środa, 20 kwietnia 2011

Sławomir Nowak, czyli o miłości co się obsrała

Czasy są takie, że wobec zmartwień największych, cala reszta robi się nagle głupia i nie bardzo warta choćby splunięcia, a co dopiero poważnych blogowych refleksji. Z drugiej strony, trudno też poruszać się wyłącznie na poziomie tego opętania, które – jak tu parę razy ostatnio zdążyło mi się zauważyć – zaczyna dramatycznie przypominać to, co Pan Bóg uczynił Faraonowi, zanim wyprowadził Żydów z Egiptu. Trudno, choćby dlatego, że jest to wizja tak mocna i, w pewnym sensie mila mojemu oku, że nie chciałbym jej za bardzo ugłaskać.
Mimo to, od rana kombinuję, co by tu napisać, tak żeby było i nie za bardzo poważnie, a jednocześnie odpowiednio mocno i wszystko, co mi przychodzi, jest wyłącznie niepoważne. No bo popatrzmy na takiego Łysiaka. Ja osobiście nie przeczytałem ani jednej jego książki i ani jednego jego felietonu, i znam go wyłącznie z dwóch obrazów – jako bufona pokazującego się jeszcze w PRL-owskiej telewizji, opowiadającego o Napoleonie, i kogoś, kto dla tak zwanych ‘naszych’ jest bohaterem większym nawet niż Rafał Ziemkiewicz.
I oto, dowiedziawszy się, że Waldemar Łysiak został felietonistą tygodnika Uważam Rze, postanowiłem zobaczyć, co on tam pisze. Czytam i oczom nie wierzę. To co on tam robi – i niech mnie kto chce za to ukamienuje – jest dokładnie na poziomie felietonów niejakiego Skiby we Wproście. I to pod każdym względem, języka, dowcipu i metody. Z tą zaledwie różnicą, że Skiba jest ‘ich’, a Łysiak jest, jak już wspomniałem, ‘nasz’.
Więc pomyślałem sobie, ze napisze coś o Łysiaku. No i ledwo pomyślałem, już mi przeszło. W końcu ile razy można się znęcać nad gwiazdami polskiej publicystyki? I wreszcie po co? I z jakim skutkiem? Że znów ktoś mnie wykpi, że jestem zazdrosny i sfrustrowany? A więc pomyślałem, że napiszę coś o europejskim pośle Cymańskim, który wczoraj w Kropce nad i zrobił z siebie takiego osła, tak się fatalnie skompromitował, że od tego wszystkiego bardziej przykry już mógł być tylko widok pękającej ze śmiechu Olejnik, autentycznie tryumfującej, że oto wreszcie udało się jej skopać jakiegoś pisowca. No ale, po przemyśleniu sprawy, też sobie pomyślałem, że nie warto. Przyszło mi więc do głowy, że może należałoby wspomnieć coś o wywiadzie jakiego Onetowi udzielił nasz wspaniały policjant z CBA Tomasz Kaczmarek i – tym razem odwrotnie – pozachwycać się nad sytuacją, gdzie nagle dochodzi do tak pełnej zgodności kunsztu zawodowego i intelektualnego, jak naprawdę rzadko kiedy. No ale to akurat trzeba przeczytać samemu. Tego opowiedzieć się nie da, a komentować nie ma potrzeby. A więc polecam tylko onetowy wywiad z agentem Tomkiem.
I oto nagle przeczytałem gdzieś w Sieci, że Sławomir Nowak udzielił wywiadu Piaseckiemu i powiedział, że jego zdaniem Jarosław Kaczyński wcale nie jest w żałobie, lecz ślini się w pogoni za władzą, co zdaniem Nowaka, jest tym bardziej oburzające, gdy zauważymy, że jemu się nawet nie chce skoczyć do Krakowa na grób swojego brata i bratowej. Przeczytałem te słowa i pomyślałem sobie, że to może być dobry pretekst. Że to jest właśnie ten przykład biblijnego wręcz opętania – a więc czegoś jak najbardziej poważnego – a jednocześnie opętania na takim poziomie trywialności, że może nam się nawet uda pośmiać. Bo, owszem, wpieprzanie się w cudzą żałobę jest zawsze irytujące, choćby przez swoją, jak idzie o świat nawet nie koniecznie tylko ludzi białych, całkowitą egzotykę, ale przy tym owo wpieprzanie się, w wykonaniu kogoś takiego jak Nowak, niesie w sobie coś tak prostackiego, że aż karykaturalnego.
Bo ja sobie myślę, że Nowak – kiedy tak natrząsa się z tej śmierci i tego bólu – owszem, został w jakiś sposób psychicznie uszkodzony, czy to przez Boga, czy przez Szatana, ale przede wszystkim jest okropnie zabawne patrzeć, jak on bardzo jest ogłupiały z tej miłości do swoich państwa. Jak on jest bezprzykładnie im wierny. Jak on bardzo musi się czepiać tego swojego afektu, jeśli dochodzi do tego, że on bez mrugnięcia okiem wali takie teksty – i to nie pół roku temu, nawet nie trzy miesiące temu, ale dziś, kiedy już nawet kompletni ślepcy widzą, że na końcu tej drogi nie stoi zwykła tradycyjna kara, ale prawdziwa rzeź. A ten przyłazi w tym swoim wyglancowanym garniturku i mówi i śmieje się z Kaczyńskiego, że ma chorą mamę.
Myślałem więc sobie o tym Nowaku, i pomyślałem sobie, że zadedykuję mu pewien beletrystyczny kawałek, który sam napisałem. Krótkie bardzo, i myślę, że bardzo zabawne opowiadanie o miłości, która się posrała. Mam nadzieję, że się spodoba.



Moja młodsza siostra, którą mieliście okazję poznać w zeszłym tygodniu na koncercie, jest okropnie zakochana w pewnym chłopaku z Rudy-Chebzie. A w związku z tym, nie potrafi praktycznie przeżyć bez niego choćby jednego dnia. Ponieważ Ruda nie jest dużym miastem i znajduje się zaledwie dwadzieścia minut autobusem od miejsca, gdzie mieszkamy, siostra jeździ tam niemal codziennie.

Wczoraj, zaraz po szkole, Pusia – jak wiecie, tak się właśnie nazywa moja siostra – pojechała do tej Rudy-Chebzie, gdzie niespodziewanie została powitana przez dziewczynę z małej wioski pod Przemyślem o nazwie Tarnawce. Dziewczyna z Tarnawiec, której Pusia w życiu wcześniej nie widziała, poinformowała Pusię, że nie życzy sobie, żeby Pusia widywała się z Bodziem. Byłbym zapomniał, ten chłopak, w którym Pusia jest zakochana, ma oczywiście na imię Bodzio. Wściekłe spojrzenie, jakie Pusia dojrzała na twarzy dziewczyny z Tarnawiec, w dodatku z każdą chwilą wściekłe coraz bardziej, musiało oznaczać, że Pusia – dziewczyna w końca nie bardzo dzielna – ma prawdziwy kłopot.

Tymczasem, mieszkańcy Rudy-Chebzie, których codzienne życie nie jest jakoś szczególnie fascynujące, zaczęli się powoli gromadzić wokół zdarzenia i obserwować spotkanie, do którego doszło na głównym dworcu autobusowym w miasteczku, z rosnącym zainteresowaniem. W tej sytuacji – jakże zawstydzającej i absurdalnej – Pusia, nie mając pojęcia, jak się zachować wobec tego ataku miłości i nienawiści, zaczęła nerwowo się rozglądać, mając nadzieję, że może nagle w tym zaciekawionym tłumie dojrzy ukochane oczy Bodzia. W tym akurat momencie, to on bowiem wydawał się być jedyną osobą, na którą Pusia mogła liczyć.

I nagle, w dalekim końcu dworca, Pusia zauważyła Bodzia, który najwidoczniej jednak całkowicie nieświadomy tego co się dzieje, szedł bardzo powoli, trzymając za rękę bardzo atrakcyjną dziewczynę, której imienia Pusia nie znała, ale która wpatrywała się z uwielbieniem w oczy Bodzia. Oczy – jak już wspomnieliśmy – niezdolne do tego, by widzieć cokolwiek. Jeśli natomiast idzie o dziewczynę z Tarnawiec, która w tym momencie wrzeszczała już na Pusię z najwyższą furią, ta akurat była tak wściekła, że nie widziała już nawet nie tylko tłumu, który robił się z każdą chwilą coraz większy, ale również swojego kolegi Bodzia, o którego miłość była tak bardzo gotowa walczyć.

Pusia jednak w tym momencie była już w innym świecie. Żal, który nagle ogarnął jej serce, był tak wielki, że najzwyczajniej w świecie siadła sobie na ziemi – tak na marginesie, nie do końca czystej – i zaczęła zawodzić tak nieprawdopodobnie żałosnym płaczem, że dziewczyna z Tarnawiec, która w jednej chwili przestała się wydzierać, i której twarz w tym samym momencie pobladła ze zdziwienia, też siadła na ziemi i spytała – Dlaczego?

Ale tez i ludzie, mieszkańcy Rudy-Chebzie, którzy mieli to szczęście, że zdarzyło się im tego dnia, tego popołudnia, znaleźć się w tym dokładnie miejscu, byli tak zdumieni tym co ujrzeli, że również usiedli na ziemi i spytali – Dlaczego? Siedzieli więc i patrzyli, a ziemia była wciąż tak samo brudna jak wcześniej, a przed sobą widzieli dwie piękne dziewczyny, z których teraz już i druga płakała, z żalu, że skrzywdziła kogoś aż tak bardzo.

Tymczasem, Bodzio i dziewczyna, której imienia już nigdy nie poznamy, odchodzili powoli w którąś z bocznych uliczek Rudy-Chebzie. Niewidziani już ani przez Pusię, ani tym bardziej przez dziewczynę z Tarnawiec, ani też przez jakże zadowolonych z siebie i ze swojego życia przechodniów. A ponieważ byli zakochani, tym bardziej mieli w nosie ludzi, którzy zaparli się, by sobie posiedzieć na brudnym przystanku i się odpowiednio uświnić.


Oto moja proza dla Sławomira Nowaka. Ale nie tylko dla niego. To jest dla wszystkich tych, którzy z tej szalonej miłości, która spadła im na łeb przed kilkoma laty, wciąż uważają, że nie ma nic zabawniejszego niż czyjaś rozpacz. Głupio mi to mówić, ale tak na moje oko, Was już tylko śmierć może wyprostować.

13 komentarzy:

  1. @toyah
    Ja po tym nieszczęsnym "występie" Cymańskiego u MO, obejrzałem program o tym jak jakiś dziennikarz zrobił sobie hucpę z tego, że nie może zastać Jarosława Kaczyńskiego w swoim biurze - w dniu i godzinach dyżuru. Dotyczyło to oczywiście przedwczorajszego dnia (18 kwietnia - rocznicy pogrzebu Prezydenckiej Pary w Krakowie - o czym ów dziennikarzyna nie wspomniał).
    Przez cały program było o tym, że Jarosława Kaczyńskiego nie ma a i pies z kulawą nogą wcale nie miał ochoty Go na tym dyżurze odwiedzić. No przepraszam był jedna pani, która chciał prosić o pieniądz ponieważ jej brakuje. Przyznała tez, że już kiedyś raz była i że nawet dostałą 50 zł. 50 zł powtórzył dziennikarz głosem jakby chciał powiedzieć o Jarosławie Kaczyńskim "Łaskawca" - a tyle kosztuje to utrzymanie biura poselskiego. A jeszcze ma biuro w Koszalinie - czy gdzieś tam, do którego zagląda aż 2 razy w roku. Jeszcze nawet kserokopiarkę ma z sejmu.
    I tak w zasadzie przez cały program...
    Na koniec zanotował sukces, Jarosław Kaczyński przyjechał wreszcie do biura. I nawet przyjął tego dziennikarzynę i z nim porozmawiał.
    O tym, że w związku z chorobą Mamy Jarosław Kaczyński odwiedził mamę w szpitalu a i że sam JK przechodził jakieś badania. No a najciekawsze z tego wszystkiego było to, że kiedyś do biura Jarosława Kaczyńskiego przyszedł ktoś z rzeźnickim nożem, ale sobie z nim poradzili.
    W całej audycji dziennikarzyna nawet nie zająknął się na temat tego, że w związku z chorobą mamy Jarosław Kaczyński odwołał swój wyjazd tego dnia na rocznicę pogrzebu do Krakowa a mimo to jednak znalazł czas na na zmarnowanie tego czasu z tym dziennikarzyną, zapewne domyślając się tego, że i tak on zrobi z tego taki materiał że by pokazać a jaki ten Kaczyński jest be.

    Czy ma to związek ze Sławomirem Nowakiem bezpośredni pewnie nie - ale rosną nowe zastępy nowaków.

    OdpowiedzUsuń
  2. Toyahu


    Kochany chłopak ten Nowak.


    Andrzej Bursa
    * * *
    Jaki miły i mądry facet
    naprawdę mądry
    nie z tych przemądrzałych
    obieżyświat
    co to z niejednego pieca chleb jadł
    wyrozumiały i uprzejmy
    cała anatomia jego twarzy
    zdradzała lekki wysiłek
    ust:
    by mądrzej i grzeczniej do mnie mówić
    oczu:
    by uważniej i uprzejmiej mnie słuchać
    taaaak...
    naprawdę nie mogłem nie napluć mu w mordę




    Pozdr.
    -------------------
    GW nie kupuję.
    TVN nie oglądam.
    TOK FM nie słucham.
    Na Rysiów, Zbysiów i Mira nie głosuję.

    OdpowiedzUsuń
  3. @raven59
    A ja mam nadzieję, że jednak nie rosną, ale się wykruszają.

    OdpowiedzUsuń
  4. @Przemo
    O tak! Dziękuję Ci za ten tekst. Myślę o nim od spotkania w Krakowie.

    OdpowiedzUsuń
  5. @toyah
    chodziło mi o to że rosną takie pieski dziennikarskie, jak ten o którym pisałem - gotowi dla mamony na każdą niegodziwość.

    A że rosną szeregi młodych prawych i solidarnych to przecież widzimy.
    I w jest nasza nadzieja.

    OdpowiedzUsuń
  6. @toyah

    Co do Łysiaka - w punkt.
    W poniedzialek w innym miejscu wirtualnego świata napisałem tak:
    --

    Przeczytałem dzis Łysiaka na stacji benzynowej (kupuję na Świeta, jak co tydzień, tylko Gazetę Polską, pewnie jeszcze Nasz Dziennik).
    Łysiak łagodny jak baranek.
    Niby pisze o kondominium rosyjsko-niemieckim, niby wspomina o bul-komorowskim, o złym rządzie, zaniechanych reformach i polskich mediach niezależnych od prawdy.
    Ale wszystko pisane w stylu niełysiakowym, nie do takich słów nas przyzwyczaił. Łagodnie, miekko, bez ostrych diagnoz i sformułowań. Łysiak skrojony na wymiar Rzepy. Fe!
    Ale co innego jest najgorsze. Wraca samotny wilk po paru latach niepisania, opisuje polską rzeczywistośc społeczno-polityczna i nei dostrzega rzeczy najważneijszej....
    Dla niego nie istnieje smoleńska trauma, nie istnieje to, co boli najbardziej. Tydzień po Rocznicy, Łysiak nie widzi powodu, żeby o tym wspominac.
    I to dopiero daje obraz nowego felietonisty, rzepowego aż do bólu. Lisicki pewnie zadowolony.

    Kto Łysiakowi spiłował zęby?
    ----
    Nei wiem wprawdzie, czy Twoje, toyahu, porównanie do Skiby jest adekwatne, bo czytałem tego narcyza może raz w życiu, ale zakładam, że pasuje jak ulał.
    ----
    A co do Nowaka, Piaseckiego i całej tej czeredy... Przed nimi bardzo smutna przyszłość. Niesiołowski z Bartoszewskim do kwadratu. Zostanie im tylko nienawiść. I czarne miejsce na kartach historii.

    OdpowiedzUsuń
  7. @Toyah

    Nowak to stosunkowo nowy rodzaj bydlaka, przed takim typem odczuwam wręcz strach. (Czy nie pisałeś kiedyś o tym?).

    Ta zimna, jakże naturalna, pogarda. Powiedzieć o nim bufon to bardzo mało. Jak zdarza mi się czasem mieć z nim kontakt via media to PRL-owskich kacyków wspominam wręcz z rozrzewnieniem.

    Że aż chciałoby się siąść na tej nie do końca czystej ziemi i przyłączyć do tych płaczących, choć one przecież nie z naszej bajki.

    OdpowiedzUsuń
  8. @Toyah

    Felieton Łysiaka pasuje mi do opisów rysuneczków z Gazety Polskiej przed wyborami prezydenckim - Podobny poziom. Co go skłoniło do tzw powrotu - mam pewną teorię, otóż uważam, że w niedługim czasie dojdzie do wymiany elit. Obecne, supportowane przez zagrabione złoto majątków i bagnet czerwonoarmisty, są już nad intelektualną przepaścią i niebytem, a ich dzieci to tępota i nihilizm ideowy - którzy wolą bezwysiłkową obelgę ("Kaczyński ty Ch...", a potem puknąć kogoś zależnie od upodobań, niż jakiś intelektualny choćby i bełkot. Nowak nie należy nawet do ich dzieci - to zwykły kundelek więc warczy jak szczeknie coś większego. Wzbudza raczej we mnie śmiech i politowanie, coś jak kundelek szczekający jak opętany, gdy jadę sobie w piękną pogodę rowerkiem, czy jest sens się zatrzymywać i kopać takie ledwo co??? Niech szczeka i płucka dotlenia :) - niedługo się przydadzą... Wracając do Łysiaka myślę, że po prostu chce się załapać na nowy Salon. No cóż zobaczymy czy potrzeby nam będzie jako taki jeden i drugi :)


    A co do Olejnik to wczoraj przez przypadek zobaczyłem co jej tam gra... Jak Urbański wspomniał, że jak był szefem TVP, to Kaczyński ciągle go pytał kiedy sprowadzi Olejnik... jak ona to usłyszała, to zachowywała się już jak nastolatka na widok przystojnego włoskiego Carabinieri. Toż to zwykła tęsknota i pragnienie docenienia podstarzałej Panny Nikt przez Jego Nas Kogoś. Ona by chciała, ale strach że zostanie na lodzie ją paraliżuje, po prostu boi się że Nią wzgardzimy jak Wstanie. Jeszcze chyba nie rozumie, że tak w głębi serca to przykro nam jest patrzeć jak liże buty Systemowi, gdy tak niewiele w gruncie rzeczy brakuje by Wstać.

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. @Kozik
    Pamiętasz takie zdjecie sprzed roku, jak on ze swoimi kumplami stoją w czarnych garniturach na pogrzebie chyba? I wszyscy wyglądają jak lokalni bandyci przed kościołem, w którym za chwilę mają się bierzmować? Tak go widzę.

    OdpowiedzUsuń
  10. @Cmentarny Dech
    Wiem o czym mówisz. Też to zauważyłem. Ona aż pokraśniała. Mam to nagrane. Będę chronił jak relikwię.

    OdpowiedzUsuń
  11. @Toyah
    Mnie Nowak od dawna kojarzy się z wiecem wyborczym w 2007 r., gdzieś w na Wybrzeżu (Gdańska lub ...). Przypadkowo zobaczyłem wystąpienie Nowaka w TPV Info. Te kłamstwa, które ona tam wygadywał, jak opisywał Polskę, co obiecywał - wystarczyło, aby zdać sobie sprawę z tego co nasz wkrótce czeka. To co później gadał, jak się zachowywał, ten jego od rzeczy uśmieszek - potem już nic nie mogło mnie zaskoczyć.

    Ale jednak zaskoczyło, gdyż potem pojawiali się w mediach kolejni 'Nowaki', z podobnym uśmieszkiem, z podobna kindersztubą, taktem i przesłaniem ...
    Czy oni wybierają takich, czy też przechodzą jakieś szkolenia lub tacy się stają w drodze doboru naturalnego ...

    OdpowiedzUsuń
  12. @Gracjan
    Myślę że tu działa reguła naturalnego przyciągania. Oni się odnajdują w największym tłumie i lgną do siebie jak szczenie do suki.

    OdpowiedzUsuń
  13. @Toyah
    Twój artykuł przyniósł pożądany skutek - obrót kierunku komentarzy na widelcu o 180 stopni
    I jak zwykle zwiększył naszą wrażliwość na prezentowane przez Ciebie tematy.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...