Z Andrzejem Olechowskim jest tak, że on zaczyna istnieć wyłącznie wtedy, gdy pojawia się w mediach. Jest to o tyle ewenement, że właściwie trudno sobie wyobrazić drugą taką publiczną postać, która by miała ten właśnie publiczny status. Weźmy Lecha Wałęsę. Jego możemy nie oglądać i nie słuchać przez cały boży rok, a i tak każdy z nas wie, że gdzieś w Gdańsku, czy może choćby i na plaży na Florydzie, Lech Wałęsa spędza swój kolejny dzień. Podobnie Adam Michnik, Jerzy Urban, czy Aleksander Kwaśniewski. Z Andrzejem Olechowskim jest tak, że on się pojawia i znika w sposób tak niezwykły, że trudno nie dojść do przekonania, że, jeśli on nagle jest, to wcale nie tak sobie, bo tak jakoś wyszło, ale w jakimś bardzo precyzyjnie określonym – diabli wiedzą przez kogo – celu.
Przyczyna mojego raptownego zainteresowania się Andrzejem Olechowskim, a, jak to wynika z treści poprzedniego akapitu, ono musi być raptowne w sposób zupełnie naturalny, jest zawsze taka sama, a to mianowicie ta, że oto jego znów się nagle zrobiło bardzo dużo. Co zajrzę do telewizora, czy rzucę okiem na przegląd prasy, nie ma możliwości, bym gdzieś nie trafił na tego człowieka. On znów jest wszędzie i oczywiście nieustannie gada. A ja nie mam wątpliwości, że jeśli ktoś taki jak Olechowski, ni stąd ni z owąd zaczyna się koło nas kręcić, to znaczy, że znów będzie się coś działo, lub, co gorsza, już się dzieje, a on został skierowany na któryś z odcinków, by nadać sprawom odpowiedni kierunek.
Pisałem już tu o Olechowskim, i wówczas sytuacja była dość podobna. A więc, z jednej strony, mieliśmy atmosferę pewnego przełomu, a z drugiej nagle Olechowskiego zrobiło się wszędzie bardzo dużo. Pisałem o nim, bo już wtedy miałem bardzo silne przekonanie, że jeśli któraś z publicznie znanych osób, faktycznie i bezpośrednio reprezentuje System, to właśnie jest to Olechowski. Pamiętam, jak kiedyś, kiedy jeszcze czytałem trochę „Gazetę Wyborczą”, trafiłem na wywiad, z którymś z ważnych polskich masonów. I w rozmowie tej, ów człowiek powiedział, że o ile masoneria stara się trzymać od polityki jak najdalej, to on musi przyznać, że oni raz się w sprawy publiczne, owszem, zaangażowali, a było to przy okazji czerwcowego przewrotu w roku 1992. Myślę, że to nie jest prawda. Może oczywiście być tak, że, bezpośrednio, oni angażują się faktycznie rzadko. Że, powiedzmy, raz im się to zdarzyło wtedy, kiedy niszczono rząd Jana Olszewskiego, a drugi raz, przy okazji sprawy Rywina, kiedy to reprezentowana przez Millera i Kwaśniewskiego post-komuna, została ostatecznie odsunięta od bezpośredniego zarządzania. Natomiast z całą pewnością, oni na wszystko mają oko na bieżąco. I uważam, że właśnie dziś zbliżamy się do czasu, kiedy ci państwo będą się musieli znów zaangażować.
Parę dni temu, czytałem trochę rozmowę z Andrzejem Olechowskim, jaką przeprowadził z nim jeden z – nawet nie pamiętam, który, i, jak wiemy, nie ma to żadnego znaczenia – dzienników, i wynika z niej, że zaufanie braci do Donalda Tuska wisi już niemal na włosku. Premier się zwyczajnie źle sprawuje. Od początku roku jest niestety bardzo, bardzo źle. Ale, jak zapewnia Olechowski, System widzi pewne szanse na podtrzymanie status quo. On sam stwierdza, że Donald Tusk wciąż jest w dobrej fizycznej i psychicznej formie, że jego przywództwo w partii wciąż utrzymuje bezpieczny poziom, no a poza tym – i to Olechowski oświadcza bardzo jednoznacznie – nie ma zgody na powrót do władzy Jarosława Kaczyńskiego, gdyż to co proponuje Kaczyński jest dla Systemu nie do przyjęcia. W tej sytuacji, jeszcze trzeba dać Donaldowi Tuskowi jedną – jedną! – szansę. Jeśli ją wykorzysta, przeżyje. Jeśli nie, trzeba będzie pomyśleć nad innym rozwiązaniem. Tę oto właśnie informację przywiózł Andrzej Olechowski do Polski.
Pozostaje wyjaśnić, dlaczego ja uważam, że to właśnie Olechowski jest tym emisariuszem. Pisałem też i o tym, ale nie zaszkodzi przypomnieć. Proszę się nie gniewać, jeśli się będę powtarzał, ale uważam, że sytuacja to w pełni usprawiedliwia, i właściwie chyba skłonny jestem obiecać, że ja to, co poniżej będę przypominał za każdym razem, jak Olechowski się będzie pokazywał publicznie. Jest on bowiem od bardzo już dawna nie byle kim. Olechowski to nie z trudem już funkcjonujący Lech Wałęsa. Olechowski to też oczywiście ani Bronisław Komorowski, ani Donald Tusk, ani nawet nie Janusz Palikot. Olechowski to nie telewizja TVN24 i pan Mariusz Walter z rodziną. Jeśli ta nasza szczątkowa demokracja może dostać w łeb, to wyłącznie od kogoś takiego jak Andrzej Olechowski. Kiedy wspomniany wcześniej Wałęsa już był Bolkiem, ale jeszcze nie wszyscy sobie z tego zdawali sprawę, Olechowski przez wszystkich dobrych ludzi nazywany był nie inaczej jak TW Must. Co ciekawe, ta jego ubecka przeszłość nigdy nie wydawała się robić wrażenia ani na nim, ani na osobach z zewnątrz. Tak się jakoś zawsze składało, że Olechowski był powszechnie rozpoznawany jako były kapuś. On sam nawet chętnie przyznawał, że tak, on jak najbardziej współpracował, i co z tego? A jedyna znana mi reakcja na tę wiedzę ograniczała się do wzruszenia ramionami. A cóż tam ubek? Przez całe długie lata Olechowski funkcjonował na peryferiach polskiego życia politycznego i gospodarczego, zawsze w sytuacjach najbardziej podejrzanych z możliwych, i też nigdy to nikogo nie obchodziło. Doszło do tego, że on osiągnął taki stan, gdzie każdy wiedział, że ktoś taki jak Olechowski istnieje, że jest osobą niezwykle ważną i wpływową, ale przy tym wszyscyśmy się zachowywali, jakby to kim on jest, czym się zajmuje i z jakiej to w ogóle okazji jest wciąż osobą publiczną, nas w ogóle nie interesowało. Dziś już, między innymi właśnie dlatego, że żyjemy w świecie otwartym i demokratycznym, a ustawa ACTA wciąż nie weszła jeszcze w życie, wiemy o istnieniu tworu o nazwie Bilderberg. Dla przybliżenia, cytat z wikipedii:
Pozostaje wyjaśnić, dlaczego ja uważam, że to właśnie Olechowski jest tym emisariuszem. Pisałem też i o tym, ale nie zaszkodzi przypomnieć. Proszę się nie gniewać, jeśli się będę powtarzał, ale uważam, że sytuacja to w pełni usprawiedliwia, i właściwie chyba skłonny jestem obiecać, że ja to, co poniżej będę przypominał za każdym razem, jak Olechowski się będzie pokazywał publicznie. Jest on bowiem od bardzo już dawna nie byle kim. Olechowski to nie z trudem już funkcjonujący Lech Wałęsa. Olechowski to też oczywiście ani Bronisław Komorowski, ani Donald Tusk, ani nawet nie Janusz Palikot. Olechowski to nie telewizja TVN24 i pan Mariusz Walter z rodziną. Jeśli ta nasza szczątkowa demokracja może dostać w łeb, to wyłącznie od kogoś takiego jak Andrzej Olechowski. Kiedy wspomniany wcześniej Wałęsa już był Bolkiem, ale jeszcze nie wszyscy sobie z tego zdawali sprawę, Olechowski przez wszystkich dobrych ludzi nazywany był nie inaczej jak TW Must. Co ciekawe, ta jego ubecka przeszłość nigdy nie wydawała się robić wrażenia ani na nim, ani na osobach z zewnątrz. Tak się jakoś zawsze składało, że Olechowski był powszechnie rozpoznawany jako były kapuś. On sam nawet chętnie przyznawał, że tak, on jak najbardziej współpracował, i co z tego? A jedyna znana mi reakcja na tę wiedzę ograniczała się do wzruszenia ramionami. A cóż tam ubek? Przez całe długie lata Olechowski funkcjonował na peryferiach polskiego życia politycznego i gospodarczego, zawsze w sytuacjach najbardziej podejrzanych z możliwych, i też nigdy to nikogo nie obchodziło. Doszło do tego, że on osiągnął taki stan, gdzie każdy wiedział, że ktoś taki jak Olechowski istnieje, że jest osobą niezwykle ważną i wpływową, ale przy tym wszyscyśmy się zachowywali, jakby to kim on jest, czym się zajmuje i z jakiej to w ogóle okazji jest wciąż osobą publiczną, nas w ogóle nie interesowało. Dziś już, między innymi właśnie dlatego, że żyjemy w świecie otwartym i demokratycznym, a ustawa ACTA wciąż nie weszła jeszcze w życie, wiemy o istnieniu tworu o nazwie Bilderberg. Dla przybliżenia, cytat z wikipedii:
„Grupa Bilderberg, albo Klub Bilderberg – nieformalne międzynarodowe stowarzyszenie wpływowych osób ze świata polityki, biznesu i przemysłu. Spotkania grupy odbywają się raz do roku. Podczas nich omawiane są najważniejsze w danym czasie dla świata sprawy dotyczące polityki i ekonomii. Pierwsze spotkanie tego typu miało mieć miejsce w holenderskim Hotelu de Bilderberg (stąd pochodzi nazwa grupy) w Osterbeek w maju 1954, a odbyło się z inicjatywy wpływowego polskiego polityka i emigranta Józefa Retingera, który był stałym sekretarzem grupy aż do śmierci w 1960. Konferencje Grupy Bilderberg odbywają się przy obecności wyselekcjonowanych dziennikarzy, lecz zgodnie z obietnicą dyskrecji, nie zdają oni relacji z przebiegu ani treści rozmów. Tym też należy tłumaczyć brak zainteresowania mediów spotkaniami, w których uczestniczą m.in. takie osobistości jak prezes Banku Światowego James Wolfensohn, żona byłego prezydenta Stanów Zjednoczonych Hillary Rodham Clinton, były premier Wielkiej Brytanii Tony Blair, żona Billa Gatesa - Melinda Gates, czy Andrzej Olechowski. Według uczestników, ze względu na nieformalny charakter, spotkania pozwalają na swobodną wymianę poglądów niezależnie od aktualnych animozji politycznych. Niejawność spotkań i ogromne wpływy posiadane przez zaproszone osoby, spowodowały, że niektórzy komentatorzy przypisują członkom Grupy Bilderberga tworzenie nieformalnego rządu światowego, a w konsekwencji zamiar wprowadzania rozwiązań ekonomiczno-politycznych sprzecznych z wolą społeczeństwa. Niektórzy zwolennicy teorii spiskowej dotyczącej tzw. Nowego Porządku wskazują Klub Bilderberg jako bezpośrednich kontynuatorów idei zakonu iluminatów. Jednakże są także osoby które wskazują inne grupy wpływowych osób jako realizatorów Nowego Porządku. Grupa Bilderberg nie jest organizacją, ponieważ nie istnieje w niej coś takiego jak członkostwo i nie wybiera się żadnej rady, chociaż posiada oficjalne biuro w Lejdzie w Holandii. Domniemani uczestnicy Grupy Bilderberg z Polski to m.in.: Andrzej Olechowski - od 1994 Hanna Suchocka - 1998 Sławomir Sikora (prezes Citibanku) – 2004 Jacek Szwajcowski (prezes Polskiej Grupy Farmaceutycznej) - 2005 Aleksander Kwaśniewski - 2008”
W tych dniach abp Michalik wystąpił ze słowem do swoich wiernych, w którym zwrócił uwagę na fakt, że w Polsce znów się uaktywniły tajne grupy i organizacje mające na celu zniszczenie Kościoła. W reakcji na tę wypowiedz podniosła się naturalna wrzawa, tak wielka, że nawet można było w niej usłyszeć głos Prawa i Sprawiedliwości w osobach niektórych ze swoich przedstawicieli. Że niby o co chodzi? Że a cóż to znów za fobie? Że czyżby znów nadjeżdżali cykliści? I takie tam. Kiedy już pierwsza fala gniewnych pomruków minęła, w telewizji TVN24 wystąpiło dwóch prawdziwych masonów. Najpierw Wielki Mistrz, Tadeusz Cegielski, syn Longina, ojciec Maxa, powiedział, że oni nie mają żadnych wpływów, co oczywiście akurat jest bardzo przykre, bo świat pod masońską władzą byliby znacznie lepszy. Po nim z kolei wystąpił dawny bohater solidarnościowej rewolucji, Wojciech Giełżyński, syn Witolda, jednak niestety, prawdopodobnie ze względu na jego mocno zaawansowany wiek, ów masoński przekaz praktycznie do mnie nie dotarł. Całość poprowadził Maciej Knapik, syn Tomasza, naturalnie, i, krztusząc się ze śmiechu, wyjaśnił, że z tą masonerią to oczywiście jakieś bajki.
A ja zachowuję tradycyjny spokój. Wiem z całą pewnością, że coś się dzieje. Inaczej, Andrzej Olechowski nie zabierałby głosu i nie pokazywał swojej boskiej czupryny publicznie. Siedziałby gdzieś w Szwajcarii, Brukseli, czy Paryżu i rysował te swoje kółka i trójkąty. Skoro jednak się pokazał, to znaczy, że coś jest na rzeczy. A więc ja osobiście mam oczy i uszy otwarte, i tego samego życzę wszystkim czytającym ten tekst. Bo nie ma nic gorszego, niż dostać w łeb przy śniadaniu, lub, co gorsza, przy kolacji.
Proszę o wspieranie tego bloga w każdy możliwy sposób. Numer konta jest obok po prawej, a książka do kupienia ciut wyżej. Dziękuję.
Oglądałem właśnie chwilę TVN24, a tam jakiś redaktor pokazuje materiał wyśmiewający "spiskowe teorie" wokół masonerii. Jeśli TVN24 wyśmiewa masonerię, to znaczy, że sprawa jest jak najbardziej poważna. Ta stacja to wszak czołówka kłamstwa i manipulacji, choć inne media starają się nie zostawać bardzo w tyle.
OdpowiedzUsuńNie mogę się powstrzymać, by nie zreferować jeszcze fragmentu zasłyszanego na Polsat News, trochę nie na temat, ale to i tak stała bieżąca tematyka. Redaktor z dwoma bliżej nieokreślonymi ekspertami zachwycają się nad polityką Tuska. Redaktor prowokacyjnie pyta, czy Polska jest "zieloną wyspą", ale ton raczej pytania retorycznego, eksperci mają to potwierdzić, co skwapliwie czynią, ale jeden chyba był nie do końca przygotowany do lekcji... Mówi, że tak owszem przyrost PKB dodatni, dwuprocentowy, ale trendy są niekorzystne, bezrobocie gwałtownie rośnie. Dalej mówi tak: sam przyrost PKB nie daje pełnej informacji, z wartości bezwzględnych wynika, że poziom życia w Polsce jest nadal niski; kilka lat temu wykonano analizy, z których wynika, że Polska musiałaby utrzymać siedmioprocentowy wzrost przez 30 lat, by dogonić najbiedniejsze kraje zachodnie. Przy tym ostatnim zdaniu redaktor wszedł w słowo temu defetyście i kryptopisowcowi i zakończył program szerokim uśmiechem i zdaniem: "Co nie zmienia faktu, że Polska jest dziś liderem Europy..." Ciekawe co na to przeciętni widzowie :) No i jak długo jeszcze w planie jest ciągnięcie tej iście gierkowskiej propagandy sukcesu?
@Toyah
OdpowiedzUsuńTy wiesz co ja myślę o tym co napisałeś.
@filozof grecki
OdpowiedzUsuńJa ostatnio telewizji prawie nie oglądam, ale co spojrzę, to jest właśnie coś takiego. Może to jest zwykły efekt odstawienia, ale wydaje mi się, że to jest jednak nowość.
@raven59
OdpowiedzUsuńMyślę, że się ze mną solidaryzujesz. Tak?
@Toyah
OdpowiedzUsuńChyba nie masz co do tego żadnych wątpliwości.
Gdybym miał możliwość oceny tej notki to dałbym 10/10.
@raven59
OdpowiedzUsuńWłaśnie dałeś. Bardzo mi miło.