił karierę na haśle "polactwo".