poniedziałek, 18 kwietnia 2011

O tym jak System nas pokochał

W swoich refleksjach sprzed tygodnia zwróciłem uwagę na rażącą niestosowność w wypowiedziach tych biskupów, którzy, uznając, że nasza pamięć o smoleńskiej tragedii stała się należycie spełniona, zaapelowali o koniec żałoby i powrót do codziennych zajęć. Kiedy pisałem ten tekst, to co nasi biskupi zamierzali nam powiedzieć, znałem wyłącznie z medialnych doniesień i z pojedynczych wypowiedzi samych księży. Dopiero w zeszłą niedzielę – tak się nieszczęśliwie złożyło, że dokładnie w dzień rocznicy – podczas Mszy Św. miałem okazję zapoznać się z całością tej szczególnej analizy i tego apelu. Dziś zatem mogę do tego co powiedziałem przed tygodniem, dodać jeszcze jedną rzecz: Trzeba przyznać, że gadać to oni potrafią najlepiej.
Pisałem o tej kończącej się żałobie i wspominałem pierwsze dni po smoleńskiej katastrofie, kiedy to zaledwie w pierwszym odruchu świadomości, że ta śmierć zaczyna tworzyć pamięć, której już nic nie powstrzyma, System postanowił ową dopiero co rodzącą się pamięć wyszydzić i zniszczyć. Pisałem o słowach biskupów i starałem się umieścić je na tle atmosfery właśnie tamtych pierwszych dni, kiedy pokazano nam najdobitniej jak tylko można było, że nie liczy się nic – ani ludzka śmierć, ani cudze łzy, ani narodowa żałoba właśnie, jeśli zagrożona jest władza ludzi bezwzględnych. Przytaczałem słowa tej szczególnej – bo zwróconej przeciwko słabym i prześladowanym – biskupiej nauki i nie mogłem się nadziwić, jak to się mogło stać, że przez cały ten rok pasterze naszego Kościoła jednym nawet słowem nie potępili tryumfującego zła i nie wsparli swoją obecnością tych, którzy tak bardzo jej wypatrywali.
I minęła ta rocznica. I myślę sobie, że gdyby nawet ludzie pobożni i pokornie oddani swoim biskupom, jakimś niedobrym cudem chcieli tego ich apelu wysłuchać i zacząć ten tydzień tak jakby nic nigdy się nie stało, a wszystko to co widzą wokół siebie było tylko wynikiem jakiejś brzydkiej iluzji, to już wiadomo, że tego co się stało przed rokiem, z całym tej tragedii dramatycznym pokłosiem, zatrzymać się nie da. I to wcale nie dlatego, że nasza wiara jest aż tak bardzo marna, a nasze posłuszeństwo wobec Kościoła tak słabe, ale właśnie dlatego, że dziś widać jeszcze wyraźniej niż na początku, że System tej eksplozji żalu nam nie wybaczy. I będzie jej każdy przejaw tropił i niszczył w zarodku. Dopóki go nie zadręczy na śmierć. A ponieważ już dziś widać, że nie zadręczy, to przyszłość jest jedna. Wojna.
Pamiętamy wszyscy znakomicie pierwsze dni po katastrofie, kiedy to nawet ci najbardziej trzeźwo myślący z nas i najmniej skłonni do rozczulania się, mieli nadzieję, że oto nadszedł ostateczny kras tej nienawiści. Że to co się stało, bezmiar tego nieszczęścia, w dodatku nieszczęścia, którego pierwsza przyczyna była aż za bardzo oczywista, sprawi, ze nikt już się nie poważy na to, by dręczyć Bogu ducha winnych. No i wystarczyło zaledwie parę dni, właśnie tamtych dni, kiedy zło przekonało się, że ta śmierć, wbrew pierwszym zamierzeniom, nie stało się końcem czegoś ale zaledwie początkiem czegoś nowego, by to poczucie porażki eksplodowało ze złością tak zimną i okrutną, jak nigdy wcześniej. W tekście sprzed tygodnia podawałem liczne przykłady manifestacji tej złości i nie mam zamiaru tego wszystkiego dziś powtarzać. Powiem tylko, że reakcja Systemu na tę demonstrację pamięci, jaka miała miejsce w dniu rocznicy, pokazuje tym wszystkim, którzy jeszcze się łudzą, że może jakoś dojdziemy do siebie, tylko jedno – lepiej już było.
Kiedy słuchamy odgłosów tego plucia, jakie do nas dochodzą z tamtej strony, można by może było pomyśleć, że faktycznie, rok to bardzo długi okres czasu i że przez ten czas naprawdę wiele się zmieniło. A zwłaszcza już wtedy, gdy damy sobie wmówić, jak to pierwsze miesiące naszej wspólnej żałoby upływały nam w skupieniu, modlitwie i wzajemnym zrozumieniu. Kiedy oglądamy w telewizji stare filmowe ujęcia pokazujące rozmodlony i zapłakany tłum na Krakowskim Przedmieściu, a do tego wsłuchamy się w komentarze tłumaczące nam, jak to wówczas było prawdziwie, spokojnie i pięknie, możemy pomyśleć, że rzeczywiście od tego czasu zrobiliśmy poważny krok w stronę narodowej tragedii. Tyle że my pamiętamy. Pamiętamy wszystko bardzo dokładnie. Dlatego między innymi właśnie, że nasza pamięć była przez ten rok wystawiana na cierpienia, które zapomnieć już nam nigdy nie pozwolą. My bowiem nigdy nie zapomnimy, i nie zmienią już tego żadne choćby najsłodsze refleksje bezwzględnej propagandy na temat tego, jak to miłość zamieniła się w nienawiść, co jak tę naszą miłość potraktował wówczas System z jego całym czarnym zapleczem. My bowiem świetnie pamiętamy, jak ten właśnie System potraktował wtedy tę rodzącą się pamięć, którą dziś z takim rozrzewnieniem wspomina.
Dziś przedstawia nam się tamte zdjęcia i daje się je nam jako przykład tego, w jaki sposób należy czcić pamięć swoich bohaterów, a my pamiętamy choćby film Solidarni 2010, który został ocenzurowany przez wszystkie główne polskie media zanim się jeszcze na dobre ukazał. Film Solidarni 2010, którego z pogwałceniem wszystkich cywilizacyjnych reguł oficjalnie pozbawiono możliwości reklamowania. Film, który jakimś niezwykłym błędem cenzury został pokazany jedynie raz przez państwową telewizję, a następnie został wpisany na listę obrazów zakazanych i niebezpiecznych. Film, który przez oficjalna opinię publiczną został określony, jako nieuczciwy, tendencyjny, nieobiektywny, a przede wszystkim wzywający do nienawiści. Wreszcie film, który jako jeden z nielicznych został oficjalnie potępiony przez Radę Etyki Mediów, a jego autorzy skazani na towarzyski i zawodowy bojkot. Czy wspomniany dokument, pokazujący polską pamięć o ofiarach smoleńskiej katastrofy wysławiał może ową tak dziś potępianą rocznicową nienawiść? Czy on może nagłaśniał pełne gniewu wezwania Jarosława Kaczyńskiego do rozprawienia się ze zdrajcami narodu? Czy on może wzywał do rewolucji? W żadnym razie. On przez te półtorej godziny pokazywał wyłącznie zapłakany i rozmodlony tłum, tonący wśród płonących zniczy i kwiatów, w spokojnej rozpaczy i najbardziej łagodnym, pragnieniu prawdy. A więc coś, czym dzisiaj nas tak bardzo chcą wzruszyć psy Systemu. Dziś. Właśnie dziś, kiedy się zorientowały, że lepiej już było.
A więc taki to kierunek obrała nasza dzisiejsza historia. Kiedy wszyscy ludzie płakali – System szalał. Kiedy zmasakrowane ciała Lecha i Marii Kaczyńskich składane były na Wawelu, System pluł szyderstwem i złością. Kiedy Jaroslaw Kaczyński nieprzytomny z rozpaczy milczał – System go zadręczał najpodlejszym śmiechem. Kiedy po raz pierwszy nieśmiało się odezwał – rozległo się powszechne rżenie. A wszystko to z jednoznacznym i nieznoszącym sprzeciwu żądaniem kończenia tej cholernej żałoby. A dziś, kiedy Naród już zaczyna powoli mieć dość tej pogardy i tego lekceważenia i kiedy się okazuje, że ten protest jest większy, niż to się mogło wydawać jeszcze na początku, okazuje się, że jednak powinniśmy wrócić do tego co było rok temu.
Niedawno w telewizji wystąpił Adam Bielan, i w odpowiedzi na pełne oburzenia zarzuty dziennikarza wobec ludzkiej agresji, jaką wywołują obchody rocznicy smoleńskiej katastrofy, zasugerował, ze jest wciąż spokojnie. Że jeśli porównać sceny na polskich ulicach z tym, co się dzieje choćby w Londynie, przy okazji studenckich protestów, nasz gniew jest wręcz niewidoczny. Dziennikarz wciąż cytował treść przyniesionych przez ludzi transparentów, Bielan tłumaczył, że to przecież nic wielkiego, a ja sobie myślałem, że tak niewiele naprawdę brakuje do tego, by ten tłum demonstrujący zaledwie pragnienie prawdy, przełamał te wszystkie barierki i depcząc po uzbrojonych policjantach i strażnikach miejskich, wtargnął i do Pałacu Prezydenckiego i do Kancelarii Premiera i do budynku Sejmu i zaczął wszystko po kolei niszczyć. Tak niewiele już brakuje, żebyśmy nie mieli do czynienia tylko z grupką zdesperowanych ludzi rozbijających na ulicy skromny namiot i wołających o prawdę, lecz z gotowym na wszystko tłumem, niszczącym wszystko co im stanie na drodze. Gdzie już nie będzie ani znaków, ani symboli, ani zniczy, ani kwiatów, tylko jedno podstawowe pragnienie sprawiedliwości. I zemsty. Której ani jeszcze nie było, ani o której nawet nikt, nawet sam Jarosław Kaczyński nawet nie wspomina, ale która, przy tym rozwoju wypadków będzie musiała w końcu nadejść. Czy to w formie zaledwie skromnego buntu, czy też aż rewolucji.
I obawiam się, że nadejdzie. I to wcale nie dlatego, ze my tacy jesteśmy brutalni i nieokrzesani. I nie dlatego, że Jarosław Kaczyński ma jakiś podły plan. I też nie dlatego, że nie wiemy, jak się obchodzi żałobę. Ale też nie dlatego, że nie chcemy słuchać naszych biskupów. Ona nadejdzie. Ta rewolucja w końcu nadejdzie, bo System nie dał nam nic w zamian. I myślę, że oni już to wiedzą. Świadczy o tym choćby to, że tak im się nagle spodobał film Ewy Stankiewicz i Jana Pospieszalskiego o Solidarnych roku 2010. A jeśli jednak nie wiedzą, a te ich wzruszenia nad czasami, które już minęły są równie szczere jak wszystko cała reszta, to chciałem im dziś powiedzieć, że najwyższy czas żeby im się tamte tłumy jednak spodobały, bo takiej okazji już mieć nie będą. Bo to co ich czeka, będzie tak straszne, że z tym samym rozrzewnieniem będą wspominać ledwo co minione obchody rocznicy zbrodni, która już zawsze będzie obciążać ich sumienia.

Tekst jednocześnie do czytania w Warszawskiej Gazecie.

17 komentarzy:

  1. @Toyah
    W gazecie Michnika najczęściej powtarzanym słowem było zawsze "boję się". Gazety tej od dawna nie czytam, ale gdy tylko w telewizjach pojawiają się jej przedstawiciele i wychowankowie, nie może się obyć bez tego słówka. Pod tym kątem zbudowali cały ten system i trzymają nas za gardła, powtarzając, jak się nas boją. Ale czy ten dzień, o którym piszesz, naprawdę nadejdzie? Za czasów wieszania zdrajców byliśmy zupełnie innym narodem.

    OdpowiedzUsuń
  2. @toyah
    Ten dzień nadejdzie, jeżeli nic się nie zmieni - a wiemy to, że się nic nie zmieni - to ten dzień nadejdzie.
    Do 10.04.2010 mogłem wierzyć w to, że możliwe są zmiany rozstrzygane w sposób demokratyczny. Ale po 10.04.2010 widać, że nie mamy tu do czynienia z jakakolwiek demokracją...

    OdpowiedzUsuń
  3. @Marylka
    To się robi z każdym dniem coraz bardziej oczywiste. Z każdym jednym dniem. Nawet dzisiejszy dzień o tym świadczy. Oni są jak ten Faraon, któremu Pan Bóg odebrał rozum, czy instynkt. Strasznie to wszystko dziwne.

    OdpowiedzUsuń
  4. @raven59
    Oczywiście że tak. Tyle że rok temu oni jeszcze mogli mieć jakąś nadzieję.

    OdpowiedzUsuń
  5. @All

    Nigdy bym się nie spodziewał, że Majchrowski były komunista, żadnych barierek w Krakowie nie postawił, a bufetowa HGW co to podobno w Odnowie W Duchu Świętym działa, tak ordynarnie i plugawie się zachowuje.

    Masz rację w jednym po 10.04.2010 - to czy taki Majchrowski - komunistą czy nie był nie ma już żadnego znaczenia, podział jest inny.

    Jeszcze jedno mnie ucieszyło demonstracja przeciwników pochówku Lecha Kaczyńskiego na Wawelu zgromadziła ledwie ok 20 typów.
    Popatrz jakby nie liczyć to wystarczyłoby przepędzić ok 150 tej bolszewickiej hołoty i byłby clar - jak mówią żeglarze.

    Czasami u Teściowej przeglądam tzw czasopisma kolorowe, zauważyłem tam, że to są ciągle te same gęby, te same bankiety, beza, wałęsówna, krzywonos, sztuka, -szczuka ???
    marcinkiewicz+izabelka....żakowskie lisy grochole kuźniary olejnikowe itd...

    Może tak im zorganizować Sylwestra w Pałacu Młodzieży i Nauki i niech Tym spuści wodę...

    OdpowiedzUsuń
  6. @Toyah

    To że wybuch jest bliski, to jasne. Pytanie jest: Jak? Jak to się stanie, jak to przeprowadzimy? Co będzie iskrą zapalną? Kto, gdzie, kiedy? Czy to będą jesienne wybory?

    @Cmentarny Dech
    Debili dwudziestu ale WSI24 nie omieszkało poświęcić im czułej uwagi: link, by te nośne hasła rozpropagować wśród maluczkich.

    OdpowiedzUsuń
  7. @Cmentarny Dech
    I oto chodzi! Bardzo się cieszę, że dałeś nam tu ten przykład, bo to jest od pewnego czasu moja obsesja. Ów podział. Kompletnie inny, niż oni chcieliby, żebyśmy sobie myśleli.

    OdpowiedzUsuń
  8. @Kozik
    Tak. Dwudziestu, ale ich zdaniem kilkudziesięciu. W sumie się zgadza. Czyż nie? Tak samo jak 10-ego w Warszawie kilka tysięcy, mimo że kilkadziesiąt tysięcy. Też z pewnego punktu widzenia - prawda. Oni nie kłamią. Kłamanie już było.

    OdpowiedzUsuń
  9. @Cmentarny Dech
    Jak policzyć, to rzeczywiście, nawet całej sceny w Kongresowej by nie zajęli.

    OdpowiedzUsuń
  10. All
    A tymczasem Komisja Krajowa "S" zapowiada manifestacje na wiosnę, lato i jesień, począwszy od dnia polskiego przewodnictwa w UE.
    Czy to będzie ten początek?

    OdpowiedzUsuń
  11. Podoba mi się:
    http://lukas.nowyekran.pl/post/11136,solidarnosc-powoluje-sztab-protestacyjny

    OdpowiedzUsuń
  12. @Marylka
    Czy to będzie ten początek?

    A dokładnie o tym samym sobie pomyślałem, słuchając dziś radiowych wieści w aucie. (A że akurat miałem postój, to właśnie podczas tych wiadomości czytałem w komórce powyższy wpis Toyaha).

    Czy powstanie trzecia wersja Sentymentalnej Panny "S"?

    OdpowiedzUsuń
  13. @Kozik
    Sentymentalna niech będzie jak najbardziej, jeśli przez sentyment weźmie kilofy i tp. narzędzia.

    OdpowiedzUsuń
  14. @Toyah

    Z jednej strony coraz to częściej i mocniej dochodzą do mnie odgłosy, dowody nadchodzącej ZMIANY, chociaż wcale nie mam takiej pewności, że doczekamy się jej szybko. Już kiedyś pisałem u Ciebie, że to jest "bój ich ostatni", który z reguły jest najbardziej zaciekły.

    Z drugiej strony rozmowy w pracy, z sąsiadami, ze znajomymi, gdy coraz to wyskakuje jak diabeł zwrot typu "Kaczyński jest winny, bo zwariował", jak również mozolne zmaganie się z niekompetencją polskich urzędów, opieszałością sądów, obserwowanie ludzi, tego co mówią i co robią, na jednym lub drugim zebraniu (wspólnoty mieszkaniowej lub innej społeczności) - nastraja mnie pesymistycznie.

    Dobrze ujął te myśli prof. Andrzej Zybertowicz w wywiadzie " Rekonstytucja polskości", dla "Naszego Dziennika".

    "gdyby nawet wybory wygrała, i to z dużą przewagą, partia kompetentnych polityków z dobrym programem przebudowy Polski i tak nie dałaby rady wprowadzać potrzebnych zmian, działając pod prąd rozpowszechnionej w społeczeństwie mentalności.
    (...)
    Wielu z nas posiada pokłady świadomości odziedziczone po starych czasach - hamujące rozwój nowoczesnej gospodarki i demokracji; nawyki, z którymi się zrośliśmy tak bardzo, iż często ich nie dostrzegamy. Sprzyjają one z jednej strony nadmiernemu indywidualizmowi, a z drugiej - paradoksalnie - klientelizmowi, następnie zbytniej pobłażliwości wobec własnych słabości, braku poszanowania prawa, nieprzejrzystości w działaniu publicznym. Tej wielowarstwowej tkanki nie można wyrzucić z nas odgórnym aktem zmiany np. Konstytucji, choć i taki impuls odgórny może być niezbędny. Bez oddolnych form aktywności, które wyzwoliłyby falę przebudowy nas samych, projekt odgórnej, instytucjonalnej zmiany państwa byłby realizowany w swoistej próżni społecznej."

    Tutaj całość:
    http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110412&typ=my&id=my03.txt

    OdpowiedzUsuń
  15. @Gracjan
    cały tekst Zybertowicza jest godzien uważnego przestudiowania.

    OdpowiedzUsuń
  16. @Gracjan
    Ja już naprawdę niewiele oczekuję. Wystarczy mi to minimum satysfakcji. A wbrew pozorom, to jest pragnienie jak najbardziej realne.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Gdy Ruch Ośmiu Gwiazdek zamawia świeżą dostawę pieluch

      Pewnie nie tylko ja to zauważyłem, ale gdybym to jednak tylko ja był taki spostrzegawczy, pragnąłbym zwrócić naszą uwagę na pewien zup...