W życiu bym nie przypuszczał, że w tych
dniach bohaterem mojej notki zostanie blogerka Kataryna, a jednak, jak widzimy
słowo stało się ciałem. Skąd taki obrót rzeczy? Otóż, jak niektórzy z nas
wiedzą, reżimowa TVP prowadzi – zresztą moim zdaniem jak najsłuszniej –
propagandowy atak przeciwko tak zwanym fundacjom, które od wielu lat żerują na
polskim państwie. No i wczoraj jako główny news pojawiła się osoba oraz
biznesowa działalność niejakiej Katarzyny Sadło, czyli powszechnie znanej
blogerki Kataryny. I można by unieść ręce w geście zwycięstwa, gdyby nie fakt,
że TVP dopuściła się przy tym szczególnego rodzaju manipulacji. Otóż przekazując
informację o kolejnych przekrętach, TVP o Katarynie informowała, jako o zwykłej
blogerce, która coś tam wie, ale nie chce powiedzieć, natomiast gdy dochodziło
do konkretów, pojawiała się Katarzyna Sadło, jeden z mocnych elementów owej
sieci fundacji, tyle że bez jednego słowa odnośnie tego, że Sadło i Kataryna to
jedna osoba. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Póki co, Sadło to już System,
natomiast Kataryna jeszcze resztkami sił ciągnie jako nasza.
Ktoś się spyta, czemu tak? Gdy chodzi o
mnie, to jestem bezradny. Ja oczywiście tego wszystkiego nie rozumiem, ale
wygląda na to, że z jakiegoś powodu naszym zależy na tym, by nawet jeśli ta
Sadło pójdzie siedzieć, to żeby Kataryna ową burzę przetrwała. Że bez sensu? A
cóż to szkodzi? W kwestii bezczelnego łgarstwa, oni wszyscy mają wieloletnią
praktykę. W tej sytuacji, proszę o zapoznanie się z moim bardzo już starym, a
dziś nieco tylko przeedytowanym, tekstem, jeszcze z roku 2011, kiedy tę
Katarynę tu zwyczajnie rozwałkowaliśmy.
Kiedy po raz pierwszy odkryłem blogi i sam
zacząłem pisać, uznałem, że najważniejszymi polskim blogerami są Matka Kurka,
Azrael i Kataryna. Kataryna była nasza, a ci dwaj pozostali, to zwykłe onetowskie
ścierwo. Jednocześnie nie mogłem nie zauważyć, że pozycja i sława owej Kataryny
już właściwie przekraczała to, co można było sobie, jeśli o owe blogi chodzi
wyobrazić. O czym mówię? Otóż, weźmy takiego Matkę Kurkę. Gdy idzie o jakość
literacką jego tekstów, to one, moim zdaniem, są zwyczajnie bez zarzutu.
Podobnie ma się sprawa z ich jakością ideową i intelektualną. A zatem Matka
Kurka, jako przedstawiciel sił, które uważam za czarne, był z mojego punktu
widzenia ich bardzo cennym nabytkiem. Nabytkiem najcenniejszym. Gdy chodzi o
Azraela, sytuacja już była znacznie mniej poruszająca, ale wciąż mieliśmy do
czynienia z bardzo istotną siłą owego czarnego rażenia.
I tu
muszę się przyznać, że już co do Kataryny, od pierwszego mojego z jej tekstami
kontaktu, miałem poczucie, że obcuję z jakąś całkowitą fikcją i zjawiskiem dla
mnie całkowicie niepojętym. Ja nie sugeruję tu, że Kataryna nie umiała nigdy
pisać. Co to, to nie. Ona, owszem, pisała zawsze czysto i zgrabnie, tyle że
gdyby ją postawić obok jakiejkolwiek – powtarzam, jakiejkolwiek – dziennikarki „Gazety
Wyborczej”, „Wprostu”, czy „Rzeczpospolitej” – trudno by było zaobserwować
jakąkolwiek jakościową różnicę. Powiem więcej. Jeśli chodzi o czysto dziennikarską
jakość jej pisania, ona nie wyróżniała się niczym szczególnym ponad zwykłych
blogerów jak ‘maud1’, czy ‘ŚpiEwka’. Żeby już nie wspominać o Roleksie, czy
choćby wspomnianym tu już wyżej Pietraszu. A mimo to, kiedy pierwszy raz
zrozumiałem, że blogi to coś więcej, niż jedna z tych rzeczy, która mnie
każdego dnia omija, powszechna opinia była taka, że Kataryna to ho-ho!
Zjawisko. Wręcz symbol.
Ale
zdziwiło mnie jeszcze coś więcej. Mam tu na myśli opinię, że Kataryna to nasz
(NASZ!) głos w internetowej przestrzeni. Mam dziś wspomnienie – nie do końca
wiem, na ile to wspomnienie jest prawdziwe – że w pewnym momencie nawet
Jarosław Kaczyński w jednym z wywiadów wspomniał, że on by chciał poznać „tę
słynną Katarynę”. I to było coś, czego nie rozumiałem i wtedy i tym bardziej
nie rozumiem dziś, po latach, kiedy to tu to tam słyszę opinię, że Kataryna to
nasza broń i nasza nadzieja.
Wbrew
pozorom, nie jest mi wcale łatwo pisać dziś o Katarynie. Z dwóch mianowicie
powodów. Pierwszy to taki, że ja świetnie zdaję sobie sprawę z tego, że każde
moje słowo skierowane przeciwko tej kobiecie i temu, co ona robi, przez wielu
zostanie odebrane jako intryga uknuta przez kogoś, kto ma ambicje zająć w
publicznej przestrzeni jej miejsce, lub że w najlepszym wypadku, jest to wybuch
zwykłej, długo skrywanej zawiści. Pewnie więc i nie pisałbym bym o niej ani
dziś, ani już nigdy, gdyby nie to, że właśnie Kataryna, na swoim blogu, właśnie
przedstawiła wpis, w którym zachęca mnie, i wielu innych ludzi wiernych
projektowi o nazwie Prawo i Sprawiedliwość, do głosowania na Platformę
Obywatelską, tak by pozwolić tym ludziom jeszcze przez może dwa lata kończyć
swoje dzieło niszczenia tego kraju i tego narodu, a później przyjść na te ruiny
wziąć to wszystko, jak swoje.
Drugi powód jest już bardziej techniczny. W
końcu co można pisać o takiej Katarynie? Żeby ona chociaż pisała szczególnie
głupio, lub szczególnie nieporadnie i dzierżyła przy tym tę swoją palmę. Ale o
tym akurat nie ma mowy. Ona, jak już wspomnieliśmy, jest dokładnie taka sama,
jak dziesiątki mniej lub bardziej znanych dziennikarzy z głównego nurtu. Ani
gorsza, ani lepsza. A pisanie o tym, o czym bym chciał napisać, to zadanie niezwykle
ciężkie. Musiałbym przede wszystkim zacząć przeszukiwać jej stare teksty, wywiady,
jakich udzielała różnym gazetom, śledzić te wszystkie przedziwne ruchy, jakich
dokonała przez minione lata, by wciąż funkcjonować jako „ta Kataryna”. No i sam
ten mój tekst musiałby być jeszcze dłuższy od tego, pełen cytatów i to w
dodatku cytatów z Kataryny. A kto, założywszy nawet, że sam temat uznałby za
interesujący, coś takiego chciałby czytać? A więc pewnie i z tego powodu nie
brałbym się dziś za Katarynę. No ale stało się tak, że ona przedstawiła ów manifest
na temat tego, jak zwyciężać mamy, a ja nagle zrozumiałem, że w ogóle nie
trzeba z Kataryną dyskutować, niczego jej udowadniać, ale tylko zrobić coś, co
już każdy z nas robił wielokrotnie. Zajrzeć do Wikipedii, i jeśli będzie
trzeba, to choćby przekleić tu odpowiednią notkę.
Zabieg
ten działał i tu, w naszym przypadku, kiedy dyskutowaliśmy o różnych
podejrzanych typach z pogranicza biznesu i polityki. Bardzo niedawno
przedstawiłem tu choćby życiorys komunistycznego działacza Jana Mitręgi. Nasz
kolega Coryllus z kolei ładnie pokazał nam, właśnie korzystając z informacji w
Wikipedii, kim był wychowawca polskiej prawicy Henryk Rzeczkowski. A skoro
kultowa blogerka Kataryna wydrapała sobie taką pozycję, że informacja o niej
znalazła się aż w Wikipedii, to czemu tego nie wykorzystać?
Otóż
to co wydaje się być tu rzeczą najbardziej interesującą i chyba
najistotniejszą, to fakt, że, jeśli zapoznać się z tą notką nawet bardzo,
bardzo dokładnie, to musimy zauważyć, że tam nie ma śladu sugestii, że pozycja
Kataryny jest związana z jej dziennikarskim kunsztem – o czym już tu
wspominaliśmy – lub też z jakimiś śledczymi, czy tworzącymi historię tekstami.
Całość tego mitu oparta jest właśnie tylko i wyłącznie na micie. Od pierwszej
informacji, a więc tej, że ona urodziła się „około” roku 1971, aż po ostatnią,
że „w pozwie Kataryna ujawniła, że się nazywa…”. Obojętne. A zatem mamy do
czynienia wyłącznie z kreacją na użytek tworzenia mitu. No ale zobaczmy, kim
jest ów ktoś, kto został wyznaczony do tej roboty.
„Aktywność
Kataryny jako politycznej komentatorki w Internecie datuje się od czasów afery
Rywina; pojawiła się wtedy na forum Kraj portalu Gazeta.pl. Jej okres
największej świetności związany jest z okresem kampanii wyborczej Włodzimierza
Cimoszewicza; była oponentką jego kandydatury. Po zwycięstwie Lecha
Kaczyńskiego zamilkła na kilka miesięcy, powracając równie nieoczekiwanie jak
znikła.
Kataryna
publikuje równolegle w Salonie24.pl oraz w blox.pl. Na pewien czas wycofała się
z publikacji w Salonie24, w związku ze sporem na tle jej odmowy ujawnienia
tożsamości.
W
komentarzach politycznych Kataryna często zajmuje stanowisko krytyczne wobec
Gazety Wyborczej: Zmieniły się radykalnie moje poglądy na III RP, w ciągu
trzech lat przeszłam ewolucję z ‘człowieka rozumnego’ do ‘oszołoma’. Krytycy
Kataryny uważają, że z zasady nie podejmuje ona tematów i nie demaskuje złych
działań szeroko rozumianej prawicy (PiS), koncentrując się w swoich tematach na
– jej zdaniem – manipulatorskich działaniach szeroko rozumianej lewicy
liberalnej (wliczając w to sprzyjające jej media)”.
A
dalej już jest tylko lepiej:
„Do
maja 2009 roku tożsamość Kataryny nie była powszechnie znana i stanowiła
przedmiot bezskutecznych spekulacji i żartów internautów. O bycie Kataryną
podejrzewano kilkoro dziennikarzy i polityków. Z prawdziwą Kataryną rozmawiał
telefonicznie Igor Janke. ‘To był zdecydowanie damski głos, interesujący,
trochę tajemniczy... Więcej nie powiem’ - relacjonował potem. Kilkakrotnie z
blogerką spotkał się z kolei Robert Mazurek. W maju 2008 w ‘Dzienniku’ ukazał
się jego wywiad z Kataryną. W rozmowie blogerka przyznała, że pochodzi z
południa Polski (z kontekstu rozmowy wynikało, że z Rzeszowa - miasto
wojewódzkie na ‘R’), jest po 30., studiowała na dwóch kierunkach w Warszawie,
gdzie także mieszka. Jest członkiem stowarzyszenia Mensa. W pracy ‘spotyka
osoby publiczne’, ale nigdy nie była dziennikarką. Z kolei w sierpniu 2008
Kataryna przeprowadziła w ‘Dzienniku’ wywiad z Mazurkiem”.
Czy Państwo
widzą, co tu się wyprawia? „To był zdecydowanie damski głos, interesujący,
trochę tajemniczy... Więcej nie powiem”. Przecież to jest jakiś obłęd. O kim my
w ogóle rozmawiamy? Ale nawet i to nie jest jeszcze najciekawsze. Otóż ja
wszystko bym rozumiał, gdyby rzeczywiście okazało się, że Kataryna to Justyna
Pochanke, lub Włodzimierz Cimoszewicz. Rozumiałbym to dzisiejsze poruszenie,
ale też wcześniejszą konspirację i plotki. Natomiast tu nie ma nic. Kataryna to
rzeczywiście jakaś pani z „wojewódzkiego miasta na ‘R’”, która prowadzi bloga,
a poza tym robi to, co cała kupa nowych drobnych kombinatorów działających na
współczesnej mapie Polski, czyli prezesuje jakiejś organizacji pozarządowej,
zajmującej się „wspieraniem różnorodnych form aktywności społecznej, wzmacnianiem
u obywateli umiejętności współdziałania w kształtowaniu demokratycznego
społeczeństwa”. Tyle że, zamiast, tak jak jej koleżanki i koledzy po fachu,
określić się jako ktoś, kto na dźwięk nazwiska ‘Kaczyński’ potrafi się na
gwizdnięcie porzygać, ona akurat – z powodów, które nawet mnie nie do końca
interesują – postanowiła lawirować między Agorą a Salonem24.
Ktoś
mi powie, że skoro ta Kataryna jest dla mnie taka nieinteresująca, to po
cholerę ja łamię daną sobie jeszcze przed laty obietnicę i jednak się nią
zajmuję. W tej sytuacji więc, zamiast kończyć, muszę jeszcze parę słów napisać.
Chodzi o to, że od samego niemal początku jak prowadzę ten blog, dostaję ze
wszystkich stron informacje, że jak to dobrze, że są blogerzy, którzy tak
pięknie walczą o naszą Polskę, a później czytam że wśród tych nosicieli dobrej
nowiny jestem ja, FYM, Ścios, a obok nas Kataryna. Bardzo przepraszam, ale
proszę mnie zrozumieć. Jej towarzystwo jest dla mnie nie do wytrzymania z tego
powodu, że ja w żaden sposób nie czuję się godny zajmowania tak wybitnej
pozycji, ale też dlatego, że jeśli ktoś lubi moje teksty, a jednocześnie lubi
teksty Kataryny, to znaczy, że ten ktoś moich tekstów nie rozumie. A ja
okropnie cierpię, kiedy się dowiaduję, że piszę nie wiadomo dla kogo i nie wiadomo
po co. A zatem, ten tekst powstaje w dużym stopniu po to, bym mógł w nim
zaapelować o to, by wszyscy miłośnicy blogerskiego kunsztu Kataryny przestali
się emocjonować tym, co powstaje tu, w tym miejscu. A skoro wciąż mają ochotę
tu siedzieć, to niech przynajmniej przestaną mi słodzić. Bo mnie te ich
słodkości obrażają.
Ale
jest też jeszcze jeden powód, dla którego piszę dziś o Katarynie. Otóż
powszechna opinia jest taka, że Kataryna reprezentuje w swojej działalności na
blogach Prawo i Sprawiedliwość. Proszę mnie źle nie zrozumieć. Ja nie mówię, że
ona reprezentuje Prawo i Sprawiedliwość. Ja tylko stwierdzam fakt, że w
popularnym przekazie, ona funkcjonuje jako PiS. I oto na blogach ukazują się dwa
teksty, jeden, wcześniejszy, w którym bloger Łażący Łazarz właściwie
jednoznacznie sugeruje, że objęcie władzy przez Jarosława Kaczyńskiego musi
doprowadzić do śmierci – śmierci fizycznej – Donalda Tuska, w drugim natomiast zabiera
głos Kataryna i już nie niemal jednoznacznie, ale zupełnie otwartym tekstem
pisze, że ona będzie kibicować w nadchodzących wyborach Platformie
Obywatelskiej, bo ma nadzieję, że jeśli Platforma wygra, to Polskę szlag trafi
i będziemy mogli sobie parę fajnych rzeczy po niej pozbierać.
No
dobra. Ktoś na to powie, że Łazarz to jednak Nowy Ekran, a więc medialny fakt,
natomiast Kataryna to nadmuchana fikcja, do tego fikcja nadmuchana tak, że
normalni ludzie z tego się mogą już tylko śmiać. Tyle że, niestety, się nie
śmieją. Wręcz przeciwnie. Czytają te brednie i kiwają w zadumie głowami.
Przecież to nawet nie ja sam trafiłem na jej blog, lecz informację o nim
otrzymałem od ludzi, którzy tam bywają.
A
więc piszę o Katarynie i myślę sobie, że jest całkiem możliwe, że ona została
tym kim dziś jest, wyłącznie w jednym celu. Żeby napisać swój tekst o tym
geszefcie, jaki Jarosław Kaczyński powinien zrobić, żeby za kilka lat już móc
rządzić tym śmietnikiem o nazwie ‘Polska’, jak jakiejś ruskie panisko. No i
żebym ja mógł ją za to kopnąć w tyłek. Co z satysfakcją czynię.
Przypominam, że moje książki są
do kupienia w księgarni na stronie www.coryllus.pl.
Zapraszam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.