piątek, 4 listopada 2016

O dwóch takich co się wybrali na smoki i dostali rozwolnienia

        Z Witoldem Gadowskim mieliśmy tu spokój – a ja osobiście miałem nadzieję, że wieczny – niestety w międzyczasie Prawo i Sprawiedliwość przejęło państwowe media, no i okazało się, że wśród całej tej menażerii, z Wolskim i Targalskim na czele, znalazł się też wspomniany Gadowski. Moją opinię na temat tego człowieka Czytelnicy znają i jestem pewien, że nie potrzebuję jej tu powtarzać, natomiast przyznaję, że w odróżnieniu choćby od obu wymienionych osób, on przynajmniej od czasu do czasu nie włóczy się od rana do wieczora po mieście i coś tam za te nędzne grosze, które dostaje od TVP, próbuje jednak robić. Dziś, jak widzę, jest to cykl reportaży z różnych stron świata, pod wspólnym tytułem „Łowca smoków”. O co w tym przedsięwzięciu miało oryginalnie chodzić, najlepiej pokazuje zapowiedź pierwszego odcinka owych wypraw. Proszę się trzymać foteli:
      „Reportaż o najgroźniejszej mafii Europy, Ndranghetcie. Autor przedostaje się do serca tej brutalnej organizacji, włoskiej miejscowości San Luca gdzie rozmawia m.in. z członkami mafijnych klanów. Z przeprowadzonych wywiadów wyłania się wstrząsający obraz dzisiejszego południa Włoch”.
      Nie wiem, jak to się stało, ale jakimś cudem obejrzałem dłuższy fragment pierwszego odcinka tego czegoś i daję słowo, że przez przeważającą część programu oglądaliśmy wyłącznie Gadowskiego robiącego miny do papierosa, rozmawiającego z jakimiś wieśniakami na temat owej mitycznej mafii i ich rzekomo rozpaczliwej sytuacji, czekając jednocześnie na zapowiadane od początku spotkanie z owej Ndranghetty głównym szefem, do którego oczywiście nigdy nie dochodzi. Czemu? Jak to czemu? Ndranghetta obiecał że przyjdzie, ale nie przyszedł. Czy to wina Gadowskiego?.
      Ja wiem, że to brzmi mało wiarygodnie, ale na kolejny odcinek projektu Witolda Gadowskiego „Łowca smoków” trafiłem równie przypadkowo, natomiast przyznaję, że nie żałuję, bo tym razem było równie dobrze, a kto wie, czy nie lepiej. Tym razem Gadowski pojechał do Tadżykistanu, by nam pokazać, jak wygląda z jednej strony najbiedniejszy i najmniej demokratycznie rządzony kraj byłego Związku Sowieckiego, a z drugiej najważniejszy dziś podobno punkt przemytu afganistańskich narkotyków. Już w pierwszych minutach wspomnianego odcinka zapowiedział Gadowski, że on tym razem ze swoją kamerą i papierosem zajrzy do samego centrum owego biznesu i pokaże nam, w jaki sposób przemycane są narkotyki z Afganistanu do Europy, to natomiast, co w efekcie dostaliśmy, to rozmowa z jakimś lokalnym ważniakiem wyposażonym w pierwszej klasy laptop z logo w postaci słynnego nadgryzionego jabłka, tłumaczącym nam, że w Tadżykistanie nie ma demokracji i za każdym rogiem czai się ruski agent. Tu zresztą zrobiło się naprawdę niebezpiecznie, bo w pewnym momencie Gadowski tak się rozochocił, że poinformował swojego gospodarza, że gdyby w Polsce doszło do takiego łamania demokracji jak w Tadżykisanie, naród by wyszedł na ulicę, a następnie – zapewne dla potwierdzenia przedstawionej tezy – pokazał nam wspomnianą ulicę, po której przechadzała się roześmiana grupa dziewcząt plus jakiś facet – jak rozumiemy ruski agent – z komórką przy uchu.
      Kiedy już się dowiedzieliśmy, jak w tym Tadżykistanie, gdzie nie dość, że nie ma Jarosława Kaczyńskiego, to nawet prezesa Rzeplińskiego, jest źle, zwlekł się Gadowski ciemnym porankiem z łóżka, zapalił kolejnego papierosa, zrobił kolejna minę, zapakował do samochodu z miejscowym kierowcą i wyruszył w stronę Afganistanu w poszukiwaniu przemytników z afgańską heroiną. Tu jednak również, podobnie jak wcześniej w przypadku włoskiej mafii, do spotkania nie doszło. Okazało się bowiem, że kiedy Gadowski ze swoim miejscowym przewodnikiem dojechali na miejsce, z powodu zapowiedzianej wizyty prezydenta kraju, wszędzie było pełno policji i przemytnicy się pochowali, a Gadowski, by nie zostać aresztowany, musiał policjantom dać łapówkę. Tyle wszystkiego, że już na sam koniec udało mu się wymyślić ów fantastyczny bon mot: „Szukaliśmy smoka, a znaleźliśmy się w jego wnętrzu”. Jasne. W mieszkaniu tego gościa z Applem.
      Nie mam do końca pewności co do tego, czy dobrze oceniam sytuację, ale mam wrażenie, że pomysł na „naszą” telewizję jest taki, by na 8 lat propagandy TVN24 zareagować dokładnie tym samym, tyle że lepiej, no i oczywiście z prawdą, prawdą i tylko prawdą. A zatem zamiast „Szkła Kontaktowego” dostaliśmy „W tyle wizji”, zamiast „Kawy na ławę” zaproponowano nam „Woronicza 17”, w miejsce „Faktów po faktach” dano nam „Po dwudziestej”, no i wreszcie tam gdzie Ewa Ewart przedstawia, postanowiono wystawić Gadowskiego.  No i tu podejrzewam, że zupełnie niechcąco – w końcu, jak się domyślam, co by o nim nie mówić, Witold Gadowski to szczery człowiek – samo życie dopisało znakomitą pointę do tego, co nam dziś oferuje przejęta z rąk Platformy Obywatelskiej publiczna telewizja. Otóż proszę sobie wyobrazić, że, podsumowując swoją niefortunną wyprawę do „gniazda smoka”, Gadowski wyznał, że tak naprawdę jedynym efektem wyprawy do wyjazdu do granic Afganistanu było to, że on od miejscowego jedzenia dostał rozwolnienia. Właśnie tak, i daję słowo, że ja tu niczego nie zmyślam. To jest dokładnie to co on powiedział na koniec swojego reportażu: jedynym efektem owego przedsięwzięcia było to, że on i jego kamerzysta dostali rozwolnienia.
       A zatem, tak to niestety wygląda: Warzecha z Ogórkową udają odpowiednio Kamila Dąbrowę i śp. Marię Czubaszek, Rachoń Rymanowskiego, Wolski Młynarskiego, a Gadowski Ewę Ewart. I niestety wszystko wskazuje na to, że układ sił w mediach jest dziś taki, że, póki co, „naszym” pozostaje wyłącznie ta biegunka. Wypada mieć tylko nadzieję, że większość Polaków ogląda telewizję wyłącznie ze względu na mydlane opery i teleturnieje, a radia słucha wyłącznie dla piosenek, bo inaczej jest już po nas.

Wszystkim zainteresowanym tym, co tu się pojawia, polecam księgarnię pod adresem www.coryllus.pl, gdzie można kupować moje książki.




6 komentarzy:

  1. Panie toyah. Uprzejmie Pana informuję,
    że na świecie są jeszcze inni ludzie,
    a nie tylko toyah ze swoją rodziną
    i niejaki coryllus.
    Z poważaniem -
    Andrzej Przytuła, człowiek ze Skierniewic

    OdpowiedzUsuń
  2. Ty o Gadowskim, Coryllus o Pawlickim.
    Oni Wam tego nie wybaczą. Wybaczą tym, z którymi utrzymują kontakt wzrokowy i do których strzelają zza barykady swoimi ślepakami. Wy stoicie za ich barykadą i śmiejecie się z odłoniętych dupsk. Tego się nie wybacza.

    Ale dzięki za te chwile śmiechu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zamiast kopiować wzory PRL i III RP, obciążać nas znienawidzonym abonamentem RTV,trzeba było przejąć jakąś lokalną telewizję, np. była do kupienia TV Kujawy, zatrudnić młodych i zdolnych ludzi, jeszcze niezmanierowanych, i dać im szansę na produkowanie obiektywnych programów publicystycznych i filmów autorskich z oszczędnym dofinansowaniem (patrz Wielka Brytania jako wzór łączenia sztuki z biznesem i propaganda imperialną). Zgadzam się, niestety, to co robią "nasi" to żenada i zapowiedź klęski politycznej, a zarazem zaprzepaszczenie nadziei narodu po raz kolejny. – Mirosław Antoni Glazik ( M.A.G. ) – nauczyciel i pisarz

    OdpowiedzUsuń
  4. @Andrzej Przytuła
    Tak też myślałem, że są jeszcze Skierniewice, a w nich człowiek nazwiskiem Przytuła.

    OdpowiedzUsuń
  5. @betacool
    Oni nas już dawno skazali na niebyt.

    OdpowiedzUsuń
  6. @Mirek Glazik
    Przepraszam, ale kto to miał zrobić? Gadowski?

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...