środa, 29 lutego 2012

Gdy polactwo stało się trendy

Jak już tu kiedyś pisałem, pani Toyahowa tego bloga praktycznie nie czyta. Nie dlatego, że to o czym ja piszę, jej nie interesuje, choć, kto wie? Może czasem chodzić i o to też. Jej problem z tym blogiem jednak jest przede wszystkim taki, że te teksty są za długie, a ona nie ma serca, żeby się skupiać na jednym długim tekście, o ile to nie jest jakaś książka, najchętniej z historią Polski w tle. A zatem, gdybym miał prowadzić jakieś badania nad uczestnictwem Toyahowej w tak zwanej blogosferze, to jestem pewien, że okazałoby się, że ona znacznie częściej na przykład zagląda na stronę coryllus.pl, niż tu.
Jest jednak typ blogów, które ona odwiedza nagminnie. Mam na myśli tak zwane blogi kulinarne. Z tego co słyszę, ich jest bardzo dużo, a ich autorki – bo to są głównie dziewczyny – z reguły dzielą się z czytelnikami przepisami na przeróżne ciasteczka, desery, torciki i takie tam. Często przepisy te są ozdabiane zdjęciami, niekiedy bardzo pięknie podanymi, i wówczas, oprócz samej radości z czytania, jest też na czym zawiesić oko.
Niedawno poinformowała mnie Toyahowa o zdarzeniu, które przeleciało jak meteoryt przez nasze media i ostatecznie się rozproszyło w codziennym zgiełku. Otóż autorka jednego z owych ciasteczkowych blogów, niejaka Iwusia, zamieściła u siebie swój przepis na coś, co się popularnie nazywa „ptasie mleczko” i natychmiast otrzymała pismo od prawnika reprezentującego firmę „Wedel”, w którym właściciele „Wedla” żądają od niej, by – ponieważ „ptasie mleczko” to nie jest zwyczajna, popularna nazwa, lecz znak towarowy – obok tego swojego „ptasiego mleczka” umieściła znak ®. Dla większego efektu pozwolę sobie zacytować tu fragment pisma, jakie „Wedel” wysłał do owej Iwusi:
Wobec powyższego, w imieniu Lotte Wedel, zwracam się do Państwa z prośbą o uszanowanie praw mojego Mocodawcy i niezwłoczne zamieszczenie przy przepisach kulinarnych umieszczonych na Państwa stronie i posługujących się znakiem ‘PTASIE MLECZKO®’ notki o następującej treści: ‘Oznaczenie słowne ‘PTASIE MLECZKO ®’ stanowi zarejestrowany znak towarowy chroniony na rzecz Lotte Wedel sp. z o.o.’ oraz symbolu ® przy nazwie PTASIE MLECZKO lub, alternatywnie, niezwłoczne usunięcie przepisów kulinarnych posługujących się znakiem towarowym ‘PTASIE MLECZKO®’ z Państwa strony.
Reakcja autorki bloga była szybka i oddająca firmie Lotte Wedel wszelką satysfakcję. Ona się tak przestraszyła tym listem, że w jednej chwili, najpierw oznaczyła nazwę „ptasie mleczko” znakiem ®, następnie przepis na to swoje ptasie mleczko usunęła z bloga, a w końcu usunęła z niego wszystkie pozostałe przepisy.
Jak czytam dziś w Internecie, wszystko skończyło się dobrze. Kiedy strona z przepisami zniknęła, w Sieci podniosła się lekka wrzawa, i ostatecznie właściciele Lotte Wedel wycofali się ze swoich pretensji, przyznali, że ich poniosło, no i wszystko zakończyli odpowiednimi przeprosinami. A ja nie wiem, jaki jest dalszy los bloga tej jakiejś Iwusi i jej przepisów. Kiedy piszę ten tekst, próbuję tam zajrzeć, ale wygląda na to, że poza imieniem Iwusia, tam jest kompletnie pusto i że po przepisach nie pozostał nawet ślad. A zatem, mogę się domyślić, że kiedy ona dostała to pismo, jej strach był tak wielki, że ona nawet nie zachowała zawartości tego bloga, a teraz jest jej trudno to wszystko co tam było, odpowiednio odtworzyć. No ale nie wiem. W sumie, i tak nie moja to sprawa. Ja słodyczy raczej nie jem.
Ktoś się być może zastanawia, jak to się stało, że Toyahowa w ogóle mi opowiedziała o tej Iwusi. Otóż było tak, że to ja zacząłem, a mianowicie najpierw opowiedziałem o tym, co się przydarzyło wspomnianemu już wcześniej, a jej dość bliskiemu, Coryllusowi. A było tak, że do Coryllusa dotarła informacja, że tygodnik „Uważam Rze” opublikował wyniki sondy, jaką przeprowadził wśród zaprzyjaźnionych patriotów w temacie „Dlaczego jesteś dumny z Polski?”, i w ramach owej sondy zabrał głos Rafał Ziemkiewicz i powiedział co następuje: „Jestem dumny z sarmatyzmu, z kultury i cywilizacji, można by rzec rozproszonej, sieciowej – bez centrów i prowincji, opartej na równości zaścianków”. Dotarła do Coryllusa ta informacja, i on, swoim zwyczajem, dostał szału. Dlaczego? Przede wszystkim oczywiście dlatego, że on ma zwyczaj reagować wybuchowo na wszelkie przejawy nieprawości, no a poza tym przez to, że miał do owego wybuchu pełne prawo. Bo o co chodzi? Znów muszę coś opowiedzieć.
Otóż jakiś czas temu do Coryllusa zwrócili się przedstawiciele polskiej patriotyczno-konserwatywnej prawicy z prośbą by on im udostępnił parę swoich tekstów na temat polskiego sarmatyzmu, jako przykładu skutecznej organizacji sieciowej, bo oni planują zorganizowanie bardzo poważnej dyskusji, z udziałem tak wybitnych głów, jak choćby głowa Rafała Ziemkiewicza, i chcieliby te jego myśli w tej swojej dyskusji wykorzystać. Chodzi o myśli, nie o samego Coryllusa – on w końcu, jak by to powiedzieć, jeszcze nie całkiem dorósł, by móc debatować z komentatorami tej klasy co Ziemkiewicz – natomiast, jeśli można, teksty by się przydały. Ponieważ Coryllus, jak wiemy, jest bezpośrednim potomkiem wspomnianych sarmatów, odpowiedział patriotom, żeby się od niego odpieprzyli, a jego tekstów nawet nie próbowali ruszać, bo ich poszczuje psami. Patrioci na to wzruszyli ramionami i pierwszym efektem tego aktu obojętności na pohukiwania jakieś niedorobionego sarmaty, była właśnie wspomniana wyżej wypowiedź Ziemkiewicza, w której on wyraża swój podziw dla polskiego zaścianka, jako „można by rzec” – rozumiecie: „można by rzec” – skutecznej organizacji sieciowej.
A więc mamy do czynienia z najbardziej chamską i bezwzględną kradzieżą intelektualną. Chamską, bo dokonaną przez kogoś kto ma wszelkie możliwości – i obowiązki przy okazji – by prowadzić samodzielną publicystykę na najwyższym poziomie, a bezwzględną, bo przeprowadzoną wobec kogoś, kto nie ma absolutnie żadnych szans i możliwości by się skutecznie obronić. Ale jest tu coś jeszcze. Otóż, jak wie każdy z nas, Rafał Ziemkiewicz znaczną część swojego zawodowego i finansowego sukcesu wyniósł z publikowania tekstów bardzo agresywnie zwalczających polski sarmatyzm i polski zaścianek. Jego dwie opasłe książki „Polactwo” i „Czas wrzeszczących staruszków”, to nic innego jak jeden wielki paszkwil na ten niezwykły skarb, jakim jest tradycja polskiego sarmatyzmu. Czemu Ziemkiewicz swego czasu wywijał owym antysarmackim sztandarem? Odpowiedź jest prosta. Dlatego, ze taka była przez całe lata moda. Kiedy w latach 90-tych do życia budziło się coś, co niektórzy mieli nadzieję, że będzie wolną i niepodległą Polską, było w bardzo dobrym tonie twierdzić, że wszystko by szło jak po maśle, gdyby nie te nasze narodowe przywary. Ten polski zaścianek, ten polski sarmatyzm, i to polskie, wręcz patologiczne, awanturnictwo i pieniactwo. Czy coś się od tego czasu zmieniło. Przyznam, że nie wiem. Osobiście nic nie zauważyłem. Mógłbym sądzić, że linia została zachowana. Dziś jednak widzę, że chyba coś przeoczyłem. A podpowiada mi to wolta, jaką właśnie uczynił Ziemkiewicz, kiedy na pytanie za co kocha Polskę, odpowiada bez mrugnięcia okiem, że za wrzeszczących staruszków.
Opowiedziałem więc tę historię pani Toyahowej, a ona, jak to ona, wzruszyła ramionami i powiedziała, że przecież to jest zupełnie normalne. Po jaką cholerę oni swego czasu uruchomili te wszystkie blogi? Wyłącznie po to, by mieć darmowy rezerwuar tematów i myśli. Przecież to jest oczywiste. Od czasu jak są blogi, ani Ziemkiewicz, ani jego kumple nie muszą spędzić już ani jednej minuty nad zastanawianiem się, co by tu napisać i na jaki temat. Wszystko mają podane jak na tacy. I kto im podskoczy? No i wtedy mi opowiedziała historię owej Iwusi, jej czekoladek i jej upadku.
A ja już się tylko zastanawiam nad jednym. Kiedy Coryllus opisał swoją przygodę z Ziemkiewiczem, nagle pojawił się pod tym jego tekstem komentarz kogoś, kto się zarejestrował w Salonie specjalnie z tej okazji, i podpisał jako Hefalump. W komentarzu tym ów strejndżer wyraził zdziwienie, że ktoś taki jak Coryllus w ogóle istnieje. Że on nigdy wcześniej nie miał okazji natknąć się na ten nick, na ten blog i te idiotyczne teksty. Hmmm… I myślę sobie teraz, że głupio bardzo postąpiła pani Iwusia, likwidując swoje przepisy. Ona otrzymawszy to pismo od „Wedla” miała zmrużyć w teatralnym geście oczy i zapytać: „Wedel? A to ciekawe! Ptasie mleczko? A to nie ja to wymyśliłam? Bardzo dziwne”.

Serdecznie zachęcam do finansowego wspierania tego bloga. Numer konta jest tuż obok, a ja obiecuję, że będę się starał tak jak dotychczas. No i oczywiście przypominam o książce. Może ktoś jeszcze nie ma. A naprawdę warto. Dziękuję.

20 komentarzy:

  1. @Toyah

    Najpierw mnie rozśmieszyłeś. Bo ja już taki jestem, że wyobraziłem sobie Coryllusa, jak dostaje szału. Znam świetnie jego sarmacko - sieciowe idee i jestem pod ich silnym wrażeniem. A tu przychodzi taki burak, albo tylko stylizujący sie na buraka RAZ i bezczelnie kradnie. To ja ci powiem więcej. Ja u niego rozpoznałem całe zdania wyjęte z Twoich felietonów. I nieskromnie napomykając, z moich również.
    Pani Toyahowa jest bardzo mądrą kobietą (proszę złożyć wyrazy szacunku) i słusznie określiła blogosferę jako darmowe pastwisko dla leniuchów dziennikarskich.
    Ja Cię proszę, Ty sprawdź, gdzie Twoje teksty są w całości "cytowane". Pewnie się zdziwisz.
    Ja moje znalazłem, ku swojemu kompletnemu zaskoczeniu, nawet w Gazecie Polskiej.
    A prawdę mówiąc, nie mam pojęcia, jak to jest z prawem autorskim w stosunku do blogerów.

    To dżungla Toyahu, dżungla.

    OdpowiedzUsuń
  2. @jazgdyni
    Tak? To ciekawe. Daj mi jeden przykład zdania, które Ziemkiewicz wyjął ode mnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. @Toyahu,

    niestety musisz mi uwierzyć na słowo. Ja znowu na wodzie jestem i internet chodzi, jakby był na pedały.

    OdpowiedzUsuń
  4. @jazgdyni
    No więc na słowo Ci nie wierzę. Przykro mi. Przyniesiesz dowody - pogadamy.
    Ale powiem coś jeszcze. Uważam że tego typu gadanie jest wysoce szkodliwe. W sytuacji gdy Ziemkiewicz w sposób jednoznaczny ukradł Coryllusowi cały koncept, sugerowanie, że on kradnie na potęgę, a ode mnie i od Ciebie zrzyna całe zdania, sprowadza sprawę do absurdu i rozwadnia problem. Każdy teraz będzie mógł powiedzieć, że my tu mamy zwyczajnie pomieszane w głowie.
    Proszę Cię, nie rób tego więcej. Nie życzę sobie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak Coryllus napisał o Ziemku, to się zleciała cała prawica, i zaczęli mu klarować, że pisze tak z zazdrości o sławę, pieniądze i urodę. Mam nadzieję, że Ty zazdrościsz Ziemkowi tylko pieniędzy.

    OdpowiedzUsuń
  6. @redpill
    Jeśli ma, to tak. Ale słyszałem, że on ma głównie długi. Więc długów mu nie zazdroszczę. Też mam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Myślę, że "polactwo" też mógł komuś zjumać. Coryllus niepotrzebnie się złości. Podróbki to swoisty znak jakości.

    OdpowiedzUsuń
  8. @redpill
    Oczywiście, że on tego słowa nie wymyślił. Natomiast stworzył kompilację najbardziej prymitywnych antypolskich stereotypów - prosto z peerelowskiej jeszcze publicystyki Daniela Passenta i KTT - i nadał temu opisowi popularną nazwę.
    Z tym znakiem jakości zgodziłbym się, gdyby Coryllus miał z tego wymierną korzyść. Tymczasem może dojść do tego, że za parę lat to Coryllusowi będzie się zarzucało, że zgapił od Ziemkiewicza.

    OdpowiedzUsuń
  9. @Toyah
    Ja nie widziałam u niego "całych zdań", ale wiele Twoich i Coryllusa tematów i myśli zręcznie obrobionych. Najczęściej służą mu jako punkt wyjścia, a dalej ciągnie własne rozważania, które jednak mu się rozłażą.
    Często mam wrażenie, że Ziemkiewicz wyłącznie zrzyna, a jego poglądy na wszystko zmieniają się w zależności od tego co aktualnie gdzieś przeczytał. Słuchałam kiedyś długiego wywiadu z nim w PR, zaraz po ukazaniu się "Polactwa" (tfu). Prowadzący rozmowę był doskonale przygotowany i z książki, i z historii. Za to autor gadał tak, jakby dopiero od niego dowiadywał się, co napisał w swojej własnej książce. Gdy już przypominał sobie wyrażone w książce opinie, utykał na faktach, datach i nazwiskach. W życiu nie słyszałam takiego blamażu.
    Co do znaku towarowego, wklejcie sobie z coryllusem ten copyright. Serio.

    OdpowiedzUsuń
  10. @Marylka
    A to już jest inna sprawa. Zresztą o tym właśnie napisałem. Że im blogi są potrzebne po to, by im dostarczać pomysłów. Ja na przykład potrafię wskazać tekst Terlikowskiego, który on zgapił ode mnie. Na pewno. Jednak jestem pewien, że ten copyright nic by nie dał. Bo, wbrew temu, co pisze jazgdyni, oni z całą pewnością nie przepisują całych zdań, a tym bardziej całych tekstów. A w tej sytuacji, nic nikomu nie udowodnisz.
    W dodatku, wydaje mi się, że te akurat teksty są tak ogólne i niekonkretne, że z nich nawet trudno zgapić pomysł. Co innego, Coryllus. On wciąż coś odkrywa. Tak jak te organizacje sieciowe.
    No i jest jeszcze coś. Ja naprawdę mało czytam, więc musiałbym zatrudniać donosicieli. A aż tak mi nie zależy.

    OdpowiedzUsuń
  11. Mam "Polactwo" od lat i nie mogę się zgodzić, że zawiera krytykę sarmatyzmu, może co najwyżej pewnych cech. Raczej krytykuje mentalność pańszczyźnianą, czy niewolniczą.

    OdpowiedzUsuń
  12. @x98217398217439821743
    Ja z kolei "Polactwa" nie mam, ale za to je czytałem. I myśl, jakoby ta opasła książka była głownie poświęcona tradycji niewolniczej mentalności polactwa, jest tak egzotyczna, że aż nie umiem znaleźć słów, by ją skomentować.
    Inna sprawa, gdyby w istocie było tak jak piszesz, to w stosunku do Ziemkiewicza należałoby użyć słów, jakie nawet tu jeszcze nie padły.

    OdpowiedzUsuń
  13. Ptasie Mleczko® najlepiej zamrozić w zamrażarce. Jest wtedy RE_WE_LA_CYJ_NE. Działa to tylko z oryginalnym, wedlowskim Ptasim Mleczkiem®, ale za to zamrażarka może być dowolnej marki, byle dawała -18 stopni. Polecam.

    OdpowiedzUsuń
  14. cz.1;

    Pan Ziemkiewicz, to obok wspominanego tutaj kiedyś Adama Słomki, kolejny mój rówieśnik. Z Panem Rafałem czułem (i czuję) większą jednak więź niż z Panem Adamem, ponieważ, podobnie jak ja:
    a) RAZ zdecydował, że nie będzie mięsem armatnim tego rodzaju person jak Michnik, Wałęsa czy Moczulski,
    b) znalazł upodobanie w literaturze science fiction (SF).

    Ta specyficzna więź z Panem Ziemkiewiczem ośmiela mnie, by poczynić kilka, niżej zamieszczonych uwag.

    Przyznam się, że swego czasu, chętnie i z zacięciem Pana Rafała czytywałem. Jego publicystyka obecna w latach 90-tych (zwłaszcza w pierwszej połowie tego okresu) w „Najwyższym Czasie”, była naprawdę (mówcie co chcecie!) znakomita, ale jak to już parokrotnie na tym blogu konstatowaliśmy, od tamtych lat zdecydowanie obniżyła swoje loty. Charakterystyczne dla tekstów RAZ-a z lat 90-tych były wg. mnie 2 cechy: po pierwsze to, co zazwyczaj określa się mianem „świeżości”, czyli jakiegoś nowego, do tej pory niespotykanego (czy też rzadko spotykanego) spojrzenia na rzeczywistość; po drugie, widać było, iż teksty Ziemkiewicza są efektem starannej pracy - przede wszystkim pracy nad językiem, ale obok tego również pracy nad własnym charakterem – pracy zmierzającej do tego, by nie tylko felieton był świetny, lecz także świetnym (w dobrym, bez nuty ironii, znaczeniu tego słowa) był jego autor.

    Świeżość Ziemkiewicza w tamtym czasie brała się z jego zapatrzenia – było to jasne dla wszystkich ówczesnych miłośników literatury SF – w dwóch bardzo wybitnych (choć wtedy – a pewnie i dzisiaj – znanych niszowo) ludzi: śp. Janusza Zajdla, oraz Lecha Jęczmyka. Do dzisiaj ten zajdlowsko-jęczmykowski ton brzmi niekiedy w feletonach RAZ-a i tylko wtedy jego dzisiejsza publicystyka, merytorycznie osiąga poziom tekstów, umieszczanych w „Najwyższym Czasie”.
    Staranność językowa była zaś zapewne pochodną jego polonistycznego wykształcenia, a przede wszystkim jego literackich prób. Abstrahując bowiem od jakości tychże prób trzeba uznać, że skoro Jęczmyk z Parowskim w latach 80-tych i 90-tych w „Fantastyce” (moim zdaniem najlepszym wtedy piśmie literackim w Polsce) Ziemkiewicza publikowali, to tym samym, a propos języka, musiały to być teksty przyzwoite. Ze starannością językową współgrało zaś staranie się Pana Rafała, by samemu być przyzwoitym, co – jak wiem z różnych źródeł – całkiem nieźle mu wtedy wychodziło, a w felietonach dawało się odczuć jako szczerość i żarliwość.

    Wszystko to jest dzisiaj przeszłością i powodów takiego stanu rzeczy może być zapewne wiele, żaden jednak z tych powodów nie jest tak brzemienny w skutki jak zapoznanie się RAZ-a z działalnością Rusha Limbaugh, oraz doszlusowanie do medialnego mainstreamu.

    OdpowiedzUsuń
  15. cz. 2;

    Rush Limbaugh to konserwatywny, amerykański komentator polityczny, mający swój własny program radiowy, bardzo wśród Amerykanów popularny. Ów Pan bardzo skutecznie zaczepia i w zabawny sposób pognębia te wszystkie piękne zjawiska i tych wszystkich dobrych ludzi, którzy nas (naszą stronę) wkurzają i napełniają trwogą. Gdy Ziemkiewicz w połowie lat 90-tych wyjechał do USA, usłyszał ten program, zachwycił się nim i po powrocie do Polski nie tylko postać Rusha spopularyzował, ale też – takie odnoszę wrażenie – postanowił być jego rodzimym odpowiednikiem.
    Limbaugh jest popularnym wśród ludzi radiowcem, czyli tym samym – jak wiem z opisów –
    musi być bystry, wygadany, dowcipny, ironiczny, pewny siebie, potrafiący każdą rozmowę i każdy temat zakończyć błyskotliwą puentą. Czyni zaś to bez większego wysiłku, ponieważ – jak mawia – dla pogrążenia liberalnej hołoty wystarczy, jeśli przeciętny człowiek użyje 1/3 swych umysłowych zdolności.

    Jeśli popatrzymy na dzisiejszego RAZ-a, to dostrzegamy właśnie to: posiada operacyjną bystrość, ma „gadane” z użyciem uszczypliwej (dowcipnej) ironii, jest pewny siebie i potrafi to o czym mówi zakończyć niezłą puentą. I czyni to wszystko bez widocznego wysiłku, sprawiając wrażenie, że dla pognębienia tych, których uważa za hołotę, używa nawet nie 1/3, ale 1/8 swych umysłowych możliwości.
    Problem jednak polega na tym, że Pan Ziemkiewicz nie stał się radiowcem – a przynajmniej nie stał się nim w tym sensie i zakresie co Rush Limbaugh. Nie wiem, czy to w ogóle było możliwe, ponieważ media elektroniczne są (poza katolickimi) w wiadomych rękach, zaś amerykański byt o nazwie „talk radio” (a w ramach właśnie czegoś takiego działa Rusch) jest w polskiej (europejskiej?) radiowej tradycji słabo znany i co za tym idzie - mało popularny (próby przeflancowania go na nasz grunt okazały się - poza „Radiem Maryja” - albo nieudolne, albo manipulanckie).
    Domeną RAZ-a pozostała tym samym publicystyka prasowa, w której cechy dobrego radiowca (prowadzącego program typu „talk radio”) nie przeszkadzają dopóty, dopóki nie są dominujące. Nie chcę mówić o oczywistościach, tym niemniej zwracam uwagę na fakt, że radiowe „gadane”, to jednak coś innego niż językowa sprawność prasowego tekstu, a dążenie do błyskotliwej puenty (która w radio ma walor zwracającego uwagę wystrzału z rewolweru), to jednak coś innego niż ukazanie waloru prawdy w – niech będzie, że dowcipnie podanym – zmuszającym do myślenia prasowym tekście.
    Skutek jest taki, że bardzo przyzwoita, nawet głęboka, zajdlowsko-jęczmykowska publicystyka RAZ-a stała się – z nielicznymi wyjątkami – przeszłością, a jego dzisiejsze produkcje sytuują się dzisiaj często gdzieś w okolicach satyrycznych przemyśleń pana Marcina Wolskiego, czy innego Ogórka.

    Straciły na tym język i treść ziemkiewiczowych felietonów, a owo obsuwanie się w dół (do wiadomości Galla: wiem, że nie można obsuwać się w górę…), pogłębione zostało jego włączeniem się w główny, medialny nurt. Po powrocie bowiem z USA do Polski, swoimi opowieściami o amerykańskich republikanach i amerykańskich mediach, RAZ zwrócił na siebie uwagę tzw. środowiska „pampersów”, oraz patriotów z „Gazety Polskiej”. A gdy przeszedł na „ty” z Semką, Ujazdowskim, czy Wierzbickim, nic nie stało na przeszkodzie, by przejść na ty z Dominiką Wielowieyską czy Wojciechem Maziarskim. Porzucił więc Korwina, którego „Najwyższy Czas” nie dawał możliwości „rozwoju” i znalazł się w samym oku cyklonu, gdzie liczyło się wszystko, tylko nie powolny namysł, językowa finezja, głębia treści, świeżość, szczerość i żarliwość.

    OdpowiedzUsuń
  16. cz. 3;

    Przez kilka lat Ziemkiewicz publicystycznie „jechał” na pewnych pomysłach, które zaczęły kiełkować w jego głowie, gdy spoglądał na Polskę z perspektywy USA. Ta amerykańska optyka, zaowocowała „Polactwem”, „Czasem wrzeszczących staruszków”, czy „Michnikowszczyzną”, oraz bieżącą felietonistyką. 10 kwietnia 2010 roku i to co nastąpiło później pokazało jednak bardzo wyraźnie, że to co nam Pan Rafał w tych książkach opowiedział, choć wielokrotnie jest jakoś tam trafne, to przede wszystkim jest bardzo, ale to bardzo powierzchowne. I myślę, że sam RAZ znakomicie to dzisiaj rozumie, a na swoje niegdysiejsze pomysły patrzy tak, jak Herbert patrzył na „pojęcia jak cepy” używane przez rozmaitych totalniaków. Tyle tylko, że tak jakoś głupio odciąć się od swej twórczości, zwłaszcza jeśli wydawniczo jest ona ciągle wznawiana i są z tego jakieś profity. Okazuje się zresztą, że żadne odcinanie się nie jest konieczne, bo mimo latami pisanych powierzchowności, patrioci i tak widzą w Panu Rafale znakomitego kołcza i każdy jego nowy pomysł – także zapożyczony – uznają za coś odkrywczego i wspaniałego. Po cóż więc jacyś mało ważni Toyach z tym… no… Coryllusem pienią się i oburzają? Przecież tu chodzi o SPRAWĘ. I trzeba to w sposób jasny powiedzieć: Owszem, pieniactwo jest bardzo sarmackie w treści, a zaściankowe w formie, a jak wiadomo RAZ kocha sarmacki zaścianek – tym niemniej miłość ta ma swoje granice, wyznaczone dbałością o dobro wspólne. Jeśli zaś ktoś o dobro wspólne przestaje dbać – a zaślepieni prywatą Toyah z Coryllusem, nie chcąc się dzielić, najwyraźniej o dobro wspólne nie dbają – to takich należy napiętnować i wyśmiać.

    I dajmy tym dwom pieniaczom dobrą – na koniec – radę: Jeśli już koniecznie chcecie mieć do kogoś pretensje, to miejcie je do tych, którzy wynalazek Internetu uczynili powszechnie dostępnym, a łatwe w obsłudze przeglądarki internetowe, zaopatrzyli w funkcje „Kopiuj”/”Wklej”.

    Kończąc niniejszą, błyskotliwą puentą, kreślę się z wyrazami.

    OdpowiedzUsuń
  17. @redpill
    A w Katowicach znów brzydka pogoda.

    OdpowiedzUsuń
  18. @Don Paddington
    Pewnie że Ziemkiewicz kiedyś był i świeży i inspirujacy. Wciąż u mnie na półce kurzą się te jego felietony sprzed lat. Powiem szczerze, że nigdy nie udało mi się zdiagnozowac tego ziemkiewiczowskiego zsunięcia się, jak to Ksiądz znakomicie określił, w dół. Limbaugh jako wyjaśnienie tego niezwykłego zjawiska robi wrażenie. Jeśli ma Ksiądz rację, to właściwie wyjaśnia wszystko.
    Ale jest też inna ewentualność. Lata 90-te były jednak znacznie mniej wymagające, że tak to ujmę, intelektualnie. Podobnie jak jeszcze prostsze były czasy PRL-u. Dziś trzeba się znacznie bardziej starać. I możliwe że Ziemkiewicz najpierw nie wytrzymał tego napięcia, a potem pozostało mu się jeno zsunąć, że zakończę tak po sarmacku. W dół.

    OdpowiedzUsuń
  19. To nie Ziemkiewicz się obsunął, to otaczające nas społeczeństwo się obsunęło i leci nadal w dół.
    Different strokes for different folks.

    OdpowiedzUsuń
  20. @Muni
    Rozumieć z tego należy, że i on i my szczęśliwie zachowaliśmy autonomię.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...