Parę dni temu, zamieściłem tu tekst z pewnym brzydkim słowem w tytule, dotyczący trochę Internetu, a trochę protestom, jakie internauci skierowali przeciwko rządowi w związku z planowaną ratyfikacją ACTA. Tekst ten trochę powstał, jako, moim zdaniem, bardzo konieczne uzupełnienie do tekstu ciut wcześniejszego, opublikowanego przez Warszawską Gazetę. Teraz, kiedy patrzę na oba te felietony, mam wrażenie, że gdybym mógł, zrobiłbym pewnie z nich tekst wspólny, bo każdy z nich w sposób jednoznaczny uzupełnia ten drugi. Ponieważ ten blog jest miejscem pierwszym i najważniejszym, chciałbym tu przedstawić to, co napisałem wcześniej dla Piotra Bachurskiego, a jak komuś się spodoba, zapraszam do komentowania.
Od czasu gdy, widząc jak każdy kolejny dzień, tak dawnej przecież już obecności w tym miejscu, rujnuje ekonomicznie mnie i moją rodzinę, zamknąłem swoje konto na Facebooku, kontakt z tym czymś mam już dziś wyłącznie przez moje dzieci, które są od Facebooka – nie bójmy się tego przyznać – uzależnione, oraz przez różnego rodzaju medialne doniesienia, takie jak na przykład to, że Zbigniew Hołdys, nie wytrzymując agresji jaka w ostatnich dniach na niego spadła, również postanowił się stamtąd na pewien czas ewakuować. Pisałem trochę o tym w notce na swoim blogu, zwracając uwagę na fakt, że tzw. „Społeczność” to jest ta akurat część naszego społeczeństwa, której nie powinniśmy brać pod uwagę w naszych planach dla Polski, nawet jeśli oni z dnia na dzień ogłoszą, że są gotowi nie mówić o Donaldzie Tusku inaczej jak „to ryże gówno”, a dla Bronisława Komorowskiego założą specjalny profil pod nazwą „Spieprzaj Dziadzia” i uda im się zachęcić 500 tys internautów, by zarejestrowali się tam klikając w guzik z napisem „lubię to”. Tym bardziej zatem nie powinniśmy tego robić, gdy chodzi o coś tak nieistotnego jak jakieś egzotyczne ustawy dotyczące wolności w Internecie. A mamy nie ulegać tej presji z tej jednej prostej przyczyny, ze to towarzystwo jest całkowicie i ostatecznie niewiarygodne. I wchodząc z nimi w jakiekolwiek konszachty, ryzykujemy, że oni nas któregoś dnia zaskoczą, gdy będziemy jeszcze spali, i nas z samego rana zwyczajnie uduszą.
Pisząc jednak ten blogowy tekst, nie wspomniałem o pewnym bardzo istotnym aspekcie owego miejsca, a mianowicie o tym, że tam nie istnieje w najmniejszym choćby stopniu coś takiego jak anonimowość. Wszyscy uczestnicy Facebooka są w stu procentach odsłonięci, zamieszczają tam swoje imiona i nazwiska, imiona i nazwiska swoich znajomych i przyjaciół, czasem adresy, niemal zawsze zdjęcia i – przez samą naturę tego projektu – od rana do wieczora, najszczerzej jak tylko potrafią, dzielą się z całym światem swoimi poglądami. Nie wspomniałem o tym, pisząc o Facebooku wcześniej, bo tak się zawsze jakoś składało, że temat moich refleksji nie bardzo był związany z tą akurat kwestią, a jednak dziś widzę bardzo wyraźnie, że jest całkiem prawdopodobne, że własnie ów brak anonimowości i ta kompletnie bezmyślna otwartość, tym bardziej dowodzi tego, że ludzie, którzy tam się bawią, są kompletnie i do końca głupi. I że każdy kolejny dzień ich tam pobytu odmóżdża każdego z nich w postępie geometrycznym.
Mój akurat profil na Facebooku był wyjątkowo mało aktywny. Ja tam tylko miałem swoje zdjęcie, oczywiście nazwisko, jednak wspomniana aktywność ograniczała się niemal wyłącznie do dodawania kolejnych (swoją drogą najczęściej zupełnie fikcyjnych) znajomych i wyrażania zgody, by ktoś inny (też najczęściej ktoś kogo kompletnie nie znam) został moim znajomym. A mimo to, w pewnym momencie, wyłącznie przez to nazwisko, dostałem tak w łeb, że się do dziś nie mogę z tego pozbierać. Prawdopodobnie przez to moje doświadczenie, traktuję Facebooka jako byt mi wrogi i jako narzędzie w rekach moich nieprzyjaciół, co nie zmienia faktu, że co najmniej parę razy miałem okazję zwrócić uwagę na fakt, że – nawet jeśli jeszcze nie dziś – Facebook może bardzo łatwo stać się bronią, która w pewnych szczególnych historycznych okolicznościach, może zostać skierowana przeciwko tym, którzy dziś go uważają za swojego wyłącznego sprzymierzeńca.
No bo popatrzmy na takiego Zbigniewa Hołdysa. Przecież dokładnie każde słowo, jakie on tam kiedykolwiek przez te ostatnie lata zostawił, jest tam zapisane i nie ma takiej ludzkiej siły, które by to mu umożliwiła zmazać. Pod tym względem, takie choćby dawne ubeckie akta są kompletnie niczym. Owszem, jak wiemy, nawet jeśli ktoś gdzieś tam postanowił znaczną część ich spalić, lub cos tam pozmieniać, czy podopisywać, to oczywiście to robił, jednak mimo to, dzięki pracy historyków, większą część tego co się tam zepsuło, dało się odtworzyć, natomiast niestety nie wszystko. Są rzeczy, których już nigdy nie poznamy. Część z tamtych zapisków zniknęła bezpowrotnie. Jak idzie o zawartość Facebooka, tam zostanie każda pojedyncza literka i ona tam zostanie do końca świata. I jeśli przyjdzie komuś ochota tę jedną literkę odnaleźć, to ją odnajdzie w dokładnie tym samym kształcie, w jakim ona została tam postawiona. I muszę to tu jeszcze raz powtórzyć. To że użytkownicy Facebooka zachowują w tej sytuacji aż taką beztroskę, świadczyć może tylko o tym, że to miejsce jest wyjątkowo skażone.
Wróćmy na moment jeszcze do biednego Zbigniewa Hołdysa. Pamiętamy dość dobrze wszyscy, jak on kilka miesięcy temu w wywiadzie dla magazynu „Press” parokrotnie nazwał Jarosława Kaczynskiego „chujem”. Czemu tak zrobił? Myślę, że przede wszystkim dlatego, że za „chuja” Hołdys Kaczyńskiego uważa, ale z całą pewnością też dlatego, że on wie, że coś takiego dziś mu ujdzie całkowicie na sucho, a prawdopodobnie dodatkowo jeszcze pozwoli mu zwiększyć swoją szczególną popularność. Papier jednak zawsze kiedyś musi ulec zniszczeniu, i po nim zostanie już tylko wspomnienie. Internet jednak ma to do siebie, że słowa, które tam są – są na zawsze. I na przykład, o ile wywiad Hołdysa dla „Press” może zostać jakoś zapomniany, to co on miał ochotę opowiadać na Facebooku, pozostanie już zawsze i z nim i – co gorsze dla niego – również z nami. A ja na przykład wciąż pamiętam, że to co on powiedział dla redakcji „Press”, to był zaledwie skrót z o wiele szerszego wykładu, wykładu jak najbardziej autorstwa Zbigniewa Hołdysa, i ów wykład jest jak najbardziej dostępny w archiwach Facebooka. I jeśli komuś kiedyś przyjdzie go wykorzystać przeciwko Hołdysowi, lub jego rodzinie, lub jego znajomym – nie będzie miał z tym większego problemu.
Ale pies tańcował ze Zbigniewem Hołdysem. W końcu to prawdziwy celebryta. Popatrzmy na nas – szarych internautów. Otóż dziś doszła do mnie informacja o dwóch komentarzach na temat tragedii smoleńskiej, pozostawionych na Facebooku przez – wedle ich jak najlepszych nadziei – nieznanych światu użytkowników. Posłuchajmy. Przytaczam je w brzmieniu dosłownym, poprawiając jedynie standardowe błędy. Oto pierwszy z nich: „Codziennie ktoś umiera. A że to był prezydent, to co z tego? Bardziej się przejąłem, jak mi pies zdechł. Dla mnie to zwykli złodzieje. Trzeba jeszcze z 3 tupolewy i może coś się zmieni”. A oto następny, będący odpowiedzią na ten pierwszy: „Grzesiu popieram :) ja tam się cieszyłem jak tupolew pierdolnął. Myślałem że się coś zmieni, ale jeszcze jedna kurwa kaczka została i mąci dziwka jebana”.
I przyjrzyjmy się teraz tym dwóm obywatelom internautom. I zadajmy sobie pytanie dokładnie to samo, które zadawaliśmy, kiedy szło o Hołdysa – dlaczego oni mówią to co mówią? Odpowiedź będzie ta sama – oni mówią to co mówią, bo to są ich szczere mysli. Ale dlaczego oni się z tymi myślami tak afiszują? Tu odpowiedź też jest podobna – oni tych swoich myśli nie ukrywają, bo czasy są takie, że im ta otwartość bardzo dobrze służy. A czy oni biorą pod uwagę, że przyjdzie taki czas, że im to już służyć nie będzie, i że te słowa tam zostaną? Na wieczną rzeczy pamiątkę? Ich problem i przekleństwo jest takie, że oni tego nie wiedzą. Dlaczego? Bo są głupi. Dokładnie tak samo jak wszyscy ci, którzy, przeczytawszy te zdania, postanowili, jak to się zwykło mówić na Facebooku, „polubić to”. I dokładnie tak samo jak Zbigniew Hołdys. A może oni myślą, że to co oni robią, to zwykła debata polityczna? Że oni jedynie głoszą wolną myśl? Pewnie tak. Pewnie tak sobie kalkulują. Trudno.
Natomiast prawda jest taka, że to nie jest wolna myśl i to nie jest takie sobie młodzieńcze szaleństwo. Oni za te słowa prędzej czy później będą musieli zapłacić. I zapłacą z całą pewnością. Dlaczego? Dlatego że ci, którzy się w przyszłości za nich wezmą, wiedzą o nich już nie tylko to, że jeden z nich się nazywa Grześ. O nich wiadomo dokładnie wszystko, co wiedzieć wypada. I ja na przykład znam imię i nazwisko jednego i drugiego. Wiem, gdzie każdy z nich mieszka, wiem, gdzie każdy z nich się uczy. No i z pewnością nie skomplikuje mi całej sprawy fakt, że też już wiem, jak jeden i drugi wygląda. Że mam ich zdjęcia. Które oni sami bezmyślnie udostępnili. I mam też zdjęcia tych, którzy to zło „polubili”. I wiem, co im siedzi w głowie. A przecie – nie oszukujmy się – nie tylko ja. Oni na razie są młodzi i jakoś przecież jest. Przyjdzie jednak dzień, i to będzie dzień ważny i dla nich i dla ich żon i dzieci, kiedy poczują, jakie to był straszny błąd, że oni, kiedy byli jeszcze młodzi i głupi, postanowili wziąć udział w grze pod nazwą Facebook. I nie pomoże też im nawet i to, że – co będzie również można znaleźć na Facebooku – oni bardzo gorąco i szczerze protestowali przeciwko ACTA. I że w pewnym momencie samego mistrza Hołdysa uznali za chuja.
Zachęcam do kupowania książki o liściu. Ona dziś jest też już do kupienia w Katowicach w księgarni "Wolne Słowo", ale i w Poznaniu u Karmelitów na ul. Działowej. No i oczywiście, jak zwykle, proszę o wspieranie tego bloga pod umieszczonym obok numerem konta. Dziękuję.
@Toyah
OdpowiedzUsuńnie rejestrowałem na fejsbuku ale jednego mi tu na blogu brakuje - takiej małej ikonki "lubię to".
No więc klikam w tą wirtualną ikonkę i wiem, że to zostanie na zawsze i co najważniejsze wiem, ze nie będę miał powodu aby się tego kiedykolwiek wstydzić.
@raven59
OdpowiedzUsuńNie pozostaje mi nic innego, jak się zarumienić.
@Toyah
OdpowiedzUsuńNo ! Myślę, że już trochę ochłonąłeś...,
wracając do tematu to zastanawiające jest wszechogarniająca głupota ludzi tak powszechnie odkrywający się wobec wszystkich.
Czy wynika to tylko z chęci zaistnienia?
Realizacji marzeń dziecięcych/młodzieńczych?
Czy wyłącznie popisania się przed innymi?
Być akceptowanym w jakiejś grupie osób?
Internet stwarza tu nieograniczone możliwości do popisywania się swoją głupotą - czasem przejściową. Ale w przeciwieństwie do ludzi, internet ma pamięć lepszą od ludzkiej - absolutną.
@raven59
OdpowiedzUsuńMyślę że to nie jest głupota. To jest uzależnienie.
@toyah:
OdpowiedzUsuńZ calym szacunkiem, ale zwracam uwage na brak konsekwencji: 'ludzie, którzy tam się bawią, są kompletnie i do końca głupi' oraz 'Myślę że to nie jest głupota. To jest uzależnienie'
A poza tym: prosze nie generalizowac. Znam uzytkownikow facebooka, ktorzy nie umiescili tam ani jednej prawdziwej informacji, poza IP oczywiscie. Internet to troche inna forma znanej wczesniej rzeczywistosci: kto chce cos ukryc lub innych oszukac ten to zrobi jesli potrafi, kto chce to odkryc po prostu musi byc lepszy.
@Gall
OdpowiedzUsuńZgoda. Niekonsekwencja. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko może to, że w tego typu sytuacjach, zawsze pojawia się dylemat: głupota, czy zło, zło czy choroba, choroba, czy uzależnienie, nienawiść czy żart. Patrzymy na różne rzeczy, które nas dziwią, i zastanawiamy się - dlaczego?
Co do tych mistyfikacji, to może i tak jest. Może część z nich jest tak ukryta, że dopiero służby zwycięskiego kaczyzmu się za nich wezmą. Ja natomiast pisałem o tych, co się tam odsłaniają całkowicie. Też takich znam. Na przykład już wiem, że ci dwaj to prawdziwki. I to właśnie, jak idzie o nich, zastanawiam się, czy oni są głupi, czy uzależnieni.
Puentą niech będzie informacja podana wczoraj przez Najprzedniejszą, o sierżancie-weteranie afgańsko-irackim tropiącym wpisy internetowe szkalujące jego zdaniem dobre imię armii i nawołujące do zbrodni, a to w postaci nazywania żołnierzy z kontyngentów "okupantami" i "najemnikami" i prezentujące zdecydowanie inny punkt widzenia, niż oficjalnie obowiązujący w tej sprawie. Sierżant składa donosy i na pięćdziesiąt kilka złożonych, prokuratura dopatrzyła się przestępstwa w czterdziestu. Nie podano, z jakich mediów czy portali pochodziły wpisy. Może ze Zbuka. Gazeta nie podawała przykładów wpisów, ani wykładni, według której post narusza prawo, ale liczba wszczętych spraw musi niepokoić.
OdpowiedzUsuńAbstrahując od tematu wpisów, a może i nie abstrahując, bo jakbyś zebrał 50 najbardziej plugawych, obłąkanych i z całą pewnością naruszających wiele przepisów prawa wpisów dotyczących prezydenta Kaczyńskiego i zaniósł to do prokuratury, to nie dość, że raczej nikt by nic od Ciebie nie przyjął, to jeszcze mógłbyś ściągnąć sobie na głowę różne kłopoty.
Jak chodzi o Zbuka, to nie używam i nawet nie rozumiem, po co to komu, wiem tylko, że kupa ludzi zamiast pójść do kogoś,albo zadzwonić i spytać, pisze na tym dziwnym portalu swoje niezniszczalne posty. Kompletnie tego nie rozumiem.
Puentą niech będzie informacja podana wczoraj przez wiodące pismo codzienne o sierżancie-weteranie afgańsko-irackim tropiącym wpisy internetowe szkalujące jego zdaniem dobre imię armii i nawołujące do zbrodni, a to w postaci nazywania żołnierzy z kontyngentów "okupantami" i "najemnikami" i prezentujące zdecydowanie inny punkt widzenia, niż oficjalnie obowiązujący w tej sprawie. Sierżant składa donosy i na pięćdziesiąt kilka złożonych, prokuratura dopatrzyła się przestępstwa w czterdziestu. Nie podano, z jakich mediów czy portali pochodziły wpisy. Może ze Zbuka. Gazeta nie podawała przykładów wpisów, ani wykładni, według której dany post narusza prawo, ale liczba wszczętych postępowań musi niepokoić.
OdpowiedzUsuńAbstrahując od tematu wpisów, a może i nie abstrahując, bo jakbyś zebrał 50 najbardziej plugawych, obłąkanych i z całą pewnością naruszających wiele przepisów prawa wpisów dotyczących prezydenta Kaczyńskiego i zaniósł to do prokuratury, to nie dość, że raczej nikt by nic od Ciebie nie przyjął, to jeszcze mógłbyś ściągnąć sobie na głowę jakieś kłopoty.
Jak chodzi o Zbuka, to nie używam i nawet nie rozumiem, po co to komu, wiem tylko, że kupa ludzi zamiast pójść do kogoś, abo zadzwonić i spytać, pisze na tym dziwnym portalu swoje niezniszczalne posty. Kompletnie tego nie rozumiem.
Czy mam deja vu?
OdpowiedzUsuńJakbym te cytaty ze Zbuka już gdzieś przytaczane widział?
@redpill
OdpowiedzUsuńJa też tego nie rozumiem. To znaczy, podejrzewam, że oni nie potrafią rozmawiać przez telefon, poza esemesowaniem - jak trzeba coś powiedzieć, natychmiast się rumienią - ale i tak nie rozumiem.
@zolodu
OdpowiedzUsuńMożliwe że na tym blogu. Ta zagadka jest wyjaśniona w pierwszym akapicie komentowanego tekstu.