Oto nadeszła wiadomość, że w wieku 88
lat w Rio de Janeiro zmarł João Gilberto, co dla mnie osobiście stanowi
wiadomość nadzwyczaj poruszającą. I nie chodzi o to, że moim zdaniem, kiedy się
ma lat 88, to można by było jeszcze pożyć, choć, owszem, czemu nie? Rzecz jednak
głównie w tym, że – mimo iż od wielu lat poważnie zbzikowany – Gilberto był
jednym z ostatnich wielkich artystów czasów, które przyszło mi osobiście
doświadczać. W czym leżała wielkość Gilberto? Otóż wbrew temu, co się wielu z
nas może wydawać, on się nie zasłużył szczególnie jako kompozytor piosenek,
które uczyniły go wielkim. Niemal każda bowiem z nich była skomponowana albo
przez Antonio Carlosa Jobima, albo przez któregoś z innych wybitnych
brazylijskich kompozytorów. To natomiast co Gilberto do owych melodii wniósł,
to swój głos. Po prostu głos. To właśnie dzięki głosowi Gilberto, o kimś takim
jak Antonio Carlos Jobim się do dziś wspomina. Czy to jest sprawiedliwe? Moim
zdaniem, jednak tak, nawet jeśli dziś, kiedy już Gilberto nie żyje, powszechne
przekonanie jest takie, że taka choćby „Dziewczyna z Ipanemy” to jego i tylko
jego zasługa.
Chciałbym dziś, dla zaznaczenia tego
odejścia, przypomnieć tekst, który napisałem już jakiś czas temu, ale dziś
będzie nam jak znalazł. Właśnie o wspomnianej piosence.
Niedawno, podczas zwyczajowego
przeszukiwania youtube’a, wpadłem na coś naprawdę niezwykłego. Oto pod hasłem
„Girl from Ipanema” znalazłem muzyczną ścieżkę owej przepięknej piosenki,
dokładnie w wersji jaką znamy z wykonania Gilberto ze Stanem Getzem, tyle że
przeedytowaną tak zwanym „loopem” w dziesięciogodzinną mantrę. Słuchałem tego
przez pewien czas, może jakieś 30 minut czy godzinę, w międzyczasie oczywiście
zajmując się wszystkim i niczym, kiedy nagle uświadomiłem sobie, że gdyby nagle
pojawił się pomysł, by spróbować spędzić dzień wyłącznie w towarzystwie owych nutek,
ja bym zaryzykował w ciemno. Nawet jeśli nie ma na świecie melodii, której
można by słuchać przez dziesięć godzin bez przerwy, „Girl from Ipanema” stanowi
tu wyjątek wręcz nieludzki.
W swojej książce o muzyce opisywałem
dzieło Gavina Bryarsa „Jesus Blood Never Failed Me Yet”, gdzie przez ponad 70
minut słuchamy zawodzenia jakiegoś biednego menela, powtarzającego do znudzenia
owo wyznanie, że krew Jezusa nigdy go nie zawiodła i zadeklarowałem, że ja tego
jestem w stanie wysłuchać od początku do końca, nie czując nawet, jak płynie
czas. No ale tu mówimy nie o 70 minutach, lecz o 10 godzinach, podczas których
słyszymy jedną piosenkę w kółko, i to w taki sposób, by w efekcie albo dostać
szału, albo się zwyczajnie zapomnieć i w efekcie stracić poczucie czasu.
Piosenkę „Girl from Ipanema” w lipcu 1962
roku napisał Brazylijczyk Antônio Carlos Jobim, a tekst do niej napisał
człowiek nazwiskiem Vinicius de Moraes. O czym traktuje owa piosenka? Otóż
chodzi o to, że autor, człowiek już dość posunięty wiekowo, idzie sobie nadmorskim
pasażem w eleganckiej dzielnicy Rio de Janeiro o nazwie Ipanema, i nagle widzi
młodą dziewczynę, wręcz dziecko, która najwidoczniej udaje się na plażę. Widzi
ją i – podobnie zresztą jak wszyscy wokoło – nagle uświadamia sobie, że ona
jest tak piękna, że jego ogarnia najczystsze wzruszenie, chciałby jej
powiedzieć, że ją kocha, i w tym momencie pragnie już tylko jednego – by ona na
niego spojrzała… niestety jednak ona, nawet jeśli się uśmiecha, to patrzy
wprost przed siebie i go oczywiście ma głęboko w nosie. I to tyle. I w tym
właśnie tkwi owa smutna samba. Ot i cała historia.
Okazuje się jednak, że, tak jak to się
często dzieje, nic nie bierze się znikąd. Ów de Moraes nic nie wymyślił, lecz
faktycznie opisywał swoje osobiste doświadczenie. On faktycznie któregoś dnia
zobaczył tę dziewczynkę, a ponieważ ona była tak śliczna, to jak przystało na
starego dziada, się w niej zwyczajnie zakochał, tyle że bez wzajemności, i tyle
z tego dobrego, że powstała jedna z najpiękniejszych piosenek w historii muzyki
popularnej.
A teraz proszę sobie wyobrazić, że to co
wydawało się tak piękne, tu gdzie ma być piękne, piękne oczywiście jest,
natomiast poza tym mamy zwykłe życie i serię ponurych złudzeń. Otóż, jak się
okazuje, owa dziewczynka z Ipanemy istnieje naprawdę i jest jak najbardziej
zidentyfikowana. Nazywa się Helô Pinheiro, natomiast w dniu kiedy de Moraes ją
ujrzał, jak idzie na plażę i się zachwycił, nosiła nazwisko Heloísa Eneida
Menezes Paes Pinto, miała wspomniane już siedemnaście lat i mieszkała z rodzicami
na Montenegro w Ipanemie. Jak się okazuje, wbrew temu jednak co sobie stary de
Moraes wyobrażał, ona wcale nie szła na plażę, ale, tak jak każdego dnia, do
baru o nazwie Veloso, by kupić papierosy dla swojej matki. No i była tak ładna,
że świat się zatrzymał.
Lata mijały, Moraes w międzyczasie umarł,
a Pinheiro, jak by nie było gwiazda, najpierw roku 1987 i ponownie w roku 2003,
wraz ze swoją córką Ticiane, wzięła udział w sesji dla brazylijskiej edycji “Playboya”,
zaliczyła jakieś drobne role w filmach, no i oczywiście odniosła pewne sukcesy
jako modelka. W roku 2001 otworzyła butik o nazwie „Garota de Ipanema” i w tym
momencie rodzina też już zmarłego Jobima postanowiła dziewczynie z Ipanemy
wytoczyć proces o bezprawne użycie tytułu piosenki ich ojca i dziadka. W pozwie
spadkobiercy Jobima stwierdzili, że „status
‘dziewczyny z Ipanemy’ nie upoważnia jej do używania nazwy, która zgodnie z
prawem stanowi własność rodziny”.
Oczywiście, publiczna reakcja na pozew w
sposób do tego stopnia jednoznaczny potwierdziła fakt, że dziewczyna z Ipanemy
to nie jakiś Jobim i jego kumpel pedofil, ale bohaterka największego przeboju
wszech czasów, że sąd, nawet gdyby oryginalnie miał inne intencje, wydał wyrok
na korzyść Pinheiro.
Równie może ciekawa była inna, osobna sprawa
z tego samego roku, której bohaterką była śpiewająca piosenkę razem z João, jego
ówczesna małżonka, Astrud Gilberto. W roku 2001 Gilberto podała do sądu
producenta chrupek Frito-Lay za to, że bez jej zgody wykorzystał piosenkę w
reklamie chipsów. Jej zdaniem, pieniądze od Frito-Lay należały się jej jak psu
kość, a to przez to mianowicie, że to ona przez wiele lat śpiewała tę piosenkę,
ona też jest powszechnie kojarzona, jako “dziewczyna z Ipanemy”. Ostatecznie
jednak jej dziwne pretensje, podobnie jak pretensje dzieci Jobima, zostały
przez sąd w USA odrzucone, i jak na dziś pozostajemy z tym co naprawdę
wartościowe, czyli z tą cudowną piosenką i naszymi – jakże różnymi – emocjami.
Swoją drogą, ja wcale nie jestem pewien,
czy faktycznymi właścicielami owej melodii nie są właśnie państwo Gilberto.
Owszem, ona została stworzona przez Jobima i niech za to temu wielkiemu artyście
Niebo stoi otworem, ale czym by ona była bez tych dwóch głosów? Zaledwie ozdobą
galerii handlowych na całym Bożym świecie. Ale, skoro już o tym mowa, posłuchajmy
jak to może działać.
No i zachęcam do kupowania mojej książki
o muzyce. Księgarnię można znaleźć na stronie www.basnjakniedziwedz.pl, a w książkę można kliknąć tuż obok.
Pomyślałem sobie, że może "słuchalność"(w sensie - można słuchać 10h bez przerwy) tego utworu jest związana z tym, że styl w jakim jest nagrany to bossa nova, który ostatnio jest bardzo popularny jako tzw. muzyka tła. Co oczywiście nie zmienia faktu, że to całkiem dobry utwór.
OdpowiedzUsuńCiekawe covery:
Frak Sinatra & Jobim
Elise Trouw
Amy Winehouse
@Mateusz
OdpowiedzUsuńTo właśnie chciałem zasugerować wspominając o galeriach handlowych.