środa, 22 lutego 2012

Jedna refleksja w temacie pewnych urodzin

Może ktoś nie wie – ja, na przykład nie wiedziałem – istnieje sport, chyba, skoro jest prezentowany na Eurosporcie, niezbyt niszowy, który polega krótko mówiąc na tym, że zamyka się w klatce dwóch bandziorów i każe im się bić. Nie jest to ani boks, ani zapasy, ani kickboxing, lecz tak jakby wszystko to połączone do kupy, no a poza tym zawodnicy nie wyglądają jak sportowcy, ale jak właśnie tacy gorsi bandyci. Gdyby można było to porównać do czegokolwiek, to coś bardziej przypomina tzw. wrestling, tyle że o ile tam mamy do czynienia ze swego rodzaju iluzją, tu wszystko co się dzieje, dzieje się naprawdę – prawdziwa jest przemoc, prawdziwa krew i prawdziwe okrucieństwo.
Jest jednak jeszcze coś, co odróżnia te walki w klatkach od wrestlingu. Wrestling to w gruncie rzeczy cyrk. Zawodnicy są fantazyjnie poprzebierani, a sama walka wygląda jak swego rodzaju rytuał wypełniony najbardziej wymyślnymi popisami. Tu, w tych klatkach, widać wyraźnie, co sprawia, że wrestling to jednak tylko zabawa. Gdyby któryś z tych zawodników w klatce spróbował jakichś sztuczek, dostał by od razu w łeb i został wyniesiony. W klatkach nie ma nic szczególnie spektakularnego – tam jest tylko chęć zakończenia tej udręki w jak najkrótszym czasie. Z tego chyba też powodu, walka w klatce trwa zwykle krótko. Bardzo krótko.
Skąd to ja jestem taki mądry? Otóż proszę sobie wyobrazić, że stąd, że parę dni temu obejrzałem sobie na Eurosporcie chyba z cztery takie walki pod rząd. A stało się to tak, że późnym wieczorem siedziałem sobie przed telewizorem i na kanale TVP Historia oglądałem jakiś wspomnieniowy program Tomasza Raczka o Zygmuncie Kałużyńskim. Weszła sobie na to moja młodsza córka i zapytała, co to za sympatyczny staruszek, ja jej na to odpowiedziałem, że on już nie żyje, ale jak żył, to był komunistą, homoseksualistą – ja zawsze przy niej używam tej nomenklatury, bo ona nienawidzi słowa „pedał” – i prawdopodobnie oficerem służb, natomiast, przyznaję, to bardzo sympatyczny i inteligentny człowiek. Córka moja się oburzyła, informując mnie, że to jest absolutnie okropne, że ile razy ona zobaczy w telewizji kogoś, kto jej się podoba, ten natychmiast z mojej relacji okazuje się komunistą, homoseksualistą, albo agentem, i sobie poszła.
W pewnym momencie Zygmunt Kałużyński powiedział coś, co mnie absolutnie poraziło. Otóż, z tym swoim niepowtarzalnym, cudownie radosnym, prawdziwie szatańskim uśmiechem, oświadczył, że jego zdaniem wszystkie ideowe wybory, jakie człowiek podejmuje, opierają się na interesie. A przynajmniej tak zawsze było w jego wypadku. Nie pamiętam oczywiście, jak on to powiedział dokładnie, ale mniej więcej brzmiało to tak, że jeśli on swego czasu popierał Stalina, a dziś wspiera reżim peerelowski, to wyłącznie dlatego, że jemu się tak opłaca. On wręcz kilka razy podkreślił słowo „interes”. Interes jako przywileje, interes jako mieszkanie, interes jako pieniądze. Na koniec, gdyby ktoś myślał, że się przesłyszał, powtórzył, że dla niego tego typu postawa jest czymś całkowicie naturalnym. Później Kałużyński mówił jeszcze wiele innych ciekawych rzeczy, takich choćby jak to, że jego zdaniem, cała sztuka – sztuka absolutnie dowolna – jest wyłącznie kłamstwem, a jej celem jest to, żeby właśnie przez to kłamstwo pokazać coś pięknego, a więc prawdziwego. Nie do wiary. Nie do wiary.
Słuchałem Zygmunta Kałużyńskiego, i myślałem sobie, że co to za cholera, że przez te wszystkie lata, tylu naprawdę miłych, inteligentnych, dowcipnych, czasem wręcz autentycznie mądrych ludzi sprzedało się Złu? I jak to, do ciężkiej cholery, jest, że oni mają w sobie tyle uroku, który potrafi przyciągać, wydawałoby się, nawet tych najbardziej porządnych i wrażliwych. Patrzyłem na Zygmunta Kałużyńskiego, jak z tą swoją niezwykłą energią i tym nieprawdopodobnie pięknym uśmiechem, głosił potęgę kłamstwa i tryumf Zła, i pomyślałem sobie, że to właśnie tak musi działać. Pojawia się taki pełen niemal nieskończonego wigoru staruszek, a na to przychodzi ktoś całkowicie czysty, bez jakichkolwiek uprzedzeń, bez szczególnych pretensji i oczekiwań, i ulega temu urokowi w sposób niemal pełny, tylko dlatego że nagle widzi to życie. Takie pełne wolności i zwycięstwa nad śmiercią.
Pooglądałem więc sobie trochę tego Kałużyńskiego, a następnie zajrzałem, co słychać w sporcie, a tam właśnie była ta klatka. Pisałem wcześniej, że tam nie ma tego cyrku co w przypadku wrestlingu. Jednak, choć faktycznie, walki w klatce są znacznie bardziej surowe, nie jest to do końca prawda. Ci mężczyźni też jakoś starają się nadać swojemu występowi kolorów. A więc przede wszystkim mają bardzo jednoznacznie brzmiące przezwiska, no i niekiedy założą na siebie jakiś równie jednoznaczny strój, który przynajmniej umożliwi im mocne wejście. W pewnym momencie pojawił się człowiek przebrany za księdza. Oczywiście przebrany nie całkiem, od stóp do głów, bo miał na sobie obcisłe majtki, obcisłą koszulę bez rękawów, natomiast pod szyję założył sobie coś w rodzaju fartuszka z koloratką. Co najważniejsze jednak, gdyby ktoś nie bardzo wiedział, co się dzieje, po obu stronach miał eskortę złożoną z kobiet w typowo burdelowatym rynsztunku, a więc w stringach, z siatkowanymi pończochami i wylewającymi się spod biustonosza piersiami, tyle że na głowach, zamiast króliczych uszu, miały one zakonne welony, a w dłoniach trzymały duże krzyże. No i może ciekawe jeszcze w tym było to, że owemu wejściu towarzyszyła nie muzyka organowa, ani kościelne dzwony, ale „O Fortuna!” Orffa.
A zatem wszedł ten niby-ksiądz, z tymi niby-zakonnicami na ring, energicznie jak jasna cholera, zaczął się prężyć, wznosić ramiona w geście zwycięstwa, robić bojowe miny, i zanim walka rozpoczęła się na dobre, dostał w ryj… i został wyniesiony. Niewykluczone że do szpitala, albo prosto tam, gdzie mógł się nim zająć już autentyczny ksiądz, wraz z autentycznymi siostrami zakonnymi. I oczywiście, przyznaję, że z jednej strony wyglądało to okropnie, jednak z drugiej, ten rodzaj szybkiej i bezrefleksyjnej sprawiedliwości, zawsze na mnie robi wrażenie. No ale to jest już zupełnie inna historia.

Jeśli ktoś uznał ten tekst za ważny, inspirujący, a przede wszystkim wart tego czasu, bardzo proszę o wrzucenie do przygotowanej obok puszki cokolwiek tam kto ma na zbyciu, bo powiem szczerze, sytuacja robi się autentycznie groźna. Co do książki, domyślam się, że kto ją chciał mieć, to ją ma, a reszta woli czytać co innego. Na wszelki wypadek jednak informuję, że oprócz tego bloga, ona jest wciąż do kupienia w Katowicach w księgarni „Wolne Słowo” na ulicy 3 maja, w Poznaniu w księgarni u Karmelitów na ulicy Działowej, no i w sklepie Foto-Mag w Alei KEN w Warszawie. Dziękuję.

29 komentarzy:

  1. @toyah

    Kałużyński miał ostro zwichrowane poczucie moralności. Ale na filmach się znał.
    Fama niosła, że nie sprzątał, nie lubił się myć a na nagrania z Raczkiem przychodził w tych samych ubraniach, które tygodniami nie widziały pralki.
    Nie słyszałem natomiast, żeby był homo (w przeciwieństwie do Raczka).
    Tutaj ciekawy wywiad:
    http://niniwa2.cba.pl/kaluzynski_wywiad.htm

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. @kazef
    On w tej rozmowie przyznał że się nie myje. Opowiadał, że jemu bardzo pasuje ten styl. Że na przykład jak założy skarpetki, to ich nie zmienia tak długo aż mu same zejdą z nóg.
    Co do tego homoseksualizmu, to ja oczywiście pewności mieć nie mogę, natomiast pamiętam, że kiedy umarł, to podawali zupełnie oficjalnie, że wszystko zapisał "swojemu partnerowi", czy może "przyjacielowi" - Raczkowi. Ponieważ Raczek jest homoseksualny, uznałem, że on pewnie też. Inna sprawa, że to akurat jest mało ważne. To już ewentualnie może być tylko problem Raczka i powodów dla których on się kręcił koło starego Kałużynskiego.

    OdpowiedzUsuń
  3. @kazef
    Przeczytałem te rozmowę. Fantastyczna. Bardzo Ci dziękuję. To jest właśnie to co sprawia, że ja do Kałużynskiego czuję bez porównania więcej sympatii, niż do staruszków III RP. Przynajmniej był mniej zakłamany.

    OdpowiedzUsuń
  4. @tomaszaw1
    Piękna, bo naturalna i szczera.

    OdpowiedzUsuń
  5. @Toyah

    To mi zadałeś...

    Musze poważnie przemysleć Twój tekst.
    Świetny zresztą.

    OdpowiedzUsuń
  6. @jazgdyni
    Naprawdę? To dobrze. Trochę się bałem, że się ostatnio skiepściłem.

    OdpowiedzUsuń
  7. (...) to właśnie tak musi działać. Pojawia się taki pełen niemal nieskończonego wigoru staruszek, a na to przychodzi ktoś całkowicie czysty, bez jakichkolwiek uprzedzeń, bez szczególnych pretensji i oczekiwań, i ulega temu urokowi w sposób niemal pełny, tylko dlatego że nagle widzi to życie. Takie pełne wolności i zwycięstwa nad śmiercią.

    W moim skromnym doświadczeniu zdarzyło mi się minąć z ludźmi, nazwijmy ich, systemu - z ubekami, działaczami PO u progu kariery, dziennikarzami-konformistami czy nawet aparatczykami władzy. Nie były to nigdy kontakty bliskie, nie byłem też nigdy ich bezpośrednią ofiarą. Ale jedno jest znamienne - oni są właśnie pełni niemal nieskończonego wigoru ogólnie sympatyczni mili i jowialni. Choć gnidę czuć, stąd może te kontakty nie były bliskie.

    A ponieważ w temacie są urodziny (czyje?), to skojarzyło mi się to z niedawnym jubilatem Bartoszewskim.

    OdpowiedzUsuń
  8. @Kozik
    Mnie podobnie. To się nazywa braterstwo skojarzeń.

    OdpowiedzUsuń
  9. @toyah

    Jeszcze mały nadkomentarz do Twojej starszej notki o warszawskich koksownikach obwarowanych przez Gronkiewiczową fosą z zasiekami (barierkami znaczy się).
    Tutaj koksownik z Kalisza (trochę przydługie, ale liczy sie pomysł):

    http://www.youtube.com/watch?v=JlWt618eNgo&feature=youtu.be

    OdpowiedzUsuń
  10. @toyah
    "Trochę się bałem, że się ostatnio skiepściłem."

    No wież, masz swoje 'highs and lows, lub teksty mniej lub bardziej łatwo trawne, ale dzisiaj, nie wiem czy to z tego powodu, że zwykle czytam z przerwami, czy to z powodu nagłej zmianie nastroju, 'reportaż' twój bardzo mnie rozśmieszył. Ekstra 'if I may say so' :).
    Ale, niestety, czy raczej stety, mam okazję podzielić się z spostrzeżeniem z innej beczki który chciałem od dawna 'wnieść', (skoro zachęcasz), mianowicie 'przezwiska'. Oglądałem przypadkowo rozmówkę miedzy JKW a Biedroniem gdzie pierwszy użył słówo homisie (a może homosie) w stosunku do homoseksualistów i próbował wyjaśnić obrażonemu, że to słowo nie używa obraźliwie z dokładką że dla niego słowo gay używane w nieodpowiednim kontekście jest obraźliwe.
    Dla mnie, to 'homosie' dla mojego brytyjskiego poczucie humoru jest komiczne a Biedroń stracił okazję wykazania 'oneupmanship'. No cóż! Natomiast, słowo 'pedał' to mnie naprawde uwiera. Boli mnie. Może mam podobną wrażliwość do córki. Czy jesteśmy w błędzie?

    OdpowiedzUsuń
  11. @Toyah
    I mnie się bardzo spodobała puenta. Iście barokowa. Jakiż to byłby piękny toast przy urodzinowym stole tego drugiego staruszka.

    OdpowiedzUsuń
  12. @adthelad

    Brytyjscy pedałkowie łatwo przejęli obraźliwe "batty bwoy" i dobrze im z tym. Myślę, że istotą pedalstwa jest czerpanie przyjemności z upokorzenia, zaś pierwotnie było ono formą dominacji. Tak jest w kulturze więziennej.

    Kiedyś przyczepił się do mnie jakiś namolny pedał i byłby dostał po pysku, gdybym nie uświadomił sobie, że on tylko na to czeka jak na jakąś wyrafinowaną pieszczotę. Ciężko zrozumieć zboka.

    OdpowiedzUsuń
  13. @adthelad
    Oczywiście że "pedał" jest obraźliwe. Pewnie tak jak angielskie "fagot". Natomiast ja nie znoszę słowa "gej", z podobnych względów jak słowa "sorki", czy "dzienks". Tu jest nawet jeszcze gorzej, bo nie dość, że to nie jest polskie słowo, to ono zostało nam wszczepiono na siłę. Polski język kultura w ogóle się nie upominała o specjalne określenie dla tej grupy osób. To jest coś równie irytującego jak "afroamerykanin" zamiast normalnego "murzyn", "rom" zamiast "cygan", czy "puszysty" zamiast "gruby", czy "zbyt gruby".
    Ja kompletnie nie wiem jak mam mówić na nich mówić. Żadne określenie mi tak naprawdę nie pasuje. Najchętniej bym w ogóle o nich nie wspominał. Tylko że się nie da, bo wciąż się ujawniają.

    OdpowiedzUsuń
  14. @Marylka
    Tak myślisz? Najpierw to, a potem "Sto lat, panie profesorze"? Trochę to okrutne.

    OdpowiedzUsuń
  15. @redpill
    Ja gdzieś słyszałem, że jak oni się pokłócą, to nigdy do siebie nie mówią "ty geju", ale właśnie "ty pedale". To podobno nawet wzmacnia ich uczucie. Podobnie jest u czarnych, kiedy oni zwracają się do siebie per "nigger" czy "bitch". Szczególnie to drugie.
    To w ogóle jest bardzo ciekawe zagadnienie. Szkoda że psychologowie zajmują się bzdurami.

    OdpowiedzUsuń
  16. Różnica jest taka, że murzyn jest murzynem obiektywnie, zaś "gej" to sprawa wyboru i obowiązujących wzorców kulturowych. Nie kupuję lipy o orientacji seksualnej determinującej takie sprawy. Przeczy temu chociażby grecka instytucja pederastii, gdzie w dobrym tonie był "sponsoring" młodych mężczyzn. Słowo "gej", o pozytywnym w założeniu znaczeniu, to jeden z instrumentów inżynierii społecznej w wojnie z cywilizacją łacińską. Jeszcze raz, "orientacja seksualna" to mit. Pojedyńcze przypadki osób naprawdę zaburzonych mają tu takie znaczenie, jak wpływ kleptomanów na policyjne statystyki przestępstw przeciwko mieniu.

    OdpowiedzUsuń
  17. @toyah

    Jako zdeklarowanemu rasiście polecam ten krótki filmik. Szczególnie końcówkę.

    http://youtu.be/jVXlD72X3t4

    OdpowiedzUsuń
  18. @Toyah

    A ja sobie w mojej głowie wyświetliłem taki oto filmik:

    Pan Bartoszewski, w sportowym stroju atletów plus ta założona pod szyją fałszywa koloratka, jest przez swoich fanów i sponsorów - Tuska, Michnika, Kutza i Wajdę, podprowadzany do bram Niebios, a tu Święty Piotr w stroju jeszcze bardziej agresywnym wychodzi mu na przeciw i po wymianie spojrzeń daje mu taką fangę, że będzie miał tysiąclecia na dokonywanie przemyśleń.

    OdpowiedzUsuń
  19. Nie okrutne. Dobrotliwe przypomnienie o nieuniknionym. Ktoś to powinien przecież zrobić.

    OdpowiedzUsuń
  20. @toyah
    Z tym moim rasizmem sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana. Weźmy tych czarnych. To są oczywiście durnie, ale, jeśli mam być szczery, to do nich czuję więcej sympatii, niż do takiego Zbigniewa Hołdysa, czy Daniela Olbrychskiego.
    Swoją drogą, marihuana zdecydowanie szkodzi. Nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości.

    OdpowiedzUsuń
  21. @toyah - ok - korekta do ostatniej mojej odpowiedzi - miało być JKM.
    Przyznam się, że słowo gay to niezły chwyt pr-owski, narzucony i też mnie uwiera. Z jednej strony ono niesie szczególny klimat beztroski w stosunku do zachowań i upodobań, a z drugiej, jak się przyjrzeć z bliska, reprezentuje zakłamanie tych cech. Natomiast, jeżeli uznaje się homoseksualizm za rodzaj kalectwa, to nie przystoi w stosunku to niego używać słów agresywnych i poniżających. My jednak rozumiemy co to znaczy grzeszyć i rzucać kamieniem. Ale temat rzeka - na inny raz.

    @redpill - dzięki za informację. Ciekawe to na temat batty bwoy - ale znowu - temat rzeka. Co do drugiejj uwagi, ja w życiu parę razy byłem zaczepiany ale nigdy nie miałem poczucia strachu ani wstrętu. Raczej współczucia i smutku. Ale ja już tak mam od początku życia, że w każdym widzę kruchego, niewinnego no i nie raz pomylonego (jak ja) dziecka Bożego.

    OdpowiedzUsuń
  22. @Toyah

    Bo nie palisz - więc myślisz - szkodzi.
    A szkodzi mniej, niż te codzienne dwa piwa, lub szklanka skacza.
    Naprawdę.

    OdpowiedzUsuń
  23. @Marylka
    No tak. Ktoś powinien. I lepiej, żebyśmy my nimi byli. W końcu ludzie życzliwi, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  24. @adthelad
    Domyślilem się że to Korwin.
    Co do pederastów, powiem Ci szczerze, że gdyby nie to, że oni stali się problemem społecznym, ja bym nawet o nich nie pamiętał. Ale ponieważ oni się wciąż pokazują, trzeba od czasu do czasu o nich wspominać. No i wtedy jest kłopot. No bo albo będziesz używał terminu "gej", albo narażasz się na agresję.

    OdpowiedzUsuń
  25. @jazgdyni
    Ani piwo ani skacz ani nic. Jest post.

    OdpowiedzUsuń
  26. @toyah

    Jak już tak rozmawiamy, to Polacy są durniami o wiele większymi. Tym murzynom four hundred years of slavery nie zrobiło takiego gówna w głowie, jak Polakom czterdzieści lat komuny. Polakom da się dziś wmówić wszystko, byle o tym powtarzać w telewizji, że Polska to obciach i że dupa może służyć do kochania. Nic takiego nie wciśniesz tym ujaranym negrom. Może faktycznie zioło szkodzi.

    OdpowiedzUsuń
  27. @redpill
    Owszem włączyłem, ale w żaden sposób ze względu na Ciebie. Po prostu w pewnym momencie zrobił się gnój i musiałem zacząć pilnować poziomu. Teraz miałem trochę pracy i wszystko się zawiesiło.
    Co do meritum, biorę wszystkie opcje pod uwagę i pozostaje otwarty na wszelkie sugestie.

    OdpowiedzUsuń
  28. @Toyah
    Życzliwi jak cholera. Po prostu: rzyczliwi.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...