Ponieważ,
jak mam prawo podejrzewać, wielu z czytelników tego bloga, chciałoby wiedzieć,
jak się udały warszawskie targi, śpieszę donieść, że udały się znakomicie i z
tego, co pamiętam, tak jak teraz nigdy dotychczas nie było. Nie umiem
powiedzieć, który to już jest rok, nie pamiętam nawet które to już Targi
Książki Historycznej, na których Coryllus i ja spotykamy się z Czytelnikami, natomiast,
mimo że bywało już naprawdę dobrze, to co przeżyliśmy tym razem, przebija
skalę. Po prostu.
Nie będę tu przytaczał żadnych związanych
z wydarzeniem anegdot, w ogóle nie zamierzam wchodzić w szczegóły, choćby nie
wiadomo jak pikantne – mam nadzieję zresztą, że Coryllus zrobi to lepiej za
mnie –chciałbym natomiast się zastanowić nad przyczyną tego, co się wydarzyło w
tym roku. Otóż wydaje mi się, a mam wrażenie, że tu się z Coryllusem zgadzamy,
że to jest jednak tendencja i że ona jest już nie do powstrzymania. I jeśli
ktoś mi ma ochotę zarzucić, że znów mnie pokonało moje ego, podzielę się może
pewną refleksją, którą w tych właśnie dniach usłyszałem od człowieka w pewnym
bardzo szczególnym sensie reprezentującego Branżę i którego uważam za z całą
pewnością zorientowanego. Otóż rozmawialiśmy sobie trochę w sobotę na temat tak
zwanego „rynku idei” i kiedy ja zasugerowałem, że najwyraźniej dobiega końca
projekt pod nazwą „Gazeta Wyborcza”, znajomy mój poinformował mnie, że
„Wyborcza” jest wyłącznie symbolem zmiany systemowej. Jego zdaniem mianowicie,
nadchodzi kres nie tylko „Wyborczej”, nie tylko wielkich mediów, ale również największych
portali internetowych, takich jak Onet, czy Wirtualna Polska, a to z tego
powodu, że ludzie coraz częściej mają ich wszystkich dość i decydują się na
kontakt bezpośredni. Zdaniem mojego znajomego, już za kilka lat będą tylko
Facebook, Google i my. Ja tu oczywiście tylko cytuję jego słowa: „Facebook,
Onet i ty z Gabrielem”, ale wiemy oczywiście wszyscy, że za tym stoi duży skrót,
a sens owej prognozy zamyka się w tym, o czym też już tu wspomniałem, czyli w
kontakcie bezpośrednim i w wolnym wyborze. Przepraszam za porównanie, ale
wydaje się, że historia zatoczyła koło i znów zza rogu wychodzi ta baba ze wsi,
niosąca kosz z serem, śmietaną i jajkami.
Czy mój znajomy ma rację, czy się myli,
tego oczywiście z całą pewnością powiedzieć nie potrafię, natomiast to co się
wydarzyło w ciągu minionych dwóch dni, które przeżyłem osobiście, ale tak
naprawdę mówimy o całych targach, każą mi mocno podejrzewać, że faktycznie
zaczęło wiać i przyczyna tego wiatru leży zupełnie gdzie indziej, niż nasze
dotychczasowe doświadczenie kazałyby nam podejrzewać. Wydaje mi się, że przez
te dwa dni, kiedy spotykałem się z Czytelnikami i podpisywałem swoje książki,
nigdy wcześniej nie miałem tak silnego przekonania, że nawet gdyby o nas
mówiono we wszystkich mediach, gdybyśmy otrzymywali najwyższe literackie
nagrody, magazyn „Książki” dawał na zmianę nasze twarze na swoje okładki, nawet
gdyby sam Igor Janke zarządził, by ta notka od dziś przez tydzień zajmowała
pierwsze miejsce na głównej stronie Salonu24, wreszcie nawet gdyby ów
natarczywy głos informujący, że oto właśnie na stoisku nr 11 Krzysztof Osiejuk
i Gabriel Maciejewski podpisują swoje książki, powracał w sposób jeszcze
bardziej zdecydowany, nic by to nie zmieniło. Wszystko by zostało tak jak jest
dziś.
Jak mówię, tego, czy moja intuicja się tym
razem sprawdzi, nie wiem. Przed nami, już w czwartek, targi wrocławskie. Może
się okazać, że warszawski fenomen trzeba nam będzie potraktować, jako nigdy niewyjaśniony
kaprys losu. Czekam z napięciem. Jak zwykle będę do dyspozycji w najbliższą
sobotę i niedzielę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.