środa, 27 kwietnia 2011

Nie w imieniu zdradzonych o świcie

Przy okazji Świąt Zmartwychwstania, które właśnie nam minęły, bardzo się zintensyfikowały zarzuty co do dramatycznego deficytu miłości i przebaczenia na tym blogu. Pierwszym powodem tego ataku stały się wypowiedziane przez mnie jeszcze tydzień wcześniej pod adresem ludzi niszczących polską edukację, ale powtórzone tu w niedzielny wieczór słowa: „Niech zdychają!” Jak wielu z nas wie, jestem osobą nie znoszącą wszelkich uwag krytycznych pod swoim adresem, a może jeszcze bardziej niechętną do wycofywania się z wcześniej zajętych pozycji, jednak tym razem – możliwe, że tak na mnie zadziałała świąteczna atmosfera – się nad sobą i swoim grzechem zadumałem. Inna sprawa, że trudno się jest nie zadumać, jeśli przychodzą do nas ludzie w sposób oczywisty pobożni i nas napominają autentycznymi przecież słowami Jezusa o tych, którzy „nie wiedzą co czynią”, czy jeszcze bardziej – „miłowaniu nieprzyjaciół swoich”.
Zadumałem się więc nad swoim postępowaniem w kontekście Ewangelii, i muszę swoich pobożnych przyjaciół zmartwić. Otóż ich napomnienia poszły na marne. Dlaczego? Oczywiście jest bardzo możliwe, że to wszystko przez zatwardziałość serca mojego i przez nienawiść, która zjadła mą duszę do tego stopnia, że bez niej żyć już nie potrafię. Mam jednak wrażenie, że mój przypadek jest nieco bardziej skomplikowany. Otóż ja jestem bardzo mocno przekonany, że ludzie, którzy tak chętnie używają pod moim adresem owych ewangelicznych argumentów są przede wszystkim osobiście nieuczciwi jak jasna cholera, a po drugie – zakładając oczywiście, że używają tych cytatów w dobrej wierze – są zwyczajnie głupi.
Dlaczego są nieuczciwi? Z mojej bardzo rzetelnej obserwacji wynika, że osoby, które w dyskusji politycznej powołują się na słowa czy to Jezusa, czy Papieża, czy księdza Popiełuszki – można by wymieniać – czy w ogóle na wartości chrześcijańskie, to najczęściej tacy szczególni miłośnicy chrześcijaństwa, którzy choćb do kościoła zachodzą jedynie dwa razy do roku – a więc na Pasterkę i na święcenie jajek. A i to w najlepszym dla nich przypadku. Z moich bardzo dokładnych obserwacji mogę wnioskować, że jeśli ktoś zaczyna podejrzanie dużo mówić na temat jezusowej miłości, to najprawdopodobniej wyłącznie po to, żeby zamknąć usta tym, którzy mu przeszkadzają w robieniu interesów. Tak się bowiem dziwnie składa, że osoby prawdziwie pobożne są do tego stopnia świadome własnego grzechu, że doskonale wiedzą, jak aż nazbyt często nie jest łatwo naśladować Jezusa. Więcej – jak często nie ma wręcz sposobu, by Jezusa do końca zrozumieć. Z mojego doświadczenia wiem, że najwięcej cytują Ewangelię ludzie występni, lub Świadkowie Jehowy – co zresztą nie tak rzadko na jedno akurat wychodzi.
A zatem jest mi bardzo trudno się pochylić nad napomnieniami płynącymi ze strony ludzi, których podejrzewam o to, że sami nie wierzą w to co mówią. Ludzi, którzy „osobiście mają wielu wspaniałych przyjaciół księży, ale jak widzą co się dzieje w ich kościele, to by cały ten interes zdelegalizowali”, albo ludzi, którzy „osobiście uważają, że aborcja jest złem, natomiast niekiedy doprawdy nie ma innego wyjścia”, czy wreszcie ludzi, dla których „wiara jest bardzo ważną częścią ich życia, natomiast do kościoła chodzą tylko wtedy, kiedy tam jest pusto i czuć zapach kadzidła”. Nie umiem ani się skupić, ani tym bardziej przyjąć słów, które do mnie kierują, i to nawet wtedy, gdy towarzyszą im zapewnienia o modlitwie, jaką codziennie za mnie do Boga zgłaszają. Bo im nie wierzę. Bo uważam, że mnie okłamują.
Ale jest też i ten drugi powód, dla którego ich napomnienia przelatują nad moją głową jak wiosenny deszcz. Otóż ja jestem chrześcijaninem, zawsze bardzo dokładnie starałem się słuchać tego co Jezus do mnie mówił, i w życiu by mi nie przyszło uważać, że historia Jego życia, śmierci i zmartwychwstania, to love story w wydaniu wenezuelskim. Jest dla mnie oczywiste, że nawet jeśli będziemy patrzyli na Jezusa w wersji, w jakiej Go nam pokazał Zeffirelli w swoim ‘Jezusie z Nazaretu’, to też nie możemy nie widzieć, że przed sobą mamy Króla, a nie Księżnę Dianę, i to w specjalnym wydaniu dla afrykańskich dzieci. Ja oczywiście rozumiem, ze dla wielu osób, które uważają Jezusa za mit i bzdurę, a Ewangelię znają wyłącznie z omówień w poradniku dla europejskiego inteligenta, myśl o tym, by terroryzować chrześcijan przy pomocy jakichś bajek o słodkiej miłości i przebaczeniu może być kusząca. Natomiast każdy kto zna Jego życie i Jego słowa takimi jakie one są, wie świetnie, że tam żartów nie ma. Tam wszystko jest jak najbardziej poważne. Że życie, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa to jest rzecz dokładnie tak poruszająca i na serio, jak poruszający i na serio był film Mela Gibsona. I że prawdopodobnie też właśnie dlatego ci wszyscy najwięksi specjaliści od głoszenia Jego miłości, swego czasu tak bardzo ten film znienawidzili.
W moim najgłębszym przekonaniu, ci którzy uważają, że dla Jezusa ów wstrząsający krzyk Psalmisty, otoczonego przez wrogów, szydzących z niego i bezczelnie obnoszących się ze swoją bezkarnością, proszącego Boga o sprawiedliwość, świadczy tylko o jego braku miłości i wiary, są zwyczajnie głupi. A jeszcze głupsi od nich są ci, którzy uznali, że kiedy źli ludzie „otwierają przeciw mnie swe usta, wołają: ‘Ha, ha, ha, widzieliśmy na własne oczy!’”, to ja mam, zgodnie z nauką Jezusa, położyć uszy po sobie, uśmiechnąć się tępo i powiedzieć „Jezus cię kocha, przyjacielu”. Natomiast już nie głupi, ale zwyczajnie niebezpieczni są ci, którzy słysząc, jak ci sami co wcześniej „zastawili sieć na moje kroki i zgnębili moje życie” dziś przychodzą i z bezczelnym uśmiechem każą mi sobie wybaczać, bo przecież oni nie wiedzą co czynią, przyłączają się właśnie do nich i wspierają ich w ich podłości.
W czasie wiecznej już debaty na temat legalizacji i delegalizacji kary śmierci, ktoś powiedział, że brak kary śmierci prowadzi do tego, że człowiek, który za swoją zbrodnie zostaje skazany powiedzmy na sto lat więzienia, zostaje tym samym już do końca życia wyłączony spod wszelkiej odpowiedzialności. Że, jeśli jemu nie grozi śmierć, nie grozi już mu nic. Oczywiście, pozostaje cały czas pod obserwacją i ci, którzy go pilnują, mają też oko na to, by nikomu nie zrobił nic złego, ale on jeśli tylko znajdzie chęci i sposobność, może dokonać najgorszych, najstraszniejszych czynów, a i tak ujdzie mu to na sucho. Dlaczego? Bo państwo skutecznie wobec niego pozbawiło się tej broni, jaka jest kara. Uważam że w pewien szczególny sposób powtarza się ten paradoks w momencie gdy uznamy, że Jezus bezwarunkowo zobowiązał nas do cierpliwego przebaczania swoim oprawcom. Bo jeśli ci właśnie oprawcy ujrzą tu swoją bezkarność, to już nic im nie przeszkodzi stać przed nami i powtarzać: „Ha, ha, ha, widzieliśmy na własne oczy!”, a następnie szyderczo dodawać: „Jeśli jesteś prawdziwym chrześcijaninem, rozluźnij, proszę, tę zaciśniętą w złości pięść”.
Oczywiście, to co wyżej napisałem, nie miałoby najmniejszego sensu, gdybyśmy w tej naszej bezradności mogli liczyć choćby od czasu do czasu na to, że doznamy bożej sprawiedliwości w wydaniu choćby soft. Ale, jak wiemy, Pan Bóg, choć oczywiście sprawiedliwy, aż tak rychliwy nie bywa. Wiedział o tym świetnie przed tysiącami lat Psalmista. I właśnie dlatego wznosił do Boga te swoje wieczne, pełne niespełnienia prośby. Pewnie najczęściej na próżno. Ale przynajmniej nikt mu nie przychodził i nie tłumaczył, że skoro jest taki pobożny, to ma natychmiast swoim wrogom wybaczyć i przestać złorzeczyć.
Parę dni temu, w ramach rekolekcji, jakie System urządził sobie w związku ze zbliżającą się uroczystością beatyfikacji Ojca Świętego, w telewizji TVN24 doszło do spotkania pewnego księdza, z dwoma dziennikarzami, Tomaszem Wołkiem i Cezarym Michalskim. W pewnym momencie prowadząca program Anita Werner zwróciła się do obecnego w studio księdza z następującym pytaniem: „Jak ksiądz myśli, gdyby dziś Jan Pawel II usłyszał jak Jarosław Kaczyński mówi, że śląskość to ukryta opcja niemiecka, co by powiedział?” My oczywiście znamy już wszystkie ich krętactwa, znamy ich oczy, ich twarze i ich języki. Nic nas nie zaskoczy. Pamiętamy ich oburzenie na ojca Rydzyka, że śmiał obrazić dziś już nieżyjącą Marię Kaczyńską, nazywając ją czarownicą, i przy okazji na wówczas jeszcze żyjącego Lecha Kaczyńskiego, że jej przed tą podłą agresją nie bronił. Dziś też niemal codziennie słuchamy słów tych samych co wtedy ludzi, nie mogących dojść do siebie z jeszcze większego oburzenia na Kazimierza Świtonia, który miał czelność obrazić pamięć Lecha Kaczyńskiego, ale też przy okazji i na paru senatorów z PiS-u, ze nie dali świadectwa wobec tego aktu agresji, ale też i na Jarosława Kaczyńskiego, że nie broni dobrego imienia swojego rzekomo tak bardzo ukochanego brata. Znamy ich słowa ich oczy i ich gesty.
Ale ja też znam naprawdę nie tak mało ludzi bardzo pobożnych, bardzo oddanych Kościołowi, ludzi, których religijność odcisnęła na ich twarzach piętno autentycznej świętości, którzy nie potrafią spędzić jednego dnia bez rozkochiwania się we wręcz obsesyjnej niechęci do Jarosława Kaczyńskiego. Czy oni modlą się o jego śmierć? Nie sądzę. O śmierć dla Jarosława Kaczyńskiego modlą się tylko ci, którzy znają tylko tę jedną modlitwę. Czy oni może mu złorzeczą? Chyba nie. Oni takich rzeczy nie robią, bo są dobrymi katolikami i bardzo poważnie traktują jezusowe przykazanie miłości. Najwyżej od czasu do czasu tylko odetchną z ulgą i podziękują Panu Bogu za to że jest dobry i sprawiedliwy. No i że tak skutecznie ich nauczył kochać. To oni też, niemal codziennie mnie napominają, powtarzając jak mantrę tych parę swoich ulubionych cytatów z Ewangelii. Znam tych ludzi świetnie, wielu z nich z osobistych spotkań. Ale również całkiem pośrednio, choćby z kazań pasterskich, jakie od czasu do czasu do mnie kierują.
Uważam, że wszyscy oni grzeszą. I to nie w taki sposób, że nienawidzą ludzi, których ja kocham. Nawet nie dlatego, że nienawidzą mnie. Ja im jestem w stanie wybaczyć nawet to, że czyhają na zgubę moją i mojej rodziny, że cieszą się gdy nam się źle układa i gdy cierpimy. Natomiast będę ich przeklinał i im złorzeczył za to, że – nawet jeśli nie wiedzą co czynią – że gorszą Polskę. Że – nawet jeśli tylko przez swoje lenistwo i głupotę – sprowadzają nieszczęście na mój kraj i demoralizują ludzi, którzy obok mnie mieszkają. A już zwłaszcza, gdy patrzą mi prosto w oczy i z szyderczym uśmiechem opowiadają mi o Jezusie. Będę nimi gardził – nawet jeśli oni z tego nic nie zrozumieją – ponieważ tak zostałem uformowany. By gardzić tymi, co wracają wieczorem i warczą jak psy. Co krążą po mieście i włóczą się, szukając żeru. I skowyczą, gdy się nie nasycą. Nawet wtedy, gdy to oni akurat wygrają. Zwłaszcza wtedy.

36 komentarzy:

  1. @toyah

    Od paru dni mam malo pracy, wiec moge cos napisac. Od tygodnia nie musze pracowac wieczorami, jestem przeszczesliwy. To dlugo nie potrwa, ale cieszmy sie chwila.

    Jak chodzi o ten wpis, ktory mi sie bardzo podoba, to glownie ciekawy jest tu aspekt, jesli mozna tak powiedziec, szermowania Ewangelia. W istocie rzeczy cytatow z Jezusa (a juz tym bardziej cytatow z calej Biblii) jest tyle, ze precyzyjnym wyborem i odpowiednim przycieciem kontekstu mozna zrobic wszystko. Zwlaszcza jesli sie chce cyniczne szachrowac, albo, co gorsza, chce sie popisac przed samym soba i innymi.

    Zwazcie, ze nawet cytat "Poznacie prawde i prawda Was wyzwoli" jest zle interpretowany przez osoby ktore nie znaja pelnego kontekstu wypowiedzi, podkreslajacej role przyjecia nauki Chrystusa.

    Przepraszam za te mysl wielce niestosowna w Oktawie Wielkiej Nocy, ale przewiduje ze predzej czy pozniej jakis gejowski popapraniec wyciagnie cytat "zobaczycie aniolow Bozych wstepujacych i zstepujacych na Syna Czlowieczego" zeby dowodzic to co Pan wiesz a ja rozumiem. To sie poprostu stanie, calkiem jak stalo sie ze ogloszono swiatu ze Jezus i Maria Magdalena mieli potomstwo, a wczesniej ze Judasz byl tegoz Jezusa najlepszym kumplem i powiernikiem od pewnej delikatnej misji. Wszystko to musi byc, i tu sie powtorze, tak jak opisano w Objawieniu Sw Jana.

    Lektura i interpretacja Ewangelii to jest wielkie wyzwanie. Ja musze tu wyznac ze chyba od 10 lat codziennie czytam jeden ustep Ewangelii. Zyje mi sie lepiej, i oczywiscie jestem w tresci (zapisie slow w pewnej kolejnosci) o wiele lepiej oblatany. Ale zebym z tego duzo wiecej rozumial - o, do tego bym sie nie posunal. Jezus kaze wybaczac 77 razy i nadstawiac drugi policzek, ale zarazem jest tym samym Jezusem ktory mowi ze nie pokoj przyniosl swiatu ale miecz, ze przyniosl zagiew i pragnie zeby ten swiat od niej zaplonal. Jest tym, ktory mowi ze do zbawienia wioda waskie drzwi, i ze wielu bedzie przez nie chcialo przejsc ale nie zdolaja (co jednak nie przeszkada roznym przywolanym przez Ksiedza w Wielkanocnym wpisie lunatykom plesc o pustym piekle). I to Jezus mowi poboznemu, ze wszech miar dobrze prowadzacemu sie mlodziencowi ze ma sprzedac wszystko co posiada i rozdac ubogim. A jednoczesnie sam idzie w goscine do grzesznikow.

    Zwroccie na to uwage, bo ja wlasnie sam zwrocilem: Zacheusz, ktory mial duzo za paznokcami, sprzedal polowe majatku i rozdal ubogim, a jesli kogo skrzywdzil, to mu poczwornie wynagrodzil - i Jezus docenil te postawe ("zbawienie stalo sie dzis udzialem tego domu"). Od bogatego mlodzienca, ktory niewatpliwie reprezentowal wyzszy poziom moralny i religijny - Jezus wymaga o wiele wiecej. Z pewnego punktu widzenia to calkiem niesprawiedliwe. (Konkretnie z tego punktu widzenia ktory wylozyl starszy brat syna marnotrawnego w owej przypowiesci)

    Uff, troche odjechalem. Tak naprawde chodzi o to, ze Objawienie to dla mnie wciaz zagadka, wielkie duchowe i umyslowe wyzwanie przez ktorym w pelnej pokorze stoje. To oczywiscie nie znaczy ze nic nie wiem i nic nie rozumiem, bylaby to powazna przesada, mamy wszak jakies rozpoznanie i jakies wytyczne co robic i jak zyc.

    Natomiast wciaz irytuje mnie postawa medrkow ktorzy przy pomocy paru cytatow zachowuja sie jakby to byla instrukcja do pralki. I oczywiscie dowodza nam, ze tej pralki w ogole nie umiemy obslugiwac.

    Serdecznosci!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ostatnio Pieronek, biskup (niezbadane są …, itd.) silnie dołączył do zdegustowanych wiadomą żałobą. Dał tym przyczynę żałoby kolejnej, czy raczej wykrystalizował narodowy sens tej pierwszej i to taki sens, który w miarę upływu czasu narasta.

    Toyah tutaj słusznie zwraca uwagę na szczególne pomylenie pojęć należących do kategorii chrześcijańskiego dobra. Otóż to popularne pomylenie polega na próbie „zaklepania” dobrem jakiegoś zła, względnie jakiejś nieprawdy. W ten sposób zło otrzymuje nagrodę, zaś nieprawda jakiś rodzaj abolicji. W ten sposób Ewangelii głosić się nie da. To zaś ustalenie powinno wystarczyć dla odparcia defetyzmu proponowanego np. przez krytyków, do których toyah odnosi się.

    Ileż można powtarzać, że nie każdemu łotrowi Pan przebacza bezwarunkowo? A chyba żadnemu łotrowi nie przebaczył na jego łotrowskich warunkach. Toyahowi krytycy powinni się zastanowić dokąd poszedł np. ten trzeci ukrzyżowany, albo, daleko nie szukając, Judasz i inni tacy dotychczas nie osiągający osobistego przebaczenia.

    Wracając do Pieronka, to taki wykształcony, nawet pomazaniec, nie może nie rozumieć o co teraz i ciągle chodzi w tej żałobie, gdy teraz wyrażana jest przez rzesze osób, jak ja sam, nijak osobiście nie związanych z ofiarami. Gdybym zatem miał komuś głupszemu niż Pieronek wyjaśnić przyczynę akurat mojej, narastającej żałoby, to użyłbym porównania do sierotki.

    Sierotka już opłakała nagle utraconych rodziców. Mimo to, ciągle wymaga troski i opieki, a ich deficyt jest bezpośrednio związany ze śmiercią rodziców. Porządni ludzie litują się nad nią, lecz ich pomoc jest odtrącana, bo sierotkę obsiedli różni tacy łakomi na jej schedę a zasłaniający się prawem. W ten sposób adresatem żałoby porządnych ludzi staje się sama sierotka. Taka żałoba może narastać mimo upływu czasu i tak jest potrzebne i sprawiedliwe.

    Po Smoleńsku sierotką jest Ojczyzna.

    Niech ktoś o tym powie temu Pieronkowi.

    OdpowiedzUsuń
  3. @toyah
    no trzeba przyznać, że tym razem to już na prawdę ostro.
    Nawet zacząłem się zastanawiać ile w tych Twoich słowach jest kierowane np. do mnie - taki pokojowo nastawiony byłem, prze ostatni czas, wobec nieprzyjaciół naszych, no i sypałem cytatami.

    Ale aż taki pyszny nie jestem, po za tym w swej miłości nieprzyjaciół wytrzymałem do dzisiaj - znowu przeczytałem słowa "biskupa patrioty" i znowu coś napisałem...

    Jednak trochę komentujących - w dobrej wierze - poczuje się lekko dotkniętych.

    Ja wiem jedno, tu w naszym ziemskim bycie jesteśmy tylko na chwilę, dlatego w każdej chwili musimy być gotowi na zaproszenie na wesele...,

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozumiem ze chciałbyś mnie wyłączyć z dyskusji o Chrześcijanświe, ponieważ nie jestem poboznym katolikiem. Mowisz mi ze kazde moje słowo wobec tego tematu jest kłamstwem, tylko przez to ze jestem kim jestem. Nie bedziesz odpowiadał na moje pytania bo uwazasz(a byc moze i jestes) bardziej wierzący ode mnie. Nie chodze tak czesto jak Ty do kościoła wiec zamkniesz drzwi i przestaniesz sie mną wogóle przejmowac, tak?

    To jest najniższy poziom dyskusji - odrzucenie czyjes tezy tylko przez to jaka osobą jest rozmówca, na ogól oznacza brak jakielekowiek argumentacji do obrony własnej tezy(a to oznacza jej fałszywosc). A mam wraznie ze co gorsze odrzucasz mnie nie tylko od prawa do prawdy, ale takze od społeczenstwa.

    Mowisz, że znasz ludzi pobożnych których przeklinasz dlatego ze "gorsza" Polskę. I teraz nie cytuje Ewangelii, nie mówie Ci kazań - po prostu odczytuje Twój system wartości z tego co napisałes, stawiasz Państwo ponad Religię. Pomysl o tym.
    Wojciech Urban

    OdpowiedzUsuń
  5. @LEMMING
    I własnie o to mi chodziło. Ja w życiu nikomu nie machałem przed nosem Słowem. Najwyżej po to, by podzielić się zachwytem nad pięknem tego przekazu.

    OdpowiedzUsuń
  6. @orjan
    Tak. Czytałem kawałek, przeczytam całość. Ale owszem - słyszałem, jak się głośno śmiał.

    OdpowiedzUsuń
  7. @raven59
    E tam! Jestem pewien, że sobie świetnie dasz radę.

    OdpowiedzUsuń
  8. @Michaszek
    Michaszek? Ja Cię w ogóle nie znam. Czy może się zagapiłem?

    OdpowiedzUsuń
  9. @toyah

    Całości czytać nie warto. Jej celem jest destrukcja.

    OdpowiedzUsuń
  10. @orjan
    Co znaczy, nie warto? Dla mnie słowa księdza biskupa są prawie jak relikwia.

    OdpowiedzUsuń
  11. @Toyah
    Przy odrobinie inteligencji i złej woli chyba można próbować uzasadnić każdy pogląd, nawet najbardziej subiektywny, kontrowersyjny, czy absurdalny, idiotyczny. Ale po co?....
    Moim zdaniem powstały problem tj. kilku kontrowersyjnych Twoich sformułowań i kwestię artykułowanych zastrzeżeń, bądź krytycznych uwag i argumentacji komentatorów odwołujących się, do wybranych fragmentów Pisma Świętego. A teraz ich opinii o Tobie, oraz Twojej o nich - usiłujesz przedstawić zbyt arbitralnie i intencjonalnie, a powstały konflikt rozwiązać chyba nie całkiem uczciwie i sprawiedliwie tzn. źle.
    Ja bym po czymś takim, co ostatnio napisałeś - uczyniłeś ręki Tobie nie podał, bo największą obelgą jest dla człowieka prawego i honorowego nie tylko brak elementarnego szacunku, lecz publiczne, bezpodstawne oskarżenie i potępienie.
    Jestem przekonany, że wśród komentujących są osoby nie zasługujące na, aż tak subiektywne oceny autora.
    @All
    Natomiast ku rozwadze, czym może być lub jest dla osoby z pretensjami do ilorazu nie przekonanie, pewność, lecz podejrzenie, czy mniemanie iż w jego towarzystwie znajdują się pozoranci, obłudnicy, faryzeusze, a nawet stuprocentowi durnie, którzy w dodatku kłamią i nie wiadomo dlaczego cytują fragmenty Słowa Bożego?....

    OdpowiedzUsuń
  12. @toyah
    mam wrażenie, że jesteś w bardzo podłym nastroju - kiedyś, to było na samym początku mojego komentowania tu, u Ciebie, zacytowałem słowa, które pomagają mi w chwilach trudnych. W ostatnim czasie często je sobie przypominam, one odbudowują moja nadzieję. A tej nadziei jest we mnie coraz mniej niestety.
    Ze strachem myślę o jesieni.
    Boję się o tym myśleć, dlatego próbuje się pocieszać choć tymi słowami:

    "...czasem kiedy dzieje się źle,
    kiedy umiera ktoś bliski albo przegrywamy, czy ponosimy klęskę
    - myślimy,że to już koniec.
    Nieprawda!!!
    To zawsze jest tylko początkiem,
    albowiem wielkość przychodzi nie wtedy kiedy wszystko nam się układa,
    wielkość przychodzi w chwilach próby, kiedy przyjmujemy ciosy,
    w chwilach zawodu, smutku,
    ponieważ tylko ten kto był w najgłębszej dolinie
    wie jak wspaniale jest na najwyższej górze....
    Richard Nixon

    Musimy budować naszą nadzieję.

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja po 10.04.2010 przebudowałem całkowicie mój system wartości. Nie to że, byłem do tego momentu złym człowiekiem. Nie byłem po prostu ciepły. Tylko ciepły...
    Teraz staram się być gorący.
    Z żalem wspominam te niedziele bez Mszy Świętej, bez Komunii Świętej, bez spowiedzi, bez czytania Biblii...,
    tyle czasu zmarnowanego.

    OdpowiedzUsuń
  14. @toyah Napisałem przy jednej z twoich notatek "Czy biskupi czytają Orwella?" komentarz nt. Doszukiwania się ludu Bożego w wśród ludzi walczących ze strażą miejska po to by zamienić Krzyż na pomnik ponieważ nie znalazłem w wypowiedziach biskupów ani słowa które by o nich mówiły jako ludzie Bożym. Niestety nie otrzymałem żadnej odpowiedzi, wiec wciąż sadze, iż tamta notka jest kłamliwa...
    Pytania które tu zadałem na początku poprzedniego komentarza były bezpośrednie. Ale tak naprawdę w Polsce jest sporo ludzi którzy mogliby Ci je zadać.
    Nie znasz mnie, faktycznie, a jednak poczułem po przeczytaniu tego co teraz napisałeś ze chcesz odebrać mi prawo dyskutowania o katolicyzmie, gdyż faktycznie, przyznaje ostatnio miałem problemy z wiara
    Nie rozumiem dlaczego chcesz w kraju katolickim, czy tez zdominowanym przez katolików, wykluczyć z dyskusji o katolicyzmie wszystkich innych tylko dlatego ze są inni?
    Załuje, ze nie ustosunkowałeś się do drugiej części mojego poprzedniego komentarza gdyż wcale nie musiałeś mnie znać żeby na nią odpowiedzieć.
    Wojciech Urban

    OdpowiedzUsuń
  15. Toyah,
    bardzo mi się podoba, jak tak piszesz. W ten sposób. Nic więcej nie powiem, bo zgadzam się z każdym słowem, i nie mam nic do dodania.

    A, no tylko to, że film Gibsona wielki. Oglądam co roku, w Piątek.
    Tam jest pokazany Pan Jezus, jako wojownik. Fajter. Jako mężczyzna o żelaznym sercu, który stoczył straszliwą bitwę. Dosłownie, tam było po kolana krwi.
    Męka Pańska to nie był spacerek, a tak na naszych Drogach Krzyżowych to wygląda. Upadł. Szymon Mu pomógł. Przypięli go. Gwoździe Mu wbili. Umarł.
    Bardzo była droga, Ofiara, która musiała się dopełnić. Bardzo kosztowna.
    I to tam widać, step by step, przeżywasz ten nieziemski ból, to wszystko.
    Jak ktoś powie, że nie miał mokrych oczu, to albo dureń, albo kłamie.
    I ludzie widzą Jezusa, jako jakiegoś hipisa, czy coś.
    Wszedł przecież do Świątyni, i rozpirzył w drobny mak to całe handlujące towarzycho. Znał swoją przyszłość, mógł wybrać inaczej. Niesamowity facet, wielki wojownik, Ojciec wszystkiego.

    Jakieś podobno są problemy, że system edukacji źle działa. Jakieś modele się wymyśla, i one słabo funkcjonują.
    Jest wzór, nie trzeba niczego innego szukać. Chłopcy niech będą tacy twardzi, jak On, a dziewczęta ... wiadomo.
    Przed wojną wychowało się w szkołach pokolenie Szarych Szeregów. Mimo, że pan ferdydurke twierdzi inaczej. Może to, cholera, był dobry model?

    O, no i popłynąłem w dygresje.

    LEMMINGA pozdrawiam, no i Autora, się rozumie. I wszystkich.

    OdpowiedzUsuń
  16. pojechałeś po bandzie, toyahu. tak urazić miłość własną faryzeuszy.

    OdpowiedzUsuń
  17. @Zibik
    Jak idzie o podawanie, czy nie podawanie ręki, nie ma o czym gadać, bo i tak nas to nie dotyczy. Natomiast, jeśli mogę coś proponować, to przestań tu komentować. W ogóle najlepiej poszukaj sobie lepszego towarzystwa. Sam poczujesz się lepiej, a ja nie będę się męczył studiowaniem tych Twoich synonimów, które, akurat w tym wypadku robią wrażenie jakiejś obsesji.

    OdpowiedzUsuń
  18. @raven59
    Nie jestem w złym nastroju. Wręcz przeciwnie. Jestem wypełniony wiarą i wściekłością. A to mi daje poczucie nieśmiertelności.

    OdpowiedzUsuń
  19. @Michaszek
    A, to Ty! Dlaczego komentujesz tu pod różnymi nickami? To jakaś metoda, czy zwykła nonszalancja?
    Co do Twojego drugiego komentarza, nie odpowiedziałem na niego bo go nie zauważyłem. Wnioski jednak jakie z tego faktu wyciągasz są tak głupie, że właściwie mógłbym Cię spuścić.
    Ale Ci coś powiem. W ramach rekolekcji. Ksiądz który chce zabrać krzyż ludziom, którzy się pod nim modlą, nie jest księdzem, lecz uzurpatorem.

    OdpowiedzUsuń
  20. @tayfal
    Pewnie że Ci się podoba. W końcu to wszystko dla Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
  21. @Rain
    W ogóle o tym nie myślałem. A że tak wyszło - tym lepiej.

    OdpowiedzUsuń
  22. Toyah

    no wiem, i bardzo Ci za to dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  23. @toyah
    Owszem metoda, na problemy z Google. Serwer miał dzies jakis problem ze skojarzeniem konta Wordpressa, wiec tym razem uzyłem konta Gmail z innym nickiem. Wszystkie moje komentarze na twoim blogu podpisałem swoim imieniem i nazwiskiem wiec nie szukałbym tu problemów.

    Skoro juz wczorajszego dnia straciłem mozliwosc odwoływania sie do Ewangelii pod twoimi notkami na blogu, przypomne Ci ciekawa lekture. Otóż niejaki "Świetoszek" Moliera także sie bardzo głosno modlił, leżzał krzyżem na środku koscióła a jaki naprawde był kazdy wie. I sadze ze w modlitwie drugorzędna sprawa jest miejsca (dlatego Ci krzyż mogł spokojnie zostac przeniesiony do koscioła), a takze wielkosc krzyza(Jesli ktos porzebuje do modlitwy nie tylko duchowej ale i fizycznej obecnosci krzyza to mógł z równie dobrym skutkiem modlitewnym modlic sie na tamtym miejscu z krzyżykiem który miał na szyji). I własnie to miejsce, jedno z najpopularniejszych w Polsce, i ten niemały krzyz który tam stał sprawia iz to co tam sie działo przypomina mi ale i nie tylko mi historyjke Moliera.
    Co do twojej rady:
    Ten ksiadź nie zabierał krzyża, tylko chciał go przeniesc.
    Dlatego wole jednak rekolekcje w wykonaniu ksiezy i kiedys na takowych usyłszałem dobre zdanie podsumowujace to co wczesniej powiedziałem: Pan Bóg nie chce by człowiek poszczący zawodził chodził smutny, brudny, wygłodniały. Pan Bóg chce by człowiek odmówił sobie jedzenia, uciech i innych zbytków, ale po ulicy szedł umyty, schuldny a nawet moze byc usmiechniety. Bo wtedy napewno pości dla Boga a nie po to zeby go inni ludzie dostrzegli.

    Widze ze chyba nie masz zamiaru odpowiadac na moje pytania, juz 3 razy mi odpisałes, za zadnym razem nawet sie do nich nie odniosłes. Liczyłem na równą dyskusje ale najwyraźniej mną takze pogardzasz.

    OdpowiedzUsuń
  24. @Michaszek vel Wojciech Urban

    Nie zauważyłem, abyś był stąd przeganiany. Natomiast uparcie lansujesz oceny, że spotyka Ciebie tu jakaś blogowa dyskryminacja. Tak nie jest, choć cierpliwym działaniem możesz to w końcu osiągnąć.

    Kłopot polega na tym, że w istocie nie zadajesz pytań, lecz obwieszczasz tu swoje stanowiska. Tym samym, nie nie bierzesz udziału w dyskusji, lecz żądasz jej skoncentrowania na Tobie samym.

    Osobnym problemem jest jakość. Tu co raz wznosisz ręce, a np. u mnie, one opadają. Automatycznie wpadam wtedy w paradoks dobrze wychowanego Hindusa. Ów nie podejmie się wytłumaczenia drugiemu jego błędów, bo nie chce temu drugiemu sprawiać przykrości uświadomieniem mu błędu.

    Właściwie każde Twoje zdanie przekręca istotę podnoszonej w nim sprawy. Z przyczyny wymaganej tu lakoniczności, a także wymaganego tu tempa, nie ma na blogu szansy całościowego podjęcia się odpowiedzi na Twoje pytania. To jest zarzut merytorycznej nicości.

    Szukając ilustrującego przykładu, zebrałem te Twoje stanowiska i wylosowałem z nich jedno, na które, toyah wybaczy, odpowiem za niego. Padło na Twoje pretensje pod adresem toyaha: „Nie rozumiem dlaczego chcesz w kraju katolickim, czy też zdominowanym przez katolików, wykluczyć z dyskusji o katolicyzmie wszystkich innych tylko dlatego że są inni?”
    Odpowiedź na to powinna być taka:
    Niech dyskutuje, kto chce, o czym chce. Odważniejsi nawet niech dyskutują o Islamie. Problem polega na tym, że jest różnica między zewnętrznym dyskutowaniem „wszystkich innych”, a ich pretensjami o wywarcie wewnętrznego wpływu.

    Na przykład, podnosząc sprzeczność takiego rodzaju, „wszyscy inni” odmawiają księżom obywatelskiego prawa wypowiedzi na tematy polityczne. Ściślej biorąc, segregują, kogo dopuścić. Np. ostatnio pozytywnie wysegregowali Pieronka. Gdy podobnie ich potraktować, obraza boska.

    Zasada uczciwego dopuszczenia udziału polega na tym historycznym: ”nic o nas bez nas”. Inni niech się zaś udzielają w SWOICH sprawach. Pewnie jakieś tam mają nie polegające na wtrącaniu się w sprawy cudze.
    To samo można bezpośrednio odnieść do tego bloga. On się w cudze sprawy nie wtrąca. Cudze sprawy się w niego wtrącają. Jak Ty sam.

    OdpowiedzUsuń
  25. Musze powiedziec ze Twoj blog jest fascynujacy a zrozumienie logiki Twojego rozumowania doskonalym studium, dla niektorych psychologicznym.

    Wiekanoc czyli Zmartwychwstanie. Najważniejsze święto Wiary . Dla jednych malowanie pisanek, dla innych przedświateczne sypanie glowy popiolem, dla innych zastanawianie sie jak bardzo komentatorzy bloga sa nieuczciwi i zaklamani. Nie mowiac juz glupi.

    Pisanie o innych i pokazywanie ich grzechow, udawadnianie win i zastanawianie sie czy chca "smierci" Jarosława Kaczyńskiego moze byc rzeczywiście refleksja ktora sie wynioslo z obejrzenia filmu Gibsona. Jak rowniez "przemyslenia" o wystepnych swiadkach Jehowy tudziez prawdziwie katolickich dyskusjach w TV24. Chcialoby sie powiedziec: kazdy ma takie refleksje zwiazane z Meką Panską na jakie zasluzyl. I skojarzenia z istota Zmartwychwstania jakie mu Wiara przynosi.

    Nie oceniam Twojego pisania i wierze ze robisz to wszystko w dobrej wierze. Ale na Boga, nie mieszaj do tego religii i Wiary! I zrozum ze Wiara chociaz jest walka o Prawde to jest przedewszystkim zwrocona na Prawde o sobie. A modlitwa, w ktorej modlimy sie rowniez za grzesznikow jest prosba o to abysmy MY byli lepsi a nie ONI.

    OdpowiedzUsuń
  26. @Michaszek
    Nie. To nie o to chodzi, że ja Tobą gardzę. Natomiast jest faktem, że Ci nie ufam. Myślę, że jesteś jednym z tych, którzy na widok Jarosława Kaczyńskiego toczą pianę, a tu udajesz, że chciałeś sobie kulturalnie pogadać.
    Inna sprawa, że nawet jakbyś był autentycznie chętny do rozmowy, to argumenty typu "oni nie chcieli krzyża zabrać, ale go przenieść" z tej rozmowy Cię eliminują. I wcale nie ze względu na Twój brak kompetencji, ale mój. Ja tak nie potrafię.

    OdpowiedzUsuń
  27. @Leszek
    Nie gniewaj się, ale te cztery akapity Twojego komentarza stanowią tak cudowny bełkot, że nie mam sposobu, żeby się do niego odnieść merytorycznie.

    OdpowiedzUsuń
  28. Alez nie gniewam sie zupelnie!

    Nie jestes jedyny z taką reakcja. Gdyby było inaczej mozna by w Polsce o Polsce "rozmawiac"

    Wystarczy mi zupelnie Twoja (nie)merytoryczna odpowiedz. I Twoje refleksje z okazji Świąt Zmartwychwstania.

    Zycze pomyslnosci.

    OdpowiedzUsuń
  29. Toyah - pstscriptum.

    Wybacz ale pozwalam sobie jeszcze polecic Twojej uwadze, rekolekcyjny tekst św. Urszuli Ledóchowskiej: http://www.katolik.pl/index1.php?st=rozne&id_r=210&id=602&rodzaj=rekolekcje

    OdpowiedzUsuń
  30. @Leszek
    A zatem, czemu mnie sądzisz?

    OdpowiedzUsuń
  31. Pisz o polityce, pogladach slusznych i nieslusznych, to co uwazasz za wazne i niewazne ale nie mieszaj tego z Wiara i tym czym jest Słowo Boze. Ono ma mało wspolnego z tymi tematami.

    Osadzaj innych, wyliczaj ich "grzechy", bron wartości ktore sa dla Ciebie wazne ale nie mieszaj do tego Pana Boga, czy Ewangelii. Bo te wartości obywaja sie bez dywagacji politycznych czy swiatopogladowych.
    I tekst św. Urszuli Ledóchowskiej doskonale to uswiadamia (jak rowniez mnostwo innych z katolika.pl).

    Nie mieszaj Pana Boga do swoich dywagacji i politycznych sporów. On przemawia w relacji osobistej do kazdego indywidualnie. A przykladem tego jest Sakrament pokuty i pojednania. Nie mowi On o innych tylko o nas samych. I w nim wyznajemy wlasne grzechy a nie te naszych bliznich. I w nim prosimy o przebaczenie bezwarunkowe nie analizujac jak ciezkie sa przewinienia innych. To jest ta osobista relacja zajmująca sie tym co JA robie w stosunku do Pana Boga.

    Przy kazdych rekolekcjach nachodza mnie te reflekje. Jak JA sie zachowuje w stosunku do nauk Ewangelii. Ale Ty mozesz oczywiscie myslec i robic inaczej.

    OdpowiedzUsuń
  32. @Leszek
    Osądzać innych? Żeby mnie sądzono? W życiu!

    OdpowiedzUsuń
  33. @Leszek

    Chłopie, daj sobie na wstrzymanie. Ten blog to nie jest Twój poziom.

    Gdybyś chciał, naprawdę chciał, kiedyś tu komentować, to zapisz się najpierw na jakiś kurs MYŚLENIA. Nie żartuję - nazywa się to np. "warsztaty literackie" i można uczęszczać na nie nawet gdy nie jest się już młodym studentem, lecz i później też.

    W każdym razie spotkanie z profesjonalnym warsztatem pisarskim, jakkolwiek krótkie, dałoby Tobie przynajmniej ogląd własnych możliwości. Toyah to waga ciężka, ekstraklasa, nieosiągalny dla Ciebie poziom mistrzostwa.

    Ty nawet ortograficznie pisać nie potrafisz. Kompletny kanał. Z czym do ludzi, litość chcesz wzbudzać?

    .

    OdpowiedzUsuń
  34. To prawdziwa ulga zobaczyć tylu naprawiaczy wad innych ludzi.

    Nadzieją napawa, iluż między nami strażników zasad prawowierności i prawidłowości okazywania wiary.

    Czy rzeczywiście Wielkanoc przeznaczona jest do pouczania bliźnich zamiast wejrzenia w samego siebie?

    Myślicie, że tym razem się uda? Chcecie wiernych naćpać wiarą w wersji użytkowej środka nasennego?
    Jak ta soma (Huxley) - odwrócone opium dla mas (Lenin)?

    OdpowiedzUsuń
  35. @Toyah
    Nie wiem, czy fakt, że obaj identyfikujemy się z prawymi i sprawiedliwymi postawami, zachowaniami i dokonaniami takich osób, jak śp. bł. JPII, czy śp. L. Kaczyński, także J.Kaczyński, J.Olszewski, A. Macierewicz. M.Kamiński, W. Cejrowski i inni podobni ludzie dobrej woli - nie uprawnia nas, abyśmy jednak wyrażali pragnienie podania sobie ręki?......
    Oczywiście swoim gościom, czy stałym czytelnikom, także komentatorom i uczestnikom dyskusji "proponować", a nawet żądać i egzekwować, od nich możesz różne rzeczy. To jest Twoje prawo, lecz wg. mnie wybrane osoby na tym forum wyróżniają się nie tylko ponad przeciętną wiedzą, doświadczeniem, czy wiarą i kulturą osobistą, także erudycją lub wyjątkowymi uzdolnieniami edytorskimi, ale również wielu z nich szczególną manierą, bądź skłonnością obrażania lub dyskredytowania innych.
    Chyba byłoby lepiej, dla Ciebie i wszystkich, gdybyś jednak nie tolerował, ani nie akceptował w dyskusji na Twoim forum nie tyko tych moich zbędnych synonimów, lecz także odniesień zbyt dosadnych i obraźliwych, czy dyskredytujących interlokutora np: takich sformułowań:
    "Chłopie, daj sobie na wstrzymanie. Ten blog to nie jest Twój poziom." albo "Kompletny kanał. Z czym do ludzi, litość chcesz wzbudzać?", czy "On musi być psychiczny."
    @Yagotta B.Kidding
    Jestem przekonany, że Twoja postawa w sferze publicznej (w dyskusji na forum) wobec bliźnich nie zaimponuje Toyahowi, ani innym, ponadto zdecydowanie bardziej uprawnia, do personalnych i krytycznych uwag.

    OdpowiedzUsuń
  36. @orjan Czym jest dyskusja jesli nie próbą wywarcia wewnętrznego wplywu?
    Rozmową o pogodzie lub zdaniami typu: "To jest piekne", "To jest do niczego". Nikt nie jest doskonały, i nikt nie bedzie, ale kazdy moze sie doskonalic - albo słuchajac jakies nauczyciela, albo rozmawiajac z drugim człowiekiem i poznajac jego zdanie i argumenty je popierajce.
    Faktycznie, chyba przesadziłem z ta dyskryminacja, ale chodziło mi po prostu o to ze Autor własnie przez to co napisałem powyzej o rozmowianiu nie powinien pisac:
    "Ale jest też i ten drugi powód, dla którego ich napomnienia przelatują nad moją głową jak wiosenny deszcz. Otóż ja jestem chrześcijaninem".

    Owszem, obwieszczam swoje stanowiska, własnie dlatego ze ze sa zgoła inne niz zaprezentowane przez Autora. I staram sie je takze popierac argumetacja. A pytaniami szukam u autora argumentacji która by mnie przkonywała.

    Co do sprzecznosci o której piszesz duza czesc ludzi z którymi wymieniałem poglady na ten temat (własnie w dyskusji! bo chcieli dyskutowac) zarówno katolików jak i nie katolików uważa że ksieża moga a nawet powinni sie wypowiadac w kazdej sprawie w której, byle by tylko podczas kazania nie wtracali politycznych odniesien i takie tez jest moje zdanie.

    Otoz moim zdaniem postawa patriotyczna nie polega na pisaniu tekstów i odpowiadaniu wiekszosci kontestatorów zdaniami:
    "Natomiast, jeśli mogę coś proponować, to przestań tu komentować. W ogóle najlepiej poszukaj sobie lepszego towarzystwa."
    czy
    "Chłopie, daj sobie na wstrzymanie. Ten blog to nie jest Twój poziom."
    Zamykajac sie w ten sposów w grupie wybranych osób na dyskusje o społeczenstwie polityce czy religi osób buduje sie coraz wyższy mur przez który bedzie coraz cieżej dyskutowac, a jak juz nie bedzie sie dało dyskutowac to ktoś moze uznac ze moze próbowac siłą a nie dyskusja przekonac innych do swojej racji. A wtedy najbardziej beda cierpiec Ci którzy nie chca byc po zadnej stronie muru bo wolą walczyc dla Polski konstruktywna dyskusją i działaniem. Zupełnie tak jak w piosence Kaczmarskiego Mury gdy przyjrzec sie jej głębszemu sensowi niż ten który z poczatku został dostrzeżony.
    Mówisz: On się w cudze sprawy nie wtrąca. Cudze sprawy się w niego wtrącają. A jednak Autor zamieszcza publicznie swoje przemyślenia nt. społeczenstwa, religi, panstwa a to są także moje sprawy.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...